czwartek, 6 lutego 2020

O różnicy między przepraszaniem a wyznawaniem grzechów

Pismo Święte uczy nas nie tyle przepraszania, co wyznawania grzechów (Dz 19:18; Jk 5:16). Przeprosiny są zasadne, gdy komuś niechcący nadepniemy na stopę. Jednak, gdy mówimy o umyślnym działaniu przeciwko bliźniemu (krzyk, wyzwiska, kłamstwo, poniżanie, plotka itp.), to przeprosiny, choć zasadne, nie wystarczą. Pismo Święte poucza nas, że jeśli zgrzeszymy, powinniśmy z żalem za winę udać się do osoby, której dotyczy nasz grzech i wyznać go prosząc o wybaczenie.

Pomyśl, kiedy ostatnio prosiłeś o wybaczenie inną osobę? Nie mówię o przeprosinach za spóźnienie lub nieumyślnym wpadnięciu na kogoś w drzwiach. Mówię o grzechu, za który cierpiał Chrystus. Jeśli nie pamiętasz, to albo jesteś najbardziej świętą osobą na ziemi, albo masz w sercu zawalisko niewyznanych grzechów. Nasza perfidia polega oczywiście na tym, że nie prosimy o wybaczenie, kiedy mamy do czynienia z grzechem. I oczekujemy wyznania grzechu, kiedy nie ma mowy o żadnym grzechu. Np. ktoś nie złożył nam życzeń urodzinowych, my zaś czekamy aż ta osoba posypie głowę popiołem. Jaki jest tu problem? Problem jest z niebiblijnym oczekiwaniem. Bóg nie oczekuje tu wyznania winy. Nie było żadnego grzechu. 

Wyznanie winy zakłada prawdziwe, umyślne zło. Jeśli nie było prawdziwego, umyślnego zła – nie ma niczego do wyznania i nie ma niczego do przebaczenia. Dlatego bądźmy ostrożni, byśmy nie stawali się oskarżycielami, którzy zarzucają komuś umyślne zło bez jakichkolwiek dowodów, rozmów, wyjaśnień. Uważajmy, byśmy nie stawali się prokuratorami z zaślepionym wzrokiem i twardym sercem.