Zapraszam do odsłuchania kazania z nabożeństwa z chrztami z dn. 28.06.2020.
niedziela, 28 czerwca 2020
sobota, 27 czerwca 2020
Czy pastorzy powinni publicznie angażować się w politykę?

Nie sądzę, że to jest biblijne oczekiwanie od nauczycieli Słowa Bożego. Biblia mówi o polityce. Chrystus jest Panem narodów, a zadaniem pastorów jest wykładać całą wolę Bożą, nie zaś jedynie tą, która dotyczy osobistego zbawienia. Sam Bóg jest Królem narodów. I wypowiada się nt. narodów, struktur władzy, podatków i kompetencji "cesarza".
Dlatego niejednokrotnie w moich wpisach przeczytasz o nakładaniu biblijnej perspektywy na konkretne partie czy osoby publiczne. To jednak co innego niż odezwa albo kazanie: "Głosujcie na tego lub owego, bo jak nie to..." lub fałszywe proroctwo o "uśmierconym sercu Saula" (L. Kaczyński i Smoleńsk) i "nowym domu Dawida" (D. Tusk i PO). Nie znajdziesz na moim blogu, profilu mizdrzenia się do polityków, utożsamienia z tą lub ową partią. Znajdziesz natomiast biblijne napomnienia w stronę narodowych socjalistów, europejskich socjalistów, religijnych kandydatów popierających prawo do aborcji, niereligijnych kandydatów popierających homo-małżeństwa, katolickich kandydatów chcących świeckiego państwa bez obecności krzyża w przestrzeni publicznej, usztywnionych kandydatów chcących Wielką Polskę Katolicką.
Kościół nie powinien być sojusznikiem partii politycznych, lecz Boga. Jego głównym powołaniem jest głoszenie całej woli Bożej oznajmionej w Piśmie Świętym (Dz 20:27). Nie powinien jednak tego robić w odizolowaniu od rzeczywistych sytuacji i realnego życia, operując jedynie abstrakcjami. Jezus nie oddzielał Ewangelii od życia. Nie głosił Ewangelii w izolacji od wszystkiego innego. Jeśli Ewangelia nie ma wpływu na przeobrażenie naszego myślenia i postępowania w sferze polityki, kultury, edukacji, sztuki, to słaba to "ewangelia".
Kiedy Mojżesz, Eliasz, Natan lub Jan Chrzciciel odnosili Boże Słowo do polityków, nie mówili jedynie ogólnikami: "Masz słuchać Boga i przestrzegać Jego przykazań". Oczywiście mam świadomość, że nawet takie poselstwo nie przeszłoby przez gardło wielu pastorów w odniesieniu do polityków. Wszak rządzący akurat powinni kierować się zadowalaniem wyborców, bożka Demosa i jego kuzyna Pluralizmu. Zostawmy jednak tych chrześcijan, którzy w sferze społecznej i publicznej chcą realizować program obcego boga. Mówimy o biblijnych chrześcijanach. I jeśli traktujemy Biblię poważnie, to zauważymy, że słowa proroków do królów nie były ogólnikami. Jan Chrzciciel nie wołał w ogólności: Niech rządzący nie cudzołożą! Mówił do Heroda:
"A tetrarcha Herod, strofowany przez niego z powodu Herodiady, żony brata swego, i z powodu innych złych uczynków, jakie popełnił" (Łk 3:19).
Wszyscy wiedzieli kim jest Herod i kim jest Herodiada - kobieta, z którą cudzołożył. Jeśli oczekujesz, że pastorzy powinni milczeć w odnoszeniu Bożego Słowa do działań, słów, przekonań osób publicznych, to nakładasz na nich jarzmo, którego nie nakłada na nich Bóg. Niestety wielu pastorów milczy wcale nie dlatego, że nie wiedzą co mówi Biblia, lecz by nie narażać się członkom swojego Kościoła, którzy oczekują od duchownych tzw. "neutralności" i milczenia w sprawach społecznych, politycznych. Wszak tam (zdaniem wielu "nowotestamentowych chrześcijan") nie sięga autorytet Bożego Słowa i władza Chrystusa. Pastor nie jest jednak łącznikiem scalającym lewicową i prawicową część Kościoła. Jest sługą Bożym, ustami Chrystusa, który zarówno synom marnotrawnym (lewicy), jak i starszym synom w domu (prawicy) powinien oznajmiać poselstwo nawrócenia, wiary w Chrystusa i respektowania Jego zasad - również w kulturze i wymiarze publicznym. Nie wyznajemy Chrystusa, który jest Panem wszystkiego prócz Pałacu Prezydenckiego, Sejmu i Senatu. Wyznajemy Chrystusa, który jest Królem królów, prezydentów, premierów, rządów i kandydatów na prezydentów.
piątek, 26 czerwca 2020
Dlaczego nie zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego?
Parę tygodni temu wymieniłem kilka powodów, dla których nie będę głosował na Szymona Hołownię (TUTAJ). Powodem powstania tamtego wpisu było zaangażowanie wielu ewangelicznych chrześcijan w promocję i wsparcie kandydatury Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich. Wówczas nie sądziłem, że taki wpis jak ten będzie potrzebny. Połączenie ewangelicznych przekonań z kandydaturą Rafała Trzaskowskiego to jak próba połączenia telewizora z pralką. Nie da się.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu niektórzy ewangeliczni chrześcijanie publicznie deklarują poparcie dla Rafała Trzaskowskiego. Gdybym nie wyznawał eschatologii nadziei (postmilenizmu), to uznałbym, że Kościół powoli upada. Co jednak zawiodło, że protestanci głosują na przedstawicieli agresywnej lewicy reprezentujących antyboże sojusze z grzechem i śmiercią? Powodów zapewne jest wiele. Głównym brak biblijnej edukacji nt. roli Prawa Bożego, władzy i państwa. Chrześcijanie wzrastają w kontekście biblijnego analfabetyzmu, teologicznego minimalizmu, który ogranicza się do "nawiąż relację z Jezusem i pozwól Duchowi poczuć się wolnym w uwielbieniu".
Dlatego jako obywatel i wyborca, podzielę się powodami, dla których nie zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego. Część powodów pokrywa się z powodami, dla których nie zagłosuję na Szymona Hołownię. Jednak ile Szymon Hołownia jest dziecięcym kandydatem osób nawinie wierzących w jego neutralność i bycie ponad politycznymi układami, tak Rafał Trzaskowski jest kandydatem sił i układów politycznych, których centrum sterowania znajduje się w Berlinie i Brukseli.
Dlaczego nie Rafał Trzaskowski?
1. Jako Prezydent miasta nieudolnie rządzi Warszawą. Zainteresowany jest bardziej sporami ideologicznymi (np. karta LGBT w szkołach) aniżeli infrastrukturą i inwestowaniem w to, by mieszkańcom stolicy żyło się lepiej. Kto jest wierny w mniejszym, temu będzie dane więcej. Niestety p. Trzaskowski nie sprawdza się jako gospodarz miasta. Dlaczego miałby być lepszym prezydentem państwa?
2. „W Berlinie udało się po latach i będziemy mieli lotnisko”. Nie, nie powiedział tego niemiecki polityk, lecz... Rafał Trzaskowski. Jeśli jeszcze ktoś nie słyszał dobrej nowiny, to nasze lotnisko będzie w Berlinie. Dlatego nie potrzebujemy w Polsce Centralnego Portu Komunikacyjnego. Od polskiego prezydenta wymagałbym przynajmniej jednego: dbania o polskie interesy ponad interesami Niemiec czy Unii Europejskiej. Niestety ten kandydat Polskę traktuje jako jedno z województw Unii Europejskiej.
3. Rafał Trzaskowski jest kandydatem światopoglądowej lewicy. Posłuchajcie wypowiedzi Leszka Millera lub Włodzimierza Czarzastego i zobaczcie ten ich dylemat między kandydatem ich obozu politycznego (R. Biedroniem) a wielką, europejską nadzieją zmian w jednej z niemieckich kolonii - w Polsce (R. Trzaskowskim). Jest twarzą przemian i anty-wartości, które skutecznie zniszczyły rodzinę i Kościół w Niemczech, Szwecji czy w Holandii.
4. W swoich wypowiedziach jest bardzo zarozumiały, pyszny i pogardliwy wobec przeciwników politycznych, a także dziennikarzy.
5. Reprezentuje obóz, który będąc u władzy nie był zainteresowany budowaniem niczego trwałego. Jej główny program brzmi: "Teraz my!", "Anty-PiS", "Zabrali nam koryto. Musimy je odzyskać!". To w dużej mierze różni konserwatyzm od liberalizmu politycznego. Konserwatyści są zainteresowani budowaniem, liberałowie niszczeniem.
6. Jest zwolennikiem prawa do zabijania nienarodzonych dzieci.
7. Jest za legalizacją tzw. związków partnerskich i prowadzi służalczą politykę wobec środowisk LGBT. Jest wielką nadzieją tych środowisk w kierunku wprowadzenia tzw. homo-małżeństw. Jego zastępca wiceprezydent Warszawy - Paweł Rapiej wprost zapowiedział dążenia w kierunku adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.
8. Jest za oddzieleniem kościoła i państwa. I słusznie. Jednak niczym porządny lewicowy kandydat - jest za tzw. świeckim państwem, a więc oddzieleniem Boga od państwa. Zachowuje jednak postawę tolerancji i zgadza się, by Bóg był obecny w kościołach i w sercu. Pozostałą część rzeczywistości należy zamknąć przed Nim na cztery spusty, a klucz wrzucić do rzeki. Szkoła? Edukacja? Prawo? Kultura? Bogu wstęp wzbroniony!
Jednak ku mojemu zaskoczeniu niektórzy ewangeliczni chrześcijanie publicznie deklarują poparcie dla Rafała Trzaskowskiego. Gdybym nie wyznawał eschatologii nadziei (postmilenizmu), to uznałbym, że Kościół powoli upada. Co jednak zawiodło, że protestanci głosują na przedstawicieli agresywnej lewicy reprezentujących antyboże sojusze z grzechem i śmiercią? Powodów zapewne jest wiele. Głównym brak biblijnej edukacji nt. roli Prawa Bożego, władzy i państwa. Chrześcijanie wzrastają w kontekście biblijnego analfabetyzmu, teologicznego minimalizmu, który ogranicza się do "nawiąż relację z Jezusem i pozwól Duchowi poczuć się wolnym w uwielbieniu".
Dlatego jako obywatel i wyborca, podzielę się powodami, dla których nie zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego. Część powodów pokrywa się z powodami, dla których nie zagłosuję na Szymona Hołownię. Jednak ile Szymon Hołownia jest dziecięcym kandydatem osób nawinie wierzących w jego neutralność i bycie ponad politycznymi układami, tak Rafał Trzaskowski jest kandydatem sił i układów politycznych, których centrum sterowania znajduje się w Berlinie i Brukseli.
Dlaczego nie Rafał Trzaskowski?
1. Jako Prezydent miasta nieudolnie rządzi Warszawą. Zainteresowany jest bardziej sporami ideologicznymi (np. karta LGBT w szkołach) aniżeli infrastrukturą i inwestowaniem w to, by mieszkańcom stolicy żyło się lepiej. Kto jest wierny w mniejszym, temu będzie dane więcej. Niestety p. Trzaskowski nie sprawdza się jako gospodarz miasta. Dlaczego miałby być lepszym prezydentem państwa?
2. „W Berlinie udało się po latach i będziemy mieli lotnisko”. Nie, nie powiedział tego niemiecki polityk, lecz... Rafał Trzaskowski. Jeśli jeszcze ktoś nie słyszał dobrej nowiny, to nasze lotnisko będzie w Berlinie. Dlatego nie potrzebujemy w Polsce Centralnego Portu Komunikacyjnego. Od polskiego prezydenta wymagałbym przynajmniej jednego: dbania o polskie interesy ponad interesami Niemiec czy Unii Europejskiej. Niestety ten kandydat Polskę traktuje jako jedno z województw Unii Europejskiej.
3. Rafał Trzaskowski jest kandydatem światopoglądowej lewicy. Posłuchajcie wypowiedzi Leszka Millera lub Włodzimierza Czarzastego i zobaczcie ten ich dylemat między kandydatem ich obozu politycznego (R. Biedroniem) a wielką, europejską nadzieją zmian w jednej z niemieckich kolonii - w Polsce (R. Trzaskowskim). Jest twarzą przemian i anty-wartości, które skutecznie zniszczyły rodzinę i Kościół w Niemczech, Szwecji czy w Holandii.
4. W swoich wypowiedziach jest bardzo zarozumiały, pyszny i pogardliwy wobec przeciwników politycznych, a także dziennikarzy.
5. Reprezentuje obóz, który będąc u władzy nie był zainteresowany budowaniem niczego trwałego. Jej główny program brzmi: "Teraz my!", "Anty-PiS", "Zabrali nam koryto. Musimy je odzyskać!". To w dużej mierze różni konserwatyzm od liberalizmu politycznego. Konserwatyści są zainteresowani budowaniem, liberałowie niszczeniem.
6. Jest zwolennikiem prawa do zabijania nienarodzonych dzieci.
7. Jest za legalizacją tzw. związków partnerskich i prowadzi służalczą politykę wobec środowisk LGBT. Jest wielką nadzieją tych środowisk w kierunku wprowadzenia tzw. homo-małżeństw. Jego zastępca wiceprezydent Warszawy - Paweł Rapiej wprost zapowiedział dążenia w kierunku adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.
8. Jest za oddzieleniem kościoła i państwa. I słusznie. Jednak niczym porządny lewicowy kandydat - jest za tzw. świeckim państwem, a więc oddzieleniem Boga od państwa. Zachowuje jednak postawę tolerancji i zgadza się, by Bóg był obecny w kościołach i w sercu. Pozostałą część rzeczywistości należy zamknąć przed Nim na cztery spusty, a klucz wrzucić do rzeki. Szkoła? Edukacja? Prawo? Kultura? Bogu wstęp wzbroniony!
poniedziałek, 22 czerwca 2020
Dialog katolika i protestanta nt. jedności Kościoła i subiektywizmu
Często się zdarza, że podczas rozmów podejmujących katolicko-protestanckie kontrowersje spotykamy się z zarzutami o subiektywność naszych opinii. Na pierwszy rzut oka słuszne wydają się rzymskokatolickie argumentacje dotyczące kwestii stałej, niezmiennej (obiektywnej?) interpretacji Pisma przez Kościół, który jest jego „stróżem”. Opinie katolików jeszcze bardziej zdają się padać na podatny grunt i być uzasadnione, kiedy spojrzymy na dość duże zróżnicowanie w łonie kościołów protestanckich. Istniejący w protestantyzmie problem z jednością przedstawiciele największego w Polsce wyznania rozwiązują w prosty sposób – po prostu idą za głosem papieża i "nieomylną" interpretacją Urzędu Nauczycielskiego w Kościele rzymskim. Czym taka postawa różni się od protestanckiego stwierdzenia o ufności w samą jedynie Biblię? I czy uwalnia ona katolików od subiektywizmu w formułowaniu opinii, tak często zarzucanego protestantom? Z pewnością nie. Niech pokaże nam to rozmowa katolika z protestantem.
Protestant: Słuchaj, przeczytałem wczoraj w Biblii cztery rozdziały Listu do Rzymian mówiące o tym, że usprawiedliwienie mamy jedynie z łaski przez wiarę, nie zaś dzięki własnym uczynkom. Byłem zafascynowany Bożą drogą zbawienia!
Katolik: W porządku, tylko skąd wiesz, że twoja interpretacja tych rozdziałów, jak i w ogóle całej Biblii, jest właściwa?
