środa, 18 maja 2022

Skąd masz wiedzieć, że znasz Jezusa?

Po tym jak apostoł Jan w swoim pierwszym liście wskazuje na obiektywne dzieło Jezusa na krzyżu (1 J 2:2), przechodzi do zagadnień praktycznych. A więc skąd mam wiedzieć, że dzieło Jezusa dotyczy mnie konkretnie? Skąd mam wiedzieć, że znam Jezusa? 

Kiedy Jan mówi o znajomości Jezusa, ma na myśli nie tylko wiedzę o nim, lecz raczej więź z Nim. Kiedy czytamy, że Izaak poznał Rebekę, chodzi o intymną więź między nimi. Znajomość Jezusa, Boga w Biblii nigdy nie jest intelektualną znajomością prawd biblijnych.

Raczej chodzi o to, czy te biblijne prawdy są zinternalizowane w nas? Czy pozwalamy, by przemieniały nasze życie i serce? Czy znamy Jezusa jako bliskiego nam Zbawiciela, który nas kocha, oddał za nas życie i pokonał moc grzechu?

Skąd wiemy, że znamy Jezusa? Skąd wiemy, że jest On nam bliski, przychylny? Na to pytanie udziela się mnóstwa odpowiedzi, które nie mają nic wspólnego z nauczaniem Jana, np.:

- bo czuję Jego bliskość,

- bo chodzę do kościoła,

- bo przyjmuję sakramenty.

My, protestanci podkreślamy prawdę o zbawieniu z łaski przez wiarę. Mówimy, że jedynym warunkiem Bożej akceptacji jest dzieło Jezusa, które przyjmujemy przez wiarę. I to prawda, ale Jan mówi o tym, w jaki sposób przejawia się zaufanie Jezusowi. I tym kryterium jest zachowywanie przykazań. Jeśli ktoś czuje bliskość Jezusa, a jednocześnie zupełnie lekceważy jego przykazania – nie ma w nim prawdy.

Niezgodność słownych deklaracji członków kościoła z czynami sprawiła, że wielu ludzi spisało chrześcijaństwo na straty, oceniając je jako zwykłą fikcję. Skoro sami chrześcijanie to ludzie mający piękne słowa na ustach, ale nie wykonujący ich, to jak ja mogę traktować poważnie chrześcijaństwo? Dlatego Jan mówi: "A z tego wiemy, że go znamy, jeśli przykazania jego zachowujemy. Kto mówi: Znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma". (1 Jn 2:3-4).

I tu pojawia się dylemat. Czyli mam w 100% przestrzegać przykazań, by ukazać, że znam Jezusa? A jeśli nie przestrzegam w 100% to Go nie znam? 

Zacznijmy od tego, że biblijnej pewności nigdy nie osiąga się przez zaglądanie do wnętrza. Nie chodzi o to, byśmy spoglądali na siebie samych, na nasze uczynki i życie, i tam szukali pewności. Nie znajdziemy żadnej pewności w naszym wnętrzu. Znajdziemy tam niepewność, różne emocje, różne stany… Znajdziemy zbyt grząski grunt, by na nim oprzeć pewność, że znamy Jezusa i że jesteśmy Jego dzieckiem.

Zatem jeszcze raz: Skąd więc mam wiedzieć, że znam Jezusa?

Po pierwsze, pewność uzyskujemy patrząc z wiarą na doskonałe posłuszeństwo naszego Pana Jezusa Chrystusa. A więc spoglądamy poza siebie, na zewnątrz siebie. Może nasza wiara nie jest doskonała, ale doskonały jest Jezus. Doskonałe jest Jego dzieło. Może nasza wiara jest chwiejna, słaba, ale mocny jest Pan Jezus. A skuteczność Jego dzieła nie jest zależna od naszych zmiennych sytuacji, nastrojów. Możemy mieć choćby niedoskonałą wiarę, ale szczerą we właściwą osobę, to bez obaw, osiągniemy cel.

