poniedziałek, 29 listopada 2021

Słyszeliśmy, widzieliśmy, dotykaliśmy - kazanie na Adwent 2021

Co było od początku, co słyszeliśmy, co oczami naszymi widzieliśmy, na co patrzyliśmy i czego ręce nasze dotykały, o Słowie żywota -a żywot objawiony został, i widzieliśmy, i świadczymy, i zwiastujemy wam ów żywot wieczny, który był u Ojca, a nam objawiony został (1 List Jana 1:1-2).

CO BYŁO OD POCZĄTKU

Mamy dziś pierwszą niedzielę Adwentu – radosny okres wyczekiwania, przygotowania na Boże Narodzenie.

Na tę okoliczność czytamy w Kościele różne teksty o przyjściu na świat Jezusa. Znamy historie o Marii, Józefie, aniele Gabrielu, Herodzie, mędrcach, pasterzach. Natomiast dzisiejszy tekst mówi o tym, co to wszystko oznacza. Co się wydarzyło, ale i co z tego wynika dla nas. Jaka rzeczywistość stoi za przyjściem Słowa życia na świat.

Początek Pierwszego Listu Jana jest bardzo podobny do prologu Ewangelii tego samego autora, który brzmi: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo.

Słowo, którym jest Jezus istniało od początku, w wieczności. Ponieważ Słowo jest Bogiem. Nie zostało stworzone. Natomiast owo Słowo się objawiło naszym oczom w czasie, gdy Syn Boży przyszedł na świat jako człowiek. I o tym początku przyjścia na świat Słowa Jan zaczyna swój list.

WIDZIELIŚMY I ŚWIADCZYMY

Jan mówi, że odwieczne Słowo żywota – przyszło do nas, zobaczyliśmy Go, słuchaliśmy Go, dotykaliśmy.

Jan mówi w liczbie mnogiej, co oznacza, że mówi o apostołach i innych świadkach życia i służby Jezusa. Zatem wskazuje na świadectwo wielu ludzi.

Paweł mówi, że Jezus zmartwychwstały ukazał się aż 500 ludziom. Łukasz mówi, że pisząc Ewangelię i Dzieje Apostolskie dokładnie wszystko przebadał.

Zatem wiara chrześcijańska opiera się na świadectwie wielu świadków, świadectwie historii i faktów. Nie jest to – jak w przypadku religii, kultów i sekt – jakieś świadectwo jednego człowieka (jak np. w mormonizmie, buddyzmie, islamie), który rzekomo doznał olśnienia lub miał wizję. Jan mówi, że to, co wam przekazujemy nie jest to coś owianego tajemnicą, niesprawdzalnego. Nie jest to coś, co się komu przyśniło. Prawda chrześcijaństwa nie przyszła do nas w wyniku wizji lub olśnienia. Jest to coś sprawdzalnego, weryfikowalnego, coś co jest osadzone w czasie, w historii, wobec wielu świadków.

Sam Jan skłaniał głowę na Jezusie podczas Ostatniej Wieczerzy, dotykał Jezusa, słyszał Jezusa, widział Jezusa. Mówi o świadectwie swoich oczu, uszu, rąk.

Oczywiście nikt z nas nie wierzy dlatego, że dotykaliśmy, widzieliśmy, słyszeliśmy. Dlatego jesteśmy zakłopotani. My musimy wierzyć świadectwu Jana. Hm… Ja nie chcę bazować na świadectwie innego człowieka! Mówimy czasami jak Tomasz: Muszę sam zobaczyć, dotknąć, zobaczyć! Inaczej nie uwierzę!

Tymczasem zauważmy, że większość z tego, co wiemy i co uważamy za prawdziwe  – opiera się na świadectwie. Czy wierzymy w Chiny? Czy wierzymy w napad Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku? Czy kiedykolwiek widzieliśmy atom lub elektron? Wierzymy w ich istnienie? Wierzymy. Dlaczego? Ponieważ polegamy na świadectwach!

Robimy to każdego dnia. „Czy widziałeś już wyniki wyborów?”. „Czy słyszałeś, jak sąsiad opowiadał dowcip o zajączku?”. „Powiedz mi jaki zapach czułeś w cukierni?”. „Czy czytałeś ostatnie nowiny?”.

Szukamy świadectwa innych. Nie możemy uniknąć polegania na świadectwach. Każdy człowiek w swoich sądach, opiniach, poglądach polega na wierze komuś, czemuś, ponieważ korzystamy ze świadectwa innych. Robi najbardziej zatwardziały ateista i materialista, który mówi: Nie uwierzę w Boga, póki Go nie zobaczę!

