środa, 28 lutego 2018

Kobiety-księża w Kościele - C.S. Lewis

Mam absolutne poważanie dla tych, którzy chcieliby widzieć kobiety w roli księży. Myślę, że są szczerymi, pobożnymi i rozsądnymi ludźmi. Prawdę powiedziawszy, w pewnym sensie są oni zbyt rozsądni (…). Odczuwam pokusę stwierdzenia, iż proponowana zmiana uczyniłaby nas dużo bardziej rozsądnymi, „niemniej mało przypominalibyśmy wtedy Kościół”. 

Na pierwszy rzut oka cały rozsądek jest po stronie innowatorów. Mamy za mało księży. Poza tym okazało się, profesja po profesji, że kobiety świetnie radzą sobie z całą masą rzeczy, które kiedyś uważane były za wyłącznie męskie. Nikt spośród osób, czujących niechęć do tej propozycji, nie twierdzi, że kobiety mniej niż mężczyzn stać na pobożność, erudycję czy cokolwiek innego, co wydaje się konieczne w służbie duszpasterskiej. Co w takim razie poza uprzedzeniami spowodowanymi tradycją nie pozwala nam sięgnąć do ogromnych rezerw, które mogłyby napłynąć do stanu kapłańskiego, gdyby kobiety były tu tak traktowane, jak w wielu innych zawodach, na równi z mężczyznami? Przeciwnicy (także rodzaju żeńskiego) z początku nie są w stanie wykrzesać z siebie żadnego argumentu przeciwko temu potokowi zdrowego rozsądku, poza nieokreśloną niechęcią, uczuciem zażenowania, które im samym trudno jest zanalizować. 


Sądzę, że historia jasno pokazuje, iż reakcja ta nie płynie w żadnej mierze z pogardy wobec kobiet. Średniowiecze doprowadziło cześć dla jednej Kobiety do takiego punktu, że byłoby wręcz uprawnionym postawić zarzut, iż Najświętsza Maryja Panna stała się w oczach ówczesnych prawie „czwartą Osobą Trójcy Świętej”. Nigdy jednak, z tego co wiem, w ciągu wszystkich tych wieków nie przypisywano jej nic, co w najmniejszym stopniu przypominałoby urząd kapłański (…) 


Takie jest świadectwo Pisma Świętego i nie można przejść ponad nim, mówiąc, że to ówczesne stosunki skazywały kobiety na ciche, domowe życie. Istniały kobiety prorokinie. Pewien człowiek miał cztery córki, z których wszystkie prorokowały, to jest wygłaszały kazania. Prorokinie istniały również w czasach Starego Testamentu; prorokinie, nie kapłanki. 


W tym miejscu zwykły zdroworozsądkowy zwolennik reformy gotów zadać pytanie, dlaczego kobiety, skoro mogą wygłaszać kazania, nie mogą wykonywać całej pozostałej części pracy kapłana. To pytanie pogłębia zażenowanie z mojej strony. Zaczynamy odczuwać, że tym, co naprawdę dzieli nas od naszych przeciwników, jest różnica w znaczeniu, jakie oni i my nadajemy słowu „ksiądz/pastor”. Im więcej mówią (a mówią słusznie) o kontemplacji kobiety w administracji, o ich umiejętności taktownego i pełnego wyrozumiałości doradzania, o ich naturalnym talencie potrzebnym do „wizytowania”, tym bardziej odnosimy wrażenie, że zapominają o głównej sprawie. Dla nas ksiądz/pastor jest przede wszystkim przedstawicielem, podwójnym przedstawicielem, który reprezentuje nas przed Bogiem, a Boga przed nami, Jesteśmy tego nauczonymi świadkami w kościele. Jednym razem kapłan odwrócony do nas tyłem – twarzą na wschód – mówi do Boga w naszym imieniu; to znów odwraca się twarzą do nas i mówi w imieniu Boga. Nie mamy nic przeciwko temu, żeby kobieta wykonywała pierwszą czynność: cały problem dotyczy tej drugiej. Lecz dlaczego? Z pewnością nie dlatego, że musi ona, czy choćby może, być mniej święta, mniej życzliwa dla ludzi czy głupsza niż mężczyzna. Jeżeli o to chodzi, może ona ujawniać „podobieństwo Boże” na równi z mężczyzną, a dana kobieta dużo bardziej niż dany mężczyzna. Być może lepiej zrozumiemy, w jakim sensie nie może ona reprezentować Boga, jeżeli spojrzymy na prawdę od drugiej strony. 


Przyjmijmy, że reformator przestaje mówić, iż dobra kobieta może być podobna dla Boga, i zaczyna głosić, że Bóg jest podobny do dobrej kobiety. Przypuśćmy, ze twierdzi, iż moglibyśmy tak samo dobrze modlić się „Matko nasza, któraś jest w Niebie”, jak „Ojcze nasz”. Załóżmy, że sugeruje on, iż Wcielenie mogłoby tak samo przybrać formę żeńską, jak i męską, a Druga Osoba Trójcy Świętej mogłaby być równie dobrze nazywana Córką jak Synem. Przypuśćmy w końcu, że mistyczne zaślubiny byłyby odwrócone, że Kościół byłby panem młodym, a Chrystus panną młodą. Wszystko to, jak mniemam, zawiera się w twierdzeniu, że kobieta może reprezentować Boga tak, jak czyni to ksiądz. 


Gdyby wszystkie te założenia zostały kiedykolwiek wprowadzone w życie, niewątpliwie zapoczątkowalibyśmy inną religię. W historii czczono oczywiście boginie, a wiele religii miało kapłanki. Były to jednak religie o zupełnie innym charakterze niż chrześcijaństwo. Pomijając zażenowanie czy nawet przerażenie, które budzi w większości chrześcijan idea przerabiania całego teologicznego języka na rodzaj żeński, można by zapytać z pozycji zdrowego rozsądku: „Dlaczego nie?” Skoro Bóg faktycznie nie jest istotą biologiczną i nie posiada płci, czy ma znaczenie, czy mówimy On czy Ona, Ojciec czy Matka, Syn czy Córka


Chrześcijanie jednak uważają, że Bóg sam nauczył nas, jak się do Niego zwracać. Powiedzenie, iż jest to bez znaczenia, równałoby się stwierdzeniu, że cała ta obrazowość rodzaju męskiego nie jest natchniona, że jest czysto ludzkiego pochodzenia lub też że – mimo swego natchnionego charakteru – jest całkowicie arbitralna i nieistotna. Z całą pewnością nie można tego przyjąć, a jeśli tak, to nie jako argument przemawiający za chrześcijańskimi kobietami- księżmi, lecz przeciwko chrześcijaństwu. Niewątpliwie opiera się to również na powierzchownej ocenie obrazowości. Abstrahując od religii, wiemy z naszych doświadczeń w dziedzinie poezji, że obraz i percepcja przylegają do siebie ściślej, niż zdrowy rozsądek jest to w stanie uznać, że życie religijne dziecka, które by nauczono modlić się do Matki w Niebie, byłoby radykalnie różne od życia religijnego dziecka chrześcijańskiego. A tak jak obraz i percepcja pozostają w organicznej jedności, tak samo dla chrześcijanina trwają w takiej jedności ludzkie ciało i ludzka dusza. 


Innowatorzy w gruncie zakładają, że płeć jest czymś powierzchownym, nie mającym znaczenia dla życia duchowego. Stwierdzenie, że mężczyźni i kobiety w tym samym stopniu nadają się do jakiegoś zawodu, implikuje, iż dla celów tego zawodu płeć jest obojętna. W tym kontekście traktujemy obie płcie jako rodzaju nijakiego. Kiedy państwo rozrasta się jak ul czy mrowisko, potrzebuje coraz większej liczby pracowników, których można traktować tak, jakby byli rodzaju nijakiego. Może to być koniecznością w naszym świeckim życiu, lecz w życiu chrześcijańskim musimy wrócić do rzeczywistości. Tu nie jesteśmy homogenicznymi jednostkami, lecz odmiennymi i dopełniającymi się członkami mistycznego ciała. Lady Nunburnholmie twierdziła, że równość mężczyzn i kobiet jest zasadą chrześcijańską. Nie pamiętam żadnego tekstu w Piśmie Świętym, ani u Ojców Kościoła, u Hookera czy w naszej Prayer Book, który by to stwierdzał, lecz nie o to w tym miejscu chodzi. Istota sprawy polega na tym, że o ile „równy” nie znaczy „zamienny”, to równość nie ma nic do święceń kobiet. Ten rodzaj równości, który zakłada, że równi są zamienni (jak żetony czy identyczne maszyny), jest w przypadku ludzi fikcją prawną. Może to być przydatna fikcja prawna, lecz w Kościele odwracamy się plecami do fikcji. Jednym z celów, dla których płeć została stworzona, było symbolizowanie nam ukrytych spraw Bożych. Jedną z funkcji małżeństwa kobiety i mężczyzny jest wyrażenie natury jedności między Chrystusem, a Kościołem. Nie jesteśmy upoważnieni do tego, by zamieniać miejscami namalowane przesz Boga na płótnie naszej natury żyjące i brzemienne znaczeniem figury, tak jakby były zwykłymi figurami geometrycznymi. 


