poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Umieranie czyni życie sensownym

(20) A byli niektórzy Grecy wśród tych, którzy pielgrzymowali do Jerozolimy, aby się modlić w święto. (21) Ci tedy podeszli do Filipa, który był z Betsaidy w Galilei, z prośbą, mówiąc: Panie, chcemy Jezusa widzieć. (22) Poszedł Filip i powiedział Andrzejowi, Andrzej zaś i Filip powiedzieli Jezusowi. (23) A Jezus odpowiedział im, mówiąc: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. (24) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. (25) Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. (26) Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój. - Ew. Jana 12.20-26.

Chrystus naucza, że stoimy przed wyborem dwóch stylów życia. Albo będziemy żyli jak ziarno pszeniczne, które obumrze i wyda obfity owoc, albo pozostaniemy ziarnem, które nie obumrze i pozostanie pojedynczym ziarnem. Bycie pojedynczym, nie obumierającym ziarnem jest stylem życia, który Jezus przyszedł skonfrontować. Chrystus przyszedł nie tylko umrzeć za świat, ale i odwrócić jego cały system wartości i sposób życia.

Podejście świata do życia jest oparte na nieumieraniu. Korzeń bezbożności mówi: nie puszczaj, nie poddawaj niczego, bierz co możesz. Gdy ta postawa dojrzewa, prowadzi do prosto piekła. Korzeń pobożności mówi natomiast, że droga do owocowania, do obfitego plonu wiedzie poprzez obumieranie. Jezus przyszedł abyśmy mieli życie w obfitości (Jn 10:10). Któż chciałby stronić od obfitego życia? Okazuje się, że całkiem wielu, kiedy odkryją, że pełnia tego obfitego życia znajduje się po drugiej stronie śmierci. Albert King śpiewał, że wszyscy chcą do nieba, ale nikt nie chce umrzeć. Oczywiście nie chodzi o to, by teraz chrześcijanie masowo chcieli być przybijani do krzyża jak Chrystus (choć takie nadużycia dziś mają miejsce w niektórych miejscach Ameryki łacińskiej). Chodzi raczej o to, czy żyjąc tu i teraz chcemy być pszenicznym ziarnem, które obumrze, aby wydać obfity owoc.

Różnica tkwi więc w podejściu zarówno do śmierci, jak i do życia. Człowiek niewierzący myśli o śmierci i twierdzi: tam dalej nie ma nic. Chce trzymać się życia za wszelką cenę, bo to wszystko co wg niego mamy, wszystko, co nam pozostało. Po śmierci nie ma nic, a w najlepszym przypadku wielka niepewność. Nie chcemy więc oswajać się z myślami o śmierci, bo ona oznacza koniec. Człowiek wierzący odpowiada: Śmierć to tylko tunel. Przejście do innego świata. Czy będzie lepszy zależy od tego, czy udaliśmy się z wiarą do Chrystusa, by rozwiązać problem grzechu; czy zostały one zmazane Jego krwią?

Jednak nie mówimy tylko o różnicy w podejściu do umierania tego jednego dnia, kiedy odejdziemy z tego świata. Mówimy o dwóch sposobach życia na ziemi. Pan Jezus powiedział, że nasze życie ma cechować umieranie. W jaki sposób ma się to odbywać? Poprzez dźwiganie naszego krzyża i ofiarną służbę dla innych na wzór służby Chrystusa (Łk 9.23). Umierać z Jezusem to nie organizować marsz biczowania w Filipinach. To wstępowanie w Jego ślady ilekroć się budzimy i wstajemy z łóżka. 

Chrystus nie tylko uczynił nasze umieranie sensownym. Uczynił sensownym również nasze życie. Jego wyciągnięte na krzyżu ramiona to zaproszenie dla nas, tak jakby mówił: Teraz wasza kolej.  To wasza droga. Tam gdzie ja jestem, nie traficie pozostając w miejscu i starając się żyć dobrze. Musicie uwierzyć we mnie. A uwierzyć we mnie oznacza iść za mną, wstępować w moje ślady.

Droga do chwały wiedzie więc poprzez krzyż. Nie ma drogi na skróty. Oznacza to, że mamy naśladować Chrystusa nie tylko w tym, co czynił czasu do wjazdu na oślęciu do Jerozolimy. Karmił głodnych, jadał z celnikami i grzesznikami, uzdrawiał chorych, dlatego również i my mamy akceptować i nieść ulgę bliźnim. Ale Wielki Tydzień, umieranie - to nie dla nas... Jest jednak inaczej. Nic nie upodabnia nas do Chrystusa tak bardzo, jak codzienne umieranie dla siebie, dla grzechu, dla życia na własnym tronie.

Śmierć Chrystusa była owocująca, jak ziarno, które obumarło i wydało owoc. Dlatego nasze codzienne życie powinno być owocujące. Co czyni nas prawdziwymi chrześcijanami. Liturgia? Mili ludzie? Sakralna muzyka? Dobra kawa po nabożeństwie? Te rzeczy, choć ważne i cenne, same w sobie nie posiadają mocy. Tylko spotkanie z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusem zmienia człowieka. Zmienia nas moc krzyża. 

Czy widząc krzyż widzimy w nim siebie? Nie tylko w znaczeniu kary, którą Syn Boży poniósł za nasze grzechy. Czy widzimy w nim drogę życia dla nas? Czy chcemy obumrzeć jak ziarno, aby zacząć nowe życie i wydać owoc. Czy nasze życie na wzór krzyża zmienia innych? Powinno, jeśli idziemy tą drogą. Jeśli zaś postanawiamy pozostawać pojedynczym ziarnem, które nie chce obumrzeć, to nie ma żadnej mocy. Życie dla siebie nie zmienia nikogo, nie przyciąga nikogo. Nieowocujący chrześcijanin to oksymoron. 

Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania - Rzymian 6.5.