poniedziałek, 21 maja 2018

Dialog z feministą

Fikcyjna historyjka o współczesnym wariactwie językowym i szkodliwej nowomowie.

Błażej Maria był człowiekiem oczytanym i otwartym. Mimo to, nigdy nie wpuszczał świadków Jehowy do domu, zawsze grzecznie im odmawiając. „Wszystkiego dobrego Państwu życzę!” – mówił kończąc lakoniczną wymianę w drzwiach. 

Trzykrotnie był w Brukseli i dwukrotnie w Amsterdamie. Kochał te miasta. Z tego drugiego przywiózł sobie nawet błękitną holenderkę, na której zaczął dojeżdżać do pracy w korpo. Jednak jego ulubionym miejscem był Berlin. Tam poznał Dietmara i Kerstin, którzy w zeszłym roku zaprosili go 9. Festiwal Filmów Porno. „Ciekawe, ciekawe…” – podsumował tamten dzień. Z rozrzewnieniem mówił o tym, jak bardzo by chciał takiej Polski – otwartej i nowoczesnej. Spod nogawek jego obcisłych rurek wysuwał się młodzieńczy, lecz gęsty włos, który lekko nachodził na wysokie, białe Conversy. Był trendy, nadążał za modami. 

Około trzy lata temu w jego mózgu zagnieździł się niebezpieczny wirus pod nazwą polityczna poprawność
Od tego momentu Błażej Maria zaczął domagać się wolności dla karpii w Wigilię i prawa kobiet do usunięcia jak to mówił "zlepka tkanek w macicy". Jego wrażliwość i szacunek wobec każdej formy ożywionej spowodowała, że w wakacje zaczął jeździć do Augustowa, by przykuwać się do drzew. Uśmiechem politowania reagował na historie o dziwnych kobietach z Marsa, które rodzinę stawiały ponad karierę zawodową. 

Tak, Błażej Maria był feministą. „Nic nie rozumiecie” – zwykł mawiać swoim oponentom. Świat zaczął mu się jawić jako miejsce wielowiekowego konfliktu płci (nie chciał rozmawiać na temat ich ilości), zaś z własnych skłonności seksualnych uczynił sztandar postulatów kulturowych przemian. Mimo to, o własnych orgazmach wolał rozmawiać jedynie w gronie przyjaciół. „To intymna sprawa” – mawiał - "Nie należy obnosić się z takimi rzeczami".

Podczas kursu Gender Studies na jego uniwersytecie odkrył męski spisek w słowach „historia” (zamiast herstoria), histeria (zamiast hersteria), czy hebrajski (zamiast shebrajski). Uznał również, że listy wyborcze do sejmu i senatu są pisane przez samców, a ustalając skład zarządu firm należy spoglądać kandydatom między nogi, by liczba mężczyzn i kobiet była zgodna z rozporządzeniem równościowym tak uwielbianej przez niego Europejskiej Karty Równości. Ilekroć ją czytał zawsze w myślach mówił do siebie: „To jest to!” Uczęszczał do liberalnej wspólnoty, mówiącej o sobie  "kościół protestancki", w której nigdy nie używano pojęć: Bóg Ojciec, nawrócenie, grzech, prawda, czy piekło. Podobało mu się, że duchowny nigdy nie pytał: "w co wierzysz?", "jak żyjesz?", lecz "co czujesz?", "czy realizujesz swoje pragnienia?". Był zadowolony zaspokajając potrzeby religijne zgodnie z własnymi upodobaniami. Zawsze uważał, że Biblię należy napisać nowo, uwzględniając zmiany jakie zaszły w społeczeństwach Zachodu, w szczególności od lat 60 ubiegłego stulecia. 

Gdybyście lepiej poznali Błażeja Marię – szybko odkrylibyście, że w znajomości języka genderowej nowomowy i politycznej poprawności radzi sobie bardzo dobrze. Błażej Maria stał się nadzieją młodej lewicy, jednym z inicjatorów Marszów Równości w dużych ośrodkach miejskich i Klubów Krytyki Politycznej. 

W pewien słoneczny dzień wiosny Błażej Maria spotkał Michała.

