sobota, 19 listopada 2016

Prawo do aborcji to wołanie o ignorancję

Zdjęcia płodu w dziesiątym tygodniu życia i informacje na jego temat są wielkim wrogiem zwolenników prawa do aborcji. Im ich mniej, tym lepiej. Im mniejsza świadomość, tym lepiej. Im mniej badań EKG, nowoczesnych urządzeń ukazujących stan ciąży, ruchy dziecka, dźwięk bicia serca, tym lepiej. Nieświadomość jest bardzo uwalniająca od wyrzutów sumienia. 

Zwolennicy prawa do aborcji są za edukacją seksualną, „uświadamianiem” ludzi, ale żadna z organizacji typu „Ponton” czy inni tzw. edukatorzy seksualni nie informują: Chcielibyśmy ci pokazać co jest rezultatem seksu. Rezultatem seksu jest nie tylko orgazm. Rezultatem seksu może być również człowiek. Oto on w 12 tygodniu po zapłodnieniu. 

Załóżmy, że lekarz dokonujący aborcji i każdy jej propagandzista informuje kobiety, które myślą o niej w następujący sposób: „Wie pani, jestem pro-choice. Jestem za prawem do wyboru, ale za prawem do świadomego wyboru. Nienawidzimy tych haseł fundamentalistów z tabliczkami i taniej propagandy. Zależy nam na świadomym wyborze poprzedzonym rzetelną wiedzą. Dlatego chcemy, aby miała pani dostęp do pełnych informacji o tym, czym jest aborcja i co się dzieje podczas aborcji. Najpierw chcielibyśmy pani pokazać na monitorze zdjęcia USG pani dziecka. Tu jest główka, tu jest rączka, tu jest nóżka. Tu bije serduszko. Oczywiście to pani wybór co mamy z nim zrobić. Naszą misją jest jedynie rzetelnie informować, co się dzieje w pani brzuchu i co się stanie jeśli zdecyduje się pani na aborcję”. 

Rzetelna informacja to wróg ruchu pro-aborcyjnego. Wołanie o prawo do aborcji to wołanie o ignorancję u matek, o zatykanie uszu na dźwięk bicia serca dziecka, na świadectwa kobiet, które dokonały aborcji. Zatkaj uszy, zamknij oczy. Nie patrz na to. Nie słuchaj tych anty-kobiecych fundamentalistów. My się wszystkim zajmiemy. 

Technologia, nauka, medycyna, biologia, badania prenatalne to wielki sojusznik ruchu pro-life. Nic dziwnego, że na aborcjonistycznych wiecach znajdziemy hasła typu: 
- „Moja macica - moje ciało” 
- „Mój brzuch - moja sprawa” 
- „Od pigułki i skrobanki rozpoczynam swe poranki” 
- „Macice wyklęte” 

Nie znajdziemy natomiast zdjęć dzieci w 11 tygodniu życia z podpisem: „Rozerwać go!” Takie zdjęcia to narzędzie edukacyjne obrońców życia nienarodzonego, a nie aborterów. Przeciwnicy pro-life nienawidzą tych zdjęć. Nie dlatego, że są fałszywką, lecz dlatego, że są prawdą. Kłującą prawą, która dotyka sumienia. Zwolennicy prawa do aborcji dobrze wiedzą, że kobieta w ciąży nie jest istotą, która ma dwie głowy, dwa różne DNA, cztery ręce i cztery nogi. Dobrze wiedzą, że jedna z tych dwóch głów należy do kogoś innego; dwie z tych czterech rąk należą do kogoś innego; dwie z tych czterech nóg należą do kogoś innego. 

