środa, 16 października 2019

Jedność Kościoła w oczach protestanta

Grzechy przeciwko jedności 
Grzechy przeciwko jedności Kościoła są jednymi z najczęściej popełnianych przez chrześcijan każdego wyznania i każdej tradycji Kościoła Powszechnego. Duch podziału przejawia się w separacji, izolacjonizmie, wszczynaniu sporów, przekonaniu, że Kościół Jezusa Chrystusa ogranicza się do denominacji definiujących w jednakowy sposób np. takie pojęcia jak: usprawiedliwienie, sukcesja apostolska, predestynacja, Komunia, Chrzest, utracalność/nieutracalność zbawienia, mówienie językami, prorokowanie itp.
Ciało Chrystusa jest jedno, choć różnorodne, podobnie jak nasze ciała (1 Kor 12-14). Nie wszystkie członki wyglądają jak ręce, lecz nikt nie uważa, że z tego powodu nie są członkami tego ciała. Chora noga jest częścią ciała, nie zaś martwym narządem poza nim.
Biblia naucza, że podwaliną i filarem prawdy jest Kościół Powszechny, nie zaś jego jeden lub dwa nurty (1 Tm 3.15), zaś częścią jego bogactwa jest różnorodność spuścizny historycznej, teologicznej czy liturgicznej. Oczywiście nie oznacza to promocji relatywizmu, zniechęcania do debat i teologicznego wyostrzenia. Oznacza natomiast rozpoznanie, że przekonanie o własnej racji powinno nas prowadzić do dojrzałości wyrażanej w postawie miłości braterskiej. Uczeń Chrystusa, który wierzy w tą samą ewangelię, tego samego Boga, to samo Pismo Święte i jest ochrzczony tym samym trynitarnym chrztem może być bratem niedojrzałym, niedoskonałym, jednak nie jest mokrym poganinem.
Ustawiczna krytyka dążeń do wypracowania jakichkolwiek płaszczyzn współpracy między poszczególnymi nurtami (denominacjami) Kościoła Powszechnego jest postawą demoniczną i nie mającą nic wspólnego z duchem Ewangelii. Jest grzechem przeciwko jedności Kościoła i nie rozpoznawaniem ciała Pańskiego, przed czym ostrzegał Apostoł Paweł (1 Kor 11.29). Niestety wielu chrześcijan przekonanych o wyjątkowości własnej tradycji konfesyjnej (wyznaniowej) za miarę ortodoksyjności stawia jak najbardziej negatywny i separatystyczny stosunek do innych Kościołów lub nurtów mających na celu ekumeniczną współpracę (z gr. oikumene – powszechny). Wedle tego spojrzenia, Kościół, który chce zachować swoją czystość i upodobanie w Bożych oczach powinien stronić jak najdalej od tych, którzy używają mniej wody podczas chrztu, inaczej tytułują swoich przywódców lub nie postrzegają Kościołów spoza własnego nurtu jako heretyków lub apokaliptycznej Wielkiej Wszetecznicy. Charles Spurgeon, jeden z największych protestanckich kaznodziejów brytyjskich (z XIX w.) podczas swoich nabożeństw modlił się o ewangelizację prowadzoną przez D.L. Moody’ego oraz I.D. Sankeya mimo iż różnił się z nimi teologicznie z wielu istotnych aspektach.
Oczywiście jedność w Ludzie Bożym powinna być budowana na prawdzie, a nie pomimo jej braku. Powinniśmy z pokorą w kontekście współzależności dyskutować o tym co nas łączy oraz dzieli i szukać odpowiedzi w Piśmie Św. Słowo Boże jest ostre niczym miecz obosieczny i jest w stanie nas pouczyć oraz rozsądzić prawdziwość naszych myśli, przekonań (Hbr 4,12). Jeśli Pismo wzywa nas do obrony naszych przekonań wobec niewierzących w duchu łagodności i szacunku, o ileż bardziej powinniśmy mieć podobną postawę wobec chrześcijan z innych Kościołów (1 Pt 3,15-16). Jednym z przejawów dojrzałości i duchowości jest to jak myślimy i mówimy o braciach z innych nurtów chrześcijaństwa.
