wtorek, 5 listopada 2019

Grzech bycia miłym

Często tam, gdzie pojawiał się Pan Jezus, miały miejsca napięcia i konflikty. Nie dlatego, że sam Pan Jezus ich szukał. Konflikt i napięcia powoduje sama obecność Ewangelii.

Celem Jezusa nie było unikanie napięć. Celem była prawda, chwała Ojca, Boże Królestwo. Nie starał się być miły, by unikać napięć. Nie był dzieckiem kwiatem. Był sprawcą problemów. Wystarczyło, że mówił prawdę i żył nią. 

Jeśli jako chrześcijanie staramy się być mili, a nie wierni Bogu – sprzeniewierzamy się naszemu powołaniu. W istocie istnieje coś takiego, jak grzech bycia miłym w sytuacjach, w których powinniśmy być wręcz mało mili. Nie chodzi mi bynajmniej o grubiaństwo i brak łagodności. Sama Biblia wzywa do tego, abyśmy byli uprzejmi i napominający z łagodnością (2 Tm 2:22-25; Ef 4:2; 1 Pt 3:16). Chodzi raczej o postawę miłego akwizytora z przyklejonym uśmiechem, "ciepłej kluchy" bez przekonań, zniewieściałego faceta, który programowo unika konfrontacji z grzechem i szuka wyłącznie tego, co łączy.

Pomyślmy o Jezusie rozrzucającym stoły kupców w świątyni. Nie była to kościelna biblioteczka, lecz duży dziedziniec. W tej samej scenie pojawiają się dzieci śpiewające HosannaJezus wywraca stoły przy śpiewie dzieci chwalących Boga. Mało to pasuje do obrazu nie-konfrontacyjnego Jezusa, który jeśli mówił, to tylko dobrze lub wcale. Oczywiście sam Pan dobrze wiedział jakie to wywoła reakcje. Wiedział, że okazując gorliwość o dom Ojca czyni sobie wrogów. Pojmanie go, skazanie i ukrzyżowanie nie było czymś, czym był zaskoczony. 

Dla nas lekcja jest następująca: jeśli odstępcza kultura i jej liderzy nie są przeciwni względem tego, co robi kościół, to znaczy, że kościół nie głosi wiernie Bożego Słowa. Jeśli odstępcza kultura drwi, szydzi lub marginalizuje głos kościoła, to znaczy, że robi dokładnie to, czego mamy się spodziewać.