Zdrowy rozsądek określi to wszystko jako „mistyczne”. No właśnie! Kościół twierdzi, że jest zwiastunem Objawienia. Jeżeli twierdzenie to jest fałszywe, to opowiemy się nie za wprowadzeniem kapłanek, lecz za rezygnacją z kapłanów. Jeżeli zaś jest ono prawdziwe, to będziemy oczekiwać znalezienia w Kościele elementu, który niewierzący nazwą irracjonalnym, a wierzący ponadracjonalnym. Trzeba, żeby było w tym coś nieprzejrzystego dla naszego rozumu, a mimo to niesprzecznego z nim – tak jak nieprzejrzyste są sprawy płci i zmysłów na płaszczyźnie naturalnej. I to jest moment rozstrzygający. Kościół anglikański może pozostać Kościołem tylko pod warunkiem, że zachowa ten przejrzysty element. Jeżeli z niego zrezygnujemy, jeżeli pod pręgierzem oświeconego zdrowego rozsądku zatrzymamy tylko to, co można uzasadnić kryteriami roztropności i wygody, to zamienimy Objawienie na stare widmo religii przyrody. 


Przykre jest, że będąc mężczyzną, muszę domagać się uznania przywileju, czy też ciężaru, jaki chrześcijaństwo nakłada na moją płeć. Jestem najzupełniej świadomy tego, jak bardzo większość z nas nie nadaje się obecnie i nie nadawała się w przeszłości do objęcia miejsca dla nas przeznaczonego, ale jak mówi stare wojskowe powiedzenie: „Salutuje się mundurowi, a nie temu, kto go nosi.” Tylko ten, kto nosi „męski mundur” może (tymczasowo do Paruzji) reprezentować Pana wobec Kościoła, ponieważ dla Niego wszyscy jesteśmy zbiorowo i indywidualnie, rodzaju żeńskiego. My, mężczyźni możemy często być bardzo złymi księżmi. Dzieje się tak dlatego, że jesteśmy niedostatecznie męscy. I kiepskim lekarstwem zdaje się wzywać na pomoc te, które zupełnie nie są męskie. Jakiś mężczyzna może być bardzo złym mężem; nie da się jednak naprawić tej sytuacji przez próbę odwrócenia ról. Może być złym męskim partnerem w tańcu. Lecz jedyna na to rada, żeby mężczyźni z większą pilnością uczęszczali na kursy tańca, a nie iżby cała sala balowa musiała odtąd ignorować różnice płci i traktować wszystkich tancerzy jakby byli rodzaju nijakiego. Byłoby to oczywiście wybitnie rozsądne, cywilizowane i oświecone, niemniej raz jeszcze „mało przypominałoby bal” (…). 


Tu nie możemy mieszać, czy przestawiać tak wiele. W przypadku Kościoła rzecz idzie jeszcze dalej ponieważ mamy do czynienia z mężczyznami i kobietami nie jedynie jako przejawami natury, lecz jako żywymi budzącymi lęk cieniami tych rzeczywistości, które znajdują się całkowicie poza naszą kontrolą i w dużym stopniu poza zasięgiem naszej bezpośredniej wiedzy. Należałoby też raczej powiedzieć, że to nie my mamy do czynienia z nimi, lecz (jak się wkrótce dowiemy, jeżeli będziemy zbyt wścibskimi), że to one mają do czynienia z nami. 


Niniejszy tekst to obszerna część eseju C.S. Lewisa pt. "Kobiety-księża w Kościele", który opublikowany został w jego książce „Bóg na ławie oskarżonych”. 


W temacie święceń kobiet na urząd duchownego polecam również wpis na blogu: "Dlaczego pastorami są mężczyźni?"

wtorek, 27 lutego 2018

Seks przed ślubem. Co w tym złego?

Dlaczego Bóg zastrzegł intymność seksualną dla przymierza małżeńskiego?

1. Chrystus związał się z Oblubienicą (Kościołem) miłosną więzią przymierza obiecując, że nigdy go nie opuści. Intymność seksualna poza przymierzem małżeńskim komunikuje kłamstwo o tej relacji. Ogłasza, że jest ona niepewnym, nieformalnym konkubinatem pozbawionym zobowiązań.

2. Życie razem bez małżeństwa jest samolubne. To komunikowanie drugiej osobie: "Chcę tego, co masz mi do zaoferowania, ale nie chcę się zbytnio angażować i zobowiązywać." Każdy związek oparty na samospełnieniu jest skazany na niepowodzenie.

3. Wspólne życie bez małżeństwa daje bardzo mało powodów do wzajemnego zaufania. Jeśli ludzie nie chcą poświęcić dla siebie nawzajem swojej niezależności, to pozostawiają otwarte opcje na kolejną lepszą okazję, która może nadejść.

4. To oznajmienie: "Nie chcę cię poślubić bo nie wiem, czy za pół roku nie znajdę kogoś bardziej atrakcyjnego niż ty". Małżeństwo stanowi ochronę dla wzajemnej miłości. I zobowiązuje, motywuje obie osoby do okazywania jej.

5. Wspólne życie bez małżeństwa oznacza zwykle przyjęcie postawy: "Nie będziemy się pobierać na wypadek gdyby coś nie wyszło". W rzeczywistości brzmi to jak najlepszy sposób na zagwarantowanie, by nic się nie udało! Jedynym sposobem na to, aby związek przetrwał i dojrzewał, jest całkowite zobowiązanie się do szukania dobra i szczęścia drugiej osoby. 

6. Cieszenie się deserem przed drzwiami wejściowymi do domu nigdy nie jest dobrym pomysłem. Nie smakuje tak jak powinien.

7. Wspólne życie bez małżeństwa to oddawanie komuś czegoś, co powinieneś i chciałbyś ofiarować przyszłemu małżonkowi. Nie ograbiaj go z tego.

8. Seks poza małżeństwem niesie ze sobą konsekwencje doczesne  (choroby weneryczne, poczucie winy, samotne matki...) oraz (jeśli człowiek nie wyznaje tego grzechu i nie nawraca się z niego) duchowe. "Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą". - 1 List do Koryntian 6.9-10

9. Bóg chce, aby dar seksualnej bliskości przynosił człowiekowi radość. Prawdziwą satysfakcję i przyjemność w tym względzie daje małżeńska sypialnia: "Niech będzie błogosławiony twój zdrój, a raduj się z żony twojej młodości! Miłej jak łania, powabnej jak gazela! Niech jej piersi zawsze sprawiają ci rozkosz, upajaj się ustawicznie jej miłością!" - Księga Przysłow 5.18

poniedziałek, 26 lutego 2018

Nawrócenie z martwego Sola Gratia

Szatan od samego początku swojego buntu lubi otaczać Ewangelię mnogością mniej lub bardziej poprawnych doktryn, aby ją pośród nich zatopić, by była nie do odcedzenia od fałszu; w końcu, by ludzie skupiali się na owych doktrynach, praktykach, nie zaś na Dobrej Nowinie. Centrum zwiastowania Jezusa i Apostołów była wieść o Bożym Królestwie, które staje się rzeczywistością w życiu jednostki i świata dzięki Wcieleniu, odkupieńczej śmierci Jezusa Chrystusa i Jego chwalebnym zmartwychwstaniu. 