Tak jak Biblia wzywa do rozwiązywania osobistych niesnasek pomiędzy chrześcijanami (Mt 5,23-24) podobnie jako poszczególne Kościoły (i wyznawcy różnych tradycji w chrześcijaństwie) powinniśmy dążyć do zrozumienia i pokoju pomiędzy sobą nawzajem (Rzym 12,18; 14,19). Tak jak tylko potrafimy powinniśmy budować ową jedność tam gdzie możemy, np. w jednomyślnym stanowisku wobec aborcji, homoseksualnych małżeństw czy angażując się w projekty, które służą dobru i umocnieniu całego Kościoła Powszechnego, np. wspólna szkoła chrześcijańska.
Wszystko jedno który Kościół? 
Wzajemne zrozumienie i miłość braterska nie oznacza jednak akceptacji błędów, a nawet grzechów poszczególnych chrześcijan oraz Kościołów. Mimo wspólnej wiary w Trójjedynego Boga i wspólnego chrztu, który scala chrześcijan w jeden, powszechny Kościół, pewne jego nurty mogą znajdować się bliżej lub dalej wzorca, który znajdujemy w Bożym Słowie. Pan Jezus Chrystus w Apokalipsie Św. Jana ostrzega całe Kościoły przed sądem i „wypluciem z ust” oraz wzywa je do upamiętania (Obj 3,16.19). „Świecznik” Kościoła w Efezie (Obj 2,5) został zdjęty przez Pana Jezusa Chrystusa i po tamtejszym Kościele nie pozostało nic poza starożytnymi ruinami oglądanymi przez turystów.
Odpowiedzialnością każdego z chrześcijan jest poszukiwanie takiego środowiska wzrostu (Kościoła), które wyznaje, praktykuje i naucza w możliwie najwierniejszy sposób prawdy zawarte w Piśmie Św. Przykładem może być podzielony Kościół Starego Testamentu. Królestwo Izraela i Judy wspólnie tworzyły jeden naród wybrany – Lud Boży. Mimo napięć, podziałów, grzechów, które popełniano w obu Królestwach – powszechność i jedność Kościoła była faktem. Nie oznaczało to jednak, że tak naprawdę to wszystko jedno jaki był duchowy stan środowiska, w którym Izraelita się znajdował. Odpowiedzialnością każdego z członków Ludu Bożego było odciąć się od tego co złe i grzeszne (bałwochwalstwa, błędnych nauk, małżeństw z obcoplemiennym narodami itp.) i podążać Bożą ścieżką wierności i posłuszeństwa. Niekiedy wbrew głównemu nurtowi.
Steve Schlissel, pastor Messiah’s Covenant Community Church w Nowym Jorku napisał: „Kościół to organizm, żywa jednostka mająca więź z Chrystusem, jego Głową. Tak jak człowiek może być mniej lub bardziej obdarowany, mniej lub bardziej zdrowy, mniej lub bardziej aktywny – podobnie ma się rzecz z Kościołem. Nie traktujemy chorych ludzi jako nie-ludzi. Przeciwnie, traktujemy ich jako będących w wielkiej potrzebie okazywania im serdecznej troski. Rozważmy zmianę w naszej postawie jaka miałaby miejsce jeśli zastosowalibyśmy ową metaforę do Kościoła. Z pewnością bylibyśmy wówczas bardziej skłonni do troski niż do pogrzebywania. Oczywiście może się zdarzyć, że ciało (organizm) jest zainfekowane i zaczyna szerzyć infekcję do jego poszczególnych części. Wówczas wierzący (przenosząc to na grunt Kościoła) nie mają żadnego obowiązku narażać siebie i swoich dzieci na infekcję. Lecz ich odejściu od gospodarza nie powinno towarzyszyć stwierdzenie, że poprzedni gospodarz właśnie umarł lub jest fałszywy”.[1]
Błogosławieństwo podziałów 
Bóg jest Jeden w Trzech Osobach, dlatego zarówno jedność, jak i wielość (rozróżnienie) są dobre i wskazane. Powinny być pożądane we właściwym kontekście. Nie każda jedność ma upodobanie w Bożych oczach (np. wieża Babel, zniesienie różnic wynikających z odmienności płci, jedność Kościoła w fałszywej doktrynie, jedność dzieci w buncie przeciwko rodzicom itd.), podobnie jak nie każda różnorodność (np. zaprzeczanie bóstwu Chrystusa, schizmy w Kościele o grzesznym podłożu).
