piątek, 8 lutego 2013

Jak Kościół może pomóc osobom transseksualnym?

Niewątpliwym sukcesem Ruchu Palikota jest fakt przetoczenia się w opinii publicznej dyskusji na temat transseksualizmu. Co prawda jest to temat zastępczy zakrywający wiele innych problemów, z którymi zmaga się rząd, jednak narzucenie debaty na temat seksualności i płci przez ugrupowanie, które w zasadzie zajmuje się tylko dwoma kwestiami (różne odmiany seksu i antyklerykalizm) było bardzo celne z perspektywy pijarowej. 

Na pytanie niektórych konserwatystów i chrześcijan: "po co się tym zajmować?", odpowiedź jest w zasadzie prosta. Tym tematem już zajmuje się opinia publiczna i duża część społeczeństwa w naszym kraju. Mamy więc dwa wyjścia: albo odpuścić i pozwolić na narzucanie własnych definicji środowiskom lewicowo-feministycznym, albo wpływać na kulturę. Temat transseksualizmu za sprawą Anny Grodzkiej i Ruchu Palikota wyszedł z podziemia i stał się sprawą publiczną, co samo w sobie jest przejawem kulturowego odstępstwa. I to nie dlatego, że osoby transseksualne funkcjonują w przestrzeni publicznej, ale dlatego, że zawahania przed etyczną oceną tejże kwestii oraz poważne dyskusje o kryterium określania płci świadczą o moralnej impotencji pewnej części naszego społeczeństwa.

Czy to, w jaki sposób stworzył nas Bóg pod względem budowy ciała cokolwiek wyraża jeśli chodzi o naszą tożsamość i powołanie? Odpowiedź Pisma Świętego brzmi: zdecydowanie tak. Bóg od początku uczynił człowieka mężczyzną i kobietą. I nawet gdyby Adam wskutek dalszych doświadczeń życiowych, fascynacji ciałem Ewy, funkcji mózgu itp. chciał zostać kobietą i dokonać samookaleczenia - uczyniłby to jako mężczyzna ponieważ w taki sposób opisał go Stwórca. Cokolwiek robi Anna Grodzka, robi to jako mężczyzna ponieważ nim jest. Cokolwiek robię - robię to jako mężczyzna ponieważ nim jestem.

Zatem budowa ciała, narządy (męskie lub żeńskie) wyrażają naszą płeć i powołanie dane od Boga. Dlatego wsparcie dla Anny Grodzkiej (i innych mężczyzn zmagających się z problemem "uwięzienia w nie swoim ciele") polega na budowaniu w nim pozytywnego wizerunku siebie jako mężczyzny, nie zaś ucieczkę w marzenia o innej tożsamości. Jeśli patrząc na dwa jabłka nie czujesz się komfortowo emocjonalnie, to stwarzanie psychologicznej teorii o istnieniu trzeciego jabłka (by poczuć się komfortowo) jest ucieczką w iluzję.

W jaki sposób, jako chrześcijanie, powinniśmy więc traktować osoby transseksualne? Powinniśmy przede wszystkim głosić im ewangelię bez słów wzgardy i nienawiści. Mimo iż transseksualizm jest poważnym duchowym odstępstwem, karykaturą i zniekształcaniem piękna kobiecości oraz męskości, to nie jest to grzech większy i "mniej przebaczalny" od innych. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z ludzkimi dramatami i zagubieniem. Owszem, nie powinniśmy akceptować ich grzesznych wyborów i decyzji. Nie powinniśmy dać sobie narzucić genderowych i feministycznych definicji męskości i kobiecości. Kościół powinien jednak zająć postawę inicjatywy, nie zaś ucieczki. Chrystus wchodził do domów grzeszników, jadał z nimi i rozmawiał - ilustrując swoim życiem prawdę o Bożej łasce dla każdego człowieka, który się upamiętał, szuka przebaczenia grzechów i pragnie nowego życia. 

Jeśli Kościół chce być wierny w swoim powołaniu, powinien zachęcać osoby transseksualne do nawrócenia i podjęcia walki o... własne ciało. Powinien zarówno ostrzegać je przed Bożym sądem, jak i wspierać w dążeniach do odbudowywania poczucia własnej wartości, samoakceptacji, "zaprzyjaźnienia się" z ciałem danym od Boga, do zachowań, sposobu ubierania i mówienia w zgodzie z Bożym powołaniem. Te zaś wyrażone zostało poprzez ciało, którym obdarzył nas Stwórca. Nie jest ono przypadkowym produktem bezosobowych sił, wybrykiem ślepej natury. Jest darem od naszego Projektanta. Nie niszczmy tego daru. Nie zniekształcajmy go. Nie odrzucajmy go.