środa, 20 września 2017

Co jest warunkiem zbawienia: wiara czy „świadoma wiara”?



„Warunkiem zbawienia jest świadoma wiara”. „Należy chrzcić jedynie świadomych chrześcijan”. „Jak nieświadomy człowiek może posiadać wiarę i więź z Jezusem?”.

Powyższe stwierdzenia nie są rzadkością wśród (świadomie chciałoby się powiedzieć) wierzących chrześcijan. Przekonanie o potrzebie odpowiednio wykształconej „świadomości” jako warunku wiary i otrzymania Bożych darów (wiary, sakramentów, członkostwa w Kościele, a nawet zbawienia) jest bardzo enigmatyczne i w zasadzie jest nową dyskusją w Kościele. Definiowanie wiary w kategoriach odpowiednio wykształconego intelektu i świadomości to dziedzictwo oświeceniowego kultu rozumu oraz owoc wpływu nowoczesnej psychologii na chrześcijaństwo. Czym jest owa „świadomość”? Co Biblia mówi na ten temat? Czy więcej o niej dowiemy się studiując Nowy Testament czy dzieła takich postaci jak Carl Gustav Jung, Wilhelm Wundt, Erich Fromm, Abraham Maslov czy Sigmund Freud? Teorię którego z nich uznamy za kanoniczną definicję „świadomości”?

„Świadomość” powszechnie jest definiowana jako podstawowy i fundamentalny stan psychiczny, w którym jednostka zdaje sobie sprawę ze zjawisk wewnętrznych, takich jak własne procesy myślowe oraz zjawisk zachodzących w środowisku zewnętrznym i jest w stanie reagować na nie. Przez pojęcie "świadomość" można rozumieć wiele stanów - od zdawania sobie sprawy z istnienia otoczenia, istnienia samego siebie, poprzez świadomość istnienia swojego życia psychicznego aż po świadomość świadomą samej siebie. (źródło: wikipedia.pl)

Prof. Leon Drobnik - kierownik Kliniki Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Leczenia Bólu oraz oddziału klinicznego Szpitala Uniwersyteckiego im. Heliodora Święcickiego Poznaniu stwierdził: „Bardzo często chorzy, którzy przebywają na oddziałach intensywnej terapii nie mogą reagować, dlatego nie wiemy czy są świadomi czy nie. Wszystkie wyniki i obrazy mówią, że nie powinni być świadomi, a czasem łza wypływająca spod powieki mówi, że ten ktoś słyszy i rozumie, tylko nie może dać odpowiedzi”. Przytoczył on historię mężczyzny, który 14 lat przebywał w domu opieki w stanie wegetatywnym i został "przetestowany" przez naukowców w rezonansie magnetycznym. - Zadano mu dwa pytania z życia osobistego, na które mógł odpowiedzieć tylko "tak" lub "nie". Okazało się, że jego mózg zareagował tak samo jak mózg osoby zdrowej. Wszyscy byli przerażeni - opowiadał mówca. - Zamknięty w swoim pałacu: słyszał, rozumiał, czuł, ale nie mógł zareagować. Był jak na wierzchołku szklanej góry, do której nie mamy dostępu - dodał. (źródło: deon.pl)

Posługiwanie się kategorią „świadomości” kiedy mówimy o biblijnej wierze i więzi człowieka z Bogiem jest bardzo ryzykowną postawą. Sama Biblia nie tylko nie zachęca nas do tego, lecz daje również przykłady, które powinny spowodować w nas wielką powściągliwość przed operowaniem kategorią „świadomości” w ocenie tego, kogo powinniśmy uznać za naszego brata i siostrę w Chrystusie.

Czy Jan Chrzciciel spełniał wymogi odpowiedniej „świadomości” gdy poruszył się z radości w łonie Elżbiety na pozdrowienie Marii i został napełniony Duchem Świętym (Łk 1.41-44)? Czy Dawid był wystarczająco „świadomy”, by mógł mieć więź z Bogiem od łona matki i narodzin, o której śpiewał w Psalmach będących natchnionym śpiewnikiem Kościoła (Ps 22.10-11; Ps 71.5-6)? Czy rodzic noszący na rękach, mówiący lub śpiewający swojemu 2-miesięcznemu niemowlęciu komunikuje się z „nieświadomym człowiekiem”, a jego gesty, słowa, ton i donośność głosu nie mają żadnego znaczenia? Niebo nie ma problemu z tymi, którzy wymykają się naszym definicjom „świadomej” wiary (więcej na ten temat zobacz: TUTAJ).