Niektóre wspólnoty twierdzą: my wcale nie przeczymy Ewangelii. Wszak wierzymy, że Jezus umarł za nasze grzechy. Problem jednak w tym, że Ewangelia nie jest tam eksponowana. Gąszcz "rób to, nie rób tego" sprawił, że znalazła się na dnie doktryn, zasad etycznych i przykazań. Czy jest złego jest w samych przykazaniach? Absolutnie nie. A jednak jest wiele zła jeśli przechodząc przez gąszcz doktryn o pobożności, sakramentach, liturgii, mocy Ducha Świętego itp. - nie znajdziesz Chrystusa.

Niewielu walczy z Ewangelią. Wielu natomiast otacza ją w swoim życiu innymi ideami, przez co staje się jedną z wielu ofert na "rynku" idei, dogmatów. Pomyśl o swoim życiu. Czy krzyż Jezusa jest w jego centrum, czy trzeba go odgrzebać pod gąszczem idei, książek z dziedziny teologii systematycznej, edukacji chrześcijańskiej, edukacji muzycznej, pod gąszczem pasji uwielbienia, zachwytu z uzdrowień i sycących umysł wykładów biblijnych?

Istnieją religijni ludzie, którzy nie mają pojęcia czym jest Dobra Nowina, choć znakomicie wyuczyli się 3 cnót boskich, 5 przykazań kościelnych, 5 punktów kalwinizmu, 5 Sola, 6 prawd wiary, 7 grzechów głównych, 8 błogosławieństw, 10 przykazań. Wyuczyli się kościelnego konserwatyzmu, kongregacjonalizmu, prezbiterianizmu lub prawa wewnętrznego kościoła, lecz nie mają pojęcia o tym, w jaki sposób żyć łaską i okazywać łaskę ponieważ jest ona jedynie "doktryną" w ich wyznaniu wiary. Są wyznawcy Sola Gratia, którzy nigdy jej nie pocałowali i nie zostali przez nią przemienieni. Doświadczyli pewnego rodzaju przemiany: z twardych, surowych, zasadniczych, chłodnych niechrześcijan stali się twardymi, surowymi, zasadniczymi, chłodnymi członkami Kościoła. Swoim życiem nie są w stanie zakomunikować Sola Gratia, potrafią natomiast z całą bezwzględnością uderzyć w tych, którzy ją odrzucają - samemu w ten sposób zaprzeczając mocy łaski, której powinni być ilustracją.

Bez obmycia serca - członkostwo w kościele, głośne "Amen", teologiczna poprawność, oznajmianie Sola Gratia, śpiew o cudownej Bożej łasce, uczestnictwo w sakramentach są aktywnościami duchowego trupa. Jednym z największych niebezpieczeństw współczesnego chrześcijaństwa jest chęć bycia religijnym bez nawrócenia. Z takiej religijności człowiek powinien się nawrócić, jak z każdego innego grzechu (1 Sm 16.7). 

piątek, 23 lutego 2018

Kanon zamknięty, kanon otwarty

Reformacja to wiara w zamknięty kanon natchnionego objawienia dla Kościoła jako reguły wiary i życia. Odejście od reformacji to wiara w otwarty kanon, a więc ciągle przekazywane natchnione objawienie poza Biblią. 

Przyczyna niewiary

"Niewiara jest zwykle kwestią moralną, zanim stanie się intelektualną: mamy pewien sposób, w jaki chcemy żyć; mamy pewne rzeczy, które lubimy; mamy pewne rzeczy, o których nasz świat mówi, że są nienaruszalnymi standardami wolności osobistej, i jeśli nawet Bóg staje nam na drodze, to Bóg musi zostać przekształcony lub odrzucony". 

- Kevin De Young

czwartek, 22 lutego 2018

30 pytań i odpowiedzi na temat uzdrowień i daru uzdrawiania

1. Czy choroby istniały przed upadkiem?
Nie. 

2. Czy Pan Jezus przyszedł, aby nikt z wierzących nie chorował?
Tak i nie. Tak - w znaczeniu eschatologicznym. Pan Jezus przyszedł, aby usunąć grzech oraz jego skutki. Choroby są jednym z nich. Po Jego powtórnym przyjściu nie będzie chorób. Nie - w znaczeniu doczesnym. W obecnym czasie choroby dotykają również ludzi wierzących i dzieje się to za Bożą wolą i Bożym przyzwoleniem.

3. Jak rozumieć słowa z Księgi Izajasza 53.5: "Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni"?
Po pierwsze: w wymiarze eschatologicznym. Odnowiony świat - nowa ziemia i nowe niebo - to owoc dzieła Chrystusa. "otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły." (Objawienie św. Jana 21.4).
Po drugie: rany Chrystusa uleczyły nas przede wszystkim z grzechu. Poprzez wiarę w Niego otrzymujemy przebaczenie i życie wieczne, nie zaś uzdrowienie z każdej fizycznej dolegliwości.

4. Czy choroby są spowodowane grzechem? 
ogólnym sensie tak - chorób nie było przed upadkiem Adama i Ewy. Jeśli zaś chodzi o indywidualne sytuacje - choroby poszczególnych ludzi - mogą one mieć podłoże duchowe, co pokazuje przykład Koryntian, których choroba (lub śmierć) była konsekwencją grzesznej postawy przy Stole Pańskim (1 Kor 11.30). Choroba króla Jehorama była spowodowana jego odstępstwem od Boga (2 Krn 21.12-15.18). W Liście Jakuba prośba o uzdrowienie jest powiązana z wyznaniem grzechu, co wskazuje, że obie te rzeczy są niekiedy ze sobą powiązane. "Wyznawajcie tedy grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego". (Jk 5.16)

Jednak nie każda choroba jest rezultatem grzechu chorego, co pokazuje historia Hioba oraz wiele innych urywków Pisma Świętego. W 2 Krl 13.14 czytamy o proroku Elizeuszu, który chorował na śmiertelną chorobę, z powodu której umarł (2 Krl 13.20). O uzdrowionym ślepcu w Ewangelii Jana Pan Jezus stwierdził, że "nie zgrzeszył" (Jn 9.3). Jego choroba miała zupełnie inną przyczynę. Dlatego każdy powinien badać siebie oraz w powściągliwy sposób oceniać innych odnośnie przyczyny choroby.

5. Czy choroby są związane z działaniem szatana?
Niekiedy tak: "A czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt w dniu sabatu?" (Łk 13.16)
Częściej jednak czyni to Bóg: "A po tym wszystkim nawiedził go Pan nieuleczalną chorobą jelit." (2 Krn 21.18, por. 2 Mj 15.26; Jb 1.21-22; 1 Kor 11.30).

6. Czy powinniśmy modlić się o uzdrowienie chorych?
Jak najbardziej!

7. Z nakładaniem na nich rąk? 
Również.

8. Czy chorzy powinni korzystać ze środków farmakologicznych, opieki medycznej?
Oczywiście! Kto zadaje takie pytania?!  :-)

9. Czy z tego powodu muszą czuć się winni, że porzucają ufność w Bożą moc?
Nie muszą czuć się winni. Bóg niesie uzdrowienie niekiedy w nadprzyrodzony, bezpośredni, cudowny sposób. Częściej jednak robi to poprzez inne środki: lekarzy, pielęgniarki, środki medyczne, odpowiednie leczenie. Bóg działa również za ich pośrednictwem.

10. Czy przyczyną braku uzdrowienia jest zbyt słaba wiara?
Takie założenie jest straszliwie raniące, oskarżające i niesprawiedliwe. Niszczy ono wielu szczerych chrześcijan, którzy zostali zwiedzeni przez tego typu okrutne i niebiblijne nauczanie. Zwykle brak uzdrowienia jest wynikiem Bożej suwerenności. Bóg czasami odpowiada "nie" na nasze prośby. Nie dlatego, że nas nie kocha, lecz dlatego, że nas kocha. Oczywiście powinniśmy zawsze prosić z wiarą, lecz z wiarą w Boga, a nie w moc naszej wiary.