Ap. Paweł wspomina o dobrych skutkach niektórych podziałów nawet między chrześcijanami. „Słyszę bowiem najpierw, że gdy się jako zbór schodzicie, powstają między wami podziały; i po części temu wierzę. Zresztą, muszą nawet być rozdwojenia między wami, aby wyszło na jaw, którzy wśród was są prawdziwymi chrześcijanami” (1 Kor. 11,18-19). Podziały służą niekiedy oczyszczeniu Kościoła z obłudników lub chrześcijan lekceważących Boże Słowo oraz swoją więź z Chrystusem. Mają więc one niekiedy dobre skutki i Chrystus używa niektórych podziałów, by ratować Swoje Ciało przed infekcją „letnich” chrześcijan, doktrynalnych błędów lub hipokrytów będących jego częścią.
Podziały, które nie mają upodobania w Bożych oczach powinny nas boleć, jednak pamiętajmy, że dzisiejszy Kościół wciąż zmierza „do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorasta do wymiarów pełni Chrystusowej” (Ef 4,13). Jest to jedno z zadań osób posługujących w Kościele (w.11-12).
Wierny pastor (lub ksiądz) swoją służbą powinien przyczyniać się do prawdziwej (biblijnej) jedności. Niedbały pastor (lub ksiądz) lekceważy oraz niszczy ową jedność. Tam gdzie owa jedność jest budowana w biblijny sposób (a nie polityczny, powierzchowny lub marketingowy) – tam chrześcijanie nie są miotani i prowadzeni na manowce przez teleewangelistów lub sprzeczny z Pismem powiew doktryn formułowanych przez różnorakie ekskluzywne magisteria. Trud prawdziwej jedności nie przychodzi poprzez ciepły uśmiech i przymykanie oczu na różnice. Pasterz, który toleruje wilki w swoim stadzie jest pasterzem, który nienawidzi własnych owiec. Pasterz, który kocha swoje owce jest pasterzem, który walczy z wilkami. Oczywiście wilki w owczych ubraniach nie lubią tego. Zazwyczaj wówczas podnoszą głośny płacz wołając: „Jedność!”
Jedność jako fakt i wyzwanie 
Mimo izolacjonistycznej mentalności wielu chrześcijan jedność Kościoła Powszechnego jest faktem. Fundamentem owej jedności jest jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest (Ef 4,5). Prawdziwy Kościół wyznaje Chrystusa jako Syna Bożego, Drugą Osobę Trójcy Św. Uznaje depozyt wiary przekazany przez apostołów i proroków w Piśmie oraz praktykuje i rozpoznaje jako ważny chrzest udzielany w imię Ojca, Syna i Ducha Św. Apostoł Paweł wymieniając podstawy owej jedności nie wskazuje na jedność strukturalną, lecz jedność Ducha, którym jesteśmy spojeni jako członki tego samego Ciała. Na jego liście nie ma ekumenicznej centralnej kwatery w Nowym Jorku, jednego biskupa w Rzymie lub Zjednoczonym Królestwie. Jest jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest. Oczywiście strukturalna jedność jest czymś dobrym i właściwym, lecz musimy pamiętać, że napędzenie chrześcijan do jednego miejsca nie tworzy jedności. Tworzy tłum. Strukturalna jedność jest owocem biblijnych dążeń w kierunku tworzenia i zachowywania jedności, nie zaś czymś, co ową jedność zapewnia. Wystarczy spojrzeć na poważne różnice pomiędzy przedstawicielami jednych struktur (np. podejście do kary śmierci, ewolucji i stworzenia, regulacji poczęć, celibatu itp.), by przekonać się, że jedna struktura nie gwarantuje jedności. Zapewnia jedynie „legalne”, tolerowane różnice. Większą jedność między sobą zachowują baptysta z prezbiterianinem, którzy razem się modlą i błogosławią niż dwoje gorliwych katolików, którzy wzajemnie oskarżają się o porzucenie chrześcijańskiej ortodoksji.