P.: Uważam tak na podstawie badania i porównywania fragmentów z różnych części Pisma Świętego. Przed czytaniem zawsze modlę się o mądrość od Ducha Bożego. Nie znaczy to oczywiście, że mogę sobie sam w dowolny sposób interpretować Pismo. Pomagają mi w tym mądrzejsi ode mnie, a więc ojcowie i reformatorzy Kościoła, teologowie i komentatorzy biblijni, a także pastorzy. Dlatego moje rozumienie Pisma nie jest jedynie moim własnym zrozumieniem w oderwaniu od zrozumienia poszczególnych urywków, jakie posiadał Kościół w minionych wiekach.
K.: A skąd oni, czyli twoi nauczyciele, Luter, Kalwin i inni protestanci, wiedzą, że ich zrozumienie Biblii jest właściwe?
P.: Użyli rozumu (tak jak robić powinien każdy z nas), by zbadać kontekst, tło historyczne i właściwie odczytać znaczenie danego fragmentu. Ja czynię podobnie.
K.: Ale to jest tylko ich oraz twoja subiektywna opinia.
P.: No wiesz, zawsze opinia każdego z nas będzie subiektywna. Rozum każdego z nas jest narzędziem za pomocą którego badamy prawdziwość jakichkolwiek stwierdzeń.
K.: Ja tego nie robię, bo to jest pycha polegająca na zaufaniu do własnego rozumu. Ja nie jestem teologiem, by zagłębiać się w interpretacje i próby zrozumienia Biblii. Sam mógłbym popaść w herezję. Popatrz tylko, ile jest rozłamów w protestanckich kościołach. Ja czuję się bezpieczny idąc za interpretacją i Tradycją Kościoła.
P.: Jakiego kościoła?
K.: Mojego, Kościoła Rzymskokatolickiego.
P.: Dlaczego idziesz za interpretacją i tradycją tego Kościoła, a nie Kościoła Zielonoświątkowego, Baptystycznego, Luterańskiego lub Reformowanego?
K.: Dlatego, że jest to prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa istniejący od 2000 lat. Został założony przez Jezusa i to ten Kościół jest fundamentem i podwaliną prawdy.
P.: Skąd wiesz, że jest to Kościół założony przez Jezusa? Czy dlatego, że istnieje 2000 lat? Czy też dlatego, że tak się o nim mówi? Podobnie przecież mówią o sobie Mormoni, świadkowie Jehowy i inne grupy religijne. Ale czy są oni Kościołem Jezusa?
K.: Na pewno nie.
P.: W takim razie skąd wiesz, że Kościół Rzymskokatolicki nim jest?
K.: Dlatego, że 2000 lat temu Jezus powiedział do Piotra, że on jest opoką na której zbuduje swój Kościół, czyniąc go pierwszym papieżem. To jest zapisane w Ewangelii św. Mateusza 16:18. Od tej pory Kościół i jego nauka są nieprzerwanie przekazywane drogą sukcesji apostolskiej do dnia dzisiejszego. A jedynym Kościołem uznającym zwierzchnictwo papieża i jednocześnie będącym mu podległym jest Kościół Rzymskokatolicki.
P.: Skąd wiesz, że Jezus założył kościół na Piotrze i uczynił go pierwszym papieżem?
K.: Już ci mówiłem. To jest zapisane w Biblii, w Ew. św. Mateusza 16:18.
P.: To jest twoja interpretacja tego wersetu. Dlaczego mam ci wierzyć?
K.: Och, nie powiedziałem, że masz mi wierzyć. Poza tym to nie ja tak interpretuję ten werset, ale cały Kościół.
P.: Chwileczkę, jaki znowu Kościół?
K.: Kościół Rzymskokatolicki.
P.: Dlaczego mam wierzyć interpretacji tego akurat Kościoła?
K.: Dlatego, że jest on prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.
P: Według ciebie.
K: Nie według mnie. To nie tylko moja opinia. Masz świadectwo Tradycji, Urzędu Nauczycielskiego i milionów wiernych na całym świecie.
P: I według ciebie mają oni rację?
K: Tak, oczywiście.
P: Ciekawa opinia. Mam jednak odmienną. Twoja subiektywna ocena mnie nie przekonuje.
K: Nie musisz mi wierzyć. Wierz świadectwu Kościoła Rzymskokatolickiego. To prawdziwy Kościół Chrystusa!
P.: Ale poczekaj. Właśnie chcemy to sprawdzić! Twoja prywatna opinia, że tak jest to za mało. Dlatego właśnie spytałem ciebie, w jaki sposób mamy to zrobić. Czyż nie powiedziałeś, że powinniśmy skierować się do Pisma (całkiem słusznie) i wskazałeś na urywek, w którym to Chrystus według ciebie powierzył władzę w Kościele Piotrowi?
K.: Owszem, tak powiedziałem.
P.: Skąd wiesz, że twoja interpretacja tego wersetu (że odnosi się on do papiestwa) jest właściwa?
K.: Myślę, że to jest oczywiste.
P.: Widzisz zatem, że jest to twoja opinia. Każdą naszą opinię można zaklasyfikować jako subiektywną (naszą), zarówno kiedy ja wyjaśniam ci jakiś urywek z Pisma, jak i wówczas, kiedy ty twierdzisz, że Kościół Rzymskokatolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.
K: Hm...
P: To są nasze opinie i od tego nie uciekniemy zasłaniając się stanowiskiem takiego czy innego Kościoła.
K: W takim razie jakie jest rozwiązanie? Jak rozstrzygnąć poprawność naszych przekonań?
P: Dzięki Bogu mamy obiektywny standard (Biblię), według którego powinniśmy rozsądzać wszelkie spory. Wiele urywków jest zupełnie jasnych, zaś o trudniejszych powinniśmy rozmawiać z Biblią w ręku, szukając mądrości innych. Biblia mówi o sobie, że jest niczym miecz obosieczny osądzający nasze myśli i ona jest w stanie pokazać nam, kto z nas ma rację. Bóg dał nam Biblię napisaną zrozumiałym językiem, nie po to, byśmy domyślali się, co On chciał nam zakomunikować, ale byśmy to wyraźnie widzieli.
K.: Ale czy możemy zrozumieć Biblię? Protestanci dzielą się między sobą, mimo iż mają jedną Biblię.
P: Katolicy dzielą się między sobą mimo iż mają jednego papieża, jeden Kościół, jeden Urząd Nauczycielski i jedną sukcesję apostolską.
K: Problem nie tkwi w Urzędzie Nauczycielskim lub sukcesji, lecz w ludziach.
P: To samo powiem o Biblii. Nie w niej tkwi problem, lecz w ludziach.
K: Jedność Kościoła jest jednak ważna!
P: Owszem, ale prawda stoi ponad jednością. Biblia ostrzega przed grzeszną jednością (np. wieża Babel), przed jednością w błędach itp. Co więcej, jak sam wiesz, strukturalna jedność Kościoła Rzymskokatolickiego nie chroni go od wielu kluczowych różnic jak np. podejście do kary śmierci, ewolucji lub 6 dni stworzenia.
K: Jeśli są różnice należy zwrócić się do nieomylnej wykładni Pisma Świętego dokonanej przez Urząd Nauczycielski Kościoła.
P: Nie zgodzę się. Nie istnieje jedna obowiązująca, natchniona interpretacja Biblii w Kościele Katolickim.
K: Jak to?
P: Wskaż mi natchnioną interpretację Listu do Rzymian lub Księgi Daniela. Wskaż mi natchniony Komentarz do Biblii, który rozstrzyga wszelkie wątpliwości i różnice również między samymi katolikami.
K: Hm... Czyli wszystko jest subiektywne?
P: Tego nie powiedziałem. Twierdzę natomiast, że zarówno kiedy ja bronię zasady Sola Scriptura (Tylko Pismo), jak i ty, kiedy bronisz autorytetu Kościoła Rzymskokatolickiego - powinniśmy dać podstawy do takiego postępowania. I kiedy zaczniemy to robić, zauważ, że zaczniemy wyrażać własne racje. Bóg tak skonstruował ten świat, że nie ma ucieczki od praw logiki ani od subiektywizmu opinii. Co oczywiście nie znaczy, że nie możemy obiektywnie, czyli za Bogiem, poznać rzeczywistości. Dopóki mamy Biblię w dłoniach, jesteśmy w stanie to uczynić.
K.: Pomyślę nad tym. Dzięki za twoje spostrzeżenia.
P.: Ja również dziękuję za rozmowę. Bez względu na to, czy się ze mną zgodzisz czy też nie, będzie to twoja ocena. O jej prawdziwości decydować będzie zgodność z nauczaniem Pisma Świętego.
Protestant: Słuchaj, przeczytałem wczoraj w Biblii cztery rozdziały Listu do Rzymian mówiące o tym, że usprawiedliwienie mamy jedynie z łaski przez wiarę, nie zaś dzięki własnym uczynkom. Byłem zafascynowany Bożą drogą zbawienia!
Katolik: W porządku, tylko skąd wiesz, że twoja interpretacja tych rozdziałów, jak i w ogóle całej Biblii, jest właściwa?
P.: Uważam tak na podstawie badania i porównywania fragmentów z różnych części Pisma Świętego. Przed czytaniem zawsze modlę się o mądrość od Ducha Bożego. Nie znaczy to oczywiście, że mogę sobie sam w dowolny sposób interpretować Pismo. Pomagają mi w tym mądrzejsi ode mnie, a więc ojcowie i reformatorzy Kościoła, teologowie i komentatorzy biblijni, a także pastorzy. Dlatego moje rozumienie Pisma nie jest jedynie moim własnym zrozumieniem w oderwaniu od zrozumienia poszczególnych urywków, jakie posiadał Kościół w minionych wiekach.
K.: A skąd oni, czyli twoi nauczyciele, Luter, Kalwin i inni protestanci, wiedzą, że ich zrozumienie Biblii jest właściwe?
P.: Użyli rozumu (tak jak robić powinien każdy z nas), by zbadać kontekst, tło historyczne i właściwie odczytać znaczenie danego fragmentu. Ja czynię podobnie.
K.: Ale to jest tylko ich oraz twoja subiektywna opinia.
P.: No wiesz, zawsze opinia każdego z nas będzie subiektywna. Rozum każdego z nas jest narzędziem za pomocą którego badamy prawdziwość jakichkolwiek stwierdzeń.
K.: Ja tego nie robię, bo to jest pycha polegająca na zaufaniu do własnego rozumu. Ja nie jestem teologiem, by zagłębiać się w interpretacje i próby zrozumienia Biblii. Sam mógłbym popaść w herezję. Popatrz tylko, ile jest rozłamów w protestanckich kościołach. Ja czuję się bezpieczny idąc za interpretacją i Tradycją Kościoła.
P.: Jakiego kościoła?
K.: Mojego, Kościoła Rzymskokatolickiego.
P.: Dlaczego idziesz za interpretacją i tradycją tego Kościoła, a nie Kościoła Zielonoświątkowego, Baptystycznego, Luterańskiego lub Reformowanego?
K.: Dlatego, że jest to prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa istniejący od 2000 lat. Został założony przez Jezusa i to ten Kościół jest fundamentem i podwaliną prawdy.
P.: Skąd wiesz, że jest to Kościół założony przez Jezusa? Czy dlatego, że istnieje 2000 lat? Czy też dlatego, że tak się o nim mówi? Podobnie przecież mówią o sobie Mormoni, świadkowie Jehowy i inne grupy religijne. Ale czy są oni Kościołem Jezusa?
K.: Na pewno nie.
P.: W takim razie skąd wiesz, że Kościół Rzymskokatolicki nim jest?
K.: Dlatego, że 2000 lat temu Jezus powiedział do Piotra, że on jest opoką na której zbuduje swój Kościół, czyniąc go pierwszym papieżem. To jest zapisane w Ewangelii św. Mateusza 16:18. Od tej pory Kościół i jego nauka są nieprzerwanie przekazywane drogą sukcesji apostolskiej do dnia dzisiejszego. A jedynym Kościołem uznającym zwierzchnictwo papieża i jednocześnie będącym mu podległym jest Kościół Rzymskokatolicki.
P.: Skąd wiesz, że Jezus założył kościół na Piotrze i uczynił go pierwszym papieżem?
K.: Już ci mówiłem. To jest zapisane w Biblii, w Ew. św. Mateusza 16:18.
P.: To jest twoja interpretacja tego wersetu. Dlaczego mam ci wierzyć?
K.: Och, nie powiedziałem, że masz mi wierzyć. Poza tym to nie ja tak interpretuję ten werset, ale cały Kościół.
P.: Chwileczkę, jaki znowu Kościół?
K.: Kościół Rzymskokatolicki.
P.: Dlaczego mam wierzyć interpretacji tego akurat Kościoła?
K.: Dlatego, że jest on prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.
P: Według ciebie.
K: Nie według mnie. To nie tylko moja opinia. Masz świadectwo Tradycji, Urzędu Nauczycielskiego i milionów wiernych na całym świecie.
P: I według ciebie mają oni rację?
K: Tak, oczywiście.
P: Ciekawa opinia. Mam jednak odmienną. Twoja subiektywna ocena mnie nie przekonuje.
K: Nie musisz mi wierzyć. Wierz świadectwu Kościoła Rzymskokatolickiego. To prawdziwy Kościół Chrystusa!
P.: Ale poczekaj. Właśnie chcemy to sprawdzić! Twoja prywatna opinia, że tak jest to za mało. Dlatego właśnie spytałem ciebie, w jaki sposób mamy to zrobić. Czyż nie powiedziałeś, że powinniśmy skierować się do Pisma (całkiem słusznie) i wskazałeś na urywek, w którym to Chrystus według ciebie powierzył władzę w Kościele Piotrowi?
K.: Owszem, tak powiedziałem.
P.: Skąd wiesz, że twoja interpretacja tego wersetu (że odnosi się on do papiestwa) jest właściwa?
K.: Myślę, że to jest oczywiste.
P.: Widzisz zatem, że jest to twoja opinia. Każdą naszą opinię można zaklasyfikować jako subiektywną (naszą), zarówno kiedy ja wyjaśniam ci jakiś urywek z Pisma, jak i wówczas, kiedy ty twierdzisz, że Kościół Rzymskokatolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.
K: Hm...
P: To są nasze opinie i od tego nie uciekniemy zasłaniając się stanowiskiem takiego czy innego Kościoła.
K: W takim razie jakie jest rozwiązanie? Jak rozstrzygnąć poprawność naszych przekonań?
P: Dzięki Bogu mamy obiektywny standard (Biblię), według którego powinniśmy rozsądzać wszelkie spory. Wiele urywków jest zupełnie jasnych, zaś o trudniejszych powinniśmy rozmawiać z Biblią w ręku, szukając mądrości innych. Biblia mówi o sobie, że jest niczym miecz obosieczny osądzający nasze myśli i ona jest w stanie pokazać nam, kto z nas ma rację. Bóg dał nam Biblię napisaną zrozumiałym językiem, nie po to, byśmy domyślali się, co On chciał nam zakomunikować, ale byśmy to wyraźnie widzieli.
K.: Ale czy możemy zrozumieć Biblię? Protestanci dzielą się między sobą, mimo iż mają jedną Biblię.
P: Katolicy dzielą się między sobą mimo iż mają jednego papieża, jeden Kościół, jeden Urząd Nauczycielski i jedną sukcesję apostolską.
K: Problem nie tkwi w Urzędzie Nauczycielskim lub sukcesji, lecz w ludziach.
P: To samo powiem o Biblii. Nie w niej tkwi problem, lecz w ludziach.
K: Jedność Kościoła jest jednak ważna!
P: Owszem, ale prawda stoi ponad jednością. Biblia ostrzega przed grzeszną jednością (np. wieża Babel), przed jednością w błędach itp. Co więcej, jak sam wiesz, strukturalna jedność Kościoła Rzymskokatolickiego nie chroni go od wielu kluczowych różnic jak np. podejście do kary śmierci, ewolucji lub 6 dni stworzenia.