W 1 Liście do Tymoteusza 5.23 apostoł Paweł napisał do Tymoteusza: „Samej wody już nie pij, ale używaj po trosze wina ze względu na twój żołądek i częste twoje niedomagania”. Apostoł zalecił Tymoteuszowi naturalny środek leczenia - wino, nie zaś pozytywne wyznawanie uzdrowienia lub ufność w siłę wiary, która leczy. Nie czytamy, by również choroba proroka Elizeusza była spowodowana jego grzechem lub brakiem wiary. Apostoł Paweł zostawił jednego ze swoich współpracowników chorego i nie uzdrowił go. „Erast pozostał w Koryncie, a chorego Trofima zostawiłem w Milecie” 2 Tym 4:20. Czy mężowi wiary zabrakło wiary, by uzdrowić współpracownika?  

Uzdrowienie nie zawsze jest wolą Bożą. Niekiedy Pan Bóg zsyła chorobę, żeby kogoś odwołać z tej ziemi, nawet swoje dzieci. 

11. Czy jednak Bóg nie obiecał nam odpowiedzieć na modlitwę jeśli zanosimy ją z wiarą?
Tak, jednak nie jest to jedyny warunek wysłuchanej modlitwy. Inny to np. modlitwa zgodna z Jego wolą. 

12. Co mam zrobić jeśli choruję?
Możesz zrobić kilka rzeczy:
- modlić się o zdrowie i prosić o modlitwę innych wierzących
- iść do lekarza
- brać lekarstwa, zażywać dużo witamin i ciepło ubierać
- prosić starszych zboru o odwiedziny i modlitwę zgodnie z Listem Jakuba 5.14.

13. Czy człowiek wierzący może chorować bez poczucia winy, że zawodzi Pana Boga?
Tak.

14. Czy człowiek wierzący może umrzeć na jakąś chorobę bez poczucia winy, że zawiódł Pana Boga?
Oczywiście.

15. Czy Bóg chce, aby chrześcijanin nie chorował.
Nie. Nigdzie nie ma takiego wersetu. Bóg chciał, aby Hiob, Elizeusz, Erast, Hiskiasz zachorowali. 

16. Dlaczego niekiedy Pan Bóg zsyła na nas choroby?
Z różnych przyczyn. Niekiedy są Bożymi lekcjami, wypalaniem naszego charakteru, dojrzałości i zaufania Bogu lub Bożym sposobem odwołania nas ze świata. Niekiedy Pan Bóg chce, aby na nas objawiły się wielkie dzieła Boże (Jn 9.3), niekiedy chce nas nauczyć wdzięczności za zdrowie, aby nasza wiara była dojrzalsza i wypróbowana bolesnym doświadczeniem, niekiedy chce nas nauczyć liczyć nasze dni przypominając, że w Jego rękach jest nasze życie, my zaś jesteśmy jak trawa, która przemija (Psalm 103.15). Innym razem chce nas nauczyć, że należy się ciepło ubierać  :)

17. Co mam zrobić jeśli moja wspólnota wyznaje tzw. teologię sukcesu i naucza, że wolą Bożą jest, by wierzący nigdy nie chorowali?
Zmień wspólnotę na wierną Biblii.

18. Co myśleć o spotkaniach uzdrowieniowych na stadionach lub halach?
Pan Jezus, ani nikt z Bożych ludzi w Piśmie Świętym nie robił takich rzeczy. To wchodzenie w kompetencje Pana Boga. Jeśli cokolwiek dzieje się pod wpływem słów współczesnych "uzdrowicieli" - nie ma to nic wspólnego z uzdrowieniami dokonywanymi mocą Bożą, o których naucza Pismo Święte.

19. Gdzie jest różnica?
Biblia mówi o trzech cudownych okresach w historii zbawienia: czasy Mojżesza, Eliasza i Elizeusza oraz Chrystusa i Apostołów. W każdym Bóg działał w szczególny i nadprzyrodzony sposób, włączając cudowne uzdrowienia, które były konkretne, indywidualne i zupełne. W przeciwieństwie do tego stadionowi charyzmatyczni uzdrowiciele zakładają anonimowość, ich "uzdrowienia" są chwilowe, dokonywane pod wpływem sugestii, znajomości mechanizmu tłumu, perswazji... Pan Jezus nie organizował masowych spotkań uzdrowieniowych. Uzdrowienia w Jego służbie były środkiem, a nie celem. Uwiarygadniały Jego boski autorytet. To samo miało miejsce w przypadku cudów Eliasza i Elizeusza, który jest typem Chrystusa (uwiarygadniało ich prorocki autorytet) lub Apostołów (apostolski autorytet - zob. 2 Kor 12.12).

20. Czy w waszym Kościele uzdrawiacie chorych?
Nie. Nikt z nas tego nie robi. Chorych uzdrawia Bóg. Niekiedy robi to poprzez ustanowione przez siebie narzędzia naturalne, takie jak lekarstwa i lekarzy, a niekiedy w sposób bezpośredni oraz cudowny w odpowiedzi na modlitwę - tam gdzie medycyna bezradnie rozkłada ręce.

21. Czy wierzycie w nadprzyrodzone uzdrowienia?
Oczywiście, wszak wierzymy w Boga!

22. Czy organizujecie spotkania, nabożeństwa uzdrowieniowe?
Modlimy się o chorych na każdym niedzielnym nabożeństwie, a także grupach biblijnych, podczas modlitw rodzinnych oraz indywidualnych. Osoby przychodzące do naszego Kościoła są zachęcane, by dzielić się intencjami do modlitwy, również o zdrowie. Jako pastor regularnie modlę się w tej sprawie i zachęcam do tego innych.

23. Czy wypędzacie choroby w autorytecie Jezusa?
Nie. Prosimy Boga z pokorą i wiarą o uzdrowienie. 

24. Czy Bóg odpowiada na wasze modlitwy?
Oczywiście. Jest Bogiem żywym!

25. Czy przychodząc do Was i prosząc o modlitwę - mogę liczyć na wstawiennictwo o moje zdrowie na nabożeństwie i poza nim?
Jak najbardziej.

26. Czy wierzysz w dar uzdrawiania w dzisiejszych czasach?
Wierzę w Boga, który uzdrawia jak chce i kiedy chce. Nie wierzę w "moc" uzdrowicieli, lub ich "ręce", które leczą. Ten dar dotyczył przełomowych okresów w historii zbawienia (w szczególności związany był w inauguracją Starego i Nowego Przymierza). Dotyczył proroków, apostołów, którzy założyli fundament Kościoła oraz Pana Jezusa, który jest jego kamieniem węgielnym (Ef 2.20).

27. Czy nie jest to ograniczanie Pana Boga i mocy Ducha Świętego?
Nie. To rozpoznawanie tego, co jest Jego działaniem, a co imitacją, podróbką, manipulacją, sugestią. Standardem tego rozróżnienia jest Pismo Święte, nie zaś moje lub kogokolwiek doświadczenie. 

28. Co byś powiedział osobom, które wierzą, że taki dar istnieje i Bóg uzdrawia poprzez ręce, słowa konkretnych osób?
Powiedziałbym im, by zaprosili osoby mające ów "dar uzdrawiania" tam, gdzie jest największa potrzeba - do szpitali. To idealne miejsce dla ich służby. Jednak nie znajdziemy ich tam z tego samego powodu, co wróżki nie wygrywają w totolotka.

29. Co z cudownymi przedmiotami, obrazami, miejscami uzdrowień?
Nie istnieje coś takiego.

30. A przykłady biblijne?
Owszem, Bóg nakazał Izraelitom spojrzeć na miedzianego węża w celu uzdrowienia, a zetknięcie z przepaską, chustką Pawła lub cieniem Piotra przynosiło uzdrowienie (Dz. Ap. 5.15; 19.12). Jednak Bóg nie powiedział niczego podobnego o obrazie jasnogórskim, relikwiach, rękach, cieniu lub szatach Benny Hinna lub o. Johna Bashobora.

wtorek, 20 lutego 2018

Post i Wieczerza Pańska

Wieczerza Pańska to wydarzenie radosne. Przy Stole Pańskim wspominamy śmierć Chrystusa, poprzez którą nasz Zbawiciel zdobył dla nas zbawienie i wszelkie duchowe błogosławieństwa. We wczesnym kościele komunia była połączona z "Agape" – ucztą miłości i radowania się Bożymi darami. Kościół jednak dość wcześnie oddzielił komunię od radosnego ucztowania.

