wtorek, 11 czerwca 2013

Kiedy mija pierwsza chemia...

Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą - Ew. Mateusza 7:7-8

Cierpliwość to coś, co nie jest dziś w cenie. Chcemy szybkich rezultatów jak najmniejszym kosztem. To jednak nie jest Boży sposób na sukces. Boża droga do sukcesu wiedzie przez wytrwałość, przez małe kroki prowadzące do celu. Najlepszą ilustracją biblijnej nauki w temacie wytrwania jest historia Abrahama. Czytamy o nim, że wyszedł z rodzinnej ziemi nie widząc dokąd idzie. Widział jedno: szedł tam, gdzie prowadził go Bóg. Mimo iż nie wiedział co go czeka, czy będzie to lepsze miejsce od Ur chaldejskiego, z którego wyszedł - był pełen szczęścia i pokoju. Z jednego powodu: wiedział bowiem z kim idzie. Wiedział, że jest z nim Bóg, który Go nie opuści. 

Wędrówka Abrahama wcale nie była bezproblemowa. Porwano mu bratanka, walczył z wrogimi armiami, doświadczył wielu przeciwieństw. Był jednak wytrwały. Dlatego odziedziczył obietnice. Stał się ojcem wszystkich wierzących (Rzym 4). Jego życie cechowała wiara. To ona zwyciężała pośród prób, których nikt z nas nie chciałby przechodzić.

To przykład dla nas. Również i my powinniśmy być wytrwali: w pracy, w budowaniu szczęśliwego małżeństwa, wychowaniu dzieci, w modlitwie, w służbie kościelnej, w cokolwiek się angażujemy. Bóg wie, że potrzebujemy tego typu zachęty, dlatego, że natury jesteśmy niestali i mamy pokusę, by rezygnować, gdy nie widzimy szybkich rezultatów lub gdy przychodzi znudzenie. Mija "chemia" i pierwsza fascynacja, a przychodzi rutyna dnia codziennego. Jesteśmy więc kuszeni, by porzucić dotychczasową służbę, małżonka, odpowiedzialności i... szukamy nowych doznań. Nie widzimy szybkich efektów, więc myślimy: to nie dla mnie. Nie widzimy odpowiedzi na naszą modlitwę, więc mówimy: szkoda czasu, to nie działa. Pomodlę się o coś innego, wszak modlić się o coś trzeba.

Pomyślmy o Izraelu. Gdy wychodzili z Egiptu, towarzyszyły im cuda i znaki. Wychodzili w obawach, ale pełni ekscytacji. Bóg jest z nami i daje tego namacalne dowody! Widzieli plagi, rozstępujące się morze, dostawali pokarm z nieba. Rozpoczęli wędrówkę. Szli jeden dzień, drugi, trzeci, dwudziesty, setny, rok, trzeci rok, dziesiąty. Szli przez czterdzieści lat do Ziemi Obiecanej. Skończyła się pierwsza fascynacja, doznania, niezwykłość. W Ziemi Obiecanej nie było już manny z nieba i wody tryskającej ze skały. Trzeba było wstać, samemu zaparzyć sobie kawę, zarobić na ekspres, upiec tosty i kupić mleko w spożywczym. Bóg już nie dawał przepiórek na talerzu. Musieli sami je znaleźć i upolować. 

Pierwszą fascynację, niezwykłe rzeczy zastąpiła codzienna rutyna i obowiązki. I to było dobre. To było wejście Izraela w czas młodości, a potem dorosłości. Tak samo jest z nami. Kiedy nawracamy się, pojawia się ta pierwsza fascynacja Jezusem, chrześcijaństwem, Kościołem. Mija jednak 4-5 lat i  zaczynamy rozumieć, że chrześcijanie to grzesznicy, a duchowni to wcale nie nad-ludzie. 

Bóg dobrze wie, że potrzebujemy wezwań do wytrwałości, dlatego nie tylko je do nas kieruje, ale i wyposaża w wędrówce: karmi nas Swoim Słowem, Ciałem i Krwią Chrystusa, rozdziela dary Ducha Świętego, otacza duszpasterską opieką i nową rodziną. Na dobre owoce, na dobre wino, na pobożnego małżonka, na wdzięczne potomstwo, na własne mieszkanie często musimy czekać. Jednak nie czekajmy biernie. Mamy być wytrwali w dążeniach oraz w modlitwie. Nasza modlitwa powinna być bojowaniem, dziecięcym zabieganiem o dobre rzeczy.