K: Jeśli są różnice należy zwrócić się do nieomylnej wykładni Pisma Świętego dokonanej przez Urząd Nauczycielski Kościoła.
P: Nie zgodzę się. Nie istnieje jedna obowiązująca, natchniona interpretacja Biblii w Kościele Katolickim.
K: Jak to?
P: Wskaż mi natchnioną interpretację Listu do Rzymian lub Księgi Daniela. Wskaż mi natchniony Komentarz do Biblii, który rozstrzyga wszelkie wątpliwości i różnice również między samymi katolikami.
K: Hm... Czyli wszystko jest subiektywne?
P: Tego nie powiedziałem. Twierdzę natomiast, że zarówno kiedy ja bronię zasady Sola Scriptura (Tylko Pismo), jak i ty, kiedy bronisz autorytetu Kościoła Rzymskokatolickiego - powinniśmy dać podstawy do takiego postępowania. I kiedy zaczniemy to robić, zauważ, że zaczniemy wyrażać własne racje. Bóg tak skonstruował ten świat, że nie ma ucieczki od praw logiki ani od subiektywizmu opinii. Co oczywiście nie znaczy, że nie możemy obiektywnie, czyli za Bogiem, poznać rzeczywistości. Dopóki mamy Biblię w dłoniach, jesteśmy w stanie to uczynić.
K.: Pomyślę nad tym. Dzięki za twoje spostrzeżenia.
P.: Ja również dziękuję za rozmowę. Bez względu na to, czy się ze mną zgodzisz czy też nie, będzie to twoja ocena. O jej prawdziwości decydować będzie zgodność z nauczaniem Pisma Świętego.
piątek, 19 czerwca 2020
czwartek, 18 czerwca 2020
Nie mierz nieustannie temperatury
„Z chrześcijańską wspólnotą podobnie ma się rzecz jak z uświęceniem chrześcijan. Jest ono darem od Boga, do którego nie możemy rościć sobie żadnego prawa (...) Co nam wydaje się słabe i znikome, to u Boga może być wielkie i wspaniałe (...) Nie po to została nam dana przez Boga wspólnota chrześcijańska, abyśmy nieustannie mierzyli jej temperaturę”.
- Dietrich Bonhoeffer
- Dietrich Bonhoeffer
Przyjaciele i wrogowie
Nie powinniśmy próbować pogodzić ze sobą przyjaciół:
- Bożej suwerenności i ludzkiej odpowiedzialności
- jabłoni i jabłek
- Słowa i sakramentów
- wiary i dobrych uczynków
Nie powinniśmy próbować pogodzić ze sobą śmiertelnych wrogów:
- Boga i diabła
- łaski i zasług
- Ewangelii i życia w grzechu
- Sakramentów i niewiary
- Bożej suwerenności i ludzkiej odpowiedzialności
- jabłoni i jabłek
- Słowa i sakramentów
- wiary i dobrych uczynków
Nie powinniśmy próbować pogodzić ze sobą śmiertelnych wrogów:
- Boga i diabła
- łaski i zasług
- Ewangelii i życia w grzechu
- Sakramentów i niewiary
środa, 17 czerwca 2020
Kazanie: Chrzest i Komunia dzieci (1 Kor 10:1-13)
Zapraszam do odsłuchania kazania z nabożeństwa z chrztami z dn. 14.06.2020.
wtorek, 16 czerwca 2020
List Otwarty do bpa Jerzego Samca
Szanowny Księże Biskupie,
Piszę w nawiązaniu do słów, które Ksiądz opublikował na Twitterze:
"Nie ma zgody na odmawianie ludziom godności i szacunku. W naszym Kościele są osoby #LGBT i nie są ideologią, a Siostrami i Braćmi w Chrystusie. W dzisiejszym słowie Jezus mówi: ‚Kto wami gardzi, mną gardzi’. Nie gardźmy więc, zachowując własne poglądy".
Doceniam Księdza dobre pragnienie obrony godności każdego człowieka. W pełni łączę się z postulatem braku zgody na odmawianie ludziom szacunku. Niestety treść wpisu i sposób, w jaki Ksiądz zabiega o ową godność w przypadku osób orientacji homoseksualnej oraz biseksualnej jest daleki od ewangelicznej drogi. Pisze Ksiądz, że "w naszym Kościele są osoby LGBT. Nie są ideologią, lecz są Siostrami i Braćmi w Chrystusie".
Szanowny Księże Biskupie, w kościele oczywiście są osoby zmagające się z własną homoseksualnością, ponieważ kościół powinien być miejscem dla każdego grzesznika, który pragnie żyć zgodnie z wolą Bożą. Kogo przyjął Chrystus, tego i kościół powinien przyjąć. Jednak mówienie o takiej osobie jako o "LGBT" jest bardzo degradujące, raniące i krzywdzące. Robiąc to sprowadza ksiądz człowieczeństwo tychże osób do funkcji seksualnej (Lesbian, Gay, Bisexual, Transsexual), od której sami się odcinają. Nie mamy w kościele "osób LGBT". Mamy natomiast osoby, które doświadczają osobistych wyzwań związanych m.in. z nieuporządkowaną seksualnością. Przyjmujemy je do kościoła, ponieważ zaufały Chrystusowi i postanowiły pełnić Jego wolę (również w sferze czystości seksualnej).
Jeśli natomiast mówiąc o "osobach LGBT w kościele" ma Ksiądz na myśli tych, którzy z "tęczowym" sztandarem uczestniczą w tzw. Marszach Równości postulując kulturowe przemiany (np. homo-małżeństwa, adopcję dzieci przez pary homoseksualne) lub jawnie żyjących w homoseksualnym związku - wówczas oznajmianie, że takie osoby są w Księdza kościele jest druzgoczącym wyznaniem. Oznacza ono bowiem, że Kościół Ewangelicko-Augsburski publicznie zaakceptował grzech homoseksualnego stylu życia, co mam nadzieję, że nie jest jednak prawdą i jest to jedynie nieadekwatne dobranie słów. Osoby znajdujące się w homoseksualnych związkach lub podejmujące homoseksualne współżycie powinny być z miłością wzywane do zerwania z grzechem, żalu za niego i zaufania Jezusowi. Nazywając takie osoby "Braćmi i Siostrami w Chrystusie" odmawiamy im łaski i radości przebaczenia grzechów.
W tym kontekście cytowanie słów Jezusa: "Kto wami gardzi, mną gardzi" jest wielką nadinterpretacją i niepokojącą postawą żonglowania Bożym Słowem. Słowa te zostały skierowane do uczniów posłanych do głoszenia Dobrej Nowiny. Cały werset brzmi: "A kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi. A kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał" (Łk 10:16). Odnosząc te słowa do osób LGBT dopuszcza się Ksiądz poważnego nadużycia.
Nie stoimy przed wyborem dwóch złych dróg: pogardy wobec osób homoseksualnych albo akceptacji grzechu homoseksualizmu. Jest inna droga, droga Ewangelii, która oznajmia, że Chrystus ukochał cię takim jaki jesteś (a więc jako grzesznika), abyś nie pozostał takim, jaki jesteś. Ewangelia to Dobra Nowina dla grzesznych ludzi, że nie muszą i nie powinni dłużej pozostawać w swoim ciemnym miejscu, nieuporządkowaniu na ciele i duszy. Pan Jezus przyszedł na świat nie po to, abyśmy zachowali własne poglądy i szanowali cudze. Przyszedł, abyśmy zerwali z grzesznymi poglądami, z grzesznymi czynami, z grzesznymi słowami. Dobra Nowina wzywa grzesznika do zmiany. A podstawą tego wezwania jest Boża miłość, którą okazał w Chrystusie.
Zachęcam Księdza do kochania i akceptowania osób doświadczających homoseksualnych pokus i pragnień, które wypowiedziały walkę z grzechem homoseksualizmu. Chrystus je przyjął i kościół również powinien to robić. Jednak robiąc to Bóg nadaje im zupełnie inną tożsamość niż bycie LGBT. Biblia opisuje chrześcijan jako "obmyci, uświęceni, usprawiedliwieni" (1 Kor 6:11), nie zaś jako "geje, lesbijki, biseksualiści, transseksualiści".
Zachęcam Księdza do głoszenia Ewangelii osobom praktykującym grzech homoseksualizmu, i co się z tym wiąże - opamiętania, zerwania z grzechem i prowadzenia życia, które podoba się Bogu. Zachęcam do kochania osób zmagających się z nieuporządkowaną lub grzeszną seksualnością w sposób, który wskazuje Ewangelia. Niestety Księdza wpis myli miłość do bliźniego z akceptacją jego grzechu.
Pozdrawiam serdecznie w Chrystusie,
pastor Paweł Bartosik
Ewangeliczny Kościół Reformowany w Gdańsku
Piszę w nawiązaniu do słów, które Ksiądz opublikował na Twitterze:
"Nie ma zgody na odmawianie ludziom godności i szacunku. W naszym Kościele są osoby #LGBT i nie są ideologią, a Siostrami i Braćmi w Chrystusie. W dzisiejszym słowie Jezus mówi: ‚Kto wami gardzi, mną gardzi’. Nie gardźmy więc, zachowując własne poglądy".
Doceniam Księdza dobre pragnienie obrony godności każdego człowieka. W pełni łączę się z postulatem braku zgody na odmawianie ludziom szacunku. Niestety treść wpisu i sposób, w jaki Ksiądz zabiega o ową godność w przypadku osób orientacji homoseksualnej oraz biseksualnej jest daleki od ewangelicznej drogi. Pisze Ksiądz, że "w naszym Kościele są osoby LGBT. Nie są ideologią, lecz są Siostrami i Braćmi w Chrystusie".
Szanowny Księże Biskupie, w kościele oczywiście są osoby zmagające się z własną homoseksualnością, ponieważ kościół powinien być miejscem dla każdego grzesznika, który pragnie żyć zgodnie z wolą Bożą. Kogo przyjął Chrystus, tego i kościół powinien przyjąć. Jednak mówienie o takiej osobie jako o "LGBT" jest bardzo degradujące, raniące i krzywdzące. Robiąc to sprowadza ksiądz człowieczeństwo tychże osób do funkcji seksualnej (Lesbian, Gay, Bisexual, Transsexual), od której sami się odcinają. Nie mamy w kościele "osób LGBT". Mamy natomiast osoby, które doświadczają osobistych wyzwań związanych m.in. z nieuporządkowaną seksualnością. Przyjmujemy je do kościoła, ponieważ zaufały Chrystusowi i postanowiły pełnić Jego wolę (również w sferze czystości seksualnej).
Jeśli natomiast mówiąc o "osobach LGBT w kościele" ma Ksiądz na myśli tych, którzy z "tęczowym" sztandarem uczestniczą w tzw. Marszach Równości postulując kulturowe przemiany (np. homo-małżeństwa, adopcję dzieci przez pary homoseksualne) lub jawnie żyjących w homoseksualnym związku - wówczas oznajmianie, że takie osoby są w Księdza kościele jest druzgoczącym wyznaniem. Oznacza ono bowiem, że Kościół Ewangelicko-Augsburski publicznie zaakceptował grzech homoseksualnego stylu życia, co mam nadzieję, że nie jest jednak prawdą i jest to jedynie nieadekwatne dobranie słów. Osoby znajdujące się w homoseksualnych związkach lub podejmujące homoseksualne współżycie powinny być z miłością wzywane do zerwania z grzechem, żalu za niego i zaufania Jezusowi. Nazywając takie osoby "Braćmi i Siostrami w Chrystusie" odmawiamy im łaski i radości przebaczenia grzechów.
W tym kontekście cytowanie słów Jezusa: "Kto wami gardzi, mną gardzi" jest wielką nadinterpretacją i niepokojącą postawą żonglowania Bożym Słowem. Słowa te zostały skierowane do uczniów posłanych do głoszenia Dobrej Nowiny. Cały werset brzmi: "A kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi. A kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał" (Łk 10:16). Odnosząc te słowa do osób LGBT dopuszcza się Ksiądz poważnego nadużycia.
Nie stoimy przed wyborem dwóch złych dróg: pogardy wobec osób homoseksualnych albo akceptacji grzechu homoseksualizmu. Jest inna droga, droga Ewangelii, która oznajmia, że Chrystus ukochał cię takim jaki jesteś (a więc jako grzesznika), abyś nie pozostał takim, jaki jesteś. Ewangelia to Dobra Nowina dla grzesznych ludzi, że nie muszą i nie powinni dłużej pozostawać w swoim ciemnym miejscu, nieuporządkowaniu na ciele i duszy. Pan Jezus przyszedł na świat nie po to, abyśmy zachowali własne poglądy i szanowali cudze. Przyszedł, abyśmy zerwali z grzesznymi poglądami, z grzesznymi czynami, z grzesznymi słowami. Dobra Nowina wzywa grzesznika do zmiany. A podstawą tego wezwania jest Boża miłość, którą okazał w Chrystusie.
Zachęcam Księdza do kochania i akceptowania osób doświadczających homoseksualnych pokus i pragnień, które wypowiedziały walkę z grzechem homoseksualizmu. Chrystus je przyjął i kościół również powinien to robić. Jednak robiąc to Bóg nadaje im zupełnie inną tożsamość niż bycie LGBT. Biblia opisuje chrześcijan jako "obmyci, uświęceni, usprawiedliwieni" (1 Kor 6:11), nie zaś jako "geje, lesbijki, biseksualiści, transseksualiści".
Zachęcam Księdza do głoszenia Ewangelii osobom praktykującym grzech homoseksualizmu, i co się z tym wiąże - opamiętania, zerwania z grzechem i prowadzenia życia, które podoba się Bogu. Zachęcam do kochania osób zmagających się z nieuporządkowaną lub grzeszną seksualnością w sposób, który wskazuje Ewangelia. Niestety Księdza wpis myli miłość do bliźniego z akceptacją jego grzechu.
Pozdrawiam serdecznie w Chrystusie,
pastor Paweł Bartosik
Ewangeliczny Kościół Reformowany w Gdańsku
poniedziałek, 15 czerwca 2020
Degradująca segregacja ludzi
Środowiska LGBT dzielą ludzi na podgrupy w zależności od tego, kto do kogo odczuwa pociąg seksualny. To straszliwie degradująca człowieczeństwo segregacja ludzi. Niestety skutecznie nauczyli swoich definicji i strategii wielu chrześcijan, którzy na swoich facebookowych profilach stają w obronie osób LGBT sądząc, że zabiegają o miłość do człowieka przeciwko sprowadzaniu go do "ideologii".
Jednak definiowanie człowieka przez pryzmat nieuporządkowanej seksualności wyrażonej przez parę literek - całkowicie go odczłowiecza. Bóg o żadnym człowieku nie mówi, że jest L.G.B.T.Q.I.P. Nasza tożsamość to nie bycie gejem, lesbijką, queerem, transseksualistą, biseksualistą, panseksualistą czy innym seksualistą. Jesteśmy o wiele cenniejsi niż słówko określające to, czy kręcą mnie babki czy faceci, czy wszyscy naraz. Nasza godność wynika z faktu, że stworzył nas Stwórca Wszechświata, a nie podmuchy, trzęsienia wybuchy i mokradła. A skoro tak, to powinniśmy zwrócić się do Jego definicji (objawionych w Biblii) i sposobów zabiegania o godność i miłość bliźniego.
Bóg nadał każdemu z nas wyjątkową wartość, ponieważ zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Równość wszystkich ludzi nie ma nic wspólnego z akcentowaniem jednej ze sfer życia człowieka. Dlatego mówimy o równości *ludzi*, a nie równości takiego i owego seksualisty. Jednocześnie mówimy o braku równości stylów życia - w Bożych oczach. Nie wszystko, co równi ludzie robią znajduje równe uznanie w oczach Stwórcy. Seks przed- oraz poza-małżeński nie mają w Bożych oczach tej samej wartości co miłosne współżycie męża i żony. Seks z osobą tej samej płci nie ma w Bożych oczach tej samej wartości co miłosne współżycie męża i żony.
