Kiedyś chrześcijanie sądzili, że być blisko Boga oznacza być daleko od ludzi. Im mniej ludzi tym mniej problemów, a im mniej problemów tym łatwiej medytować, radować się Panem i czuć Jego bliskość!
Nam - protestantom raczej nie grozi to, że będziemy prowadzić życie na niezamieszkałym pustkowiu - w odizolowaniu od ludzi, świata, cywilizacji. Jednak wciąż zagrożenie istnieje. Np. tą pustynią może być nasz dom, praca, w których zabunkrujemy się tak bardzo, że innych ludzi uznamy za zagrożenie dla na naszego świętego spokoju. Staną się infekcją dla czystości naszej wiary.
Ta mentalność może dotyczyć nie tylko ludzi, ale i zborów, a nawet całych denominacji. Niektóre zbory krytykują ascetyzm, odizolowanie od świata u średniowiecznych mnichów podczas gdy same stronią nie tylko od kultury, polityki, ale i od innych denominacji chrześcijańskich. Ma to mało wspólnego z miłowaniem braci. Im bardziej zamkniemy się w sobie, koncentrując się na "duchowej samorealizacji" tym trudniej będzie nam dostrzec bliźnich oraz praktykować chrześcijańską miłość do której jesteśmy wezwani.