A jednak wierzy w wiele rzeczy, których nie widzi i nigdy nie zobaczy! A dlaczego wierzy? Bo bazuje na świadectwie innych. Wierzy w Napoleona. Wierzy w lądowanie człowieka na księżycu. Wierzy autorem „Dialogów” jest Platon. Wierzy w powietrze, w sprawiedliwość i w to, że na Marsie nie ma ludzi.

Pytanie więc nie brzmi: Czy moje życie opiera się na świadectwach innych ludzi? Lecz: Które świadectwa przyjmuję za prawdziwe? Bóg wymaga od nas uznania wiarygodności pewnych świadectw, a jednocześnie chce, abyśmy odrzucili inne. Musimy naszą wiarę ukierunkować we właściwą stronę, na właściwe świadectwa. Czyli dylemat, jaki stoi przed wszystkimi ludźmi, nie brzmi: wiara czy niewiara, wiara czy nauka, lecz: wiara w co i wiara komu?

Niektórzy niechrześcijanie wyznają, że podziwiają szczerą, niezachwianą wiarę chrześcijan. Jednocześnie podziwiają szczerą i niezachwianą wiarę hipnotyzerów, świadków Jehowy, rodzimowierców.

Wielu ludzi nie interesuje ich obiekt wiary. Nie interesuje ich treść wiary. Ważne, że jest wiara, która komuś daje uwolnienie od trosk, niepewności, poczucie sensu. Mniejsza z tym, w kogo lub w co. To nie ma znaczenia.

Ktoś powiedział: „Jeśli twój syn przedstawi ci swoją dziewczynę, to najpierw zapytaj, czy jest wierząca. A potem – w co”. Sama wiara jest niewiele warta. Kluczowy jest obiekt wiary. Niestety ten sposób myślenia widzimy też w Kościele. „Nieważne, co mówi Biblia. Ważne, że wiara w to lub tamto pozwala mi zachować dobre nastawienie do życia”.

Paweł w Liście do Rzymian 10:1-4 mówi o gorliwości w wierze jego rodaków, Żydów. Mówi, że mają wielką wiarę, lecz wiarę nierozsądną.

To nie nasza wiara sprawia, że rzeczywistość się zmienia. Pomyślcie o tzw. ruchu wiary – ludziach, którzy twierdzą, że od siły naszej wiary zależy to, czy człowiek zostanie uzdrowiony.

Nie widziałem przedstawicieli tego nurtu w szpitalach w okresie pandemii koronawirusa podnoszących z łóżek chorych mocą słowa wypowiedzianego z wiarą. Nietrudno odgadnąć przyczyny. Powód jest ten sam, co w przypadku wróżek, które nie wygrywają w totolotka.

Jan oznajmia: Ujrzeliśmy Słowo żywota. Ujrzeliśmy odwieczną prawdę. Nie musimy o niej spekulować, snuć przypuszczeń, ponieważ Słowo żywota przyszło do nas i przedstawiło nam się. Ujrzeliśmy je. Prawdzie można spojrzeć w oczy i to w dosłownym sensie. Spójrz prawdzie w oczy, a więc skieruj wzrok na Jezusa.

Jan mówi, że odwieczne Słowo usłyszał, zobaczył, dotykał. Na Słowie żywota skłonił głowę, Słowo życia karmiło go chlebem i winem. To może dziwić, że prawda jest aż tak konkretna. Wielu filozofów, naukowców spędziło całe życie na poszukiwaniu prawdy, a wy chrześcijanie mówicie, że znacie prawdę?! I, że jest nią osoba?

Pseudootwartość i szkoła liberalna w teologii wymagają oczywiście, by o prawdzie mówić w kategoriach abstrakcji i idei. Prawda jest ulotna, niepoznawalna. Prawdą jest idea, choć oczywiście nie wiadomo która i jak ją odkryć. Twierdzenie, że prawda ma dziesięć palców i nos, dla współczesnych Europejczyków jest głupstwem. Nie tylko w środowisku akademickim, lecz nawet przy okazji spotkań towarzyskich ze znajomymi stwierdzenie, że prawda jest uosobiona w tej konkretnej osobie – brzmi co najmniej jak zaściankowość.

Mimo to Paweł mówi, że nie przestajemy głosić Chrystusa i to ukrzyżowanego (1Kor 1:23). Chrystusa, który nie jest wąską ideą, lecz odpowiedzią w skali kosmicznej. Jest odpowiedzią na ludzkie poszukiwania spójności poznania, wiedzy, potrzebę miłości, przebaczenia, akceptacji, potrzebę wspólnoty, pokoju, nadziei na dobrą przyszłość.