Zachęcam cię, byś sprzeciwił się instrumentalnemu definiowaniu tego kim jesteś przez pryzmat seksu. Nie jesteś *lesbian, gay, bisexual, transsexual, queer*. Jesteś o wiele cenniejszy, a twoje człowieczeństwo nie sprowadza się do tego. Bóg cię kocha. Zaufaj Jemu.
Jednak definiowanie człowieka przez pryzmat nieuporządkowanej seksualności wyrażonej przez parę literek - całkowicie go odczłowiecza. Bóg o żadnym człowieku nie mówi, że jest L.G.B.T.Q.I.P. Nasza tożsamość to nie bycie gejem, lesbijką, queerem, transseksualistą, biseksualistą, panseksualistą czy innym seksualistą. Jesteśmy o wiele cenniejsi niż słówko określające to, czy kręcą mnie babki czy faceci, czy wszyscy naraz. Nasza godność wynika z faktu, że stworzył nas Stwórca Wszechświata, a nie podmuchy, trzęsienia wybuchy i mokradła. A skoro tak, to powinniśmy zwrócić się do Jego definicji (objawionych w Biblii) i sposobów zabiegania o godność i miłość bliźniego.
Bóg nadał każdemu z nas wyjątkową wartość, ponieważ zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Równość wszystkich ludzi nie ma nic wspólnego z akcentowaniem jednej ze sfer życia człowieka. Dlatego mówimy o równości *ludzi*, a nie równości takiego i owego seksualisty. Jednocześnie mówimy o braku równości stylów życia - w Bożych oczach. Nie wszystko, co równi ludzie robią znajduje równe uznanie w oczach Stwórcy. Seks przed- oraz poza-małżeński nie mają w Bożych oczach tej samej wartości co miłosne współżycie męża i żony. Seks z osobą tej samej płci nie ma w Bożych oczach tej samej wartości co miłosne współżycie męża i żony.
Zachęcam cię, byś sprzeciwił się instrumentalnemu definiowaniu tego kim jesteś przez pryzmat seksu. Nie jesteś *lesbian, gay, bisexual, transsexual, queer*. Jesteś o wiele cenniejszy, a twoje człowieczeństwo nie sprowadza się do tego. Bóg cię kocha. Zaufaj Jemu.
środa, 10 czerwca 2020
Komunia do ust czy na rękę?
Na kilku tablicach moich facebookowych przyjaciół z Kościoła Rzymskokatolickiego widzę wpisy i dylematy związane z pytaniem: czy dopuszczalne jest przyjmowanie Komunii na rękę?
Moja odpowiedź na ten dylemat brzmi: to zależy. Jeśli mówimy o jakimś dziwacznym rytuale kościoła, którego sposób obchodzenia szukamy w ludzkiej twórczości, a nie w Biblii - to w zasadzie chleb można podawać nawet łyżką na nos.
Jeśli natomiast chodzi o sprawowanie Komunii, którą ustanowił Pan Jezus, to sposób jej sprawowania mamy przejrzyście opisany w Piśmie Świętym. Co jest niejasnego w poniższych słowach?
"A gdy oni jedli, wziął Jezus chleb i pobłogosławił, łamał i dawał uczniom, i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje" (Mt 26:20).
Pan Jezus wykonał trzy proste czynności:
1. Pobłogosławił chleb.
2. Łamał.
3. Dawał chleb uczniom (do rąk).
Żadnego podniesienia, żadnych słów przeistoczenia, żadnej zawiłej celebry. Co mieli zrobić uczniowie? Wziąć chleb, a następnie go zjeść. Nie mieli go adorować, klękać przed nim, całować itp.
Podobnie z winem:
"Potem wziął kielich i podziękował, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy" (Mt 26:21).
Bardzo prosty opis. Dla osób, które potrafią czytać/słuchać nie powinien stanowić żadnej trudności w zrozumieniu i naśladowaniu:
1. Chrystus podziękował za kielich.
2. Podał uczniom wino po tym, jak spożyli chleb. Nie podawał chleba i wina jednocześnie.
3. Dał wino *wszystkim* obecnym uczniom nakazując im pić. Nie wypił go sam. Nie zarezerwował go dla niektórych chrześcijan.
Zatem sprawować Komunię w wierności Pismu Świętemu oznacza naśladować Pana Jezusa w Jego prostych czynnościach i poleceniach. Nic skomplikowanego. Naprawdę. Jeśli masz z tym jakiś dylemat lub wymagasz czegoś, czego nie nakazał Jezus (np. klękanie, konieczność podania chleba do ust, wino tylko dla kapłanów lub Komunia dla 60% członków wspólnoty, którzy czują się godni), to tylko dlatego, że zwracasz się do jakiegoś dziwnego, innego źródła niż opis ustanowienia Komunii w Ewangeliach.
Po co wykrzywiać proste ścieżki Pańskie?
Moja odpowiedź na ten dylemat brzmi: to zależy. Jeśli mówimy o jakimś dziwacznym rytuale kościoła, którego sposób obchodzenia szukamy w ludzkiej twórczości, a nie w Biblii - to w zasadzie chleb można podawać nawet łyżką na nos.
Jeśli natomiast chodzi o sprawowanie Komunii, którą ustanowił Pan Jezus, to sposób jej sprawowania mamy przejrzyście opisany w Piśmie Świętym. Co jest niejasnego w poniższych słowach?
"A gdy oni jedli, wziął Jezus chleb i pobłogosławił, łamał i dawał uczniom, i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje" (Mt 26:20).
Pan Jezus wykonał trzy proste czynności:
1. Pobłogosławił chleb.
2. Łamał.
3. Dawał chleb uczniom (do rąk).
Żadnego podniesienia, żadnych słów przeistoczenia, żadnej zawiłej celebry. Co mieli zrobić uczniowie? Wziąć chleb, a następnie go zjeść. Nie mieli go adorować, klękać przed nim, całować itp.
Podobnie z winem:
"Potem wziął kielich i podziękował, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy" (Mt 26:21).
Bardzo prosty opis. Dla osób, które potrafią czytać/słuchać nie powinien stanowić żadnej trudności w zrozumieniu i naśladowaniu:
1. Chrystus podziękował za kielich.
2. Podał uczniom wino po tym, jak spożyli chleb. Nie podawał chleba i wina jednocześnie.
3. Dał wino *wszystkim* obecnym uczniom nakazując im pić. Nie wypił go sam. Nie zarezerwował go dla niektórych chrześcijan.
Zatem sprawować Komunię w wierności Pismu Świętemu oznacza naśladować Pana Jezusa w Jego prostych czynnościach i poleceniach. Nic skomplikowanego. Naprawdę. Jeśli masz z tym jakiś dylemat lub wymagasz czegoś, czego nie nakazał Jezus (np. klękanie, konieczność podania chleba do ust, wino tylko dla kapłanów lub Komunia dla 60% członków wspólnoty, którzy czują się godni), to tylko dlatego, że zwracasz się do jakiegoś dziwnego, innego źródła niż opis ustanowienia Komunii w Ewangeliach.
Po co wykrzywiać proste ścieżki Pańskie?
sobota, 6 czerwca 2020
Obie odpowiedzi są poprawne

Ktoś jednak mógłby po prostu powiedzieć, że Bóg to uczynił. Która odpowiedź jest prawdziwsza? Obie są poprawne!
Z jakiego powodu Job tak strasznie cierpiał? I znowu, moglibyśmy podać wiele powodów: Sabejczycy, Chaldejczycy, którzy ich napadli, przyczyny naturalne, takie jak wicher, który zdmuchnął dom, zabijając dziesięcioro dzieci Joba; żałoba, choroby, na które cierpiał, zeskrobywanie własnej skóry, niczym popiół w popielniczce, dokuczliwa żona; fałszywe pocieszenie niewrażliwych i wyniosłych przyjaciół.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to wszystko uczynił szatan. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wszystko uczynił Bóg, bo przecież szatan nie zrobiłby kroku bez przyzwolenia Bożego.
Która odpowiedź jest poprawna? Obie są równie poprawne".
D.A. Carson, Skandal Jezusa
Odwróć wzrok od siebie
Jeśli odmawiamy osądzania samych siebie, to Bóg mówi nam, że On podejmie się tego zadania. Paweł dodaje, że Bóg czyni to - osądza nas - abyśmy nie byli potępieni wraz ze światem. Pismo Święte mówi, że sąd rozpoczyna się od domu Bożego po to, aby nie zakończył się na nas.
Badajmy serce, wyznawajmy grzechy, aby były one zmazane przez krew Jezusa, a nie przez Boży sąd. I to dotyczy również naszego serca, kiedy przychodzimy do Stołu Pańskiego. Jeśli jest ono pełne grzechu, żółci, braku miłości, złości, to nasz udział w Stole Pańskim jest niebezpieczny. Ale rozwiązaniem nie jest odseparowanie się od Bożych darów: rozwiązaniem jest nawrócenie.
Kiedy badamy nasze serca, to pamiętamy, abyśmy nie porzucili standardu oceny, który daje nam Bóg. Tym standardem jest ewangelia. Jeśli spojrzymy wewnątrz siebie z dala od ewangelii, to wszystko, co znajdziemy, to duchowe zamieszanie i ciemne zaułki. Owszem, badajmy serca jak wymaga Pismo, ale jeśli robimy to poza odniesieniem do Chrystusa i ewangelii, to podróż w głąb siebie będzie tylko ponurym doświadczeniem i w niczym nie pomoże.
Dlatego kiedy przychodzimy do Stołu Pańskiego pamiętajmy, że w centrum nie jestem ja, moje wnętrze, moje wewnętrzne problemy, lecz Chrystus. Jeśli chcesz wejść do ciemnego pomieszczenia pełnego zaułków i puszek na ziemi, potrzebujesz tam wejść z latarką. Inaczej narobisz sobie więcej szkód.
Przychodząc do Stołu Pańskiego spoglądaj nie na siebie, lecz na Jezusa. Spoglądaj na Jego dzieło na krzyżu. Spoglądaj na Jego zmartwychwstanie, wniebowstąpienie i tron w niebie. Spoglądaj ku górze, ale i spoglądaj wokół siebie. Oto brat twój. Oto siostra twoja. Bierz i jedz - z nią i z nim. W miłości braterskiej i z radosnym sercem.
czwartek, 4 czerwca 2020
Złe słowa, złe obrazy
Drodzy rodzice,
Nie ulega wątpliwości, że nasze nastoletnie dzieci są lub zostaną kiedyś skonfrontowane ze współczesnymi realiami, zarówno językowymi, jak i seksualnymi. Pytanie brzmi, czy są do tego przygotowywane w naszych rodzinach? Naszym - współczesnych rodziców - wyzwaniem jest to, że nastolatki są ciągle odczulane na te rzeczywistości. Dzieje się to za każdym razem, gdy oglądają filmy na Netflixie czy youtuberów. Zbyt dużo złych słów i obrazów tworzy nowe nawyki i sposób myślenia, mówienia.
Jeśli to możliwe, oglądajmy filmy wraz z nimi. Gdy rodzice uczestniczą w jakiejkolwiek pozytywnej aktywności z nastolatkami, budują z nim więzi, szczególnie na poziomie intelektualnym. Douglas Wilson napisał: "Nie ucz dzieci jak unikać ciemności, lecz jak walczyć ze smokami". Rozmawiajmy o tym, na co patrzą i czego słuchają. Pytajmy, co o tym sądzą i w jaki sposób nanieść na oglądane treści mądrość i perspektywę Bożego Słowa. "Stała dieta rozmów z nastolatkami na temat roli czystości i piękna w życiu chrześcijańskim jest kwestią życia i śmierci" (Uri Brito).
Nie ulega wątpliwości, że nasze nastoletnie dzieci są lub zostaną kiedyś skonfrontowane ze współczesnymi realiami, zarówno językowymi, jak i seksualnymi. Pytanie brzmi, czy są do tego przygotowywane w naszych rodzinach? Naszym - współczesnych rodziców - wyzwaniem jest to, że nastolatki są ciągle odczulane na te rzeczywistości. Dzieje się to za każdym razem, gdy oglądają filmy na Netflixie czy youtuberów. Zbyt dużo złych słów i obrazów tworzy nowe nawyki i sposób myślenia, mówienia.
Jeśli to możliwe, oglądajmy filmy wraz z nimi. Gdy rodzice uczestniczą w jakiejkolwiek pozytywnej aktywności z nastolatkami, budują z nim więzi, szczególnie na poziomie intelektualnym. Douglas Wilson napisał: "Nie ucz dzieci jak unikać ciemności, lecz jak walczyć ze smokami". Rozmawiajmy o tym, na co patrzą i czego słuchają. Pytajmy, co o tym sądzą i w jaki sposób nanieść na oglądane treści mądrość i perspektywę Bożego Słowa. "Stała dieta rozmów z nastolatkami na temat roli czystości i piękna w życiu chrześcijańskim jest kwestią życia i śmierci" (Uri Brito).
wtorek, 2 czerwca 2020
Dlaczego dar mówienia językami przeminął?
DLACZEGO TEN TEMAT?
Temat daru „mówienia językami” wywołuje wiele gorących dyskusji, napięć, czy nawet podziałów pomiędzy chrześcijanami w dzisiejszym Kościele. Dlaczego więc pisać na ten temat artykuł, skoro i tak z góry wiadomo, że różnice są i zapewne długo nie znikną? Czy nie lepiej zostawić tę kwestię „w spokoju”, nikogo nie drażnić swoimi przekonaniami, argumentacją i zająć się ważniejszymi kwestiami?
Sądzę, że byłby to przejaw poważnego zaniedbania i obojętności. Temat mówienia językami, choć nie dotyczy samego zbawienia, jest ważny. Oczywiście są nurty, które uważają, że mówienie językami jest związane z otrzymanym zbawieniem i jest głównym znakiem zbawienia. Takim środowiskom jednak zamiast wyjaśnień dotyczących języków powinniśmy głosić Ewangelię. Nie powinniśmy ich zachęcać do zmiany przekonań na temat języków, lecz do nawrócenia i wyjścia z mroku innej ewangelii.
Dlaczego Kościół, chrześcijanie powinni mieć biblijnie zdefiniowane podejście do kwestii języków? Dlaczego ta kwestia, choć drugorzędna, jest jednak ważna i praktyczna? Z kilku powodów:
1. Sami zwolennicy „mówienia językami” uważają tę kwestię za istotną. Podkreślają konieczność doświadczenia tzw. „chrztu w duchu”, który przejawia się obecnością nadprzyrodzonych darów Ducha Świętego. Powinniśmy znać biblijną odpowiedź na tego typu oczekiwania.
2. Istnieje wiele błędów, przesądów i grzesznych praktyk związanych z nadużyciami w tej kwestii.
3. Wiele osób zostało odwiedzonych od prostych ścieżek Pańskich i Ewangelii wskutek błędnego nauczania na ten temat.
4. Prędzej czy później ten temat pojawi się w każdej wspólnocie. W zborach i parafiach są lub będą ludzie, którzy mają odmienne spojrzenie na ten temat. A o różnicach lepiej jest rozmawiać w miłości niż milczeć w domysłach i insynuacjach.
5. O darze mówienia językami mówi Biblia. Dlatego Kościół nie powinien o nich milczeć.
6. Kwestia mówienia językami łączy się z wieloma zranieniami, oskarżeniami, a wręcz presją na wierzących we wspólnotach, gdzie wzywa się do „chrztu w Duchu Świętym”.