Ze względu na to, że Wieczerza wskazywała na śmierć Chrystusa jej atmosfera stawała się coraz bardziej grobowa i ascetyczna. Chrześcijanie zaczęli mieć obawy przed przystępowaniem do Stołu Pańskiego. Z czasem postanowiono, że powinni mieć postawę klęczącą podczas przyjmowania chleba i wina. Wprowadzono zalecenie postu wiele godzin przed nabożeństwem komunijnym. Wierni zaczęli przystępować do chleba i wina bardzo rzadko. Pojawiło się nauczanie o ich niegodności i niewystarczającym poziomie duchowego życia. 

W odpowiedzi kościół wprowadził nakaz przystępowania do Wieczerzy Pańskiej przynajmniej raz w roku (w okresie wielkanocnym). W protestantyzmie również zdarzają się kościoły praktykujące Wieczerzę raz w roku, inne robią to raz na kwartał, większość zaś co miesiąc.

Radosne ucztowanie z Chrystusem stawało się więc rzadkością, a jeśli już Wieczerza Pańska była obchodzona, to miała raczej charakter przygnębiającej introspekcji ("czy jestem godzien?") niż świątecznego ucztowania. Podobny charakter nadano wielu nabożeństwom. 

To oczywiście ma przełożenie na postawę samych chrześcijan w codziennym życiu. Radość z powodu więzi z Panem jest zabijana przez duchowość umartwiania, rezygnacji, powagi, ucieczki ze świata oraz medytowania w klasztornej celi. Jeśli nie potrafimy regularnie cieszyć się chlebem i winem otrzymywanymi z rąk Chrystusa, to nic dziwnego, że nie potrafimy cieszyć się innymi rzeczami (tańcem, muzyką, małżeństwem, seksem, podróżami, wspólnotą z wierzącymi, obiadem, sztuką itp.).

Weszliśmy w okres Postu. Niech to jednak nie przesłania nam radosnej wymowy Wieczerzy Pańskiej. Bóg dał nam jedzenie, byśmy je spożywali nie w grobowej lecz radosnej atmosferze. Komunia to punkt wyjścia dla wszystkich innych posiłków. To uczta radości. Dlatego ochotnie, z wdzięcznością przyjmujmy chleb i wino, które dzięki mocy Ducha Świętego stają się dla nas duchowym pokarmem i napojem Ciała i Krwi Pańskiej.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Współczesne proroctwa poza Biblią? – odpowiedź na argumenty zwolenników

W artykule "Proroctwa dzisiaj - czy obecnie mamy Słowo Boże poza Biblią?" przedstawiłem stanowisko historycznego protestantyzmu (na podstawie Pisma) w kwestii wystarczalności Biblii i pozabiblijnych proroctw. Jeśli jeszcze się z nim nie zapoznałeś - proszę zrób to przed przeczytaniem tego wpisu.

W poniższym artykule odniosę się do najczęstszych argumentów za istnieniem Słowa Bożego poza Biblią we współczesnych czasach. W Kościele jest obecnie wiele zamieszania w tym temacie, a kolejne "objawienia od Pana" ubrane w pobożną terminologię wiążą sumienia i odwodzą wielu naszych drogich braci w Chrystusie od prostych ścieżek Pańskich.

Jeśli, Drogi Czytelniku, miałbyś pytania odnośnie tego tematu - proszę napisz: bartosik7@gmail.com lub zostaw komentarz.

1. „Współczesne proroctwa mają mniejszą rangę niż te zapisane w Biblii"

Odpowiedź: Autorytet proroctw nie wynikał z tego jak i w jakim czasie były przekazywane, lecz z tego, kto jest ich autorem i źródłem. Jeśli autorem współczesnych proroctw jest ten sam Duch Święty, który jest autorem proroctw biblijnych, powinniśmy traktować je jako proroctwa i od tego samego Ducha, a więc mające ten sam autorytet.

Druga rzecz: Pismo Św. nigdzie nie naucza, że istnieje hierarchia natchnionego Słowa (hierarchia proroctw), tak jakby jedno Słowo Boże miało być mniej ważne i wiążące aniżeli inne. Człowiek Boży będzie żył każdym Słowem wychodzącym z ust Bożych (Mt. 4.4). Jeśli ktoś wierzy, iż mamy obecnie słowa pochodzące z ust Bożych poza Pismem Święym, to powinniśmy oddzielić je od słów ludzkich (omylnych) i skompletować, aby cały Kościół karmił się każdym Słowem wychodzącym z ust Bożych.

2. „Współczesne proroctwa to proroctwa indywidualne, a nie do całego Kościoła."

Odpowiedź: W dużej mierze odpowiedziałem na ten argument. Można dodać: Skąd wynika ograniczenie i podział na to, co Bóg może, a czego nie może przekazać Kościołowi? Co z proroctwami, które były wypowiadane w Kościołach lub publikowane w czasopismach chrześcijańskich? Czy mamy o nich zapomnieć? Zlekceważyć po 10, 20 latach? Nie jest to najlepszy sposób obchodzenia się ze „słowem od Pana".

Niektórzy nasi szczerzy bracia w Chrystusie sądzą, że nie ma dziś proroctw doktrynalnych, lecz indywidualne, zaś ewentualne proroctwa dane Kościołowi nie przekazują nowej doktryny. Jest to jednak bardzo odważne stwierdzenie, gdyż żaden tekst biblijny nie czyni rozróżnienia na proroctwa „doktrynalne", „indywidualne", „zbiorowe" itp. i że pewien rodzaj proroctw może mieć miejsce, podczas gdy inny już nie.

3. „Współczesne prorokowanie to w istocie mówienie kazań, a nie przekazywanie natchnionego, pozabiblijnego objawienia."

Odpowiedź: Ten pogląd jest o tyle istotny, że rozpoznaje wyjątkowość Bożego objawienia danego nam w Piśmie Świętym. Kazania jednakże są raczej wyjaśnianiem słowa prorockiego (2 Pt 1.21), nie zaś przekazywaniem nieomylnego Bożego objawienia. Prorok w przeciwieństwie do mówiącego kazanie ma Biblię zamkniętą i przemawia z autorytetem samego Boga przekazując nieomylne Słowo.

Nigdzie w Nowym Testamencie nie czytamy jakoby proroctwo nowotestamentowe było innego rodzaju proroctwem niż starotestamentowe. Gdyby prorokowanie w Nowym Testamencie było zwiastowaniem podczas nabożeństwa, oznaczałoby to, że kobiety również mogą nauczać w kontekście nabożeństwa, Pismo bowiem mówi: „o czterech prorokujących córkach Filipa" (Dz.Ap. 21.8-11) oraz o „prorokujących kobietach" (1 Kor. 11.5). Biblia jednak jednoznacznie uczy, że funkcja nauczyciela i starszego w Kościele zarezerwowana jest wyłącznie dla mężczyzn: „Nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wynosić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie" 1 Tm 2.2 (zob. 1 Kor. 14.34; 1 Tm. 3.1-7; Tyt 1.6-7). Płynie z tego wniosek, że prorokowanie w Kościele to nie nauczanie, lecz przekazywanie natchnionego, bezbłędnego, autorytatywnego objawienia Bożego.

4. „Jak możesz Bogu zamykać usta?! Czy Bóg nie może mówić dziś jak chce?"

Odpowiedź: Nie chodzi o to, co Bóg może (Bóg może wszystko, gdy tylko coś zechce!), ale o to co naprawdę pochodzi od Boga. Ciekawe, że powyższe argumenty zwolenników proroctw również „ograniczają" ich zasięg (np. „proroctwa są skierowane tylko do jednostek lub lokalnych społeczności, a nie do całego Kościoła na świecie") lub treść (np. „proroctwa nie mogą przekazywać czegoś nowego"). Skąd owe ograniczenia? Czy jakiś fragment Biblii mówi na ten temat?

Nasze wnioski powinny wynikać z tego, co Bóg powiedział sam o sobie i o Swoim Słowie. Wiara w wystarczalność Pisma nie jest więc ograniczaniem Boga, ale wiernym trzymaniem się tego, co On sam objawił w Piśmie Świętym na temat natury i zakresu objawienia. Bóg nie może sam Sobie zaprzeczać.

5. „Proroctwa są, ale muszą być zgodne z Pismem Świętym."

