- Michael Foster*
Moja najstarsza córka ma dwanaście lat i jest w samym środku okresu dojrzewania. Dziś wieczorem była wyraźnie zdenerwowana. Widziałem ją z tyłu posesji – trzasnęła drzwiami, weszła do stodoły i coś kopnęła.
Mój męski instynkt podpowiadał mi, żeby zapytać, co się stało. Jednak nauczyłem się, że zazwyczaj to nie jest najlepszy pomysł. Można tak zrobić, ale często prowadzi to jedynie do rozmowy o faktach – a to rzadko pomaga w deeskalacji sytuacji. Właściwie to zazwyczaj ją zaostrza. Jestem pewien, że jest czas na bezpośrednie pytania, ale to nie był jeden z nich.
Zamiast tego, poprosiłem ją o spacer. Podczas spaceru opowiedziałem jej trochę o posesji i o dorastaniu na farmie mojej babci – jak łowiłem okonie i zawsze marzyłem o łowieniu bassów. Złapałem w życiu tylko pięć. Uwielbia wędkowanie, więc nawiązaliśmy kontakt. Rozmawialiśmy chwilę o jej przyszłości, o tym, co chciałaby robić po liceum. Jest artystką, tak jak jej mama – ja jedynie kiedyś aspirowałem do tego. To była miła rozmowa. Po jakiejś pół mili powiedziałem: „Hej, nie możesz pozwolić, by rządziły tobą emocje. Czy mogę się za ciebie pomodlić?”. Odpowiedziała: „Tak, chętnie”. Więc się pomodliłem. Uspokoiła się i oboje poszliśmy dalej.
Czasami okrężna droga jest najlepsza. Dużą częścią tego, co staramy się robić jako rodzice, jest nauczenie naszych dzieci, jak regulować swoje emocje, a nie traktować wszystkiego jak sprawy prawnej, którą trzeba rozwiązać. Nie zawsze chodzi o to, kto ma rację lub co dokładnie się stało. Czasami chodzi o to, by być obecnym, pomóc im pogodzić się z tym, co czują, i delikatnie wskazać im drogę do mądrości.
* Autor jest pastorem Kościoła reformowanego East River Church w Batavia (Ohio, USA). Jest żonaty i wraz z żoną Emily mają ośmioro dzieci.