czwartek, 11 lutego 2016

List otwarty do zagniewanego męża

Douglas Wilson

List ten jest fikcyjny jeśli chodzi o szczegółowe dane, jednak jeśli chodzi o naturę przedstawionych w nim grzechów to fikcyjny nie jest ani trochę. Potraktujcie go jak złożony portret, który nie odnosi się do żadnego konkretnego mężczyzny. Jednocześnie, jeśli pojedynczy mąż rozpozna na tym portrecie samego siebie i ukorzy się, będę za to wdzięczny Bogu i powiem, że taki poniekąd był mój zamysł.

Drogi Kevinie,

Być może spodziewałeś się tego listu, jednak żeby nie było żadnych nieporozumień, to i tak chciałbym zacząć od kilku słów wyjaśnienia – dlaczego do Ciebie napisałem. W ciągu ostatnich lat, wielokrotnie w naszych rozmowach powracał problem złości w Twoim domu, ale Ty ciągle powtarzałeś, że to Twoja żona po prostu źle odczytuje lub po prostu przeinacza to, co mówisz. Określiłeś swoje działania mianem „stanowczego” lub też „surowego”, podczas gdy ona nazywała to zachowanie złością, czasami mówiąc to poprzez łzy. Powiedziałeś, że Twoja żona musi być dotknięta feminizmem lub czymś w tym rodzaju, a Ty jedynie próbowałeś praktykować w swoim domu męskie przywództwo, które nie rozpuszczałoby zanadto waszych dzieci. Ale ponieważ wszystko zawsze sprowadzało się do przepychanki słownej w rodzaju: „a właśnie, że tak zrobiłeś!/a właśnie, że tak nie zrobiłem!”, która miała miejsce bez obecności świadków, to najlepsze co mogłem w tej sytuacji zrobić, to udzielić Ci ogólnego napomnienia.

Jednakże będąc świadkiem Twojego wybuchu złości na rodzinę w ubiegłą Niedzielę, wierzę, że w końcu jestem w stanie odnieść się w tej kwestii bezpośrednio do Ciebie. Być może spodziewałeś się odzewu z mojej strony, ze względu na to, że Twój wybuch zaczął się w obecności postronnych ludzi podczas pikniku kościelnego, ale również dlatego, że jakieś piętnaście minut po tym zdarzeniu przechodziłem przez parking, i mimo iż nie słyszałem wszystkiego co się wtedy wydarzyło, to wiem, że usłyszałem wystarczająco dużo. Z tego co się wtedy dowiedziałem, w sposób oczywisty wynikało, że oskarżając swoją żonę o błędną interpretację Twoich zachowań tak naprawdę chronisz swoją reputację. Jasnym dla mnie jest, że wszystko co Twoja żona do tej pory mówiła o Twojej złości jest prawdziwe, być może nawet w większym stopniu niż przypuszczałem. Rodzaj złości, jaki w tamtym momencie słyszałem, nie był chwilową irytacją czy też poddenerwowaniem, ale raczej przejawem ugruntowanego charakteru, pod którym kryła się prawdziwa podłość.

Dlatego właśnie piszę. Ten list nie ma zastąpić spotkania ze mną. Najnormalniej w świecie chciałem nakreślić Ci sytuację z wyprzedzeniem, po to żebyś miał czas do zastanowienia się, i żeby moja późniejsza wizyta u Ciebie była dzięki temu tak owocna, jak to tylko możliwe.

Część z tego, co zamierzam powiedzieć wyda Ci się ciężkie lub nieprzyjemne, ponieważ przez lata używałeś złości, aby utrzymać z dala jakąkolwiek konstruktywną krytykę, która mogłaby Ciebie dotyczyć. Chociaż może wydawać Ci się to trudne, wiedz proszę, że podczas pisania każdego z tych słów – przyświeca mi jedynie twoje dobro.

Można by to ująć jeszcze w ten sposób – słowa zawarte w tym liście będą się wydawały trudne, ponieważ docierają z tak wielkim opóźnieniem. Zagniewani mężowie stanowią problem dla otoczenia, a w szczególności dla swoich żon oraz dzieci. Jednakże chciałbym osadzić wszystko w odpowiednim kontekście. Zagniewani mężowie stanowią problem dla otoczenia, ale nie możemy zapomnieć o tym, że zagniewani mężowie sami mają problem. Polega on na tym, że w przypadku braku prawdziwego i szczerego żalu za grzechy, mężowie ci zmierzają prosto do piekła.