Pismo Św. wzywa chrześcijan nie tyle do tworzenia jedności, co raczej jej zachowywania (Ef 4,3). To oznacza, że jedność jest faktem, zaś jej fundamentem jest jeden Duch, który łączy nas w jedno Ciało (Kościół) poprzez jeden chrzest. „Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało – czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor. 12,13).
Jedność to jednak nie tylko fakt, ale i wyzwanie. Mamy przyczyniać się do zachowywania jedności ponieważ zależy na niej Chrystusowi. Nicejskie Wyznanie Wiary (325 r.) formułując prawdy nt. Kościoła stwierdza, że jest on m.in. jeden oraz powszechny.
Co to znaczy, że Kościół jest jeden? To oznacza, że nie ma dwóch (lub więcej) Kościołów. Jest jeden. Bóg związał się w szczególny sposób ze Swoim Kościołem i poza jego społecznością nie ma zbawienia. Ojcowie Kościoła nazywali go „Matką Kościołem”, z którą Bóg jako nasz Ojciec związał się w szczególny sposób. Nie ma dwóch Kościołów z dwoma listami członków. Kościół zawsze jest jeden.
Jezus Chrystus modlił się o jedność Kościoła. I nie chodziło Mu o jakąś niewidzialną jedność niewidzialnych chrześcijan, lecz o jedność Kościoła widzialnego, która będąc odbiciem jedności między Ojcem, a Synem powinna być świadectwem dla świata. Zbyt często zdarza nam się zapominać, że filarem i podwaliną prawdy o której pisał Ap. Paweł do Tymoteusza (1 Tm 2,15) jest Kościół Powszechny (a nie Rzymskokatolicki, Prawosławny, Reformowany, Luterański czy Baptystyczny). Prawda jest w Chrystusie. On jest Głową Kościoła Powszechnego, w którego skład wchodzą wszyscy ochrzczeni (w imię Trójjedynego Boga) wyznający Chrystusa chrześcijanie zrzeszeni w poszczególnych zborach i parafiach. Owa jedność niekoniecznie oznacza ujednolicenie struktur organizacyjnych, wszystkich zwyczajów lub czynności liturgicznych.
Co to znaczy, że Kościół jest powszechny? To oznacza, że nie jest ograniczony do jednego miejsca, narodu, czy nawet wyznania. W tej sferze często zdarza nam się myśleć w izolacjonistyczny (by nie powiedzieć w sekciarski) sposób. I dotyczy to zarówno strony protestanckiej, jak i katolickiej. Kościoły Protestanckie często ograniczają Kościół Powszechny do kilkunastu wyznań powstałych na gruncie XVI-wiecznej reformacji. Nierzadko spotkać można tzw. „biblijne” Kościoły, które w swoich wyznaniach wiary lubują się w akcentowaniu własnej odrębności konfesyjnej. Swoje specyficzne cechy wolą wymieniać na samym początku niż na końcu listy wyznawanych doktryn (np. podejście do ekumenii, sposobu chrztu, zrozumienia Wieczerzy Pańskiej).
Problem z biblijnym spojrzeniem na powszechność Kościoła ma także Kościół Rzymskokatolicki, który naucza, że częścią Kościoła Powszechnego są jedynie te Kościoły, które postrzegają (i zachowują) sukcesję apostolską w sposób zgodny ze spojrzeniem rzymskokatolickim. Wspólnoty protestanckie mają w sobie pewne namiastki Kościoła, jednak według rzymskokatolickiej teologii Kościołami w pełnym tego słowa znaczeniu nie są. Owo stanowisko potwierdza wydany w czerwcu 2007 dokument Kongregacji Nauki Wiary, który wypowiadając się na temat Kościołów Protestanckich stwierdza: „Wspólnoty te, powstałe po liczącej półtora tysiąclecia tradycji katolickiej, nie zachowały sukcesji apostolskiej w sakramencie święceń. Brakuje im zatem koniecznego elementu konstytutywnego, aby być Kościołem. Ze względu na brak kapłaństwa sakramentalnego nie utrzymały właściwej, pełnej rzeczywistości Misterium eucharystycznego. Dlatego według nauki katolickiej nie mogą być nazywane «Kościołami» we właściwym tego słowa znaczeniu”.[2] (podkr. aut.).