Jeśli mamy małą wiarę, że samolot przetransportuje nas z Warszawy do Nowego Jorku, ale ta wiara sprawia, że wsiadamy do niego, to bez obaw. To, czy dolecimy nie zależy od siły naszej wiary, lecz od umiejętności pilota i rzetelności konstrukcji samolotu. Jeśli mamy wiarę jak ziarno gorczyczne, ale w potężnego i kochającego Pana Jezusa, to jest to o co chodzi. To jest życiodajne.

Zatem to pierwszy test tego, czy znasz Jezusa: ufna wiara w Niego, nie w siłę twojej wiary.

Po drugie, nasza pewność jest potwierdzona, gdy patrzymy na nasze życie i widzimy niedoskonałe posłuszeństwo (w odróżnieniu od naszego poprzedniego buntu), które to niedoskonałe posłuszeństwo jest akceptowane ze względu na doskonałe posłuszeństwo Jezusa.

John Newton, handlarz niewolników, który po nawróceniu stał się sługą Ewangelii napisał: „Nie jestem tym, kim powinienem być, ale z pewnością nie jestem tym, kim byłem. A tym, kim jestem, jestem z łaski Boga”.

Ponoć, gdy Jan Wesley opuszczał rodzinny dom, jego mama wpisała mu do Biblii taką dedykację: „Albo grzech cię będzie trzymał z dala od tej księgi, albo ta księga będzie cię trzymać z dala od grzechu”. 

Nie chodzi o oczekiwania absolutnego posłuszeństwa, bo zawsze znajdziemy uchybienia. Chodzi o niedoskonałe posłuszeństwo, które jednak ukazuje kierunek naszego życia i ukazuje, że idziemy za Jezusem, a nie uciekamy od Jezusa.

Tylko w ten sposób unikniemy dwóch błędów: z jednej strony błędu samozadowolenia z tego, że jestem akceptowany przez Boga, podczas gdy tak naprawdę nie tyle czasami upadam w grzech, lecz trwam w grzechu. To jest samooszukaństwo. I drugiego błędu: mozolnego, stresującego gromadzenia zasług, aby być „wystarczająco sprawiedliwym” przed Bogiem. Ktoś, kto w ten sposób szuka pewności, wskazuje na swoje posłuszeństwo: Spójrz na mnie. Jestem super, więc jestem chrześcijaninem. Nie zabijam, nie cudzołożę, nie kradnę. OK, odhaczam kolejne zasługi.

Fałszywi nauczyciele wywodzący się z gnostycyzmu mówili, że posłuszeństwo jest niepotrzebne. Mamy wiedzę, poznanie. I to wiedza stawia nas na wyższym poziomie duchowości. Fałszywi nauczyciele nauczali, że można chodzić w prawdzie nie zwracając uwagi na Boże przykazania. Bo liczy się wiedza, poznanie.

Podobnie twierdzi relatywizm współczesnych czasów: Znam Go, ale na swój sposób. Odczuwam Boga po swojemu. I nie waż się nawet tego podważać.

Jan nie daje sobie zakneblować ust. Mówi, że są pewne kryteria tego, czy znasz Jezusa. A tym kryterium jest to, czy zachowujesz przykazania. Możesz masz wiedzę i wykształcenie, może kpisz z tych prostych chrześcijan, którzy nie znają greki i rodzajów gramatycznych. Ale jeśli trwasz w grzechu, to nie zachowujesz przykazań, nie znasz Jezusa.

Zatem zachowujmy przykazania, lecz nie aby zostać zaakceptowanymi przez Jezusa, lecz dlatego, że zostaliśmy zaakceptowani przez wiarę w Jezusa. Jeśli nasze życie o tym nie świadczy, nie możemy mówić, że znamy Jezusa. Posłuszeństwo przykazaniom jest nie jest warunkiem zbawienia, lecz sprawdzianem tego, czy zostaliśmy zbawieni przez wiarę. Nie ma zdrowego drzewa bez owoców. Nie ma świecącej świecy bez płomienia. Nie ma zbawionej osoby bez przemienionego życia widocznego w posłuszeństwie przykazaniom.