„Z powodu których przychodzi gniew Boży. Niegdyś i wy postępowaliście podobnie, kiedy im się oddawaliście; Ale teraz odrzućcie i wy to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, bluźnierstwo i nieprzyzwoite słowa z ust waszych.” (List do Kolosan 3.6-8)

„A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia. Wszelka gorycz i zapalczywość, i gniew, i krzyk, i złorzeczenie niech będą usunięte spośród was wraz z wszelką złością.” (List do Efezjan 4.30-31)

Mocno zakorzeniony w umyśle nawyk, który zauważyłem u Ciebie tamtego wieczoru, w żadnym razie nie przystaje do dziedziczenia Królestwa Bożego. Wynika to z faktu, iż masz do czynienia nie tylko z samą złością, chociaż już to jest wystarczająco złe. Gdy ktoś otwiera drogę dla bezbożnej złości, to taki grzech jest wyniszczający i zły. Lecz gdy zostaje on zracjonalizowany, gdy jest popełniany bez żalu, gdy złoszcząca się osoba nie ukorzy się przed tymi, których zraniła, ani też nie poszukuje przy tym ich wybaczenia szczerze i z prawdziwą pokorą, problemem staje się zadufana w sobie arogancja i duma. Wybuch złości przypomina ochlapanie kawałka drewna brudną mazią, ale już brak pokornej chęci do upamiętania przypomina pokrycie tegoż drewna odpornym na czynniki zewnętrzne uszczelniaczem. Pycha jest iście szatańską cechą. A jeśli złościłeś się przez lata, co w wyraźny sposób miało miejsce, i nigdy nie ukorzyłeś się z tego powodu przed twoją rodziną, a tylko stale broniłeś swojego zachowania w powtarzających się rozmowach z twoim pastorem, wtedy oczywistym jest fakt, iż to pycha chwyciła Cię za gardło i nie ma zamiaru puścić.
W przytaczanym fragmencie z Listu do Kolosan jest mowa o Bożym gniewie, który przychodzi na dzieci nieposłuszeństwa. Dzieci nieposłuszeństwa można zidentyfikować poprzez ich ubiór, przez to co noszą na sobie każdego dnia. A ich ubiorem powszednim są: gorycz, gniew, złość, wrzask, złośliwość i bluźniercza mowa. Wszystkie te przymioty stanowią wyraźną charakterystykę Twojego serca, umysłu oraz ust, i muszę powiedzieć Ci jasno: nie możesz przywdziewać tych cech i pójść do nieba. I jeżeli nie będzie miała miejsca prawdziwa, szczera skrucha – nie dostaniesz się do nieba. Apostoł oświadcza wyraźnie – zdejmij z siebie tą paskudną odzież i przyoblecz się w Chrystusa.

Użyłem przykładu, w którym przedstawiłem pychę jako uszczelniacz. Fragment z Listu do Efezjan mówi również o Duchu Świętym jak o uszczelnieniu, pieczęci na dzień odkupienia. Ponieważ On właśnie sprawia, że absolutnie koniecznym dla każdego, kto nazywa siebie Chrześcijaninem, staje się oczyszczenie z goryczy i gniewu, i złości, i krzyku, i bluźnierczej mowy.

„Jawne zaś są uczynki ciała, mianowicie: wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, bałwochwalstwo, czary, wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwa, pijaństwo, obżarstwo i tym podobne; o tych zapowiadam wam, jak już przedtem zapowiedziałem, że ci, którzy te rzeczy czynią, Królestwa Bożego nie odziedziczą.” (List do Galacjan 5.19-21)

Królestwa Bożego nie odziedziczą. To jest właśnie kontekst konieczny dla wszystkiego o czym mówię. Twoja dusza jest w olbrzymim niebezpieczeństwie. Jezus powiedział kiedyś, że nie ma żadnej korzyści dla człowieka, który pozyskał cały świat, ale stracił własną duszę. Mając na uwadze taki właśnie przypadek, zastanówmy się czy mężczyzna może ubić gorszy interes niż ten polegający na zyskaniu wszystkiego czego tylko zapragnie w swoim świecie, w swoim domu poprzez wygrażanie, zastraszanie i znęcanie się, tylko po to, żeby stracił duszę we własnym salonie? To co wydobywa się z Twoich ust ma zapach siarki i potępienia.
Jako, że pycha nie jest cechą, której można rzucić wyzwanie bez pojawiających się w głowie wymówek i racjonalizowania, dlatego chciałbym wspomnieć o kilku z nich, które mogą dotyczyć Ciebie.