DOTYKALIŚMY

Jan mówi o dotykaniu życia rękoma. To było coś obrazoburczego. W szczególności odnosi to do dotykania zmartwychwstałego Jezusa

Spójrzcie na ręce moje i nogi moje, że to Ja jestem. Dotknijcie mnie i popatrzcie: Wszak duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Łk 24:39

Potem rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. Jn 20:27

„Nie dotykaj” było częstym zakazem nie tylko w Prawie w Starym Testamencie, ale i jest cechą pogańskich religii. To jest wciąż obecne np. w mormonizmie, hinduizmie, islamie, które mówi o wielu rzeczach, których nie wolno dotykać z powodu nieczystości duchowej albo danej rzeczy albo człowieka. Nie dotykaj! To jest nieczyste! Nie dotykaj! To jest zbyt święte! A ty jesteś zbyt nieczysty!

Natomiast Jan objawia mówi tu o Najświętszym, o Słowie Żywota. I dodaje, że nasze ręce go dotykały!

I ten dotyk grzesznika nie zanieczyszczał Jezusa. Działo się odwrotnie. Jeśli był to dotyka wiary, spotkanie z Jezusem przemieniało człowieka. I tak jest do dziś. Nie dotykamy co prawda Jezusa fizycznie, bo fizycznie jest w niebie, ale dotykamy świętych darów od Niego. Dotykamy chleba i wina przy Stole Pańskim. I w ten sposób człowiek nie popełnia bluźnierstwa, nie zanieczyszczamy świętości Stołu Pańskiego. Przeciwnie. Strumień świętości płynie w drugą stronę. To Bóg nas uświęca i umacnia.

Kiedy ludzie mówili , że Bóg jest niedostępny i nie troszczy się o stworzenie, apostołowie przynosi świadectwo, że Bóg nie jest ukryty, nie pozostawił świata i nas samym sobie. A Jan mówi nawet: Dotykaliśmy Go! Bóg przyszedł do człowieka najbliżej jak się da!

WIDZENIE I OBRAZY JEZUSA

Nie tylko dotykaliśmy, ale i widzieliśmy!

Nasi przyjaciele z kościoła katolickiego i prawosławnego doszli do wniosku, że skoro odwieczne Słowo, Syn Boży objawił się ludzkim oczom, to odtąd możemy sporządzać obrazy i podobizny Boga. Argumentują, że Boga nie można było wcześniej zobaczyć. Ale w Jezusie Go ujrzeliśmy! Jan mówi, że widział Słowo! Dlaczego więc miałby nie namalować Jezusa?!

Odpowiadając, zwróćmy uwagę na trzy rzeczy:

Po pierwsze, sam Jan w tym samym liście po tym, jak napisał „Widzieliśmy”, mówi, że Boga nikt nigdy nie widział!

Boga nikt nigdy nie widział; jeżeli nawzajem się miłujemy, Bóg mieszka w nas i miłość jego doszła w nas do doskonałości. (1 List Jana 4:12)

A więc jest to prawda, która jest cały czas aktualna. Tak, Syn Boży był widziany. Ale Jan powtarza tę  niezmienną prawdę: Boga w Trójcy Jedynego nikt nigdy nie widział.

Po drugie, Jan widział Syna Bożego, ale co robi dalej? Zwiastuje! To, co widzieliśmy – zwiastujemy! Opowiadamy wam! Jan o tym pisze! Nie maluje! Opowiada! Po co? Abyśmy uwierzyli! Czyli chrześcijaństwo to religia Słowa, a nie obrazu. Wiara rodzi się ze słuchania, a nie z widzenia. Nie chodzimy w widzeniu, lecz w wierze.

Po trzecie, jedyny wiarygodny obraz Jezusa mamy opisany w Biblii.

O nierozumni Galacjanie! Któż was omamił, was, przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego?” (Gal3:1)

O jakim wymalowaniu obrazu Jezusa mówi Paweł? Czy ktoś namalował Jezusa w czasach apostolskich? Nie. Mówi o zwiastowaniu Słowa Bożego! Nie chodzi oczywiście o to, że nie można sporządzać wizerunków Jezusa. Chodzi o to, w jakim celu są one sporządzane. Drugie przykazanie w Dekalogu  mówi: Nie czyń podobizn Boga (i stworzenia), aby się im kłaniać. A więc, aby używać ich w celach liturgicznych, aby były pośrednikami w czczeniu Boga.