Nie jest tak źle 
Z jednością Kościoła jest trochę jak z kobietą z Ewangelii chorą na krwotok. Im więcej lekarze się nią zajmowali, tym jej stan był gorszy (Mk 5,26). Im częściej przywódcy Kościoła postrzegają jedność w kategoriach strukturalnych i zabierają się za ich naprawę, tym wydaje się być z nią coraz gorzej. Dzieje się tak ponieważ wielu mylnie uważa, że prawdziwa jedność jest rezultatem podlegania jednolitym strukturom. Stąd też niektóre Kościoły „w trosce” o jedność dążą do „wchłonięcia” pozostałych denominacji. Warto jednak przyjrzeć się samym strukturom organizacyjnym współczesnego Kościoła, by mieć jego realistyczny obraz.
Sytuacja współczesnego Kościoła nie wygląda tak tragicznie jak czasami wypowiadają się o niej szczególnie katoliccy apologeci (np. że istnieje 25 tys. denominacji protestanckich) podkreślający jedność ich Kościoła i przedstawiający go jako rzekomo niepodzielony monolit. W interesujący sposób podział na poszczególne gałęzie i tradycje wyznaniowe w Kościele przedstawia „World Christian Encyclopedia” autorstwa Davida Barretta. Zauważa on, że Kościół Prawosławny dzieli się na dziewiętnaście różnych tradycji, Rzymskokatolicki na szesnaście zaś Protestancki na dwadzieścia jeden. Gdyby nie liczyć w tym tradycji Kościoła Anglikańskiego – pozostałoby sześć. Wewnątrz każdej z tych tradycji można dokonywać kolejnych rozróżnień i systematyki. Jednak rozróżnienia na dalszym etapie nie są już aż tak kluczowe i istotne jak na poziomie trzech głównych nurtów. Jak widać – każda z głównych tradycji w chrześcijaństwie podlega różnorodności i podziałom, które niekoniecznie burzą jej fundamenty i przywiązanie do wspólnych wartości. Skala owych podziałów i różnic nie jest aż tak wielka jak przedstawiają ją niektórzy chrześcijanie lub, co ma miejsce o wiele częściej, niechrześcijanie.
Pismo zapowiada, że pewnego dnia Kościół stanie się doskonałym człowiekiem, czystą i nieskalaną Oblubienicą. Nie jest jeszcze doskonałym człowiekiem i nie powinniśmy oczekiwać, że stanie się nim na etapie dzieciństwa. Bóg jednak buduje świętą budowlę, która rośnie „do męskiej doskonałości”. Obecny stan Kościoła pielgrzymującego jest częścią Bożego planu, zgodnie z którym zmierza on ku chwalebnej przyszłości. Oczekiwanie od dzisiejszego Kościoła pełni Chrystusowej dojrzałości, zupełnej jedności wiary, męskiej doskonałości, o których pisał Ap. Paweł (Ef 4,13) jest oczekiwaniem błędnym. Wynika z nieumiejętności dostrzeżenia, że Duch Św. działa poprzez historię prowadząc Kościół ku dojrzałości i jedności w stopniowy sposób.
Jeden Kościół a reformacja 
Reformatorzy bardzo poważnie podchodzili do kwestii jedności Kościoła. Już sam fakt, że Luter nie zamierzał tworzyć nowego wyznania, lecz oczyszczać istniejący Kościół wiele mówi na temat jego podejścia do jedności Ciała Chrystusowego. Postawa reformatora z Wittenbergii była przejawem przekonania, że każdy kto uznaje i kocha Boga jako Swego Ojca, ten uznaje i kocha Kościół jako Swoją Matkę. Oczywiście nie wszystko co czyniła owa Matka znajdowało uznanie w oczach jej dziecka. Są sytuacje gdy dzieci grzeszą wobec swojej matki. Czasami jednak matka popełnia grzechy wobec swoich dzieci. Tak też się stało w sytuacji ekskomuniki (oraz nieudanych zamachów na życie) niemieckiego reformatora.