Odpowiedź: Jednocześnie inni zwolennicy proroctw mówią coś zupełnie odwrotnego: „Proroctwa nie powinny mówić tego co Biblia, bo po co mówić dwa razy to samo!" Jeden przykład: Wielu charyzmatycznych braci nie wierzy w proroctwo typu: „Pan mi powiedział: Módl się ludu mój" uzasadniając, że przecież sama Biblia zachęca nas do modlitwy, więc cóż to za proroctwo? „Każdy może je wypowiedzieć" - mówią. Tak więc biorąc pod uwagę owo uzasadnienie musimy stwierdzić, że proroctwa z zasady powinny wykraczać poza to, co jest napisane (a nie powtarzać tego, co już mamy w Biblii)! Ciekawe jednak, że sami zwolennicy proroctw dość stanowczo określają do jakiego miejsca owe „proroctwa" mogą wykraczać poza Biblię. Mówi się na przykład: „Bóg nie może (sic!) objawić nowej nauki, np. zgromadzajcie się w każdą środę lub używajcie kadzidła na nabożeństwach."

Jeśli więc dzisiejsze proroctwo nie może:
- powtarzać tego co Biblia mówi
- wykraczać poza to, co Biblia mówi - to czego ma dotyczyć i kto o tym decyduje? Argument o zamykaniu Bogu ust i definiowaniu Boga spada więc na zwolenników proroctw, gdyż sami definiują i ograniczają to, co Bóg dziś może, a czego nie może czynić.

6. „1 List do Koryntian zachęca do prorokowania”.

Odpowiedź:
a) 1 List do Koryntian jest jednym z wcześniejszych listów Ap. Pawła (ok. 56-57 r.). Apostoł pisał go w czasie, gdy Bóg wciąż przekazywał swoje natchnione objawienie poprzez proroków (do czasu). Należy pamiętać, że ówcześni chrześcijanie nie mieli tego przywileju co my dzisiaj. Nie posiadali kopii Biblii, gdyż niewiele pism Nowego Testamentu wówczas istniało. Prorokowanie było więc sposobem objawienia prawd wiary w Kościele chrześcijańskim zanim stało się nim skompletowane Pismo.

b) Skoro proroctwa były przekazywaniem nieomylnego Słowa Bożego, oczywiste jest, że Paweł reguluje jak mają być używane podczas publicznych zgromadzeń. Te fragmenty jednak nic nam nie mówią na temat okresu istnienia proroctw w Kościele.

c) Prorokowanie pojawia się jedynie we wczesnych listach Pawłowych: 1 Liście do Tesaloniczan (5.20) - uważanym za najstarsze pismo Nowego Testamentu (50-51 r.), Liście do Rzymian (1.,6) - powstałym ok. 58- 60 roku oraz wspomnianym 1 Liście do Koryntian

d) W Liście do Efezjan natomiast (z ok. 62-63 r.) czytamy już o fundamencie założonym na apostołach i prorokach (Ef 2.20) i tajemnicy Chrystusowej objawionej „apostołom i prorokom" (Ef 3.5). W jeszcze późniejszym 1 Liście do Tymoteusza (ok. 65-66 r.) czytamy, że przepowiednie (prorockie) były uważane za „dawne": por.1 Tm. 4.14 z 1.18. Natomiast w listach Pawła pisanych przed jego śmiercią (2 List do Tymoteusza - ok. 67 r., List do Tytusa - ok. 66 r.) nie ma wzmianki o darze prorokowania prócz miejsc gdzie apostoł wspomina o pismach godnych wiary i pożytecznych ku poznaniu Bożej woli.

e) Istnieje wiele nakazów biblijnych uwarunkowanych czasowo. Ciekawym powinno być porównanie niektórych tekstów np. Łk. 10.4 z Łk. 22.36; Mt. 10.6 z Mt. 28.19 oraz Dz 15.20 z 1 Kor. 8.4,9

f) Pytanie nie brzmi: czy powinniśmy gasić proroctwa i zabraniać ich, lecz czym są proroctwa? Czy wypełniły swoją rolę i istnieją dziś? Czy Bóg wciąż przekazuje nam „Najnowszy Testament" w formie pisanych i wypowiadanych słów przez współczesnych „proroków”?

g) Pismo mówi, że jednym z celów nadnaturalnych i cudownych darów Ducha Świętego było potwierdzenie autorytetu apostołów (co nie znaczy, że jedynie apostołowie wypowiadali proroctwa): „To jakże my ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie? Najpierw było ono zwiastowane przez Pana, potem potwierdzone nam przez tych, którzy słyszeli, A Bóg poręczył je również znakami i cudami, i różnorodnymi niezwykłymi czynami oraz darami Ducha Świętego według swojej woli. (Hbr. 2.3-4 - kontekst mówi o nadnaturalnych darach duchowych). „Znamiona potwierdzające godność apostoła wystąpiły wśród was we wszelakiej cierpliwości, w znakach, cudach i przejawach mocy". (2 Kor. 12.12).

7. Istnienie fałszywych proroctw dowodzi istnienia prawdziwych.

Odpowiedź: Istnienie falsyfikatów dowodzi tego, że istnieje gdzieś oryginał. W zasadzie w pełni można się zgodzić z tym stwierdzeniem. Należy jednak dodać, że istnienie podróbek nie oznacza, że oryginał powstał w tym samym czasie, co one. Fałszywi prorocy w Starym Testamentu pojawiali się nie tylko w okresie służby prawdziwych proroków. Fałszywi mesjasze przyszli na świat niekoniecznie w okresie życia na ziemi prawdziwego Mesjasza. Zatem, owszem falsyfikaty dowodzą istnienia oryginału, lecz nie dowodzi to istnienia pozabiblijnych proroctw we współczesnych czasach.

8. „Biblia naucza, że mamy rozsądzać proroków, a nie twierdzić, że ich nie ma."

Odpowiedź: Na poparcie cytowany jest 1 Koryntian 14.29-30: „A co do proroków, to niech mówią dwaj albo trzej, a inni niech osądzają; lecz jeśliby ktoś inny z siedzących otrzymał objawienie, pierwszy niech milczy". Zauważmy, że nigdy w Starym Testamencie lud Boży nie miał rozsądzać słów proroków, lecz w pokorze miał podążać za nimi (gdyż są Słowami Pana).
Kontekst słów apostoła Pawła mówi raczej o rozsadzaniu mówiących przez innych proroków (by ci rozsądzili, czy głoszący jest w rzeczywistości prorokiem). Tak działo się w Starym Testamencie, gdy prawdziwi prorocy ujawniali fałszywych proroków i ich zwodnicze słowa. To zadanie nie należało do odpowiedzialności całego ludu. Wedle jakich kryteriów mieliby to czynić, skoro proroctwo z natury wykraczało poza to, co jest napisane? 1 Koryntian 14.29-30 jest wezwaniem do proroków, a nie do wszystkich chrześcijan w korynckim Kościele.
Prorocy w Koryncie mieli zaś rozróżniać nie to, co przyjąć ze słów mówiących, ale samych mówiących: czy są prorokami Pana. Sąd musiał być, ale nie słów, lecz ludzi. I dokonany nie przez cały Kościół, lecz przez obecnych proroków.

9. „Bóg nie zamilkł. Wciąż działa i przemawia do nas!”

Pełna zgoda. Nie oznacza to jednak, że zawsze działa i przemawia w ten sam sposób. Był okres 400 lat, kiedy Bóg nie posyłał proroków w Izraelu. Mimo to wciąż był Bogiem żywym, który działa i przemawia. Jako chrześcijanie wierzymy w Boga żywego, w Boga przemawiającego. Każdy zachód słońca, każde nienarodzone dziecko, każda dłoń, każdy liść i płatek śniegu są Bożym podpisem, Bożym przemawianiem i objawieniem Jego mądrości, dobroci. Musimy jednak rozróżnić Boże przemawianie poprzez stworzenie, opatrzność, okoliczności, sytuacje życiowe od natchnionego, autorytatywnego, bezbłędnego Słowa od Pana, którym jest tylko Biblia i cała Biblia.

10. „Bóg daje proroctwa, aby przekonać niewierzących, że wciąż jest żywy i pomóc im w nawróceniu."

