sobota, 14 sierpnia 2010

Czas rozejść się do domów

Prezydium Episkopatu i Metropolita Warszawski wydali oświadczenie w sprawie krzyża przy pałacu prezydenckim. Cieszy mnie jego wyważony ton i zbieżność stanowiska z moimi przemyśleniami na ten temat, które wyraziłem kilka dni temu na blogu.

Mam nadzieję, że obrońcy krzyża wraz z tymi, którzy napełnieni religijnym radykalizmem podsycali całą tą aferę swoimi wpisami (np. red. T. Terlikowski) choć troszeczkę czują się nieswojo po tym jak dali się wciągnąć w polityczny spór używając symbolu krzyża jako - wg słów Episkopatu - "zakładnika" i "narzędzie politycznego przetargu" w tej rozgrywce.

Przemyślane i mądre stanowisko Prezydium i Metropolity Warszawskiego jednoznacznie wykazuje, że obrońcy krzyża bardziej zaszkodzili niż pomogli powadze treści związanej z tym symbolem, kościołowi i Polsce. Episkopat zaapelował o zakończenie krzyżowej wojny. Pytanie tylko: czy wierni posłuchają akurat tych pasterzy czy też mają innego, który wcale niekoniecznie musi podzielać zdanie Episkopatu?

Gorszące polityczne i religijne pyskówki (z obu stron barykady) zakończone. Czas rozejść się do domów. Zadowolone z tego cyrku mogą być jedynie środowiska lewicowe, "postępowe", feministyczne i bezideowe.

Jeszcze jedno. W swoich wpisach nt. krzyża skupiam się na zachowaniu jego obrońców. Z prostej przyczyny, w wielu miejscach łączy nas zbieżność celów: oczekiwanie wyjaśnienia śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku, godne uczczenie pamięci ofiar, poszanowanie dla symbolu krzyża, prawo do jego obecności w przestrzeni publicznej itp.). Jednak sposób osiągania tych celów przez "krzyżowców" uważam za wybitnie szkodliwy dla sprawy, o którą walczą.

Po (nierzadko podpitej) tłuszczy, która oblegała obrońców krzyża z szykanami, wyzwiskami, kpinami niczego więcej nie oczekiwałem. Zachowywali się tak jak "przystało" na drugą stronę: wulgarnie, prowokacyjnie. To nie mój świat. To świat (czyt. ludzie), który ginie, a któremu powinniśmy głosić wystarczalność i doskonałość ofiary Jezusa na krzyżu, nie zaś walczyć nim o cele polityczne.