Może chcesz uzasadniać napady złości skierowane na członków Twojej rodziny, ponieważ wydaje Ci się, że są oni zaledwie jej odbiorcami, a nie jej główną przyczyną. Możesz winić szefa, zbyt długą jazdę z pracy do domu lub głupawych współpracowników. Myślisz, że wróciłeś do domu jedynie lekko „zrzędliwy” z powodu któregoś z wymienionych problemów i oczekujesz (a wręcz żądasz) ze strony rodziny odrobiny współczucia. Gdy krewni nie są w stanie tego zrozumieć, wybuchasz na nich i wydaje Ci się, że masz do tego pełne prawo. Oni nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężko musisz pracować, nie czują tej presji, powinni być dużo bardziej wyrozumiali. Jednak ludzie, z którymi musisz sobie radzić w pracy ukazują zaledwie część Twoich absurdalnych okrutnych zachowań. Najbliżsi sparzyli się na Tobie niezliczoną ilość razy, a ty nagle jesteś „szczerze” zaskoczony ich ostrożnym zachowaniem, kiedy znajdujesz się w pobliżu.
Mógłbyś pomyśleć, że – teraz gdy już o tym wspomniałem – Twoje napady wściekłości być może są „problemem” i powinieneś kiedyś nad nimi popracować. Ale momenty w których jesteś cichy i milczący, stanowią prawdopodobnie taki sam problem, co twoje wybuchy. Twoja rodzina zmuszona jest mieszkać na zboczach wulkanu, i wcale nie musi on być w stanie ciągłej erupcji, żeby wzbudzać w nich nieustające poczucie zagrożenia. Użyję innej metafory: wybuchając, pozostawiasz za sobą krater, który ma 15 metrów średnicy, a następnie wykonujesz jakiś symboliczny, pojednawczy gest (nie tracąc przy tym czasu na słowa) w rodzaju dorzucenia do koszyka z zakupami kilku lodów „dla dzieciaków”. Podobny efekt uzyskałbyś rzucając kilka łopat pełnych piachu, w ten ziejący, dymiący krater…a nawet wtedy byś w niego nie trafił! Napady złości nie są jedynie okresowym problemem. Są one manifestacją tego, iż jesteś wzburzonym człowiekiem przez cały czas, a Twoja rodzina jest zmuszona traktować Twoją złość jako coś stałego. Jesteś stałą. Problemu nie stanowi to, co robisz od czasu do czasu. Problemem jest to, czym jesteś, a Ty skutecznie to komunikujesz, nawet gdy siedzisz na kanapie i nie mówisz zupełnie nic. Ty albo eksplodujesz jak bomba, lub też złowrogo tykasz – jak bomba. Jedyną drogą do odnowienia Twojej rodziny będzie Twoja pokora i upamiętanie.

I w końcu, jest pewien powód, dla którego wkurzeni faceci niejednokrotnie poszukują konserwatywnych kościołów. Chcecie mieć możliwość odrzucenia „miękkości” i nienawidzicie słabej doktryny miałkiego pop-ewangelikalizmu. Gdy po raz pierwszy pojawiłeś się w naszym kościele, dobitnie mi oznajmiłeś, że szukasz kościoła „na poziomie”, kościoła który byłby skłonny oprzeć się zniewieściałości naszych czasów. Podobał Ci się fakt, iż nadal stosujemy kościelną dyscyplinę. Jeśli dobrze pamiętam, pierwsza Niedziela, którą spędziłeś w naszym towarzystwie była jednocześnie dniem, w którym udzielaliśmy napomnienia kobiecie, która porzuciła swojego męża dla innego mężczyzny. Pochwaliłeś mnie, z tego co pamiętam, i powiedziałeś, że było to dla Ciebie odświeżające doświadczenie – spotkanie z kościołem, w którym stosowana jest tego rodzaju dyscyplina. Owszem, stosujemy dyscyplinę, ale musisz wiedzieć, że dyscyplinujemy również za wybuchy złości, a nie tylko za cudzołóstwo. Dyscyplinujemy również mężów, a nie tylko żony.

A skoro już mówimy o zniewieściałych czasach, jeśli chodzi o standardy, to musisz wiedzieć, że zagniewani, zgorzkniali, chowający urazę mężowie będący w konserwatywnych kościołach są całkiem biegli w dostarczaniu liberałom kilku rozsądnych argumentów. Chodzi o to, że konserwatywne standardy bywają nadużywane przez hipokrytów w celu zapewnienia sobie biblijnej przykrywki dla staromodnego tyranizowania. W tej kwestii, nie jesteś po naszej stronie – pracujesz dla strony przeciwnej, utwierdzając jej wypaczenia jak tylko możesz.

Powtórzę to, co powiedziałem na początku – wiem, że to wszystko zostanie odebrane przez Ciebie, przynajmniej na początku, jako ostre, trudne i szorstkie. I takie jest w istocie – ale warto pomyśleć o tym, jak o ratującym życie zabiegu chirurgicznym. Wiedz proszę, że cię kochamy i chcemy żebyś był wolny. Nie tylko chcemy, abyś Ty był wolny, ale chcemy aby Twoja rodzina również została oswobodzona. Zostałeś im ofiarowany, po to, żeby Twoja twardość mogła być dla nich ochroną. Jesteś powołany do tego, aby być twardym w ich obronie, a nie twardym wobec nich.

Daj proszę znać, kiedy moglibyśmy porozmawiać.

Artykuł ukazał się na blogu autora: dougwils.com  Autor jest pastorem reformowanego kościoła Christ Church w Moscow, Idaho (USA) oraz autorem wielu książek na temat teologii, apologetyki i rodziny. W języku polskim ukazały się „Reformowanie małżeństwa” oraz „Głowa rodziny”.

Tłumaczenie: Gosia Gaweł