Przez kilka lat pracowałem z osobami upośledzonymi umysłowo, które nie były w stanie komunikować się w werbalny sposób. Owszem, nie były w stanie wymienić ksiąg Nowego Testamentu lub znaczenia Wieczerzy Pańskiej. Lubiły jednak gdy grałem i śpiewałem im kolędy lub czytałem historie o Bożym Narodzeniu. Momentalnie milkły i słuchały. Parę lat temu na kilku nabożeństwach odwiedziła nas wierząca mama z upośledzoną umysłowo i fizycznie córką, która została ochrzczona w innym Kościele. Z radością zaprosiliśmy obie (mamę i córkę) do chleba i wina przy Stole Pańskim. Nie badaliśmy stanu „świadomości” chorej dziewczynki, IQ, ani stopnia reakcji w zewnętrzne bodźce. Boże zbawienie i Jego dary są zarówno dla zdrowych i chorych, dużych i małych. „Nie zabraniajcie im przychodzić do mnie”.

Biblijnym kryterium przynależności do Chrystusa nigdy nie jest odpowiednio wykształcona świadomość, lecz łaska, którą Bóg obejmuje człowieka. Wiara jest dziełem Ducha Świętego, nie zaś funkcją odpowiednio wykształconego umysłu. Jest nadprzyrodzonym dziełem Boga, dla którego duchowo martwe serce i duchowo martwy umysł nie są problemem. Podobnie jak ich wiek lub stan zdrowia. Duch Święty ma moc przekraczania barier i murów nawet tych, na których człowiek wywiesił tablice z podpisem: „wstęp wzbroniony” lub „niemożliwe”.

Pytanie, które powinno nas interesować kiedy mówimy o więzi z Chrystusem nie brzmi: „czym jest świadomość?” lub: „czy świadomość tej osoby jest odpowiednia?” Bóg nie każe nam zadawać tego rodzaju pytań. Biblia zachęca do zadania innego pytania: czy wierzysz Jezusowi? I kiedy dana osoba nie jest w stanie nam o tym samodzielnie opowiedzieć, to powinniśmy zwrócić się do Boga – co On nam mówi na temat tej osoby w Piśmie Świętym? Co On nam mówi na temat małych dzieci, osób niepełnosprawnych lub upośledzonych w chrześcijańskich domach? Nie milczy na ten temat (wpisy na ten temat TUTAJ oraz TUTAJ).

Jakiś czas temu słyszałem o przypadku przyjęcia do jednego z ewangelicznych kościołów pełnoletniego mężczyzny na podstawie chrztu „w wieku świadomym”. Kilka lat później uległ on poważnemu wypadkowi, którego rezultatem były trwałe uszkodzenia mózgu. Od tamtej pory mężczyzna nie był w stanie komunikować się z otoczeniem, ani samodzielnie poruszać. Reakcją starszych zboru było... skreślenie go z listy członkowskiej i odsunięcie od Wieczerzy Pańskiej (sic!). Uzasadniano to faktem, że ów człowiek nie jest w stanie nadal „świadomie” wyznawać wiary w Jezusa, głosować i sięgać po chleb i wino rozumiejąc w czym uczestniczy.

Myślę, że jest to obraz poważnie wykrzywiający przesłanie Ewangelii. Jest anty-ewangelią, ilustracją zbawienia z uczynków i elitarnego Kościoła rozumianego jako społeczność zdrowych, dorosłych, mówiących i sprawnych.

Wierzę w Pana Jezusa zarówno gdy piszę te słowa, jak i wtedy, gdy jem, śpiewam, gram i czytam. Należę do Niego gdy "jestem świadomy" i czuwam, ale również gdy śpię i "nie jestem świadomy" tego co się dzieje wokół mnie. Będę do niego należał gdy stracę przytomność lub zapadnę w śpiączkę. Bóg nikogo nie usuwa ze społeczności świętych z tego powodu. Chrystus trzyma mnie przy sobie niczym dobry Pasterz. Moja przynależność do Niego, dary, które mi udziela (pożywienie,  ubranie, sakramenty, schronienie, wspólnota itp.) nie są funkcją mojej „świadomości”, lecz Jego łaski, którą objął również chorych, małych, upośledzonych. I nie są bez znaczenia, tak jak śpiew mamy do jej miesięcznego dziecka.

Konieczność posiadania tzw. „świadomej” wiary przypomina błąd Galacjan, dla których wiara Chrystusa to za mało. Biblijna wiara, więź z Chrystusem  nie jest funkcją tzw. "świadomości", sprawnego umysłu, odpowiednio wykształconego mózgu, lecz owocem Bożej łaski, która sprawia, że duchowo martwy człowiek jest ożywiony i bez względu na to czy czuwam, czy śpię, w zdrowiu, w chorobie jestem złączony z Chrystusem i nikt oraz nic nie wydrze mnie z Jego ręki (Jn 10.28-29).