poniedziałek, 25 czerwca 2012

"Wierzę w Sola Scriptura więc po co mi kościół"

Ten błąd polega na subiektywizowaniu treści wiary wedle zasady: ja i moja Biblia. Kościół jest w najlepszym wypadku pomocny, ale nie jest konieczny w chrześcijańskim wzroście. Niekiedy ewangeliczni chrześcijanie twierdzą: „Biblia, nie kościół jest moim najwyższym autorytetem. Dlatego wierzę, że mogę ją samodzielnie czytać i budować teologiczne wnioski poza kontekstem kościoła i bez konfrontowania z jego nauczaniem (obecnie oraz w historii).”

Powyższa postawa całkowicie przeczy zasadzie Sola Scriptura. Jest nie tylko przejawem pychy, niezależności i indywidualizmu, ale także nie rozpoznaje kontekstu, w jakim Pismo zostało dane oraz w jakim powinno być odczytywane. Biblia nie spadła na nasze biurka z nieba. Jest ona dokumentem przymierza. Jej adresatem jest wspólnota kościoła, kościoła widzialnego, nie zaś ezoterycznego (w ST Izrael, w NT poszczególne zbory/kościoły oraz ich przywódcy). Dlatego Pismo powinno być wyjaśniane, interpretowane w kontekście Ludu Bożego. 

Biblia jest objawieniem woli Oblubieńca przekazanym Oblubienicy. Będąc poza kościołem (widzialnym, nie zaś tym w atmosferze lub w obłokach) wyłączamy się z grona jej adresatów. Oczywiście osobista lektura Pisma, wnioski badaczy, antropologów biblijnych, komentatorów są cennym źródłem poznania lecz powinny być osadzone w kontekście kościoła i konfrontowane, porównywane, badane z jego nauczaniem.