piątek, 22 października 2010

Czy jestem za in vitro?

W sejmie trwa dyskusja na temat in vitro. Spośród przedstawionych projektów dwa uważam za najbliższe chrześcijańskiemu podejściu: Bolesława Piechy i Jarosława Gowina.

Bolesław Piecha proponuje całkowity zakaz in vitro, ale w okresie przejściowym dopuszcza adopcję zamrożonych embrionów. Jego projekt za tworzenie zarodków poza organizmem kobiety przewiduje karę dwóch lat pozbawienia wolności. Ponadto, za niszczenie embrionów, badania nad nimi i handel, a także praktyki eugeniczne (np. selekcję) - od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.

Poseł Jarosław Gowin dopuszcza tę metodę, ale jednocześnie wprowadza prawną ochronę embrionu. Projekt zakazuje tworzenia embrionów nadliczbowych, a tym samym ich mrożenia i selekcji. Gowin proponuje tworzenie maksymalnie dwóch zarodków, które byłyby implantowane do organizmu kobiety. Z tej metody mogłyby korzystać tylko małżeństwa, a w przypadku adopcji embrionu (gdy po jego stworzeniu z określonych powodów nie dojdzie do jego implantacji do organizmu matki) również samotne kobiety. Za zniszczenie embrionu groziłaby kara do pięciu lat więzienia.

Jeśli chodzi o moje zdanie to w kwestii niszczenia zarodków sprawa jest oczywista - jest to niedopuszczalne i równoznaczne z aborcją. Skłaniam się do stanowiska B. Piechy nie ze względu na to, iż uważam samą metodę za nieetyczną, ale ze względu na to, że łatwo przewidzieć konsekwencje dopuszczalności in vitro.  

Nie chodzi o to, że ktoś powie: "Nie ma przepisu w prawie Bożym zakazującym in vitro", więc jestem "za" pod warunkiem, że nie niszczymy innych zarodków. Rozumiem to stanowisko, ale musimy do niego dodać jeszcze kolejną szczyptę mądrości. Czy wiemy co Biblia mówi o grzechu człowieka? Czy wiemy co robią ludzie z nienarodzonymi dziećmi tam, gdzie państwo dopuszcza, by mogli zrobić z nimi co chcą? Czy wiemy, w czyje ręce chcemy oddać ludzkie zarodki i czy obchodzi nas, co się z nimi będzie działo, po tym, gdy już ktoś otrzyma upragnione dziecko? 

Jak napisała Joanna Najfeld: "Żyjemy w kraju, w którym wymiar sprawiedliwości nie ściga ginekologów ze śmietnikami pełnymi dziecięcych szczątków. Ustawa aborcyjna z 1993 roku nie jest przestrzegana, mordercy ogłaszają się swobodnie w gazetach. A my dajemy sobie wmówić, że ta sama policja będzie miała chęci i możliwości sprawdzania, czy w danej klinice pod mikroskopem laborant powołał do życia jedno czy dziesięcioro ludzi i co z nimi robił dalej".

Obawiam się, że legalizacja in vitro otworzy puszkę Pandory i spowoduje brak kontroli państwa i organów ścigania nad tym zjawiskiem. Kogo będzie obchodziło się, co dzieje się z zamrożonymi zarodkami, kto i do czego będzie je wykorzystywał? Przecież mówimy o legalności in vitro.