wtorek, 2 grudnia 2014

Słupski homoseksualny eksperyment


Robert Biedroń został wybrany prezydentem Słupska. W zasadzie można by przejść obok tego do porządku dziennego ogłaszając triumf demokracji i poszanowanie dla woli większości. I pewnie bym tak uczynił, gdyby nie fakt, że wola większości mieszkańców jest czymś co wg Pisma Świętego jest poddawane Bożemu osądowi i ocenie. Wola większości mieszkańców Sodomy spotkała się z Bożą odpowiedzią, podobnie jak wola Niniwijczyków, których Bóg ustami proroka Jonasza ostrzegł przed zbliżającym się sądem. Wola mieszkańców Słupska również nie pozostaje nie zauważona w niebie.
Temat prezydentury Roberta Biedronia podejmuję z prostej przyczyny. Jest nią fakt, że głównym czynnikiem wyróżniającym jego kandydaturę w każdych wyborach stało się uczynienie z własnych homoseksualnych skłonności głównego oręża politycznego. Psycholog Bogna Białecka określiła tą postawę mianem „zawodowego geja”.
Mieszkańcy Słupska (bez względu na to czym Robert Biedroń ich przekonał) publicznie zaakceptowali etykę, której twarzą jest ich prezydent. I nie mówimy tu o jednym z wielu kandydatów, którzy mają „coś na sumieniu”. Mówimy o zwycięstwie pewnego sposobu myślenia, który wnosi grzeszną seksualność do sfery publicznej i społecznej. Wnosi ją na ulice, instytucji publicznych, do szkół, domów, a nawet Kościoła. To właśnie Robert Biedroń i Twój Ruch postanowili pootwierać drzwi sypialni i uczynić z seksualności sztandar wywrotowych, obyczajowych przemian. Jako chrześcijanie mamy tu wiele do nadrobienia. Musimy się bowiem uczyć dostrzegać przełożenia pomiędzy poglądami na seksualność, a sferami społecznymi, kulturą. Dobrze je widzą działacze LGBTQ, KPH, Feminoteki, Twojego Ruchu itp. Dlatego mają swojego prezydenta w Słupsku.
Sprawa prezydentury Biedronia nie jest trywialna. Z perspektywy chrześcijanina w 95-tysięcznym mieście lepszą jest bowiem sytuacja, w której mamy do czynienia z  tysiącem homoseksualnych aktów, które nie są publicznie akceptowane – niż mieć homoseksualnego prezydenta, którego publiczne obnoszenie się z grzechem i rewolucyjne działania obyczajowe są oficjalnie akceptowane i legitymizowane poprzez powierzenie mu mandatu władzy w mieście.
Oczywiście obie sytuacje uderzają w obraz Boży w człowieku. Ale druga sytuacja jest poważniejsza. Dlaczego? Dlatego, że w pierwszym przypadku mamy tysiąc grzesznych sytuacji. W drugim – w grzech mamy wciągnięte całe miasto. Istnieje różnica pomiędzy miastem, w którym grzech jest obecny, a miastem grzechu. Zło w pierwszym przykładzie polega na popełnieniu tysiąca grzechów. W drugim przykładzie grzech dotyczy moralności całego miasta. W pierwszym przykładzie grzech jest prywatny, w drugim – w grzech mamy wciągniętą jego twarz i wizytówkę, a poprzez to kulturę i społeczeństwo.
Społeczna akceptacja homoseksualizmu, ale i seksu bez zobowiązań, cyber-seksu, związków partnerskich i zrównanie ich pod względem może jeszcze nie prawnym, ale moralnym z małżeństwem – oznacza upadek zachodniej cywilizacji z taką samą pewnością jak odrzucenie homoseksualizmu i innych postaci pozamałżeńskiego, nieskrępowanego seksu uczyniło możliwym stworzenie tej cywilizacji.
Mieszkańcy Słupska zapewne nie myśleli w powyższych kategoriach i zdecydowali się na ciekawy eksperyment. Z zainteresowaniem będę spoglądał na jego konsekwencje.