sobota, 25 sierpnia 2012

Lesbijka pastorem, ksiądz gejem

Co pewien czas na światło dzienne wychodzą kolejne skandale na tle seksualnym, których głównymi bohaterami są duchowni Kościoła Rzymskokatolickiego. Mnie osobiście jako pastorowi trudno nie zadać pytania o reakcję władz Kościoła wobec ujawnianych seksualnych afer. Próżno jednak doszukać się jednoznacznych działań kościelnych hierarchów będących przejawem jednoznacznego potępienia niemoralnych pasterzy. Okazuje się bowiem, że w samo nauczanie kościoła wpisane jest niepodejmowanie dyscyplinarnych konsekwencji przeciwko autorom seksualnych nadużyć, których oczywistym przejawem w zdrowym chrześcijańskim środowisku jest nie tylko usunięcie tego typu „pasterzy” z ich funkcji, ale także (w przypadku braku żalu za grzechy i nawrócenia) ekskomunika. Według oficjalnej doktryny Kościoła święcenia kapłańskie, bez względu na postępowanie samego kapłana, są... dożywotnie. Tymczasem Kościół, który chroni w swoim stadzie wilki w owczej skórze jest kościołem, który nienawidzi owiec. Kościół, który kocha owce usuwa spośród siebie wilki, nie zaś karmi je, znajdując dla nich bezpieczne miejsce chroniące przed ujadającymi psami. Skutek akceptacji „programu ochrony wilków” jest taki, że reakcja Kościoła na seksualne ekscesy jego przywódców najczęściej sprowadza się do odczytania kolejnego listu episkopatu będącego wyrazem ubolewania nad istnieniem „wilków”. Uciszanie seksualnych skandali poprzez wycofanie winnych do innego miejsca służby jest brakiem działań oraz obojętnością na grzech.

Z pewnością wielu odpowie, że moja optyka postrzegania nastawienia Kościoła wobec powyższego problemu jest całkowicie błędna, ponieważ tenże wcale nie milczy i przecież jednoznacznie opowiada się przeciwko seksualnym nadużyciom swoich duszpasterzy. Dlatego ujawnione przypadki rozwiązłości księży, proboszczów i biskupów nie mogą być przywoływane jako zarzut wobec Kościoła lecz wobec jego niektórych przedstawicieli (no a poza tym „któż z nas jest bez grzechu...”).

Prawda jest zgoła inna. O podejściu poszczególnych kościołów do jakiejkolwiek kwestii (moralnej, dogmatycznej itp.) głośniej niż słowa świadczą czyny. Gdyby sędzia w majestacie prawa jedynie pokiwał złodziejowi palcem ze słowami: „Tak się nie robi” -zamanifestowałby w ten sposób postawę akceptacji jego czynu i pogardę wobec poszkodowanego. Na podobnej zasadzie nie przekonywałyby mnie słowa pastora będącego w liberalnej denominacji protestanckiej, który zawzięcie twierdziłby, że ich kościół opowiada się przeciwko święceniom duszpasterskim kobiet lub ślubom osób tej samej płci. Moja odpowiedź brzmiałaby: „Wejdźmy do twojego kościoła i zobaczmy co tam mamy”. Czyny mówią więcej niż słowa.
Władze Kościoła Rzymskokatolickiego kiwając z dezaprobatą palcem w stronę rozwiązłych duchownych, odsuwając go od niektórych funkcji i przenosząc ich do innej parafii ze słowami: „tak nie wolno, to zgorszenie” w rzeczywistości manifestują postawę akceptacji, zaś w najlepszym wypadku obojętności wobec ich grzechu. Za taką reakcją stoi czytelny komunikat: „Kapłan nie może być znany w parafii jako osoba rozwiązła lub seksualnie niemoralna. Dlatego należy go przenieść w inne miejsce powołania, ewentualnie odczekać z publicznym odprawianiem Mszy Świętej itp.”. Jednak stwierdzenie, że osobą duchowną nie może być osoba podejmująca seksualne współżycie z gosposią, innym mężczyzną, molestująca seksualnie dzieci lub uzależniona od alkoholu jest najzwyczajniej nieprawdą. Jak widać – może. I wszyscy to widzą, ponieważ reakcja na grzech mówi więcej niż deklaracja na jego temat.

