środa, 26 listopada 2014

Medykalizacja grzechu

Żyjemy w czasach medykalizacji grzechu. To rezultat odejścia od Boga. Wyznanie grzechów zastąpiono... terapią. Spowiedź Bogu zastąpiono spowiedzią u psychoterapeuty. Grzesznik stał się pacjentem, ofiarą, nie zaś przestępcą Bożego Prawa. Jego rodzina nie jest ofiarą jego grzechu, ale pełnym zrozumienia gabinetem psychologicznym, wobec którego pacjent ma oczekiwania: "Wspieraj mnie!", "Chorych się tak nie traktuje!". Tożsamość nawróconego człowieka, którą ma w Chrystusie zastąpiono tożsamością opisującą jego grzeszną przeszłość lub powracające pokusy (np. "niepijący alkoholik", "nieoglądający pornografii seksoholik", "niezażywający narkotyków narkoman").

Homoseksualne współżycie, nadużywanie alkoholu, nałogowe oglądanie pornografii i masturbacja to w najgorszym wypadku zaburzenia i choroby, za które człowiek nie odpowiada, zaś w najlepszym - style życia, które nie powinny być poddawane wartościowaniu w pluralistycznym, nowoczesnym społeczeństwie. Co najwyżej wymagają odpowiedniej terapii, nie zaś wyznania grzechu i podjęcia walki o czystość w zgodzie z Bożym upodobaniem.

Skutkiem tego podejścia w wymiarze politycznym i prawnym jest przekonanie, że zadaniem państwa nie jest karanie m.in. seksualnych przestępców (pedofilia, gwałt), lecz leczenie i resocjalizowanie ich. Wszak ktoś, kto dopuszcza się takich czynów z pewnością jest człowiekiem o zaburzeniach psychicznych, nie zaś kimś niegodziwym i moralnie odpowiedzialnym za swoje etyczne wybory.

Ucieczka w medycynę to najpopularniejszy znieczulacz sumienia. Zwykle działa to w następujący sposób: "coś dzieje się z moim ciałem, więc nie jestem za to odpowiedzialny". Biblia naucza, że nawet medyczne lub genetyczne źródło problemu nie usprawiedliwia grzechu i nie czyni z człowieka bezwolnego, zaprogramowanego, bezwolnego zwierzęcia, które kieruje się w życiu instynktami.

ADHD, depresja i inne „cywilizacyjne choroby” współczesnego pokolenia - choć mogą mieć podłoże medyczne (choć radziłbym zachować dużą ostrożność ze zbyt łatwymi diagnozami), to w żadnym stopniu nie mogą być wymówką dla grzechu. I wsparcie dla takich osób nie polega na zwolnieniu ich z odpowiedzialności za moralne wybory lub medykalizacji ich grzechu, lecz na prowadzeniu we właściwą stronę jako tych, którzy są nosicielami Bożego obrazu, nie zaś ogniwami pośrednimi między formą człekokształtną, a zdrowym człowiekiem. Są koroną Bożego stworzenia obdarzonymi wolą i podlegają (jak każdy człowiek) Bożemu osądowi.

Wracając do silnych grzesznych skłonności sprzed nawrócenia: czy zerwanie z nimi jest trudne? Owszem. I każdy z nas ma inne wyzwania w tej kwestii. Dla jednego wyzwaniem będzie zerwanie z narkotykami, dla innego z alkoholem, z pornografią, z homoseksualnym współżyciem, z pozamałżeńskim współżyciem, z przeklinaniem, z nieopanowanym gniewem, z rozsiewaniem uprzedzeń wobec innych chrześcijan, z plotkarstwem... Niech pociechą dla nas będzie fakt, że Chrystus uczynił nas - którzy Jemu ufamy - wolnymi, zdolnymi do przezwyciężania pokus. Jednak musimy przestać uważać się za ofiary. To my złamaliśmy Boże Prawo. To my jesteśmy jego przestępcami. To za nasz grzech Święty cierpiał na krzyżu. To my powinniśmy prosić o łaskę przebaczenia i siłę do przezwyciężenia grzechu. Naszym szpitalem jest kościół, a lekarstwem na powyższe duchowe choroby - ewangelia.