Zatem Jan widział Słowo, Jezusa, ale nie prowadzi Go to do konkluzji: ujrzeliśmy Boga więc malujcie twarz Jezusa. Najwierniejszy obraz zostanie nagrodzony przez radę apostołów.

Jeśli ktoś chciał namalować przed oczami ludzi obraz Jezusa – jego paletą była Ewangelia, zwiastowanie Słowa Bożego. I tak jest do dziś. Kaznodzieja maluje obraz Jezusa słowami. Ty malujesz obraz Jezusa słowami, gdy opowiadasz o Nim zgodnie z Biblią.

SŁOWO OBJAWIONE

Jan mówi, że Słowo żywota, które było od początku, zostało nam objawione w osobie Jezusa. Żywot jest więc tożsamy z osobą.

Buddyzm mógłby istnieć bez Buddy, a islam bez Mahometa. Tam w centrum są idee, zasady. W każdej religii założyciel mówił, co robić. Oznajmiał: Oto droga! Jezus zaś mówi: Ja jestem drogą (J 14:6). Jezus nie jest prorokiem wskazującym drogę. Jest Bogiem pośród nas. Jest życiem wiecznym. Prawdy buddyzmu mogłyby istnieć bez Buddy. Prawdy islamu mogłyby istnieć bez Mahometa. Ale prawda chrześcijaństwa nie mogłaby istnieć bez Chrystusa. Prawda, objawienie przybrało formę osobową.

Mówienie o prawdzie, o życiu wiecznym to mówienie o Jezusie. Pomijanie Jezusa w poradach na prowadzenie życia bez lęku, w wolności i czystości sumienia to absurd. To praktyczny ateizm. Nic nie jest na swoim miejscu, jeśli Jezus nie jest na pierwszym miejscu.                               

Jan uczy nas, że żywot, który był u Ojca, został nam objawiony. Nie został ukryty, nie pozostał kwestią spekulacji, ale został ukazany.  

Nie mówimy, że skoro Bóg przyjął ciało, to nie możemy widzieć wyraźniej Boga, gdyż ludzkie ciało Jezusa przesłoniło nam na moment Bożą chwałę w Nim. Jest odwrotnie. Bóg przyjął ciało, dlatego widzimy Go wyraźniej. Nie ukrył się pod zasłoną ciała. Raczej objawił się w ciele. Objawił nam w ciele Bożą mądrość, współczucie, chwałę, sprawiedliwość, łaskę, dobroć, cierpliwość. W Jezusie ujrzeliśmy Boga odsłoniętego, a nie ukrytego!

Żywot został nam objawiony nie jako niejasne, dwuznaczne spekulacje, lecz jako bijąca światłem odpowiedź.

Czasami myślimy, że jesteśmy w gorszej sytuacji niż oni, ponieważ my nie dotykamy, nie słyszymy Jezusa, nie widzimy Go.

Ale nie sądzę, że jesteśmy w gorszej sytuacji. Mamy nawet w jakimś sensie więcej. Mamy świadectwa Pism, nie tylko Ewangelii, ale i listów. Mamy Słowo Boże, które maluje przed nami pełny obraz Jezusa. Świadkowie życia Jezusa nie mieli tego. Mieli Jezusa na krótki czas, widzieli Go przez godzinę, słyszeli Go przez 45 minut, a potem Pan Jezus udał się w inne miejsce.

My mamy spisane świadectwo o Jezusie, które jest kompletne. Ono wyjaśnia co robił, jak żył, czego nauczał, jakie było teologiczne znaczenie tego wszystkiego.

Jezus wręcz mówił, że lepiej dla nas, żeby On odszedł. Gdy Jezus był na ziemi, jego obecność była lokalna, ograniczona przez ciało. Jezus był w Galilei, Nazarecie, Jerozolimie itd. Zaś po wylaniu Ducha Świętego, mówimy, że nie musimy jechać na Bliski Wschód, by Go spotkać i doświadczyć Jego obecności.

Duch Święty sprawia, że Jezus jest obecny wszędzie tam, gdzie dwóch lub trzech spotyka się w Jego w imię, gdzie głoszona jest Ewangelia, gdzie łamany jest chleb przy Stole Pańskim. Jego Świątynia nie jest już w jednym miejscu. Jest tam, gdzie gromadzi się kościół.

