Chrzest, tak jak ceremonia zaślubin wprowadza nas w społeczność kościoła, ciała Chrystusa. Nie jest to jedynie pusta formalność. Ochrzczony jest jak mąż którzy ślubował wierność żonie.
Owszem, zbawcza więź między ochrzczonym, a Chrystusem mogła istnieć na długo przed chrztem, tak jak miłość między mężem i żoną pojawia się jeszcze w czasach narzeczeństwa (i kwitnie z czasem). Jednak poprzez widzialną ceremonię narzeczeni pieczętują swoją więź i wchodzą w przywileje, które nie są dostępne narzeczonym. Otrzymują nowy status, nową pozycję w przymierzu.
Tak więc jesteś mężem. Zostałeś ochrzczony i korzystasz z dobrodziejstw kościoła. Przystępujesz do Stołu Pańskiego, bierzesz udział w nabożeństwach, podlegasz dyscyplinie kościelnej.
Korzystasz z praw bycia mężem.
Bywa jednak tak, że mąż opuszcza żonę. Tak jak zdarza się, że chrześcijanin odchodzi od Chrystusa. W pierwszym przypadku na ogół (w ostateczności) ma miejsce rozwód. W drugim - wyłączenie ze społeczności Kościoła.
W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia ze złamaniem przymierza (Hbr 6:4-6, Hbr 10:29, Jan 15, Rzym 11).
Są jednak chrześcijanie którzy powiedzieliby, że skoro ktoś został wyłączony, to żadna więź między owym człowiekiem, a Chrystusem nie istniała. Był tylko w zborze (w domyśle: jego nazwisko było w aktach w sekretariacie), jadł chleb w czasie ceremonii Wieczerzy, która nic duchowego nie oznacza, wcześniej się trochę zamoczył w wodzie podczas chrztu, który też niewiele znaczy, pośpiewał sobie i poszedł. Ot, taki mokry poganin któremu znudziła się zabawa w kościółek.
Mówić w ten sposób, to tak naprawdę mówić, że mąż, który zdradził żonę – nigdy mężem nie był. Wiemy jednak, że to nieprawda. Mężem był, ceremonia zaślubin (rytuał, który ma duchowe konsekwencje) miała miejsce. Problem jest taki, że okazał się niewiernym i nie kochającym mężem. Tak jak osoba która odchodzi od kościoła, od Chrystusa, a właściwie jest wyłączana – jest niewiernym chrześcijaninem. Jest apostatą.