7. Jest to w końcu kwestia, która dotyka zrozumienia biblijnej duchowości i dojrzałości. Dla wielu naszych drogich charyzmatycznych braci dar języków jest miarą duchowości i bliskiej relacji z Bogiem. Istnieje potrzeba zdrowego nauczania, czym jest biblijna duchowość, czym są duchowe dary, czym jest bliska społeczność z Panem.
NAJWYŻSZY AUTORYTET
Niektórzy z naszych charyzmatyczni braci dzielą wierzących na tych, którzy mają „ten dar” i na tych, którzy go nie posiadają. Ludzie zaczynają „mówić językami” podczas konferencji, charyzmatycznych modlitw, „koncertów uwielbienia”, nabożeństw – w wyniku prośby do Boga, po nałożeniu rąk, niekiedy zupełnie spontanicznie we własnym pokoju lub po otrzymaniu instrukcji wydawania spontanicznych dźwięków.
W wyniku tego typu świadectw coraz więcej ewangelicznych chrześcijan z lekką zazdrością spogląda na braci utrzymujących, że posiadają szczególnie głęboką więź z żywym Bogiem, który działa poprzez nadprzyrodzone dary. Obawa przed skostnieniem, duchową martwotą i zamknięciem się na „świeży powiew Ducha” powoduje, że wiele konserwatywnych, do niedawna, kościołów otwiera się na emocjonalizm i nowe doznania, które w żaden sposób nie zamierzają poddawać się testowi Pisma Świętego.
Co o tym myśleć? Jaki rozstrzygnąć, czym były języki w pierwotnym Kościele i czy obecne zjawisko tzw. „glosolalii” jest tym samym lub zbliżonym doświadczeniem do wydarzeń, o których czytamy w Dziejach Apostolskich oraz w 1 Liście do Koryntian? Wiele problemów w niniejszej kwestii zniknęłoby, gdybyśmy zastosowali poprawną metodę, a więc udali się do właściwego autorytetu.
Gdy miałem 19 lat mój przyjaciel zaprosił mnie na spotkanie wspólnoty charyzmatycznej. Tam po raz pierwszy spotkałem się ze zjawiskiem mówienia językami. Nie miałem pojęcia czego jestem świadkiem i co na ten temat myśleć. Po pewnym czasie czytając księgę Dziejów Apostolskich – dowiedziałem się, że niektórzy chrześcijanie w wyniku zstąpienia na nich Ducha Świętego zaczęli mówić nieznanymi dla siebie językami.
Czy jednak osoby, które słyszałem na owym spotkaniu doświadczyły właśnie tego, o czym czytamy w Nowym Testamencie po Zesłaniu Ducha Świętego? Moja odpowiedź była prosta: być może. Nawet jeśli część z tych ludzi udaje lub wmawia sobie, że posiada ów dar, trudno kwestionować doświadczenie wszystkich. Zapewne część zgromadzonych otrzymała dar mówienia językami, choć ciężko o jakąkolwiek weryfikację cudzego doświadczenia. Pozostaje mi wierzyć, że ten rodzaj doświadczenia ma miejsce we współczesnym Kościele, Duch Święty nadal działa i nie powinniśmy poddawać ocenie cudzego świadectwa.
Po pewnym czasie uznałem, że moje wnioski były zbyt pospieszne. A powodem był fakt, że zastosowałem wadliwą, niewłaściwą metodę. Postąpiłem niczym Ewa w Ogrodzie Eden, która chcąc zinterpretować naturę owoców z drzewa poznania dobra i zła zastosowała metodę empiryzmu – własnego doświadczenia. Ewa spojrzała na owoc i skosztowała go uznając go za dobry. Jej doświadczenie stało się standardem, miarą oceny rzeczywistości. „A gdy kobieta zobaczyła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia i że były miłe dla oczu, i godne pożądania dla zdobycia mądrości, zerwała z niego owoc i jadła” (Rdz 3:6). Zinterpretowała owoce nie zważając na Bożą wypowiedź. Bóg zaś w jasny sposób przestrzegał przed spożywaniem owoców tego drzewa (Rdz 2:17) . Widzimy więc, że za grzechem naszych rodziców w Ogrodzie Eden stała ich „otwartość” na inne (niż Boża) perspektywy i ustanowienie własnego doświadczenia jako standardu oceny.
Nie inaczej jest dzisiaj. Wielu szczerych braci w Chrystusie stosując metodę Ewy, a więc doświadczenie ponad Bożym Słowem, dochodzi do wniosku, że przeżyli „chrzest Duchem Świętym”, którego przejawem i dowodem jest dar mówienia językami. Bardzo często jakakolwiek próba życzliwego dialogu i rozmowy na ten temat jest traktowana jako atak na… samego Ducha Świętego. Kwestionowanie współczesnych języków spotyka się z zarzutami o bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu, nieprzebaczalny grzech, brak miłości itp. Czy na pewno jest to właściwa reakcja? Czy rozsądniej nie byłoby wysłuchać argumentacji chrześcijan, którzy stojąc na mocnym fundamencie Pisma Świętego odwołują się do jego nauczania, potwierdzając własne zrozumienie dziedzictwem historycznego Kościoła, wyznaniami ojców reformacji i świadectwami uczestników duchowych przebudzeń? Niniejszy artykuł jest zaproszeniem do refleksji, pochylenia się nad argumentami, które jednoznacznie przekonały mnie, że to, co nazywane jest obecnie „darem mówienia językami” nie ma nic wspólnego z biblijnym darem Ducha Świętego w Kościele pierwszego wieku.
DEFINICJA
Wiele pytań i napięć związanych z mówieniem językami zniknęłoby, gdybyśmy właściwie zdefiniowali, czym są biblijne języki. Ilekroć w Biblii pojawia się zjawisko mówienia językami – mamy do czynienia z niewyuczoną zdolnością mówienia w obcym języku. Jest to nadprzyrodzony dar Ducha Świętego, który podczas publicznych zgromadzeń Kościoła mógł być używany wyłącznie jeśli obecna była osoba mająca dar tłumaczenia języków (1 Kor 14:27). Gdy języki były tłumaczone – miały one charakter proroctw, a więc natchnionego, autorytatywnego słowa od Ducha Świętego, które służyło zbudowaniu, umocnieniu lub napomnieniu Kościoła. Powinniśmy zatem zauważyć, że języki były dialektem narodów, plemion, ludów, które się nimi posługiwały. Czytamy o tym w opisie zesłania Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy:
„Gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili, mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język, w którym urodziliśmy się? Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i części Libii, położonej obok Cyreny, i przychodnie rzymscy, zarówno Żydzi jak prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże” (Dz 2:6-11).
To, co się działo w Dniu Zesłania Ducha Świętego nie było wydawaniem niezrozumiałych, nieskładnych dźwięków, które w żaden sposób nie układają się z struktury gramatyczne. Były to języki ludów i narodów. Kiedy apostoł Paweł naucza później w 1 Liście do Koryntian, w jaki sposób powinny być one używane podczas zgromadzeń Kościoła – nie ma żadnego powodu, by sądzić, że mówi on o innego rodzaju językach, innym darze aniżeli czytamy w Dziejach Apostolskich 2.
Poprawna definicja daru języków w Biblii rozwiązuje w zasadzie problem ich występowania obecnie, gdyż 99% przypadków tego, z czym mamy obecnie do czynienia nie jest żadnym językiem układającym się w jakiekolwiek struktury. Przypomina to raczej jednostajne wydawanie dźwięków, powtarzających się słów imitujących język (np. hebrajski, arabski itp.). Niekiedy przypomina to syczenie, mruczenie, wypowiadanie tajemnych zaklęć itp.
W obliczu tych faktów, z którymi zresztą zwykle zgadzają się nawet nasi bracia charyzmatycy, pozostaje pytanie o pojedyncze przypadki, gdy ktoś twierdzi, że słyszał o historiach mówienia po hiszpańsku, japońsku, arabsku przez osoby, które nigdy wcześniej nie miały styczności z tymi językami. Odpowiadając na ten argument należy zadać pytanie, czy tego rodzaju zjawiska rzeczywiście miały miejsce oraz czy jest to ten sam rodzaj doświadczenia, o którym czytamy w Nowym Testamencie? Czy jest to dar służący zbudowaniu Kościoła? Czy są to natchnione słowa Ducha Świętego, które w połączeniu z darem tłumaczenia języków niosą ze sobą natchnione objawienie dla Kościoła? Jeśli nie, wówczas nie mamy do czynienia z tym samym darem Ducha Świętego.
Niektórzy chrześcijanie zwracają uwagę na fakt, że Biblia wspomina o mowie „anielskiej”, co prowadzi ich do wniosku, że istnieje specjalny język aniołów, który niekoniecznie poddaje się ludzkim kryteriom gramatyki. To, co nazywamy nieskładną paplaniną miałoby być przykładem właśnie takiego języka. Są dwa problemy z takim wyjaśnieniem. Po pierwsze, ilekroć Biblia przywołuje słowa aniołów, zawsze jest to zrozumiała mowa. Aniołowie komunikują się z Bogiem oraz z ludźmi, a ich słowa to czasowniki, rzeczowniki, przymiotniki, które są zapisane w Biblii. Po drugie, jedyny werset mówiący „języku aniołów” występuje w słynnym Liście o Miłości apostoła Pawła, a więc w 13 rozdziale 1 Listu do Koryntian. „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13:1, BT). Aby nadać siłę wyrażanej prawdzie Paweł używa poetyckiej metafory pięknej, wzniosłej mowy, która jest nic nie warta w obliczu braku miłości.
Pisząc o języku ludzi i aniołów mówi tym samym: Choćby mowa moja była nie wiem jak piękna i wzniosła, to bez miłości będą to tylko puste dźwięki. Nie wprowadza tu więc jakiejś nowej kategorii dialektu aniołów, lecz używając poetyckich figur stylistycznych uwypukla znaczenie miłości.
BOŻE MOŻLIWOŚCI
Czy jednak Bóg nie może dawać swoim dzieciom darów kiedy chce? Czy Bóg nie jest Bogiem żywym? Czy zasnął i nie działa? Czy nie wierzymy w Jezusa, który jest wczoraj, dzisiaj, ten sam na wieki (Hbr 13:8)? Dlaczego mielibyśmy ograniczać Pana Boga?
W całej dyskusji nie chodzi o jednak o to, co może Bóg. Bóg może wszystko. Jest wszechmocny. Gdyby zechciał, jeździłbym od kilku lat nowym Porsche. Jednak nie jeżdżę. Nie dlatego, że Bóg nie jest w stanie mi go dać, lecz dlatego, że tego nie robi. Poruszając kwestię daru mówienia językami rozmawiamy właśnie o tym. Nie dyskutujemy o Bożych możliwościach, lecz o Bożym objawieniu, a więc o tym, co nam oznajmił w Biblii na temat tego, czym jest ten dar, komu, kiedy i dlaczego został dany. Zostawmy więc ludzkie spekulacje o Bożych możliwościach i udajmy się do Bożego Słowa.
OD WIEŻY BABEL DO PIĘĆDZIESIĄTNICY
Pierwszym biblijnym wydarzeniem, w którym pojawiają się języki jest budowa wieży Babel. Była ona pomnikiem zjednoczonej ludzkości, który w zamiarach budowniczych miał sięgnąć nieba. Babel to więc symbol buntu względem Bożego nakazu rozproszenia, objęcia ziemi w posiadanie i panowania nad nią. Bożą reakcją było pomieszanie ludziom języków, tak iż nie byli w stanie się komunikować i zakończyć budowy. Języki były więc znakiem sądu Bożego, który ostatecznie doprowadził do rozproszenia ludzi na ziemi.
Dar języków w Dniu Pięćdziesiątnicy był odwróceniem sądu spod Babel. Języki narodów po wylaniu Ducha oznaczały zjednoczenie Żydów i narodów pogan w jednym Kościele. Bóg poprzez Ducha Świętego jednoczy ludy ziemi wokół Chrystusa i Ewangelii. Zatem dar mówienia językami był Bożym komunikatem, że błogosławieństwo Ewangelii oto rozlewa się pośród wszystkich języków, plemion i narodów, nie zaś w jednym narodzie i języku.
SĄD NAD IZRAELEM
W Starym Przymierzu Bóg miał swój wybrany lud, którym był Izrael. Ilekroć Boży lud odstępował od przykazań, Bóg posyłał proroków, którzy oznajmiali opornemu ludowi, nieposłusznym władcom i przywódcom religijnym Bożą wolę. Zwykle było to poselstwo opamiętania, nawrócenia z grzechu, niekiedy Bożego sądu lub objawienie czekającej ich przyszłości. Prorocy przemawiali do Izraela w zrozumiałym dla nich języku – hebrajskim. Spotykali się jednak z odrzuceniem Bożego poselstwa, prześladowaniami, cierpieniem, a nawet śmiercią.
Jaka była Boża reakcja? Gdy Jego lud nie słuchał Bożego głosu przekazanego w zrozumiałym dla nich języków, Bóg pobudzał pogańskie narody, aby stały się dla Izraela narzędziem Bożego sądu. Niewola egipska, babilońska, najazdy Filistynów, Asyryjczyków były Bożym komunikatem dla Izraela: Skoro nie chcieliście słuchać, gdy mówiłem do was ustami proroków po hebrajsku, to obecnie przemówię do was w niezrozumiałych dla was językach pogan, co jednak będzie bolesnym doświadczeniem.
„Za to, że nie służyłeś Panu, Bogu twemu, w radości i dobroci serca, mając wszystkiego w bród, będziesz służył twoim nieprzyjaciołom, których Pan ześle na ciebie, w głodzie, w pragnieniu, w nagości i w niedostatku wszystkiego i włoży żelazne jarzmo na twój kark, aż cię wytępi. Sprowadzi Pan na ciebie naród z daleka, z krańca ziemi, jakby orlim lotem, naród, którego języka nie słyszałeś, naród o srogim obliczu, który nie okaże względu starcowi i nad pacholęciem się nie zlituje” (Pwt 28:47-50).
„Zaiste, przez jąkających się i mówiących obcym językiem przemówi do tego ludu ten” (Iz 28:11).
„Wtedy Pan rzekł do mnie: Z północy leje się nieszczęście na wszystkich mieszkańców kraju” (Jer 1:14) .
„Oto Ja sprowadzę na was, domu Izraela, naród z daleka - mówi Pan - naród niezwyciężony, naród starodawny, naród, którego języka nie znasz i nie rozumiesz tego, co on mówi” (Jer 5:15).
Najazdy obcojęzycznych armii były dla Izraela czytelnym znakiem Bożego sądu. Klęska militarna, niewola, bolesne doświadczenia prowadziły zwykle Boży lud do pokuty i nawrócenia. Ich owocem była wolność, odrodzenie, powrót do ziemi i wszelkie inne Boże błogosławieństwa. Cała historia Izraela w Starym Testamencie to opowieść o Bożej cierpliwości i dobroci względem Jego ludu, o odstępstwie i cudzołóstwie Bożej Oblubienicy, Bożym sądzie, a następnie pokucie i odnowieniu Izraela. Ten cykl powtarza się wielokrotnie.
Nie inaczej jest w Nowym Testamencie. Największy z proroków – sam Boży Syn mówi do przywódców religijnych w zrozumiałym języku. Ci jednak, wzorem nieposłusznego Izraela odrzucają go, oskarżają, niesprawiedliwie osądzają, poniżają i w końcu mordują (Łk 20:9-16).