Wielu w czasach Jezusa widziało Go, słyszało i dotykało, ale nie odpowiadali wiarą. Np. ci, którzy Go pojmali dotykali Go bardzo mocno. Słyszeli barwę Jego głosu. Żołnierze, którzy go biczowali i drwili z Niego, widzieli jego krew. Widzieli dokładnie kształt twarzy. I co? I nic. Oznacza to, że samo doświadczenie obecności Jezusa o niczym nie świadczy. Dziś niektórzy ludzie mówią: Och, gdybym tylko zobaczył Jezusa jak Jan – uwierzyłbym! Możemy odpowiedzieć: Ale masz więcej niż obecność Jezusa na chwilę. Masz pełne świadectwo o Nim! I nie wierzysz! Nie dlatego, że świadectw brakuje, że to wszystko jest nieudokumentowane. Ale dlatego, że nie chcesz uwierzyć.

Z drugiej strony są wierzący, którzy mówią: Widziałem Jezusa! Spotkałem Jezusa! Objawił mi się! Jestem chyba namaszczony! Albo: On jest namaszczony!

Pewnie to była niesamowita rzecz spotkać Jezusa, gdy był na ziemi. Serce uczniów mocniej biło, gdy spotkali Jezusa zmartwychwstałego. Ale Piłat, Herod, arcykapłani też widzieli Jezusa. I nie są świętymi w kościele.

Dlatego błogosławieństwo życia wiecznego jest owocem wiary, a nie przeżycia doświadczenia. Chodzimy w wierze, nie w widzeniu. Furtką do społeczności z Bogiem jest wiara. Wiara w co? W Jezusa jako Syna Bożego, który prawdziwie stał się człowiekiem, umarł za nasze winy, zmartwychwstał i odszedł do nieba skąd króluje i skąd przyjdzie powtórnie sądzić żywych i umarłych.

WIECZNE ŻYCIE

I ostatnia rzecz, na którą zwróćmy uwagę w tym prologu Jana.

Jan mówi, że żywot, który został objawiony to żywot wieczny.

a żywot objawiony został, i widzieliśmy, i świadczymy, i zwiastujemy wam ów żywot wieczny, który był u Ojca, a nam objawiony został

Życie wieczne nie dotyczy jedynie czasu trwania życia. Życie wieczne jest to raczej pojęcie jakościowe, a nie ilościowe. Oznacza życie spełnione, prawdziwe, udział w boskim życiu.

Dlatego nie mówimy, że dusze w piekle mają życie wieczne. Mówimy, że doświadczają śmierci, ponieważ mimo iż są świadome, to nie żyją w pokoju, radości z Bogiem. Są w stanie oddzielenia, dezintegracji. Właśnie to nazywane jest w Biblii śmiercią. Śmierć to oddzielenie od Boga. Można więc żyć fizycznie w stanie śmierci. Można oddychać, jeść, jeździć na wakacje, wrzucać fajne zdjęcia na Instagrama i być w stanie śmierci. W stanie oddzielenia od Boga.

Śmierć fizyczna, rozłączenie duszy i ciała jest jedynie obrazem tej prawdziwej śmierci: życia bez Boga.

Jan zaś mówi, że żywot został objawiony! I ten żywot zwiastujemy! A więc nie chodzi o zwiastowanie długiego życia po śmierci (choć ono oczywiście będzie wieczne), ale i zwiastowanie życia z Jezusem!

Co to znaczy opowiadać o życiu wiecznym? To znaczy opowiadać o Jezusie! Różne ezoteryczne religie, okultyzm, New Age mówią o wiecznym trwaniu, ale nie ma tam Jezusa. A jeśli nie ma Jezusa, to nie ma życia. Jest śmierć.

Jezus przedstawia się: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (Jn 14:6). Jezus jest żywotem. Mieć życie wieczne nie oznacza mieć w sobie nieśmiertelną duszę. Choć wierzymy w nieśmiertelną duszę, to wierzymy, że dusza może umrzeć. Nie w znaczeniu zniknąć, przestać istnieć. Śmierć duszy to egzystencja bez pojednania z Bogiem, bez przebaczenia win, bez społeczności z Jezusem.

Zatem mieć życie wieczne nie oznacza mieć w sobie jakąś niewidzialną kulkę wieczności, lecz mieć więź z Jezusem! Jak? Poprzez żywą wiarę!

I to jest ważne przypomnienie na okres Adwentu! Oto na świat przyszło życie. Życie, które było u Ojca od wieczności. Syn nie powstał w czasie. Nie został stworzony przez Ojca, lecz był u Ojca od początku. Słowo było z Bogiem i Słowo było Bogiem, jak mówi Jan w Ewangelii. I to jest niesamowite: sam Bóg, Syn Boży, życie, prawda wcielona przychodzi na świat!

I zaprasza nas nie na jakieś jednorazowe spotkanie na łodzi w Gdańsku-Jelitkowie. Zaprasza do życia w bliskiej społeczności z Nim każdego dnia!