W rzeczywistości wzywają do obojętności na ludzką krzywdę, samotność i cierpienie, a więc oddzielają Ewangelię od codziennego życia. Tymczasem kiedy Kościół sprzeciwia się złu na ziemi, to zajmuje się sprawami nieba. Kiedy milczy wobec zła na ziemi – jest jak zwietrzała sól. Niosąc ulgę bliźniemu, stając w obronie jego wolności i godności, sprzeciwiając się zniewalaniu i nękaniu – najzwyczajniej nie oddzielamy Boga od ludzi, Boga od życia, Boga od świata. Jeśli ktoś chce głosić Ewangelię, która jest oderwana od życia bliźniego, od realnego życia, to obawiam się, że taki człowiek zawęża jej zastosowanie i moc.
Bóg poprzez wiarę w Ewangelię przebacza nam grzechy i przemienia nas mocą Ducha. Chrześcijanin, który zna Boże serce i doświadczył Jego dobroci, nie może być obojętny na krzywdę ludzką. Nawet kubek zimnej wody podany bliźniemu ze względu na Chrystusa nie jest obojętny dla Boga.
Kościół zawsze stawał w obronie uciśnionych.
Kiedy chrześcijanie budują szpitale i przytułki dla bezdomnych, opiekują się samotnymi matkami i kobietami doświadczającymi przemocy, kiedy przyjmują porzucone dzieci – nie robią czegoś przeciwnego wobec głoszenia Ewangelii. Robią coś, co jest owocem przyjęcia Ewangelii: kochają bliźniego. Nie można być chrześcijaninem kosztem bycia człowiekiem.
Bycie chrześcijaninem to podążanie ku człowieczeństwu według Bożego projektu, poprzez Chrystusa mieszkającego w nas (Ga 2:20). Sens życia chrześcijanina określają wiara, nadzieja i miłość, a z nich największa jest miłość (1 Kor 13:13).