Kiedy po wylaniu Ducha Świętego zgromadzeni w Jerozolimie oraz wierzący w zborach złożonych z nawróconych Żydów i nawróconych pogan mówią językami narodów, komunikat dla niewierzącego Izraela jest ten sam: Bóg mówi językami pogan, co oznacza nadchodzący sąd nad niewiernym ludem. Okres pomiędzy rokiem 30 a 70 n.e. był czasem kiedy Izrael miał rozpoznać i pokutować, że wydał na śmierć obiecanego Mesjasza (Mt 25:27; Mk 15:13-14). Bluźnierstwa, które kapłani i uczeni w Piśmie wypowiadali przeciwko Synowi Człowieczemu podczas Jego ziemskiej służby mogły zostać im wybaczone, gdyby zwrócili się w żalem i wiarą do obiecanego Mesjasza. Kiedy jednak Izrael odrzucił świadectwo „drugiego świadka” – Ducha Świętego, w mocy którego apostołowie głosili Ewangelię – był to grzech, który dopełnił Boży sąd nad nimi. Zbudzenie Świątyni w Jerozolimie przez rzymskie wojska Tytusa w 70 roku było ostatecznym sądem nad niewiernym Izraelem. „Dlatego powiadam wam, że Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mt 21:43). Bożym narzędziem sądu nad niewiernym Izraelem w I wieku stał się Rzym. Dar języków był więc w ówczesnym kontekście historycznym czytelnym komunikatem: Bóg zapowiada sąd nad swoim ludem komunikując to poprzez języki pogańskich narodów. W taki sposób należy rozumieć słowa Pawła z 1 Listu do Koryntian:
„W zakonie napisano: Przez ludzi obcego języka i przez usta obcych mówić będę do ludu tego, ale i tak mnie nie usłuchają, mówi Pan. Przeto mówienie językami, to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących, a proroctwo nie dla niewierzących, ale dla wierzących” (1 Kor 14:21-22).
Apostoł nie mówi, że języki są znakiem dla niewierzących z XXI wieku, którzy przychodzą po raz pierwszy do Kościoła. Języki nie są znakiem dla współczesnych Gdańszczan lub Paryżan. Paweł cytuje tu słowa z Księgi Powtórzonego Prawa oraz Księgi Jeremiasza odnoszące się do sądu nad Izraelem. Języki w I wieku były znakiem dla niewierzącego, współczesnego Pawłowi Izraela. Komunikat dla Żydów był czytelny: Bóg mówi językami narodów. Nad nami zbliża się sąd.
WŁĄCZENIE NARODÓW DO KRÓLESTWA
Poprzez języki Bóg nie tylko komunikuje Żydom sąd (o ile się nie opamiętają). Komunikuje również, że w Nowym Przymierzu, po wylaniu Ducha Świętego, nie ma podziału na Żyda i Greka (Gal 3:28). Bóg mówi językami narodów i rozpoczyna zwycięski pochód Ewangelii w świecie. Królestwo nie jest ograniczone do jednego narodu. Bóg mówi językami Medów, Persów, Egiptu, co oznacza, że Jego dzieło i wezwanie dotyczy również ich. Drzwi Kościoła nie są przed nikim zamknięte. W Nowym Przymierzu nie ma jednego narodu, który byłby uprzywilejowany w Bożych oczach. Ta prawda na różne sposoby była obecna już w trakcie ziemskiej służby Chrystusa, zarówno w Jego podobieństwach, jak i w czynach.
Języki komunikowały, że nie tylko Żydzi, lecz również poganie otrzymali Ducha Świętego. „Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10:34-35). Ta historyczna zmiana w Kościele siłą rzeczy musiała manifestować się w widzialny, spektakularny sposób. Skąd Piotr, Jan, Paweł, Filip, czy inni apostołowie żydowskiego pochodzenia mieli wiedzieć, że Bóg włącza do przymierza pogan i udzielił im tego samego Ducha? Poprzez widzialny i zewnętrzny znak! Były nim języki (Dz 10:44-46; Dz 19:6). Bóg mówi językami Partów, Medów, Elamitów, mieszkańców Mezopotamii, Judei, Kapadocji, Pontu, Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu, Libii, Greków, co dla Żydów oznaczało, że odtąd nie powinni traktować pogan jako wierzących drugiej kategorii. Mur oddzielający Żyda i poganina w Chrystusie został zniesiony (Ef 2:11-22). Języki były znakiem oznajmiającym tę przełomową, wielką zmianę.
Tak jak zawarciu Starego Przymierza towarzyszyły cudowne znaki, których próżno szukać w późniejszym okresie Izraela (okresem cudowności były jeszcze czasy Eliasza i Elizeusza), nie inaczej jest z inauguracją w Nowego Przymierza. Bóg nie zsyłał manny z nieba i wody ze skały, nie rozstępował mórz – przez cały okres historii Izraela. Było to cudowne działanie, które komunikowało Bożemu ludowi, że Bóg wprowadza ich w nowy etap historii.
NATCHNIONE OBJAWIENIE
Kolejnym celem daru języków było przyniesienie natchnionego, bezbłędnego, autorytatywnego objawienia Bożego dla Kościoła. Miało to miejsce, gdy języki
były połączone z darem ich wykładania, co w istocie było prorokowaniem (w innym wypadku nie mogły być używane podczas zgromadzeń). List do Hebrajczyków poucza, że Bóg przemawiał na wiele różnych sposobów przed nadejściem pełni objawienia w Chrystusie (Hbr 1:1-3). Gdy Bóg przekazał Kościołowi pełny i zakończony depozyt wiary raz na zawsze przekazanej świętym (Judy 1:6) – nie istnieje autoryzowane przez Niego źródło natchnionego objawienia poza Pismem Świętym. Duch Święty przemawia w natchniony sposób wyłącznie w Biblii, w całej Biblii i nigdzie poza nią. Tę prawdę wyrażamy poprzez reformacyjne hasło Sola Scriptura (Tylko Pismo).
Zakończone dzieło odkupienia wiąże się z zakończonym dziełem autorytatywnego, bezbłędnego objawienia, które wskazywało na Chrystusa. Dar języków (wraz z darem ich tłumaczenia) służył jako narzędzie przekazywania natchnionego Słowa kształtującemu się żydowsko-pogańskiemu Kościołowi w okresie, kiedy nadejście pełni objawienia w postaci spisanych wszystkich ksiąg biblijnych należało jeszcze do przyszłości.
Wszystkie z powyższych funkcji języków osiągnęły cel, dla których były dane. Sąd Boży spadł na niewierny Izrael w 70 roku, gdy rzymskie wojska zburzyły Jerozolimę – centrum starotestamentowego kultu. Bóg oznajmił Żydom, że do królestwa są włączone wszystkie narody, odwrócił przekleństwo Babel i zjednoczył w jednym Kościele ludzi mówiących różnymi językami. I końcu – obecnie mamy pełnię natchnionego objawienia w postaci skończonego kanonu Pisma Świętego. Ta pełnia objawienia oznacza, że nie ma natchnionego słowa Ducha Świętego poza Pismem Świętym.
Jak widzimy, każdy z istotnych celów języków został wypełniony. Ów dar miał swoje ważne znaczenie w historii zbawienia. Jeśli zrozumiemy czym był i jakie było jego znaczenie w apostolskim Kościele – naszą prostą konkluzją będzie, że nie był to dar na cały okres ery Nowego Przymierza.
HISTORIA MÓWIENIA JĘZYKAMI I PROROCTWO JOELA
XVI i XVII-wieczne wyznania wiary protestanckiej reformacji zgodnie odrzucały wątpliwy autorytet i rzekomo boskie pochodzenie natchnionego przemawiania Ducha Świętego poza Biblią (np. Westminsterskie Wyznanie Wiary z 1646 roku: Art. 1.10; Londyńskie Wyznanie Wiary z 1689: Art. 1:1–2; Belgijskie Wyznanie Wiary z 1561 roku: Art. 7). Mimo iż w czasach reformacji burzliwie dyskutowano na temat wielu kwestii dotyczących życia Kościoła, to nie istniały kontrowersje dotyczące mówienia językami. Przez XX stuleci historii Kościoła w Nowym Przymierzu trudno odnaleźć wzmianki o publicznych dysputach na temat daru mówienia językami, ponieważ zwyczajnie ich w Kościele nie było. Czy to oznacza, że Kościół błądził, był martwy lub duchowo niedojrzały? Czy wierzącym czegoś brakowało? Czy Duch Święty nie działał z mocą? Skądże! Przypomnijmy sobie choćby historie duchowych przebudzeń z XVIII–XIX wieku. Jakże wielu z nas tęskni do takiego działania i manifestacji Ducha Świętego! A jednak ani razu nie pojawia się wzmianka, by w Kościele Jezusa pojawiały się wówczas języki. Niewątpliwie miałoby to miejsce, gdyby mówienie językami było czymś powszechnym i szeroko praktykowanym w erze Nowego Przymierza po wylaniu Ducha Świętego.
Wielu naszych charyzmatycznych braci jest uczciwych wobec historii potwierdzając fakt, że nie było udokumentowanego daru języków w Kościele chrześcijańskim do roku 1901. Wówczas to w miejscowości Topeka w stanie Kansas (USA) miało miejsce tzw. „doświadczenie zielonoświątkowe” Agnes Ozman, które stało się przełomowym momentem dla ruchu charyzmatycznego. Zdaniem wielu braci charyzmatyków zainaugurowało ono spełnienie proroctwa z Księgi Joela 3:1–3 o nastaniu „czasów ostatecznych", w których Bóg wylewa swojego Ducha w szczególny sposób.
„A potem wyleję mojego Ducha na wszelkie ciało, i wasi synowie i wasze córki prorokować będą, wasi starcy będą śnili, a wasi młodzieńcy będą mieli widzenia. Także na sługi i służebnice wyleję w owych dniach mojego Ducha. I ukażę znaki na niebie i na ziemi, krew, ogień i słupy dymu. Słońce przemieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie ów wielki, straszny dzień Pana” (Joel 3:1–4).
Czy zasadne jest doszukiwanie się spełnienia owego proroctwa w obecnych czasach (od 1901 roku)? Dwa problemy z taką interpretacją są następujące. Po pierwsze, zgodnie z Pismem Świętym „czasy ostateczne”, o których prorokował Joel rozpoczęły się od wcielenia Chrystusa. „Wprawdzie był On na to przeznaczony już przed założeniem świata, ale objawiony został dopiero w czasach ostatnich ze względu na was" (1 Pt 1:20). „Ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszechrzeczy, przez którego także wszechświat stworzył" (Hbr 1:2). To Biblii powinniśmy pozwolić interpretować biblijne proroctwa. W biblijnym słowniku termin „czasy ostateczne” nie odnosi się do dni, tygodni, miesięcy, kilku lat poprzedzających powtórne przyjście Chrystusa, ale do okresu pomiędzy pierwszym, a drugim przyjściem Syna Bożego. Po drugie, Piotr w Dniu Pięćdziesiątnicy cytuje słowa proroka Joela mówiąc do zgromadzonych, że „tutaj” wypełnia się to proroctwo (Dz 2:16). Joelowa zapowiedź nadzwyczajnego wylania Ducha Świętego wypełniła się w Dniu Zielonych Świąt (i w okresie apostolskiego Kościoła), kiedy Duch Święty zstąpił, napełniając zebranych. Od tamtej pory Duch Święty jest „domownikiem” w Kościele i każdy chrześcijanin ma w Nim udział. Nic w tekście nie wskazuje na oczekiwanie wypełnienia proroctwa w Kansas w 1901 roku lub później w innych rejonach świata.
CZYM JEST CHRZEST W DUCHU ŚWIĘTYM?
Mówienie językami w charyzmatycznym podejściu traktowane jest jako znak otrzymania chrztu Duchem Świętym. Ów „chrzest” rozumiany jest jako tzw. wyzwolenie Ducha Świętego w wierzących, a więc jest czymś odrębnym od zbawienia otrzymanego przez wiarę, rodzajem drugiego błogosławieństwa.
Problem z tym podejściem polega na tym, że w Piśmie Świętym chrzest Duchem Świętym jest integralną częścią zbawienia otrzymanego przez wiarę. Bez chrztu Duchem Świętym, a więc przemieniającego działania Ducha, który rodzi człowieka na nowo – niemożliwe jest przyjście z wiarą do Chrystusa. Chrzest Duchem Świętym jest udziałem wszystkich wierzących w Chrystusa, nie zaś niektórych z nich. Wyraźnie wskazują na to poniższe wersety Pisma Świętego:
„Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało - czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12:13).
„Ale wy nie jesteście w ciele, lecz w Duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was. Jeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest jego” (Rzym 8:9).
„W nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię zbawienia waszego, i uwierzyliście w niego, zostaliście zapieczętowani obiecanym Duchem Świętym” (Ef 1:13).
W jednym Duchu ochrzczeni zostali wszyscy wierzący. Wszyscy nawróceni zostali zapieczętowani Duchem Świętym. Kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie należy do Niego. Bez chrztu Duchem Świętym nie ma duchowego życia, nawrócenia, wiary w Jezusa. Biblia nie dzieli zbawionych w zależności od tego, czy przeżyli chrzest Duchem Świętym, czy nie. Wszyscy zbawieni zostali ochrzczeni Duchem Świętym, a znakiem Jego obecności w życiu człowieka nie jest rodzaj posiadanych darów, lecz owoce przemienionego życia (Gal 5:19–21).
Czytając księgę Dziejów Apostolskich widzimy, że obecność Ducha Świętego manifestowała się niekiedy poprzez nadprzyrodzone, widzialne znaki. Bóg w ten sposób oznajmiał Żydom, by nie robili przeszkód wierzącym poganom w przychodzeniu do Niego (Dz 10:46; 19:6). Jednak nie zawsze zstąpieniu Ducha Świętego na wierzących towarzyszyły języki, co widzimy w takich urywkach jak Dz 8:37; 9:35; 11:21; 16:15; 16:33.
WSPÓŁCZESNE JĘZYKI
Czym więc są współczesne języki? Czy mamy do czynienia ze zwiedzeniem, ludzką podróbką, dziełem szatana czy psychologiczną manipulacją? Mówiący językami szczerze wierzą, że posiadają ów dar. Zwykle zostali nauczeni, że powinni o niego zabiegać, niekiedy zaobserwowali doświadczenie innych chrześcijan. Niekiedy stoi za tym niebiblijne przekonanie, że chrześcijańska duchowość polega na posiadaniu objawieniowych darów duchowych (języki, prorokowanie), doświadczaniu nadprzyrodzoności. Może stać za tym pragnienie wejścia na „wyższy poziom” wiary lub wręcz pycha. Nie zapominajmy, że pragnienie wejścia w konwencję, w której się nawróciliśmy, lub w której wzrastamy jest bardzo silne. Nie powinno więc dziwić, że nawróceni ludzie mają tendencję do uświęcania kontekstu, w którym usłyszeli Ewangelię i zaufali Chrystusowi. Jeśli tym kontekstem jest wspólnota o charakterze charyzmatycznym, nie powinniśmy się dziwić, że w młodzi chrześcijanie podlegają silnym emocjonalnym wpływom.
Naszym powołaniem nie jest odpowiadanie na każde pytanie: „Jeśli to nie jest od Boga, to od kogo?”. Nie mamy obowiązku ani odpowiedzialności, by odpowiadać co to było, jeśli nie braliśmy w czymś udziału. Nigdy nie spotkałem Agnes Ozman. Nie wiemy co się wydarzyło i jakie było tego źródło. Nasza odpowiedzialność polega na zupełnie czymś innym: mamy mówić to, czego naucza Boże Słowo i podążać za nim (1 Pt 4:11). Źródeł ludzkich doświadczeń może być wiele. Dlatego samo doświadczenie nie mówi jeszcze wszystkiego (Mt 7:22-23; 2 Kor 11:13-15). Niekiedy możemy je jednoznaczne zinterpretować, nie kiedy mamy wolność, by odpowiedzieć: Nie mam pojęcia co to jest i skąd to pochodzi. Wiem jednak, że nie ma to nic wspólnego z treścią Pisma Świętego.