- Cześć, Błażej. 
- Błażej Maria. Cześć, Michał. 
- No tak, Maria. Już wkrótce Gdańszczanie wybiorą prezydenta. Ciekawe kto nim będzie. 
- Przyjacielu, nie tylko Gdańszczanie to uczynią. Gdańszczanki również. 
- Hm, to dziwne, że pomyślałeś, iż moje stwierdzenie wyklucza Gdańszczanki. Mieszkańcy miasta to wszak Gdańszczanie. 
- Owszem, ale prócz mieszkańców Gdańska mamy również mieszkanki Gdańska, a więc Gdańszczanki. 
- No dobrze. Gdańszczanie i Gdańszczanki wybiorą prezydenta. Ciekawe kto nim będzie. 
- … lub nią. 
- Hę? 
- Być może będzie nią kobieta. 
- Kim? Prezydentem Gdańska? 
- Nie. Prezydentką.
- Całkiem możliwe. Nie słyszałem jednak, by jakakolwiek z pań kandydowała. 
- To element wykluczenia kobiet z przestrzeni publicznej, męskiego ucisku i stereotypów kulturowych. Wystarczyłaby bowiem uchwała o konieczności parytetu wśród kandydatek i kandydatów. 
- Czyli? 
- Czyli udziału połowy kobiet na liście kandydatek i kandydatów do urzędu prezydentowej lub prezydenta.
- Hm, nigdy o czymś takim nie słyszałem. Postaram się to wszystko dobrze zapamiętać. A więc Gdańszczanie i Gdańszczanki wybiorą prezydenta lub prezydentkę. Czy więc możemy porozmawiać o tym, kto ma największe szansę na wygraną? 
- Chwileczkę. 
- Coś się stało? 
- Owszem. Twoja wypowiedź jest dyskryminująca. Wy męscy szowiniści zawsze musicie kobiety stawiać na drugim miejscu. 
- Hm, nie myślałem o tym. 
- Widzisz, jak głęboko weszło ci to w krew. 
- Przy tobie jednak szybko się uczę. Kogo więc twoim zdaniem Gdańszczanki i Gdańszczanie wybiorą na prezydentkę lub prezydenta? Sądzisz, że mieszkańcy Gdańska zagłosują za dotychczas urzędującym prezydentem? 
- … lub mieszkanki. 
- Słucham? 
- Znów zapomniałeś o kobietach. 
- Rzeczywiście, wolno się uczę. Czy sądzisz więc, że mieszkanki i mieszkańcy Gdańska zagłosują za dotychczas urzędującym prezydentem? 
- Otóż to! Tak właśnie powinien mówić nowoczesny Gdańszczanin! 
- I Gdańszczanka! 
- Co?! A tak! I Gdańszczanka! 
- Dobra, chyba nie pociągniemy tego tematu dalej. Oglądałeś wczoraj mecz? 
- Tak. Nasza reprezentacja zaprezentowała się bardzo dobrze! 
- Miałem ciary na plecach, gdy Polacy na stadionie odśpiewali hymn narodowy! 
- Polki i Polacy. Polki też śpiewały. 
- Owszem, miałem ciary, gdy Polki odśpiewały, a Polacy odśpiewali hymn narodowy! Widziałem na loży dla VIPów paru ministrów, którzy też dołączyli.
- I ministry. One też tam były. Tak w ogóle, to co tam u ciebie dobrego słychać?
- Wiesz, mam parę swoich problemów. Chyba potrzebuję adwokata. 
- Lub adwokatki. 
- Nieee tam. Po prostu adwokata. Wszystko jedno czy baba czy chłop. 
- No to skoro może być baba lub chłop, to potrzebujesz adwokatki lub adwokata, czyż nie? 
- Niech będzie. Adwokatki lub adwokata. 
- Tylko po co ci adwokatka lub adwokat? 
- Wiesz, w Dzień Nauczyciela zeszłego roku pracownicy w szkole mojego syna…
- Czekaj czekaj! Chodzi ci zapewne o Dzień Nauczycielki i Nauczyciela. 
- Nie wiem. Nie słyszałem o takim dniu. Chodzi o Dzień Nauczyciela, ten wiesz…14 października. No więc 14 października pracownicy… 
- … i pracowniczki.
- I pracowniczki. Hm, co to ja chciałem powiedzieć? 
- Pewnie coś o pracowniczkach i pracownikach, które i którzy w Dniu Nauczycielki i Nauczyciela coś zmajstrowały lub zmajstrowali… 
- Słuchaj gubię się w tym. Potrzebuję psycholożki lub psychologa, by pomogła lub pomógł mi to ogarnąć. 
- Spokojnie. To kwestia treningu. Dobra trenerka lub trener to podstawa sukcesu! 
- Ok, muszę lecieć. Zaraz w telewizji transmisja z Balu Sportowca. 
- I Sportsmenki. 
- Whatever! Lecę! Nara!