piątek, 13 grudnia 2019

50 z 60 minut na złą nowinę

"Możemy powiedzieć, że bywają takie okresy – a nasze czasy są właśnie takim okresem – kiedy najpierw potrzebne jest negatywne poselstwo, zanim może się zacząć cokolwiek pozytywnego. Najpierw musi mieć miejsce poselstwo sądu, które niszczy. Bywają takie okresy, a dni Jeremiasza i nasze czasy są właśnie takimi okresami, kiedy nie możemy oczekiwać konstruktywnej rewolucji miłości jeżeli zaczynamy od przesadnego podkreślania pozytywnego aspektu Bożego poselstwa. 

Często ludzie pytają mnie, co bym uczynił, gdybym spotkał naprawdę współczesnego człowieka w pociągu i miałbym tylko godzinę czasu na porozmawianie z nim o Ewangelii? Spędziłbym 45 albo 50 minut na opowiadanie negatywnego poselstwa, by pokazać mu jego prawdziwy dylemat – by pokazać mu, że jest bardziej umarły, niż mu się wydaje; że jest umarły nie tylko w dwudziestowiecznym znaczeniu tego słowa (tzn. nie posiadającym znaczenia w tym życiu), ale że jest moralnie umarły, ponieważ jest odseparowany od Boga, który istnieje. Potem poświęciłbym 10 czy 15 minut na opowiadanie mu Ewangelii. Jestem przekonany, że jest to zazwyczaj najwłaściwszy sposób podejścia do prawdziwie współczesnego człowieka, ponieważ bardzo często potrzeba wiele czasu na doprowadzenie go do punktu, w którym uświadamia sobie całe zło – negatywną stronę położenia człowieka. A jeżeli nie zrozumie, co jest złe, nie będzie w stanie zrozumieć pozytywnego poselstwa. 

Osobiście jestem przekonany, że duża część naszej ewangelizacyjnej i duszpasterskiej pracy nie jest jasna z tego prostego powodu, że za szybko chcemy dotrzeć do odpowiedzi, zanim dany człowiek uświadomi sobie prawdziwą przyczynę jego choroby, którą jest prawdziwa, moralna wina (a nie tylko psychologiczne poczucie winy) wobec Boga. Ale ta sama prawda odnosi się do kultury. Jeżeli mam przemówić do kultury i to takiej kultury jak nasza, poselstwo musi być takie samo, jak poselstwo Jeremiasza. Musi ono być takie samo, zarówno w rozmowach prywatnych, jak i w przemówieniach publicznych". 

- Francis Schaeffer, Śmierć w mieście