Ich wołanie o prawo do aborcji nie wynika z tego, że nie wiedzą kim jest ta mała nienarodzona istota. Pani Profesor Senyszyn podczas debaty ze mną w Gdańsku nie wołała o prawo do aborcji do dwunastego tygodnia życia ponieważ do tego czasu to nie człowiek, a od tego momentu to człowiek. Pani Profesor wołała o prawo do aborcji w dowolnej chwili przed narodzeniem i to z dowolnego powodu. Wszak dorośli ludzie są „wolni” i „mają prawo do samostanowienia”. Czyż nie? 

Gdyby zwolennicy „pro-choice” nie wiedzieli, czy mamy do czynienia z życiem ludzkim czy nie – mówiliby: nie usuwajmy ciąży, bo może tam jest człowiek. Jeśli nie wiem czy za zaroślami jest dziecko, to nie strzelam z obawy przed zabiciem go. Zwolennikom prawa do aborcji wcale nie trzeba udowadniać, że jest ona czymś złym. Oni to dobrze wiedzą. Wiedzą, że za zaroślami stoi dziecko. Mimo tego uważają, że można strzelać. 

Problem nie jest więc natury intelektualnej. Nie polega na braku wiedzy o tym, czym jest aborcja, jak wygląda zmasakrowane ciało 4-miesięcznego człowieka i w jak straszliwy sposób jest uśmiercany. Te wszystkie fakty, zdjęcia, informacje dzięki zaawansowaniu współczesnej medycyny i nowoczesnych technologii są powszechnie dostępne. Nie o brak informacji o tym, do kogo należą masakrowane małe ciała tu chodzi. Jest to raczej problem duchowy, wynikający z etycznego uprzedzenia wobec Boga i Jego przykazań. Zwolennikom aborcji nie chodzi o to, by wszystkich przekonać, że dziecko w łonie matki to „coś”, to „nie-człowiek”, a aborcja to „zwykły zabieg medyczny”. Profesor Joanna Senyszyn nie przyszła na debatę o aborcji argumentować, że 7-miesięczne dziecko w łonie matki nie jest człowiekiem. Przyszła argumentować, że można je zabić. 

Zwolennikom prawa do aborcji nie chodzi o ustawowe zapisy, które zabraniają zabijania ludzi, więc zajmują się udowadnianiem, że nienarodzone dzieci nie są ludźmi. Zdecydowana większość z nich dobrze wie, że mówimy o ludziach, a nie tkankach. Kobieta w ciąży zwykle wie, że jest matką, a nie chorym pacjentem wymagającym operacji. Chyba, że jej jedynym źródłem wiedzy są hasła na tablicach z „czarnego protestu”. Trudno jednak w obecnych czasach zamieszkać na bezludnej wyspie lub udawać, że nigdy nie widziało się księżyca. Możliwe jednak, że są jakieś osoby, które nie wyszły na zewnątrz. Dobrodziejstwa nauki, takie jak zdjęcia EKG, zapisy z monitorów, dźwięki, świadectwa lekarzy i matek są powszechnie dostępne. 

Działacze „pro-choice” chcą najzwyczajniej takiego prawa, które umożliwi im (lub ich wyborcom)… wygodniejsze życie. Jeśli będzie trzeba złożyć w tym celu ofiarę, w porządku. Zabijane dzieci są ofiarami składanymi egoistycznemu bożkowi o imieniu „Ja”. Dzieci są kosztem, który musi być poniesiony aby bożek „Ja” dalej wołał: Jestem na pierwszym miejscu. Moje potrzeby, mój standard życia stoi ponad twoim prawem do życia. 

 Wszystko inne jest próbą wzniesienia intelektualnej dobudówki zakrywającej grzech i poczucie winy. Cała argumentacja za aborcją jest tylko usprawiedliwieniem wyboru życia dla siebie, tu i teraz. Jednak najpierw trzeba wyłączyć aparaty EKG, zakryć monitory, zamknąć oczy i zatkać uszy.

Jeśli Pan Bóg kładzie Ci na serce współuczestnictwo w naszej służbie zajrzyj również tutaj: Partner w dobrym dziele.