Czy Pismo mówi, że celem proroctw jest przekonywanie niewierzących? Czytamy wręcz coś zupełnie przeciwnego: „A gdy się tłumy zbierały, zaczął mówić: Pokolenie to jest pokoleniem złym; znaku szuka, ale inny znak nie będzie mu dany, jak tylko znak Jonasza" (Łk 11.29). „Przeto mówienie językami, to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących, a proroctwo nie dla niewierzących, ale dla wierzących." (1 Kor 14.22). W Dz. Ap. 28.3-5 czytamy o niechrześcijanach, którzy zinterpretowali nadzwyczajne zjawisko w zupełnie błędny sposób. Proroctwa nie są sposobem przekonywania niewierzących ludzi. Pan Jezus mówił, że o ile Pismo nie przekona człowieka - nic nie jest w stanie go przekonać (Łk 16.31).

11. „Jeśli nie ma obecnie proroctw poza Biblią, wówczas czym było to, co mnie spotkało? Chcesz zaprzeczyć mojemu (lub cudzemu) doświadczeniu?"

Jest to prawdopodobnie najpopularniejszy argument. Ciekawe jednak, że najczęściej spotykany rodzaj argumentacji za istnieniem w dzisiejszych czasach pozabiblijnych objawień (proroctw, snów, języków, wizji) nie wynika z samego Pisma, lecz z doświadczenia! Jak więc mamy na to odpowiedzieć?

a)Nie mamy obowiązku ani odpowiedzialności, by odpowiadać co to było, jeśli nie braliśmy w czymś udziału. Nie było nas tam. Nie jesteśmy Bogiem. Nie wiemy co się wydarzyło i jakie było tego źródło. Mamy odpowiedzialność, aby mówić to, co jest w Słowie Bożym i podążać za nim (1 Pt 4.11). To wszystko. Nie spoczywa na nikim z nas obowiązek, by wyjaśniać wszelkie nadnaturalne doświadczenia (nie mówiąc już o ich autentyczności) w życiu ludzi. Źródeł ludzkich doświadczeń może być wiele. Samo doświadczenie nie mówi jeszcze wszystkiego (Mt. 7.22-23; 2 Kor 11.13-15). Czym było to, czego doświadczyłeś? Nie mam pojęcia.

b) Na podstawie Pisma Świętego mamy prawo założyć, że cokolwiek wydarzyło się w życiu danej osoby, nie było to proroctwo w biblijnym znaczeniu (gdyż dzieło natchnionego objawienia podobnie jak dzieło odkupienia zostało zakończone), co nie oznacza, że kwestionujemy doświadczenie. Nie musimy jechać do Izraela, gdy ktoś nam opowie historię o sensacyjnie odkrytej czaszce Jezusa. Nie spoczywa na nas obowiązek, by odpowiadać na pytanie: jeśli to nie czaszka Jezusa, to czyja? Możemy jednak na podstawie Pisma z pewnością wiedzieć, że cokolwiek odkopali archeolodzy, to nie były to kości Chrystusa, gdyż Pismo Święte mówi, że Syn Boży odszedł do chwały Ojca, skąd obecnie króluje.

c) Nigdy nie słyszałem opowiadanego snu lub konkretnego proroctwa, które zostało nazwane Słowem Bożym (pewnym i spolegliwym) zanim się wypełniło. Zawsze pewne przeżycia i doświadczenia wynosi się do rangi głosu od Pana po fakcie ich „wypełnienia" (myląc je z opatrznościowym działaniem Boga).

d) Treścią naszej wiary nie powinny być przeżycia innych chrześcijan, lecz Chrystus mówiący do nas przez słowa Pisma Świętego.

12. „Współczesne proroctwa to wypełnienie tekstu z księgi Joela 3.1-3. Są one znakiem, że żyjemy w „czasach ostatecznych", kiedy Bóg wylewa swojego Ducha w szczególny sposób."

Zauważmy dwie rzeczy, o których uczy nas Pismo Święte:

a) „Czasy ostateczne" rozpoczęły się od wcielenia Chrystusa: „Wprawdzie był On na to przeznaczony już przed założeniem świata, ale objawiony został dopiero w czasach ostatnich ze względu na was" ( 1 Pt 1.20). „Ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszechrzeczy, przez którego także wszechświat stworzył." ( Hbr. 1.2). Tak więc w biblijnym słowniku ów termin nie odnosi się do dni, tygodni, miesięcy, kilku lat poprzedzających powtórne przyjście Chrystusa, ale do okresu pomiędzy pierwszym, a drugim przyjściem Syna Bożego.

b) Zasadą, którą stosuje się przy interpretacji tekstu biblijnego jest to, że Pismo interpretuje Pismo. W Nowym Testamencie mamy wyjaśnienie i wypełnienie słów proroka Joela. Przynajmniej w taki sposób potraktował je Piotr, którego słowa są dla nas wiążące (stoi za nimi autorytet Boga). Piotr cytuje proroka Joela w Dniu Pięćdziesiątnicy mówiąc do zgromadzonych, że na ich oczach wypełnia się to proroctwo: „Ale tutaj jest to, co było zapowiedziane przez proroka Joela (...)" (Dz.Ap. 2.16). Tak więc Joelowa zapowiedź nadzwyczajnego wylania Ducha Św. wypełniła się w Dniu Zielonych Świąt, kiedy Duch Świety zstąpił, napełniając zebranych. Od tamtej pory Duch Święty jest „domownikiem" w Kościele i każdy chrześcijanin ma w Nim udział. Nic w tekście nie wskazuje na fakt, że mamy wyczekiwać spełnienia owego proroctwa w przyszłości.

ZAKOŃCZENIE

Wierząc w Sola Scriptura będziemy wolni od wszelkiej tyranii. Jakże często dziś słyszymy o „wolnym uwielbieniu", „otwartości na głos Boga" i o „ wolności w życiu chrześcijańskim". Jednocześnie wielu naszych szczerych Braci nigdy nie doświadczyło wolności kroczenia jedynie za Chrystusem mówiącym przez Pismo Święte! Jakże wielu ludzi mówiących o wolnym uwielbieniu i wolności chrześcijańskiej słyszy lub mówi: „Musisz zrobić to lub tamto, gdyż Pan mi to powiedział.", dając się zniewolić lub zniewalając innych czymś, co nie ma nic wspólnego z wolnością Chrystusową i słowami Biblii. Tam gdzie Pismo milczy, tam i my powinniśmy zamilknąć. Tam gdzie Pismo daje nam wolność, tam nikt nie powinien nam jej odbierać budując własny autorytet roszczeniami o jego Bożym pochodzeniu. Pismo milczy na temat tego gdzie mam zamieszkać, gdzie mamy się spotykać na nabożeństwie, w którym sklepie mam kupić meble lub ile powinienem mieć dzieci. Daje natomiast ogólne pouczenia, którymi mam się kierować przy podejmowaniu dojrzałych decyzji i dodaje: „Drogoście kupieni; nie stawajcie się niewolnikami ludzi" (1 Kor 7.23).

Celem objawienia, które Bóg nam dał jest osobiste poznanie Chrystusa który jest „Amen" wszystkich proroctw i obietnic w Starym Testamencie (2 Kor 1.20). Koniec dzieła zbawienia oznacza koniec dzieła objawienia. Koniec objawienia nie oznacza jednak końca działania Ducha Świętego! Duch jest aktywny i działa poprzez Słowo. On wprowadza nas w zrozumienie Słowa, On prowadzi nas poprzez Słowo do Syna (Jn. 16.14).

Duch Święty nie przemawia w Kościele i nie prowadzi Kościoła w oderwaniu od Słowa. Dzięki Niemu ludzie zostają wprowadzeni do Bożego Królestwa. Wielkim błędem byłoby twierdzenie, że jeśli Duch nie daje dziś nowych objawień, to nie działa i jest nieobecny w naszym życiu. Wręcz przeciwnie. Potwierdza to świadectwo Pisma, historii oraz duchowych przebudzeń. Potwierdza to również fakt nowego narodzenia milionów ludzi na całym świecie. Odrodzenie każdego człowieka jest nadprzyrodzonym dziełem Ducha Świętego.