Nie musimy jechać do Izraela, gdy ktoś nam opowie historię o sensacyjnie odkrytej czaszce Jezusa. Nie spoczywa na nas obowiązek, by odpowiedzieć na pytanie: jeśli to nie czaszka Jezusa, to czyja? Na podstawie Pisma możemy jednak z pewnością powiedzieć, że cokolwiek odkopali archeolodzy, to nie były kości Chrystusa, gdyż Pismo Święte mówi, że Syn Boży odszedł do chwały Ojca, skąd obecnie króluje.
DAR JĘZYKÓW BUDUJE
Mówienie językami jest darem Ducha Świętego. Jak każdy dar, którego autorem jest Duch został ofiarowany ku zbudowaniu ciała Chrystusa. Z tego powodu Paweł opisuje sposób, w jaki ów dar powinien być używany w Kościele. „Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada” (1 Kor 14:27). Co jednak ze zbudowaniem samych mówiących? Czy dar języków nie służy zbudowaniu również tych, którzy go posiadają? Paweł porusza również i to zagadnienie. Nie kwestionuje, że mówiący językami może się budować np. modląc się w swoim pokoju. „Kto językami mówi, siebie tylko buduje (…)” (1 Kor 14:4). Dlatego zachęca do zabiegania o dar tłumaczenia języków lub inne dary Ducha, które służą zbudowaniu przede wszystkim zboru (1 Kor 14:12). Z pewnością posiadanie daru od Boga (jakiegokolwiek) jest zachęceniem dla tych, którzy go posiadają. Dzieje się to jednak niejako przy okazji wypełniania głównego celu. Celem, dla którego konstruowany jest samochód jest szybkość i komfort przemieszczania się. Przy okazji jego budowa chroni mnie przed ulewnym deszczem. Jednak ochrona przed deszczem nie jest celem budowy lub kupna auta. Używając przykładu Francisa Schaeffera – mogę założyć, że srebrna łyżka może czasem być dobrym śrubokrętem, ale jest ona zrobiona dla innego celu. Głupią rzeczą byłoby wzięcie srebrnej łyżki, przeznaczonej do tego, aby się przy jej pomocy karmić i trzymać ją w skrzynce z narzędziami jako śrubokręt.
Bóg nie udzielił Kościołowi darów, by ci, którzy je mają budowali samych siebie. Każdy duchowy dar ma służyć zbudowaniu innych. „Ty wprawdzie pięknie dziękujesz, ale drugi się nie buduje” (1 Kor 14:27). Współczesne języki w żaden sposób nie spełniają funkcji budowania brata, co kolejny raz ukazuje, że nie jest to dar, którym można usługiwać innym. Czy Bóg daje dar mówienia językami milionom ludzi zapominając o darze ich wykładania? Słyszałem mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że mają dar mówienia językami. Nie widziałem jednak, by kiedykolwiek był on wykładany. Czy Bóg o czymś zapomniał? Ofiarował wierzącym dar ku zbudowaniu Kościoła, a zapomniał jak dopilnować, by naprawdę był zbudowaniem dla słuchających? Odpowiedź jest prosta: współczesne języki nie mają nic wspólnego z darem Ducha Świętego, o którym czytamy w Nowym Testamencie.
KONKLUZJA
Nie chcę przez to powiedzieć, że wszelkie dary Ducha Świętego ustały. Chcę przez to powiedzieć, że Bóg jest żywy, a Jego działania nie da się zamknąć w ramki i definicje na zasadzie: skoro kiedyś to robił, to i dziś musi to robić. Nie musi. Bóg jest Bogiem. Duch jest jak wiatr. Wieje jak chce i dokąd chce. Zamiast poddawać się konwencji, oczekiwaniom, podążać za doświadczeniem (własnym lub cudzym) zwróćmy się do Słowa Bożego, które jest pewnym i spolegliwym źródłem wiary. Biblia w klarowny sposób odpowiada na pytania: Czym były języki? Komu i kiedy zostały dane? Jaki był ich cel i czy został on wypełniony? Ważna funkcja daru mówienia językami w historii zbawienia została wykonana. Miarą duchowości nie jest w żadnym stopniu rodzaj posiadanego daru. Jest nią święte, pobożne, posłuszne życie, służenie Bogu i bliźnim w spolegliwości na Chrystusie oraz Jego spisanym Słowie.
Temat daru „mówienia językami” wywołuje wiele gorących dyskusji, napięć, czy nawet podziałów pomiędzy chrześcijanami w dzisiejszym Kościele. Dlaczego więc pisać na ten temat artykuł, skoro i tak z góry wiadomo, że różnice są i zapewne długo nie znikną? Czy nie lepiej zostawić tę kwestię „w spokoju”, nikogo nie drażnić swoimi przekonaniami, argumentacją i zająć się ważniejszymi kwestiami?
Sądzę, że byłby to przejaw poważnego zaniedbania i obojętności. Temat mówienia językami, choć nie dotyczy samego zbawienia, jest ważny. Oczywiście są nurty, które uważają, że mówienie językami jest związane z otrzymanym zbawieniem i jest głównym znakiem zbawienia. Takim środowiskom jednak zamiast wyjaśnień dotyczących języków powinniśmy głosić Ewangelię. Nie powinniśmy ich zachęcać do zmiany przekonań na temat języków, lecz do nawrócenia i wyjścia z mroku innej ewangelii.
Dlaczego Kościół, chrześcijanie powinni mieć biblijnie zdefiniowane podejście do kwestii języków? Dlaczego ta kwestia, choć drugorzędna, jest jednak ważna i praktyczna? Z kilku powodów:
1. Sami zwolennicy „mówienia językami” uważają tę kwestię za istotną. Podkreślają konieczność doświadczenia tzw. „chrztu w duchu”, który przejawia się obecnością nadprzyrodzonych darów Ducha Świętego. Powinniśmy znać biblijną odpowiedź na tego typu oczekiwania.
2. Istnieje wiele błędów, przesądów i grzesznych praktyk związanych z nadużyciami w tej kwestii.
3. Wiele osób zostało odwiedzonych od prostych ścieżek Pańskich i Ewangelii wskutek błędnego nauczania na ten temat.
4. Prędzej czy później ten temat pojawi się w każdej wspólnocie. W zborach i parafiach są lub będą ludzie, którzy mają odmienne spojrzenie na ten temat. A o różnicach lepiej jest rozmawiać w miłości niż milczeć w domysłach i insynuacjach.
5. O darze mówienia językami mówi Biblia. Dlatego Kościół nie powinien o nich milczeć.
6. Kwestia mówienia językami łączy się z wieloma zranieniami, oskarżeniami, a wręcz presją na wierzących we wspólnotach, gdzie wzywa się do „chrztu w Duchu Świętym”.
7. Jest to w końcu kwestia, która dotyka zrozumienia biblijnej duchowości i dojrzałości. Dla wielu naszych drogich charyzmatycznych braci dar języków jest miarą duchowości i bliskiej relacji z Bogiem. Istnieje potrzeba zdrowego nauczania, czym jest biblijna duchowość, czym są duchowe dary, czym jest bliska społeczność z Panem.
NAJWYŻSZY AUTORYTET
Niektórzy z naszych charyzmatyczni braci dzielą wierzących na tych, którzy mają „ten dar” i na tych, którzy go nie posiadają. Ludzie zaczynają „mówić językami” podczas konferencji, charyzmatycznych modlitw, „koncertów uwielbienia”, nabożeństw – w wyniku prośby do Boga, po nałożeniu rąk, niekiedy zupełnie spontanicznie we własnym pokoju lub po otrzymaniu instrukcji wydawania spontanicznych dźwięków.
W wyniku tego typu świadectw coraz więcej ewangelicznych chrześcijan z lekką zazdrością spogląda na braci utrzymujących, że posiadają szczególnie głęboką więź z żywym Bogiem, który działa poprzez nadprzyrodzone dary. Obawa przed skostnieniem, duchową martwotą i zamknięciem się na „świeży powiew Ducha” powoduje, że wiele konserwatywnych, do niedawna, kościołów otwiera się na emocjonalizm i nowe doznania, które w żaden sposób nie zamierzają poddawać się testowi Pisma Świętego.
Co o tym myśleć? Jaki rozstrzygnąć, czym były języki w pierwotnym Kościele i czy obecne zjawisko tzw. „glosolalii” jest tym samym lub zbliżonym doświadczeniem do wydarzeń, o których czytamy w Dziejach Apostolskich oraz w 1 Liście do Koryntian? Wiele problemów w niniejszej kwestii zniknęłoby, gdybyśmy zastosowali poprawną metodę, a więc udali się do właściwego autorytetu.
Gdy miałem 19 lat mój przyjaciel zaprosił mnie na spotkanie wspólnoty charyzmatycznej. Tam po raz pierwszy spotkałem się ze zjawiskiem mówienia językami. Nie miałem pojęcia czego jestem świadkiem i co na ten temat myśleć. Po pewnym czasie czytając księgę Dziejów Apostolskich – dowiedziałem się, że niektórzy chrześcijanie w wyniku zstąpienia na nich Ducha Świętego zaczęli mówić nieznanymi dla siebie językami.
Czy jednak osoby, które słyszałem na owym spotkaniu doświadczyły właśnie tego, o czym czytamy w Nowym Testamencie po Zesłaniu Ducha Świętego? Moja odpowiedź była prosta: być może. Nawet jeśli część z tych ludzi udaje lub wmawia sobie, że posiada ów dar, trudno kwestionować doświadczenie wszystkich. Zapewne część zgromadzonych otrzymała dar mówienia językami, choć ciężko o jakąkolwiek weryfikację cudzego doświadczenia. Pozostaje mi wierzyć, że ten rodzaj doświadczenia ma miejsce we współczesnym Kościele, Duch Święty nadal działa i nie powinniśmy poddawać ocenie cudzego świadectwa.
Po pewnym czasie uznałem, że moje wnioski były zbyt pospieszne. A powodem był fakt, że zastosowałem wadliwą, niewłaściwą metodę. Postąpiłem niczym Ewa w Ogrodzie Eden, która chcąc zinterpretować naturę owoców z drzewa poznania dobra i zła zastosowała metodę empiryzmu – własnego doświadczenia. Ewa spojrzała na owoc i skosztowała go uznając go za dobry. Jej doświadczenie stało się standardem, miarą oceny rzeczywistości. „A gdy kobieta zobaczyła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia i że były miłe dla oczu, i godne pożądania dla zdobycia mądrości, zerwała z niego owoc i jadła” (Rdz 3:6). Zinterpretowała owoce nie zważając na Bożą wypowiedź. Bóg zaś w jasny sposób przestrzegał przed spożywaniem owoców tego drzewa (Rdz 2:17) . Widzimy więc, że za grzechem naszych rodziców w Ogrodzie Eden stała ich „otwartość” na inne (niż Boża) perspektywy i ustanowienie własnego doświadczenia jako standardu oceny.
Nie inaczej jest dzisiaj. Wielu szczerych braci w Chrystusie stosując metodę Ewy, a więc doświadczenie ponad Bożym Słowem, dochodzi do wniosku, że przeżyli „chrzest Duchem Świętym”, którego przejawem i dowodem jest dar mówienia językami. Bardzo często jakakolwiek próba życzliwego dialogu i rozmowy na ten temat jest traktowana jako atak na… samego Ducha Świętego. Kwestionowanie współczesnych języków spotyka się z zarzutami o bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu, nieprzebaczalny grzech, brak miłości itp. Czy na pewno jest to właściwa reakcja? Czy rozsądniej nie byłoby wysłuchać argumentacji chrześcijan, którzy stojąc na mocnym fundamencie Pisma Świętego odwołują się do jego nauczania, potwierdzając własne zrozumienie dziedzictwem historycznego Kościoła, wyznaniami ojców reformacji i świadectwami uczestników duchowych przebudzeń? Niniejszy artykuł jest zaproszeniem do refleksji, pochylenia się nad argumentami, które jednoznacznie przekonały mnie, że to, co nazywane jest obecnie „darem mówienia językami” nie ma nic wspólnego z biblijnym darem Ducha Świętego w Kościele pierwszego wieku.
DEFINICJA
Wiele pytań i napięć związanych z mówieniem językami zniknęłoby, gdybyśmy właściwie zdefiniowali, czym są biblijne języki. Ilekroć w Biblii pojawia się zjawisko mówienia językami – mamy do czynienia z niewyuczoną zdolnością mówienia w obcym języku. Jest to nadprzyrodzony dar Ducha Świętego, który podczas publicznych zgromadzeń Kościoła mógł być używany wyłącznie jeśli obecna była osoba mająca dar tłumaczenia języków (1 Kor 14:27). Gdy języki były tłumaczone – miały one charakter proroctw, a więc natchnionego, autorytatywnego słowa od Ducha Świętego, które służyło zbudowaniu, umocnieniu lub napomnieniu Kościoła. Powinniśmy zatem zauważyć, że języki były dialektem narodów, plemion, ludów, które się nimi posługiwały. Czytamy o tym w opisie zesłania Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy:
„Gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili, mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język, w którym urodziliśmy się? Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i części Libii, położonej obok Cyreny, i przychodnie rzymscy, zarówno Żydzi jak prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże” (Dz 2:6-11).
To, co się działo w Dniu Zesłania Ducha Świętego nie było wydawaniem niezrozumiałych, nieskładnych dźwięków, które w żaden sposób nie układają się z struktury gramatyczne. Były to języki ludów i narodów. Kiedy apostoł Paweł naucza później w 1 Liście do Koryntian, w jaki sposób powinny być one używane podczas zgromadzeń Kościoła – nie ma żadnego powodu, by sądzić, że mówi on o innego rodzaju językach, innym darze aniżeli czytamy w Dziejach Apostolskich 2.
Poprawna definicja daru języków w Biblii rozwiązuje w zasadzie problem ich występowania obecnie, gdyż 99% przypadków tego, z czym mamy obecnie do czynienia nie jest żadnym językiem układającym się w jakiekolwiek struktury. Przypomina to raczej jednostajne wydawanie dźwięków, powtarzających się słów imitujących język (np. hebrajski, arabski itp.). Niekiedy przypomina to syczenie, mruczenie, wypowiadanie tajemnych zaklęć itp.
W obliczu tych faktów, z którymi zresztą zwykle zgadzają się nawet nasi bracia charyzmatycy, pozostaje pytanie o pojedyncze przypadki, gdy ktoś twierdzi, że słyszał o historiach mówienia po hiszpańsku, japońsku, arabsku przez osoby, które nigdy wcześniej nie miały styczności z tymi językami. Odpowiadając na ten argument należy zadać pytanie, czy tego rodzaju zjawiska rzeczywiście miały miejsce oraz czy jest to ten sam rodzaj doświadczenia, o którym czytamy w Nowym Testamencie? Czy jest to dar służący zbudowaniu Kościoła? Czy są to natchnione słowa Ducha Świętego, które w połączeniu z darem tłumaczenia języków niosą ze sobą natchnione objawienie dla Kościoła? Jeśli nie, wówczas nie mamy do czynienia z tym samym darem Ducha Świętego.
Niektórzy chrześcijanie zwracają uwagę na fakt, że Biblia wspomina o mowie „anielskiej”, co prowadzi ich do wniosku, że istnieje specjalny język aniołów, który niekoniecznie poddaje się ludzkim kryteriom gramatyki. To, co nazywamy nieskładną paplaniną miałoby być przykładem właśnie takiego języka. Są dwa problemy z takim wyjaśnieniem. Po pierwsze, ilekroć Biblia przywołuje słowa aniołów, zawsze jest to zrozumiała mowa. Aniołowie komunikują się z Bogiem oraz z ludźmi, a ich słowa to czasowniki, rzeczowniki, przymiotniki, które są zapisane w Biblii. Po drugie, jedyny werset mówiący „języku aniołów” występuje w słynnym Liście o Miłości apostoła Pawła, a więc w 13 rozdziale 1 Listu do Koryntian. „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13:1, BT). Aby nadać siłę wyrażanej prawdzie Paweł używa poetyckiej metafory pięknej, wzniosłej mowy, która jest nic nie warta w obliczu braku miłości.