Celem Lutra nie było wywoływanie rewolucji w Kościele ani dzielenie go. Jako młody zakonnik najzwyczajniej dostrzegał nadużycia moralne i doktrynalne pragnąc publicznej debaty na temat odpustów oraz biblijnego nauczania na temat usprawiedliwienia z wiary. Do debaty jednak nie doszło. Matka zignorowała i porzuciła swoje dziecko, które dostrzegło brak zgodności między nią, a Ojcem.
Kościół Katolicki zarzuca protestantom, że podzielili zachodnie chrześcijaństwo. Zazwyczaj do nas – współczesnych protestantów zupełnie nie trafiają (niestety) argumenty mówiące o powadze jedności i zgubnych skutkach dzielenia Kościoła. Uważamy, że Luter przede wszystkim chciał być wierny Chrystusowi w nauce o usprawiedliwieniu przez wiarę dlatego zachowanie jedności Kościoła było dla niego mało ważne. Współcześnie przechodzimy dość lekko wobec dyskusji o jedność Kościoła ponieważ współczesne istnienie wielu denominacji jest dla nas stanem normalnym. Zastaliśmy Kościół w takim stanie i często mylnie sądzimy, że jest to coś czemu nie warto poświęcać uwagi. W niektórych wspólnotach wystarczy odmienne zdanie przywódców, krytyka instytucjonalnego aspektu służby lub „objawienie” zwykłego członka by powstał nowy „Kościół”. Taka postawa to przejaw sekciarstwa i grzesznego schizmatyzmu.
Tymczasem wiele debat z czasów reformacji poświęconych było m.in. definicji widzialnego Kościoła ponieważ obie strony bardzo poważnie traktowały doktrynę o jedności Ciała Chrystusowego. Od XVI wieku pytanie o to, gdzie jest prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa stało się niesłychane ważne. Do tamtej pory nie było problemów z odpowiedzią na nie. Kościół zachodni był strukturalnie jeden i czymś oczywistym było, że jest on Ciałem Chrystusa. Może niedoskonałym, może kulejącym – lecz nie było innego Kościoła na zachodzie.
Jakie były odpowiedzi obu stron na pytanie o cechy prawdziwego Kościoła? Kościół Rzymskokatolicki uważał (i uważa), że w pełni prawdziwym Kościołem jest wspólnota złączona strukturalnie z biskupem Rzymu jako namiestnikiem Jezusa Chrystusa i następcą Św. Piotra. Wedle tej koncepcji to właśnie Rzymskokatolicki Kościół jako istniejący od XXI-stuleci poprzez zachowanie sukcesji apostolskiej jest tym jedynym prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.
Reformatorzy dali odmienną odpowiedź: cechami prawdziwego Kościoła są wierne głoszenie Słowa Bożego oraz sprawowanie sakramentów. Prawdziwa sukcesja apostolska polega więc na poddaniu nauce apostolskiej spisanej w Piśmie Św. oraz sukcesji trynitarnego chrztu, który łączy chrześcijan różnych tradycji w jedno Ciało. W dyskusji protestanko-katolickiej chodziło (i wciąż chodzi) o to – kto jest kontynuatorem teologii Kościoła Nowego Przymierza istniejącego nieprzerwanie od ponad 2000 lat. Kto jest kontynuatorem myśli Ap. Pawła, Św. Augustyna, Orygenesa, Fulgencjusza czy Św. Anzelma, kto zaś jest nowinkarzem i sprowadza Kościół na manowce odchodząc od historycznej wiary Kościoła Powszechnego? Reformatorzy nie wymyślili nic nowego. Ich głównym założeniem był powrót do Pisma Św. jako źródła prawdy i jedności wiary. M. Luter, J. Kalwin, U. Zwingli zgodnie stwierdzili, że to Kościół Rzymskokatolicki głosi nowinki dodając własne (ludzkie) nauki do Biblii i sprowadza prosty lud na bezdroża błędów.