Kiedy więc mówimy, że kanon jest zamknięty to nie tylko oznacza, że nie można do niego nic wkleić, ale także, że poza owym kanonem nie ma natchnionego, bezbłędnego objawienia Bożego Słowa. Wierząc w wystarczalność Pisma będziemy prawdziwie wolni w Panu. Wolni, by iść tylko za tym, co mówi Pasterz w swoim Słowie. Pozwólmy, by to sam Chrystus panował nad naszym sumieniem. Rozkoszujmy się Słowem i nie pozwólmy, by cokolwiek innego, jakiekolwiek domniemane objawienie zajęło miejsce Biblii lub stanęło obok niej w naszym życiu wyznaczając kierunek podejmowanych decyzji.

Pan Jezus powiedział: „Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną." (Jn. 10.27). Owca Chrystusa nie zna głosu obcych. Potrafi rozpoznać głos Pasterza i idzie jedynie za nim. Bądźmy więc owcami, które idą tylko za głosem Pasterza – Jezusa Chrystusa mówiącego do nas w natchniony, bezbłędny sposób wyłącznie poprzez słowa Pisma Świętego.

PS. Więcej wpisów na ten temat znajdziesz w dziale CHARYZMATYZM na tym blogu.

sobota, 17 lutego 2018

Umiłowani miłują

Gdy apostoł Jan mówi nam, że powinniśmy "nawzajem się miłować", najpierw nazywa nas "umiłowanymi" (1 Jana 4.11).

czwartek, 15 lutego 2018

Urodziny i wyznanie wiary

Obchodząc urodziny lub składając komuś życzenia urodzinowe (np. na facebooku) składasz wyznanie wiary. Oto jego treść: 

- życie ludzkie ma ogromną wartość, jest cenne i wyjątkowe. Człowiek nie jest przypadkową materią w ruchu napędzaną wyładowaniami atomów w czaszce 

- aborcja jest morderstwem, grzechem. "Cieszę się, że się narodziłeś!"

- człowiek jest obrazem Trójcy Świętej, dlatego nie jest dobrze człowiekowi, gdy jest sam. 

- dziękuję Boże za Twoją opatrzność, dobroć, łaskę dzięki którym pozwoliłeś mi (lub jemu) przeżyć kolejny rok.

- życie ludzkie ma sens. Warto je celebrować. Każdy ma na tym świecie ważne miejsce i rolę do wykonania.

- liczy się nie tylko to, co niewidzialne (myślenie o kimś), ale i to, co widzialne (składane życzenia, kartki, prezenty). Dusza i ciało. Treść i forma. Pamiętanie i działanie. Oba aspekty - widzialny i niewidzialny - są ważne w Bożym świecie.

- błogosławienie innych, życzenia, nasze słowa mają znaczenie. Słowa to coś więcej niż "wypluwanie danych", bzyczenie, sapanie i odgłosy jednostki napędowej. To komunikacja, więzi, kształtowanie rzeczywistości na wzór Trójjedynego Boga, który komunikuje się z nami i stworzył świat poprzez Słowo.

Dlatego jako chrześcijanie powinniśmy z radością obchodzić urodziny (i składać życzenia, obdarowywać) zapraszając do tego samego naszych niewierzących bliskich, przyjaciół. To rodzaj składanego świadectwa i zaproszenie, by inni dołączyli do naszej radości oraz wdzięczności Bogu.

Zatem dla Ciebie Czytelniku: Sto lat! A potem wiecznie!  :-) 

Świętowanie

W naszym świecie świętowanie
- rocznicy małżeństwa, a więc wierności przymierzowej przysiędze 
- witanie na świecie dzieci, a więc wyjątkowego stworzenia
- obchodzenie urodzin, a więc znaczenia życia

... jest rodzajem wyznania wiary i przejawem uczestnictwa w duchowej bitwie. 
Dlatego wznieśmy opadłe ręce, podnieśmy omdlałe kolana. I świętujmy! 

środa, 14 lutego 2018

Kim był Walenty?

Nierzadko zdarza się nam obchodzić święta bez wiedzy o ich pochodzeniu. Takim dniem są tradycyjne „Walentynki” lub Dzień Św. Walentego. „Walenty” pochodzi od słowa „valens”, co oznacza, silny, godny, potężny. Są to cechy tego mało docenianego męczennika. 

Wokół samego Walentego krążą rozmaite tradycje i legendy. Prawda jest taka, że nie wiemy zbyt wiele o jego życiu. Wiemy, że około 278 r., Walenty, duchowny w czasach cesarza Klaudiusza II został uśmiercony. Dokładny dzień tego wydarzenia jest dobrze znany jako 14 lutego. 

Cesarz Klaudiusz był znany ze swego okrucieństwa. Jego krwawe kampanie wymagały silnej armii. Ku własnemu rozdrażnieniu Klaudiusz, nie był w stanie zaciągnąć wielu rzymskich żołnierzy dla swoich wojennych wypraw. Walenty uważał, że żołnierze byli silnie przywiązani do swoich żon i rodzin. W rezultacie Klaudiusz skazał na banicję małżeństwa i narzeczonych w Rzymie [1]. Walenty uważał, że była to wielka niesprawiedliwość i w dalszym ciągu udzielał małżeństw. 

Innym czynnikiem, który uczynił Walentego niepopularnym w oczach Klaudiusza było jego zaangażowanie w pomoc prześladowanym chrześcijanom. Walenty był wierny Chrystusowi, któremu służył. Ignorowanie przez Walentego praw wydawanych przez okrutnego Klaudiusza oraz jego silna wiara były przyczyną jego aresztowania w III wieku. „Został aresztowany i wysłany przez cesarza do prefekta Rzymu, który słysząc obietnice o nie porzuceniu wiary, nakazał aby duchownego bito pałkami, a następnie uśmiercono przez ścięcie”. [2] 

Tego dnia (14 lutego) wspominamy tych wiernych świętych, którzy zginęli za miłość, miłość do prawdy i miłość do Chrystusa; Chrystusa, który oddał swe życie, aby Jego Oblubienica mogła żyć w obfitości. 

Uri Brito 

źródło: http://apologus.wordpress.com (tłum. moje)

[1] History.com, http://www.history.com/this-day-in-history/st-valentine-beheaded 
[2] Catholic Online, http://www.catholic.org/saints/saint.php?saint_id=159

niedziela, 11 lutego 2018

Stępiona moralność

" (...) Ludzie, którzy toczyli pojedynki, mogli być przewrażliwieni czy wręcz ekscentryczni, ale był żywi, naprawdę żywi. Dlatego właśnie ginęli. Ich wrażliwość była autentyczna i intensywna, gdyż umieli czuć coś, czego ich wnuki już nie odczuwają - różnice między jedną rzeczą, a drugą. To bystrzejsze. nie zaś zmęczone oczy dostrzegą, że kolor niebieski nie jest bynajmniej taki sam jak zielony. Daltonista zobaczy te kolory jako jedną i tę samą szarość. To ostrzejszy, nie zaś przytępiony słuch, odbierze w mowie subtelną różnicę między naiwnością, a ironią lub między ironią, a zniewagą. Dla mniej subtelnego ucha wszystkie intonacje zabrzmią jednakowo, a przez to monotonnie. Mało kto pojmuje, że taki zanik różnicowania dokładnie odpowiada obecnej stępionej i zobojętniałej anarchii w dziedzinie moralności i manier. A zatem, niech współczesna dziewczyna nie szczyci się, że jej prababka byłaby zszokowana tym, co ona uważa za normalne. Może to oznaczać, że jej prababka była istotą pełną życia i wrażliwości, podczas gdy ona jest moralną paralityczką.  (...)

Utrata odrazy do jednej rzeczy, a szacunku dla innej oznacza cofnięcie się do stanu wegetacji lub obrócenie się w pierwotny proch. A jednak już od kilkudziesięciu lat ten własnie kierunek jest szerzony w niemal całej naszej kulturze. Dyskusja na tematy obyczajowe zawsze wychodzą z cichego założenia, że kiedy już przyzwyczaimy się do chamstwa, będziemy zupełnie zadowoleni, stają się chamami. Nie twierdzę, że wszystkie rezultaty tego kierunku były złe, twierdzę jednak, że założenie jest złe od początku do końca. Człowiek może się bowiem przyzwyczaić do bycia dzikusem lub niewolnikiem, ale to wcale nie znaczy, że nie jest lepiej być obywatelem".

Powyższy cytat jest fragmentem rozdziału "O bezwstydzie" z książki G.K Chestertona "Obrona rozumu".