środa, 11 maja 2016

Po wczorajszej debacie nt. prawa do aborcji

Myślę, że debata wypadła dobrze. TU pani profesor i moje wystąpienia. Pewne kwestie są rzecz jasna do poprawy gdyż jako Centrum Chrześcijańskie "Antyteza" dopiero raczkujemy pod tym względem, ale sądzę, że jako chrześcijanie powinniśmy kształtować w Polsce kulturę debat światopoglądowych. Bóg nie powołał mediów, by były filarem prawdy oraz światłem dla świata lecz Kościół (1 Tm 2.15). 

Jestem wdzięczny za to, że miałem przywilej podzielić się poselstwem o Stwórcy życia w kontekście i w obecności osób, które w innych okolicznościach nie przekroczyłyby progu Kościoła, aby posłuchać o Bogu, który obdarza życiem i przebacza grzech, również aborcji. 

Nie oznacza to, że nie było mankamentów. Oczywiście były i mówię tu o sobie. Jeśli chodzi o warstwę merytoryczną - myślę, że istota różnicy między tzw. pro-life, a pro-choice została dobrze zarysowana. Przebiega ona na linii: Królujący Bóg, który przemówił vs. arbitralna, swobodna uznaniowość kogo uznam za człowieka i kiedy można go zabić. 

Sądzę, że pani profesor nie spodziewała się apologetycznej dyskusji, lecz typowych wymian o prawa kobiet (bez wskazywania na ich źródło), zaborczym kościele i kobietach-inkubatorach - do których jest przyzwyczajona podczas rozmów politycznych. A więc jak najmniej merytoryczności, jak najwięcej haseł i błędnych informacji bez powoływania się na źródła, np. że Św. Augustyn i Św. Tomasz z Akwinu byli za prawem do aborcji (sic!).

Nie usłyszeliśmy odpowiedzi na pytania o standard oceny początku życia po stronie "pro-choice" poza wskazaniem na siebie i własną uznaniowość. Nie usłyszeliśmy odpowiedzi na pytanie o to, czy nienarodzonych powinniśmy uznać za ludzi, czy za nie-ludzi. 

Po zakończonej debacie mieliśmy z panią profesor krótką wymianę zdań, w której poprosiłem o wyklarowanie spojrzenia mojej oponentki, czy 7-miesięczny płód należy uznać za człowieka czy nie. Pani Profesor stwierdziła, że... nie ma to znaczenia. Prawną ochroną powinien być objęty dopiero z chwilą narodzin. Oznacza to, że 7-miesięczny płód (nawet jeśli jest człowiekiem, co nie ma znaczenia) można "usunąć" póki mieszka w "niewłaściwym" miejscu, a o jego godności i prawie do życia mówimy nie ze względu na to kim jest, ale ze względu na to, gdzie w danej chwili się znajduje. Dlaczego? Dlatego, że tak uznała pani profesor. Jest to streszczenie stanowiska, które wczoraj było reprezentowane przez stronę "pro-choice".

Jeśli chodzi o pytania z sali:

1. Bardzo dobre pytanie pani z obozu "pro-choice" nt. tłumaczenia i zrozumienia urywka biblijnego, na który się powołałem (2 Mj 21.22-23). Wg mnie było to najbardziej merytoryczne pytanie podczas całej dyskusji (bo odnoszące się do sedna mojej argumentacji). Dziękuję za nie.

2. Zaskoczył mnie brak "typowych" pytań ze strony zwolenników prawa do aborcji o ciążę w wyniku przestępstwa, zagrożenie życia matki, poczęte dzieci z nieodwracalną chorobą. Nie było również pytań o "biologiczną" precyzyjność w definiowaniu początku życia, pomoc dla samotnych matek z niechcianą ciążą, roli ojców itd. 

3. Pewne rzeczy nie do końca zadziałały. Mam tu głównie na myśli coś, co nazwałbym "polityczną" kulturą dyskusji u mojej oponentki, czyli przerywanie, odpowiadanie na pytania skierowane do mnie, przejmowanie "czasu antenowego" :) Uzależnienie zawodowe, można zrozumieć i spojrzeć łaskawym okiem  :) 

4. W tym kontekście uwaga a'propos roli publiczności. Pytania powinny być zadawane zamiennie do jednej i drugiej strony. Jeśli z jakiegoś powodu tak się nie dzieje, to będąc uczestnikiem debaty warto przemyśleć następującą strategię: skierować pytanie do strony, którą wspierasz. Problem wczorajszej dyskusji polegał na tym, że wielu pro-lajferów uznało, iż mają możliwość "zaorać" prof. Senyszyn swoim pytaniem:

To poskutkowało dwoma rzeczami:
- pani profesor Senyszyn otrzymywała "w prezencie" więcej czasu na kolejne wystąpienia,
- pytania nie zawsze były merytoryczne i odnoszące się do tematu debaty, np. o równouprawnienie, molestowanie mężczyzn, kompetencje edukatorów seksualnych, przestępcze zachowania wśród zwolenników jednej i drugiej strony itp. To dawało przestrzeń do odchodzenia od meritum dyskusji: godności ludzkiego nienarodzonego życia i tego co/kto jest jej źródłem - co było na rękę pani profesor. Nic dziwnego, że prof. Senyszyn w kontekście powyższych pytań czuła się jak ryba w wodzie, a nawet pochwaliła je. To jej codzienny chleb: dyskusja o prawie do seksu, orgazmu, wiktoriańskiej pruderyjności, równouprawnieniu, edukatorach seksualnych z "Pontonu" itp. :) 

Jestem wdzięczny za wczorajszą debatę. Dziękuję Bogu - dawcy życia, bez którego nie byłoby jej, a także wszystkim poczętym i narodzonym, którzy w niej uczestniczyli: pani profesor Joannie Senyszyn za udział, prowadzącemu Szymonowi Chąciakowi oraz publiczności.

Wkrótce nagranie video z debaty. Zachęcam do śledzenia i polubienia profilu "Antytezy" na facebooku.