wtorek, 23 października 2012

Czy jesteś słony?

Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana. Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze. - Ew. Mateusza 5:13-14

Pan Jezus przyrównuje naszą rolę w świecie do bycia solą i światłem. Sól znajdziemy  na ziemi. Światło najczęściej świeci ponad nami.
Możemy więc zrobić pewne połączenie: sól czyli ziemia i światło czyli niebo. Jest to związane z obietnicą daną Abrahamowi. Bóg powiedział mu, że jego potomstwo będzie tak liczne jak piasek na ziemi i jak gwiazdy na niebie. Uczniowie Jezusa są wyniesieni do pozycji niebiańskich synów, którzy czynią świat miłym aromatem dla Jahwe.

W Starym Testamencie Izrael dodawał soli do każdej ofiary w świątyni. Nazywano ją “sól przymierza” (3 Mj 2.13). W metaforze Jezusa sól symbolizuje smak. Prześladowani uczniowie Jezusa są jak sól na ofierze, aby czynić ziemię ofiarą dla Ojca.

Oznacza to, że życie bez chrześcijan byłoby mdłe, świat byłby niestrawnym miejscem. Mamy więc nadawać smak naszej kulturze. Pomyślcie np. o reformacji i jej wpływie na ówczesne czasy. Całe życie uległo jej wpływowi. Rzeczą, która uchroniła XVIII-wieczną Anglię przed rewolucją równie krwawą jak francuska było ewangeliczne przebudzenie, które wiązało się z kaznodziejską służbą takich ludzi jak John Wesley i George Whitefield. 

To jest pierwsza funkcja soli: nadawanie smaku gdy coś jest mdłe, byle jakie, gdy życie ma smak przegotowanej wody lub owsianki. Naszą rolą jest wnosić nowy smak, nową jakość życia – życia z Bogiem: życia w pełni, w radości, pokoju. 

Jednak na tym nie kończy się funkcja soli. Sól na ofierze symbolizowała trwałość przymierza. W starożytnym świecie sól była używana w celu zabezpieczającym mięso przed zgniciem. Gubimy siłę tego obrazu ponieważ sami zazwyczaj używamy mało soli.  Jedynie szczypta przy jakiejś okazji. Obraz soli powinien nam jednak przypominać, że naszym powołaniem jest zachowywanie świata od zepsucia jakie nastąpiłoby w nim gdybyśmy od niego uciekli.

Te słowa Chrystusa wymagają od nas pewnego poglądu na świat. Mianowicie, że bez obecności Chrześcijan, świat jest zgniły i dominuje w nim ciemność. Dlatego naszą rolą jest być solą dla świata czyli chronić go przed duchowym gniciem. Biblia przestrzega przed hołodowaniem przez chrześcijan wartościom świata.

1 Jn 2:15-16:
(15) Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. (16) Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. (17) I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.

Oczywiście nie chodzi o świat w sensie geograficznym, ale świat jako uosobienie wartości wrogich Bogu. Dlatego chrześcijanin nie może upodabniać się do świata, żyć tak aby za wszelką cenę wtopić się w niego. Swoim życiem mamy raczej doprawiać świat, a nie być jego przyjaciółmi:

4) Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga. – Jakuba 4:4

Mamy więc niczym sól "wysypywać się" na świat by go zmieniać. Świat moralnie gnije właśnie tam gdy chrześcijanie jako sól ziemi postanawiają przebywać razem w solniczce, a nie wysypywać się na niego niczym na mięso. Narzekamy na niemoralność w świecie, w mediach, sztuce, ale sami nie kiwamy nawet palcem by coś zmieniać, by jako sól oddziaływać.

Oczywiście wiemy, że obecność soli nie łączy się z przyjemnością. Posypcie np. ranę albo oczy. Jeśli wchodzimy w miejsca, które wymagają opatrzenia, uleczenia – nasza obecność będzie szczypać, boleć. Człowiek w stanie buntu wobec Boga jest jak otwarta rana. Posypiesz ją solą, a będzie go bolało i będzie się opierał obecności soli. Miejmy więc realistyczne oczekiwania. Niechrześcijanie wcale się nie ucieszą widząc dobrych chrześcijan pośrodku siebie. Nie oczekujemy reakcji ojca z przypowieści synu marnotrawnym, który nawróconego syna powitał: w drodze, z otwartymi ramionami, nową szatą i wspaniałą imprezą. W świecie nic takiego nas czeka ze strony tych, którzy żyją zgodnie z wartościami tego świata.

Nie powiedzą nam: Wspaniale, że działacie i że coś robicie dla Boga. Bo wiecie, my tylko nie lubimy tych obłudników, którzy twierdzą, że są chrześcijanami, a żyją tak samo albo gorzej od nas. Nie lubimy religijnej obłudy – lubimy szczerość.

Nic takiego nas nie czeka. Usłyszysz raczej słowa: Sól do solniczki! Księża na księżyc! Pasterze na łąki!

Ludzie z otwartymi ranami nie lubią obecności soli. Wolą się wykrwawiać. Albo zaprzeczać, że rana jest głęboka. Pan Jezus powiedział, iż jesteśmy solą, a nie "stańcie" się solą. Bóg poprzez krzyż zawstydza mądrych w oczach tego świata (1 Kor 1:27). Solą ziemi nie są królowie i gwiazdy pop, subkulturowa młodzież jeżdżąca w latach 80 do Jarocina (jak niegdyś śpiewał zespół Proletaryat: "To my, ziemi naszej sól, z budnych dzielnic i zapadłych dziur"), ale naśladowcy Chrystusa. To oni są w oczach Boga wyjątkowymi ludźmi. Zatem jeśli jesteś uczniem Chrystusa to jesteś solą. Pytanie: czy dobrze spełniasz swoją rolę soli? Czy jesteś słony? Czy inni czują tą słoność czy mówią: w zasadzie nic się nie zmieniło. Byłeś i nadal jesteś taki sam: bezsmakowy. Cały czas jesteś owsianką. 

Może za wszelką cenę unikasz kłucia? Czy nadajesz lepszy, Boży smak tym sferom, w których służysz: w kościele, w rodzinie, w pracy?

Angielski kaznodzieja z XIX w. Charles Spurgeon powiedział, że mięso można posolić, ale nie da się posolić soli. Sól, która straci smak to nie jest sól, którą można dosolić. Taka sól jest bezużyteczna i nadaje się do podeptania, wyrzucenia. Musimy uważać by tak nie było z nami. Jeśli z powodu naszego świadectwa kłujemy, nasza obecność w sferze publicznej szczypie, jest nieprzyjemna dla świata – to dobrze. To znaczy, że mamy smak. I ludzie ten smak czują. Bez tego równie dobrze moglibyśmy przestać być chrześcijanami i się rozejść. Sól bez smaku nadaje się do śmieci.