Chrystus pouczał przywódców w Izraelu, że fundamentem sukcesji Kościoła nie jest nałożenie rąk i wskazywanie siebie jako wiernych spadkobierców religii Abrahama i Mojżesza. „Nie myślcie, że Ja was będę oskarżał przed Ojcem; oskarża was Mojżesz, w którym wy złożyliście nadzieję. Gdybyście bowiem wierzyli Mojżeszowi, wierzylibyście i mnie. O mnie bowiem on napisał.” (Jn 5,45-46). „Wydawajcie więc owoce godne upamiętania. A nie próbujcie wmawiać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam wam bowiem, że Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi” (Łk 3,8).
Głos Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Starego Przymierza stał w opozycji wobec głosu Bożego. Nasz Pan krytykował prawowiernych (nie samozwańczych) przywódców Kościoła, wskazując, że prawdziwa sukcesja polega na naśladowaniu wiary Abrahama i Mojżesza, nie zaś na piastowaniu przechodniego urzędu, który zdaniem uczonych w Piśmie gwarantował zachowanie czystości wiary. Podobnie czynili prorocy wskazując, że Boża sukcesja królów w Izraelu (od czasów Saula) nie jest gwarantem Jego upodobania. Jedność w prawdzie stoi ponad jednością strukturalną. Niekiedy te dwie kwestie idą ze sobą w parze, jednak tam, gdzie musimy się opowiedzieć za jedną z nich – prawda stoi ponad jednością. Jednocześnie prawda buduje prawdziwą jedność.
Historyczny protestantyzm nie oddzielił się więc od Kościoła Jezusa Chrystusa, lecz jest jego kontynuacją, podobnie jak inne Kościoły Chrześcijańskie zachowujące jeden chrzest w imię Trójjedynego Boga oraz depozyt wiary przekazany w Piśmie Św., którego podstawy zostały sformułowane w Apostolskim (II w.) i Nicejskim Credo (325 r.) oraz na Soborze Chalcedońskim (451 r.).
Wspólne korzenie, różne gałązki 
Zarówno Kościół Katolicki, Prawosławny jak i Protestancki łączy wspólna historia i wspólne korzenie. Każdy z owych nurtów w chrześcijaństwie wskazuje na Klemensa, Orygenesa, Augustyna czy Grzegorza Wielkiego jako na naszych wspólnych ojców w wierze. Ap. Paweł naucza, że dla chrześcijan w Koryncie ojcami wiary byli starotestamentowi Izraelici, których ciała zasłały pustynię (1 Kor 10,1-5). Wskazanie wspólnych korzeni i ojców wiary nie oznacza akceptacji wszystkiego co robili i w co wierzyli. Chrystus nie obiecał Kościołowi bezbłędności (która jest zarezerwowana dla Pisma Świętego). Obiecał wytrwanie i przemożenie bram piekielnych (Mt 16.16-18).
Wspólne korzenie wszystkich nurtów chrześcijaństwa wskazują na wspólne powiązanie z jednym drzewem (Przymierzem), którego gałązki mogą być mniej lub bardziej zdrowe (Rzym 11,13-24). Niektóre zaś powinny być odcinane ze względu na stan drzewa i pozostałych gałązek (Rzym 11,21-22). Świadomość wspólnych korzeni i wspólnej historii powinny chronić poszczególne Kościoły przed mentalnością sekty: „prawda przyszła wraz z nami i jest tylko u nas”. Chrystus kocha Kościół Powszechny i oddał zań samego siebie. To wzór dla nas. Powinniśmy podążać śladami Chrystusa żywiąc wobec Kościoła tę samą miłość, a jednocześnie – jeśli zależy nam na jego dobru i czystości – nie przemilczając i nie ignorując popełnianych błędów, grzechów i nadużyć.
Przypisy: 
[1] S. Schlissel, Church Government Mandates, http://www.messiahnyc.org (z dn. 2007-12-12). 
 [2] Abp Angelo Amato o dokumencie Kongregacji Nauki Wiary, http://www.radiovaticana.org/pol/Articolo.asp?c=143998 (z dn. 2007-01-10).
Artykuł ukazał się w kwartalniku „Reformacja w Polsce” w 2007 roku.