Ostateczny argument za Bożym wybraniem jest taki, że uczy o tym Pismo Święte, a naszym zadaniem nie jest wybieranie sobie z Bożego Słowa prawd, które akceptujemy lub są dla nas przyjemne.
Prawdy o grzechu i sądzie Bożym, o piekle wcale nie są przyjemne ani łatwe do zaakceptowania. Ale wierzymy w nie, ponieważ w jasny sposób mówi o tym Pismo Święte.
Tak samo jest z prawdą o wybraniu z tą różnicą, że powinna ona wzbudzać w nas wdzięczność i radość. Pismo aż woła o suwerennej Bożej łasce, że to Bóg jest ostatecznie wolny, a człowiek jest zniewolony grzechem. To Bóg musi ożywić nasze martwe z powodu grzechu serce, abyśmy byli w stanie Go wybrać i pójść za Jego Słowem.
Odrzucając prawdę o wybraniu porzucamy kluczowe przekonanie, że jesteśmy zbawieni wyłącznie z łaski. Niektórzy chrześcijanie próbują dodawać do łaski naukę o współpracy z nią, tak jakby Boża łaska nas jedynie zapraszała (wyciągała rękę), ale to od nas (zrozumienia, wrażliwości) zależy to, czy będę z nią współpracował.
Niektórzy błędnie uważają, że Bóg bez mojej zgody nie może nic zrobić, "bo jest dżentelmenem". Czeka na naszą decyzję. Ale dżentelmen nie jest bierny. Nie przypatruje się bezczynnie ludzkiemu dramatowi.
Biblia mówi, że gdyby Bóg czekał na moją zgodę, to zginąłbym w piekle. A to dlatego, że jestem martwy w grzechach, niezdolny do wzbudzenia w sobie nowego serca i duchowego życia. Dlatego Bóg przemienia serce człowieka tak, że ochotnie lgniemy do Jezusa, gdy widzimy brzydotę naszego grzechu i nasz duchowo beznadziejny stan.

