czwartek, 4 kwietnia 2013

Społeczna wrażliwość Judasza

Nie jestem adwokatem opłat za udzielanie sakramentów. Sam ich nie oczekuję, ponieważ sakramenty (Chrzest, Komunia) są darami Bożej łaski. Pobieranie za nie opłat przez Kościół komunikuje kłamstwo, że są one „towarem”, za którą należy się zwyczajowa zapłata (zwana „co łaska” lub „dobrowolna ofiara”). Bóg udziela nam swych darów za darmo. Kościół jako ich szafarz powinien to publicznie oznajmiać swoją praktyką.

Nie jestem adwokatem przepychu, strojnych szat i luksusowych aut, którymi poruszają się hierarchowie Kościoła. Sam nie noszę się w ten sposób nie tylko dlatego, że mnie na to nie stać. Kościół powinien być blisko ludzi, nie zaś sugerować im, że jest przedsiębiorstwem gospodarczym, a bycie duchownym karierą na dostatnie życie.

Kiedy jednak słyszę jak bardzo przejęci majątkiem i wydatkami Kościoła są lewicowi propagandyści: prof. Magdalena Środa, Janusz Palikot czy feministka Manuela Gretkowska, od razu przychodzi mi na myśl historia Judasza, o którym czytamy w Ewangelii Jana:

A na sześć dni przed Paschą poszedł Jezus do Betanii, gdzie był Łazarz, który umarł, a którego Jezus wzbudził z martwych.  Tam więc przygotowali mu wieczerzę, a Marta posługiwała, Łazarz zaś był jednym z tych, którzy z nim siedzieli przy stole; a Maria wzięła funt czystej, bardzo drogiej maści nardowej, namaściła nogi Jezusa i otarła swoimi włosami, a dom napełnił się wonią maści. A Judasz Iskariot, jeden z uczniów jego, syn Szymona, który miał go wydać, rzekł:  Czemu nie sprzedano tej wonnej maści za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?  A to rzekł nie dlatego, iż się troszczył o ubogich, lecz ponieważ był złodziejem, i mając sakiewkę, sprzeniewierzał to, co wkładano. – Ew. Jana 12:1-6

Judasz był bardzo „przejęty” losem ubogich. Potrafił skrytykować postępowanie samego Pana Jezusa za to, że pozwolił „zmarnować” wonną maść wartą trzysta denarów. Nie omieszkał wyrazić w publiczny sposób swoich „szlachetnych”, pro-socjalnych postulatów. Stał w blasku kamer i chciał, by ludzie znali go jako człowieka wrażliwego na potrzeby najuboższych. To się zawsze „dobrze sprzedaje”. To się zawsze może podobać. Oczywiście zależało mu zarówno na ubogich, jak i na odpowiednim wizerunku Pana Jezusa, nieprawdaż? Bynajmniej! Nie bądźmy naiwni. Pismo Święte nie daje nam wątpliwości: nie chodziło o ubogich. „Był złodziejem i mając sakiewkę, sprzeniewierzał to, co wkładano” (12:6). To była prawdziwa przyczyna jego PR-owej zagrywki.

Zawiść i obłuda należą do kategorii grzechów ukrytych. Nie chcemy i nie lubimy nazywać ich po imieniu. Zawistnik bowiem nie jest w stanie przyznać, że jest to jego prawdziwy problem. Zawiść i obłuda zawsze przychodzą w strojach „wrażliwości społecznej”, „walki o sprawiedliwość”, „równość szans” itd. Wśród chrześcijan również mamy do czynienia z tymi grzechami. Ludzie zawistni i obłudni to ci, którzy są obserwatorami, a nie uczestnikami życia kościelnego. Wiele mają do powiedzenia na temat służb, mają wiele idei i oczekiwań. Lubią przyjmować rolę jurorów i uwielbiają dzielić się swoim zgorzknieniem. Są ostatnimi, którzy w cokolwiek się angażują, po czym z wyrzutem informują wszystkich wokół, że Kościół blokuje im możliwości służby. Kiedy jako jurorzy zabierają głos, zawsze jest to samo przesłanie: „Czemu nie sprzedano tej wonnej maści za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?”. Oczywiście sami nie mają zamiaru udzielić ubogim choćby denara. Momentalnie jednak dostrzegają, gdy trzysta denarów „idzie na marne”. W rzeczywistości zawsze chodzi o to samo: a to rzekł nie dlatego, iż się troszczył o ubogich. Nie chodzi o dobro Kościoła ani biednych, o skuteczność służby, ani o zachętę. Nie zależy im na tym. Chodzi o własny wizerunek, korzyści, wpływy i poczucie racji. Bo czyż to nie szlachetny postulat? Spieniężyć drogi olejek i pomóc bliźnim? Czyż nie tego właśnie oczekuje Pan Jezus?

Kiedy więc prof. Środa z przejęciem opowiada o „spektaklu”, jakim była telewizyjna transmisja z ogłoszenia nowego papieża, kiedy mówi o majątku Kościoła i wysuwa własne propozycje zarządzania nim, to dobrze wiemy, że nie są to rady sojusznika. Dla ludzi lewicy cudze pieniądze zawsze były obiektem zainteresowania. Ich „wrażliwość społeczna” nie pozwala by wonna maść za trzysta denarów była ofiarowana nie tam gdzie trzeba. Spieniężmy ją i rozdajmy ubogim! Dodajmy w pakiecie bezpłatny internet, prawo do bezpłatnego zapłodnienia in vitro i bezpłatne prezerwatywy. Kto za to wszystko jednak zapłaci? Oczywiście posiadacze „czystej, bardzo drogiej maści nardowej”. Acha. I Kościół. Bowiem lewicy zależy na „ubogim Kościele”.