Wyobraźmy sobie, że jakiś pastor zdradzający żonę ze swoją parafianką wciąż pełni urząd duchownego lecz z powodu moralnego skandalu zostaje przeniesiony do innego zboru/parafii. Widząc coś takiego mielibyśmy słuszne powody do oburzenia i zarzutu wobec jego kościoła, iż cudzołóstwo jest w nim akceptowane skoro nawet jeden z jego przywódców może w dalszym ciągu pozostawać „sługą Bożym” mimo oczywistej niemoralności, której się dopuszcza! Dodalibyśmy także zarzut hipokryzji  („co innego mówią wasze dokumenty, a co innego robicie”). Akceptacja święceń kapłanów mających nieślubne dzieci lub o skłonnościach homoseksualnych to wyraz stanowiska Kościoła. I tak jak w przypadku pastora-cudzołożnika zupełnie nieistotne są dokumenty doktrynalne, katechizmy, prawa wewnętrzne, które ktoś przedstawi, aby udowodnić, że jego kościół traktuje pozamałżeński seks za czyn niegodny protestanckiego przywódcy. Jego kościół jasno się opowiedział poprzez publiczną reakcję na grzech. Podobnie rzecz się ma w przypadku rozwiązłych księży: zapisy Prawa Kanonicznego lub innych kościelnych dokumentów są martwe. Jeśli bowiem mówią „nie wolno”, zaś praktyka oznajmia „wolno” to naprawdę nieistotne jest ile dogmatycznych paragrafów lub cytatów z encyklik ktoś jest w stanie przywołać w argumentacji. Wiara bez uczynków jest martwa. Czyny przemawiają głośniej niż słowa. Deklaracje bez przełożenia na postępowanie są obłudne i nie mają wielkiego znaczenia skoro sami ich autorzy je lekceważą i nie egzekwują.

Pytania, które chciałbym więc zadać katolickiej stronie brzmią:
1. Dlaczego kapłan podejmujący współżycie z kobietą lub z mężczyzną nie tylko może, ale i powinien (wg teologii KK) pozostać na urzędzie mimo iż nie spełnia jego kryteriów i warunków? Bycie przewodnikiem Bożego Ludu to nie sposób na bezpieczną przyszłość,  lecz odpowiedzialne powołanie od Boga. Ktoś kto się jemu sprzeniewierza nie ma prawa do dalszego pełnienia urzędu.
 2. Dlaczego kościół akceptuje niemoralnych duchownych pozostawiając ich na sprawowanej funkcji mimo oczywistej i publicznej sprzeczności takiego postępowania z nauczaniem 1 Listu do Tymoteusza 3:1-10 oraz Listu do Tytusa 1:5-9, które wyraźnie mówią o kryteriach zarządzających kościołem?
3. Czy kryteria dla duszpasterzy opisane w powyższych wersetach Pisma Świętego mają zastosowanie jedynie przed święceniami kapłańskimi czy także po nich?
4. Czy należy je potraktować jedynie jako wskazane sugestie czy jako obowiązkową charakterystykę?

Warto także zauważyć, że różnica między liberalnymi „protestantami”, a Kościołem Rzymskokatolickim w podejściu do seksualnej niemoralności duchownych polega na tym, że ci pierwsi zaakceptowali w publiczny sposób to, co drudzy akceptują  milcząc lub zatajając. Dyskusja dotyczy więc formy akceptacji niniejszych zachowań. Pierwszą cechuje brak skrępowania, drugą obłuda. Oczywiście jawność niemoralności propagowana przez środowiska liberalne nie jest lepsza od bierności Kościoła Katolickiego wobec seksualnych skandali. Święcenie na urząd biskupi lesbijek, udzielanie „w imieniu Chrystusa” ślubów parom homoseksualnym jest wyrazem publicznej pogardy wobec nauczania Pisma Świętego.

Jednak obie formy (jawna i skryta) akceptacji niemoralności duchowieństwa domagają się jednoznacznej reakcji oddanych Chrystusowi chrześcijan w obu wspólnotach. Protestantowi, który sprzeciwia się święceniom kobiet oraz akceptacji homoseksualnych związków w swoim kościele warto zadać pytanie o przyczynę jego obecności w tym środowisku, poprzez którą autoryzuje niniejsze praktyki oraz pozbawia się odpowiedniego miejsca duchowego wzrostu. Katolika, który jest oburzony seksualnymi skandalami duchownych w swoim kościele warto zapytać o to samo: „Dlaczego przebywasz i utożsamiasz się ze środowiskiem, które w milczący sposób (poprzez swoje czyny) akceptuje to czemu ty (oraz Pismo Święte) jednoznacznie się sprzeciwiasz?”

Jaka jest więc alternatywa dla szczerych chrześcijan pragnących podążać wiernie za Chrystusem i Jego Słowem? Jest nią... reformacja. Kościoły reformacji (nawiązujące do niej teologicznie, liturgicznie, pod względem zaangażowania społecznego, w edukację, naukę, sztukę itp.) są biblijną odpowiedzią zarówno na moralne nadużycia liberalnych protestantów, teologiczne nadużycia fundamentalistycznych protestantów, jak i doktrynalne błędy oraz bierność wobec grzechu w Kościele Katolickim.