piątek, 21 czerwca 2013

W teorii gender nigdy nie chodziło naukę

Jeszcze cztery lata temu na moich studiach doktorskich z pedagogiki na UG lewicowi wykładowcy, którzy zresztą nie kryli swych ideologicznych preferencji, przekonywali, że gender to "neutralna ideowo nauka i badania nad płcią". Podnoszono wielki lament gdy dziekan wydziału prawa prof. Jarosław Warylewski odrzucił propozycję utworzenia Ośrodka Gender Studies w Gdańsku. Dziś świetnie widać, że nigdy tu nie chodziło o żadną naukowość, ani obiektywność, ale o ideologiczne urabianie studentów i kulturową dominację. Naukowość, mury uniwersyteckie, przestrzeń publiczna służyły i służą raczej jako przestrzenie legitymizacji tego nurtu, który stoi w zdecydowanej opozycji wobec porządku Bożego świata oraz studiów kulturowych. 

Kiedy bowiem mówimy o rolach związanych z płcią, to owszem, w różnych kulturach te same rzeczy czy zjawiska postrzegane są różnie i mają różne zastosowanie. Różne kultury przypisują odmienne role społeczne krowom: u nas je się doi albo zjada, a w kulturze hinduizmu czci. Podobnie jest z psami: my się z nimi zaprzyjaźniamy, a Chińczycy robią z nich gulasz. Nie znaczy to jednak, że krowa czy pies są społecznymi konstrukcjami, a jedynie, że różne kultury wiążą z nimi różne zapatrywania i przypisują im różne funkcje (które rzeczywiście są społecznie konstruowane). Nie ma więc, obok krów i psów biologicznych, psów i krów kulturowych: są po prostu krowy i psy oraz ich kulturowe interpretacje. Tam samo nie istnieje, obok płci biologicznej, jakaś dodatkowa "płeć kulturowa": istnieje po prostu płeć oraz jej kulturowe wyobrażenia i wiązane z nią funkcje (D. Leszczyński). Oczywiście jako chrześcijanie dodamy, że płeć nie tyle określa, co wyraża nasze powołanie dane od Boga i to powołanie nie jest warunkowane kulturowo (role mężczyzn i kobiet w rodzinie, w Kościele itp.).

Wracając do gender, sądzę, że trafnie podsumował współczesną dyskusję na ten temat D. Leszczyński: prawdopodobnie przyszłe pokolenia będą traktować współczesne gender studies z takim samym pobłażliwym lekceważeniem, z jakim my podchodzimy dziś do okultystycznych spekulacji Kelleya o kamieniu filozoficznym czy Mesmerowskiej teorii magnetyzmu zwierzęcego.

Aby tak się stało, musimy przestać traktować poważnie coś, co poważne nie jest (np. prawo do wyboru płci) i angażować się w publiczną debatę bo tam głos chrześcijan jest, jak zwykle, bardzo potrzebny.