Pisząc o języku ludzi i aniołów mówi tym samym: Choćby mowa moja była nie wiem jak piękna i wzniosła, to bez miłości będą to tylko puste dźwięki. Nie wprowadza tu więc jakiejś nowej kategorii dialektu aniołów, lecz używając poetyckich figur stylistycznych uwypukla znaczenie miłości.
BOŻE MOŻLIWOŚCI
Czy jednak Bóg nie może dawać swoim dzieciom darów kiedy chce? Czy Bóg nie jest Bogiem żywym? Czy zasnął i nie działa? Czy nie wierzymy w Jezusa, który jest wczoraj, dzisiaj, ten sam na wieki (Hbr 13:8)? Dlaczego mielibyśmy ograniczać Pana Boga?
W całej dyskusji nie chodzi o jednak o to, co może Bóg. Bóg może wszystko. Jest wszechmocny. Gdyby zechciał, jeździłbym od kilku lat nowym Porsche. Jednak nie jeżdżę. Nie dlatego, że Bóg nie jest w stanie mi go dać, lecz dlatego, że tego nie robi. Poruszając kwestię daru mówienia językami rozmawiamy właśnie o tym. Nie dyskutujemy o Bożych możliwościach, lecz o Bożym objawieniu, a więc o tym, co nam oznajmił w Biblii na temat tego, czym jest ten dar, komu, kiedy i dlaczego został dany. Zostawmy więc ludzkie spekulacje o Bożych możliwościach i udajmy się do Bożego Słowa.
OD WIEŻY BABEL DO PIĘĆDZIESIĄTNICY
Pierwszym biblijnym wydarzeniem, w którym pojawiają się języki jest budowa wieży Babel. Była ona pomnikiem zjednoczonej ludzkości, który w zamiarach budowniczych miał sięgnąć nieba. Babel to więc symbol buntu względem Bożego nakazu rozproszenia, objęcia ziemi w posiadanie i panowania nad nią. Bożą reakcją było pomieszanie ludziom języków, tak iż nie byli w stanie się komunikować i zakończyć budowy. Języki były więc znakiem sądu Bożego, który ostatecznie doprowadził do rozproszenia ludzi na ziemi.
Dar języków w Dniu Pięćdziesiątnicy był odwróceniem sądu spod Babel. Języki narodów po wylaniu Ducha oznaczały zjednoczenie Żydów i narodów pogan w jednym Kościele. Bóg poprzez Ducha Świętego jednoczy ludy ziemi wokół Chrystusa i Ewangelii. Zatem dar mówienia językami był Bożym komunikatem, że błogosławieństwo Ewangelii oto rozlewa się pośród wszystkich języków, plemion i narodów, nie zaś w jednym narodzie i języku.
SĄD NAD IZRAELEM
W Starym Przymierzu Bóg miał swój wybrany lud, którym był Izrael. Ilekroć Boży lud odstępował od przykazań, Bóg posyłał proroków, którzy oznajmiali opornemu ludowi, nieposłusznym władcom i przywódcom religijnym Bożą wolę. Zwykle było to poselstwo opamiętania, nawrócenia z grzechu, niekiedy Bożego sądu lub objawienie czekającej ich przyszłości. Prorocy przemawiali do Izraela w zrozumiałym dla nich języku – hebrajskim. Spotykali się jednak z odrzuceniem Bożego poselstwa, prześladowaniami, cierpieniem, a nawet śmiercią.
Jaka była Boża reakcja? Gdy Jego lud nie słuchał Bożego głosu przekazanego w zrozumiałym dla nich języków, Bóg pobudzał pogańskie narody, aby stały się dla Izraela narzędziem Bożego sądu. Niewola egipska, babilońska, najazdy Filistynów, Asyryjczyków były Bożym komunikatem dla Izraela: Skoro nie chcieliście słuchać, gdy mówiłem do was ustami proroków po hebrajsku, to obecnie przemówię do was w niezrozumiałych dla was językach pogan, co jednak będzie bolesnym doświadczeniem.
„Za to, że nie służyłeś Panu, Bogu twemu, w radości i dobroci serca, mając wszystkiego w bród, będziesz służył twoim nieprzyjaciołom, których Pan ześle na ciebie, w głodzie, w pragnieniu, w nagości i w niedostatku wszystkiego i włoży żelazne jarzmo na twój kark, aż cię wytępi. Sprowadzi Pan na ciebie naród z daleka, z krańca ziemi, jakby orlim lotem, naród, którego języka nie słyszałeś, naród o srogim obliczu, który nie okaże względu starcowi i nad pacholęciem się nie zlituje” (Pwt 28:47-50).
„Zaiste, przez jąkających się i mówiących obcym językiem przemówi do tego ludu ten” (Iz 28:11).
„Wtedy Pan rzekł do mnie: Z północy leje się nieszczęście na wszystkich mieszkańców kraju” (Jer 1:14) .
„Oto Ja sprowadzę na was, domu Izraela, naród z daleka - mówi Pan - naród niezwyciężony, naród starodawny, naród, którego języka nie znasz i nie rozumiesz tego, co on mówi” (Jer 5:15).
Najazdy obcojęzycznych armii były dla Izraela czytelnym znakiem Bożego sądu. Klęska militarna, niewola, bolesne doświadczenia prowadziły zwykle Boży lud do pokuty i nawrócenia. Ich owocem była wolność, odrodzenie, powrót do ziemi i wszelkie inne Boże błogosławieństwa. Cała historia Izraela w Starym Testamencie to opowieść o Bożej cierpliwości i dobroci względem Jego ludu, o odstępstwie i cudzołóstwie Bożej Oblubienicy, Bożym sądzie, a następnie pokucie i odnowieniu Izraela. Ten cykl powtarza się wielokrotnie.
Nie inaczej jest w Nowym Testamencie. Największy z proroków – sam Boży Syn mówi do przywódców religijnych w zrozumiałym języku. Ci jednak, wzorem nieposłusznego Izraela odrzucają go, oskarżają, niesprawiedliwie osądzają, poniżają i w końcu mordują (Łk 20:9-16).
Kiedy po wylaniu Ducha Świętego zgromadzeni w Jerozolimie oraz wierzący w zborach złożonych z nawróconych Żydów i nawróconych pogan mówią językami narodów, komunikat dla niewierzącego Izraela jest ten sam: Bóg mówi językami pogan, co oznacza nadchodzący sąd nad niewiernym ludem. Okres pomiędzy rokiem 30 a 70 n.e. był czasem kiedy Izrael miał rozpoznać i pokutować, że wydał na śmierć obiecanego Mesjasza (Mt 25:27; Mk 15:13-14). Bluźnierstwa, które kapłani i uczeni w Piśmie wypowiadali przeciwko Synowi Człowieczemu podczas Jego ziemskiej służby mogły zostać im wybaczone, gdyby zwrócili się w żalem i wiarą do obiecanego Mesjasza. Kiedy jednak Izrael odrzucił świadectwo „drugiego świadka” – Ducha Świętego, w mocy którego apostołowie głosili Ewangelię – był to grzech, który dopełnił Boży sąd nad nimi. Zbudzenie Świątyni w Jerozolimie przez rzymskie wojska Tytusa w 70 roku było ostatecznym sądem nad niewiernym Izraelem. „Dlatego powiadam wam, że Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mt 21:43). Bożym narzędziem sądu nad niewiernym Izraelem w I wieku stał się Rzym. Dar języków był więc w ówczesnym kontekście historycznym czytelnym komunikatem: Bóg zapowiada sąd nad swoim ludem komunikując to poprzez języki pogańskich narodów. W taki sposób należy rozumieć słowa Pawła z 1 Listu do Koryntian:
„W zakonie napisano: Przez ludzi obcego języka i przez usta obcych mówić będę do ludu tego, ale i tak mnie nie usłuchają, mówi Pan. Przeto mówienie językami, to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących, a proroctwo nie dla niewierzących, ale dla wierzących” (1 Kor 14:21-22).
Apostoł nie mówi, że języki są znakiem dla niewierzących z XXI wieku, którzy przychodzą po raz pierwszy do Kościoła. Języki nie są znakiem dla współczesnych Gdańszczan lub Paryżan. Paweł cytuje tu słowa z Księgi Powtórzonego Prawa oraz Księgi Jeremiasza odnoszące się do sądu nad Izraelem. Języki w I wieku były znakiem dla niewierzącego, współczesnego Pawłowi Izraela. Komunikat dla Żydów był czytelny: Bóg mówi językami narodów. Nad nami zbliża się sąd.
WŁĄCZENIE NARODÓW DO KRÓLESTWA
Poprzez języki Bóg nie tylko komunikuje Żydom sąd (o ile się nie opamiętają). Komunikuje również, że w Nowym Przymierzu, po wylaniu Ducha Świętego, nie ma podziału na Żyda i Greka (Gal 3:28). Bóg mówi językami narodów i rozpoczyna zwycięski pochód Ewangelii w świecie. Królestwo nie jest ograniczone do jednego narodu. Bóg mówi językami Medów, Persów, Egiptu, co oznacza, że Jego dzieło i wezwanie dotyczy również ich. Drzwi Kościoła nie są przed nikim zamknięte. W Nowym Przymierzu nie ma jednego narodu, który byłby uprzywilejowany w Bożych oczach. Ta prawda na różne sposoby była obecna już w trakcie ziemskiej służby Chrystusa, zarówno w Jego podobieństwach, jak i w czynach.
Języki komunikowały, że nie tylko Żydzi, lecz również poganie otrzymali Ducha Świętego. „Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10:34-35). Ta historyczna zmiana w Kościele siłą rzeczy musiała manifestować się w widzialny, spektakularny sposób. Skąd Piotr, Jan, Paweł, Filip, czy inni apostołowie żydowskiego pochodzenia mieli wiedzieć, że Bóg włącza do przymierza pogan i udzielił im tego samego Ducha? Poprzez widzialny i zewnętrzny znak! Były nim języki (Dz 10:44-46; Dz 19:6). Bóg mówi językami Partów, Medów, Elamitów, mieszkańców Mezopotamii, Judei, Kapadocji, Pontu, Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu, Libii, Greków, co dla Żydów oznaczało, że odtąd nie powinni traktować pogan jako wierzących drugiej kategorii. Mur oddzielający Żyda i poganina w Chrystusie został zniesiony (Ef 2:11-22). Języki były znakiem oznajmiającym tę przełomową, wielką zmianę.
Tak jak zawarciu Starego Przymierza towarzyszyły cudowne znaki, których próżno szukać w późniejszym okresie Izraela (okresem cudowności były jeszcze czasy Eliasza i Elizeusza), nie inaczej jest z inauguracją w Nowego Przymierza. Bóg nie zsyłał manny z nieba i wody ze skały, nie rozstępował mórz – przez cały okres historii Izraela. Było to cudowne działanie, które komunikowało Bożemu ludowi, że Bóg wprowadza ich w nowy etap historii.
NATCHNIONE OBJAWIENIE
Kolejnym celem daru języków było przyniesienie natchnionego, bezbłędnego, autorytatywnego objawienia Bożego dla Kościoła. Miało to miejsce, gdy języki
były połączone z darem ich wykładania, co w istocie było prorokowaniem (w innym wypadku nie mogły być używane podczas zgromadzeń). List do Hebrajczyków poucza, że Bóg przemawiał na wiele różnych sposobów przed nadejściem pełni objawienia w Chrystusie (Hbr 1:1-3). Gdy Bóg przekazał Kościołowi pełny i zakończony depozyt wiary raz na zawsze przekazanej świętym (Judy 1:6) – nie istnieje autoryzowane przez Niego źródło natchnionego objawienia poza Pismem Świętym. Duch Święty przemawia w natchniony sposób wyłącznie w Biblii, w całej Biblii i nigdzie poza nią. Tę prawdę wyrażamy poprzez reformacyjne hasło Sola Scriptura (Tylko Pismo).
Zakończone dzieło odkupienia wiąże się z zakończonym dziełem autorytatywnego, bezbłędnego objawienia, które wskazywało na Chrystusa. Dar języków (wraz z darem ich tłumaczenia) służył jako narzędzie przekazywania natchnionego Słowa kształtującemu się żydowsko-pogańskiemu Kościołowi w okresie, kiedy nadejście pełni objawienia w postaci spisanych wszystkich ksiąg biblijnych należało jeszcze do przyszłości.
Wszystkie z powyższych funkcji języków osiągnęły cel, dla których były dane. Sąd Boży spadł na niewierny Izrael w 70 roku, gdy rzymskie wojska zburzyły Jerozolimę – centrum starotestamentowego kultu. Bóg oznajmił Żydom, że do królestwa są włączone wszystkie narody, odwrócił przekleństwo Babel i zjednoczył w jednym Kościele ludzi mówiących różnymi językami. I końcu – obecnie mamy pełnię natchnionego objawienia w postaci skończonego kanonu Pisma Świętego. Ta pełnia objawienia oznacza, że nie ma natchnionego słowa Ducha Świętego poza Pismem Świętym.
Jak widzimy, każdy z istotnych celów języków został wypełniony. Ów dar miał swoje ważne znaczenie w historii zbawienia. Jeśli zrozumiemy czym był i jakie było jego znaczenie w apostolskim Kościele – naszą prostą konkluzją będzie, że nie był to dar na cały okres ery Nowego Przymierza.
HISTORIA MÓWIENIA JĘZYKAMI I PROROCTWO JOELA
XVI i XVII-wieczne wyznania wiary protestanckiej reformacji zgodnie odrzucały wątpliwy autorytet i rzekomo boskie pochodzenie natchnionego przemawiania Ducha Świętego poza Biblią (np. Westminsterskie Wyznanie Wiary z 1646 roku: Art. 1.10; Londyńskie Wyznanie Wiary z 1689: Art. 1:1–2; Belgijskie Wyznanie Wiary z 1561 roku: Art. 7). Mimo iż w czasach reformacji burzliwie dyskutowano na temat wielu kwestii dotyczących życia Kościoła, to nie istniały kontrowersje dotyczące mówienia językami. Przez XX stuleci historii Kościoła w Nowym Przymierzu trudno odnaleźć wzmianki o publicznych dysputach na temat daru mówienia językami, ponieważ zwyczajnie ich w Kościele nie było. Czy to oznacza, że Kościół błądził, był martwy lub duchowo niedojrzały? Czy wierzącym czegoś brakowało? Czy Duch Święty nie działał z mocą? Skądże! Przypomnijmy sobie choćby historie duchowych przebudzeń z XVIII–XIX wieku. Jakże wielu z nas tęskni do takiego działania i manifestacji Ducha Świętego! A jednak ani razu nie pojawia się wzmianka, by w Kościele Jezusa pojawiały się wówczas języki. Niewątpliwie miałoby to miejsce, gdyby mówienie językami było czymś powszechnym i szeroko praktykowanym w erze Nowego Przymierza po wylaniu Ducha Świętego.
Wielu naszych charyzmatycznych braci jest uczciwych wobec historii potwierdzając fakt, że nie było udokumentowanego daru języków w Kościele chrześcijańskim do roku 1901. Wówczas to w miejscowości Topeka w stanie Kansas (USA) miało miejsce tzw. „doświadczenie zielonoświątkowe” Agnes Ozman, które stało się przełomowym momentem dla ruchu charyzmatycznego. Zdaniem wielu braci charyzmatyków zainaugurowało ono spełnienie proroctwa z Księgi Joela 3:1–3 o nastaniu „czasów ostatecznych", w których Bóg wylewa swojego Ducha w szczególny sposób.
„A potem wyleję mojego Ducha na wszelkie ciało, i wasi synowie i wasze córki prorokować będą, wasi starcy będą śnili, a wasi młodzieńcy będą mieli widzenia. Także na sługi i służebnice wyleję w owych dniach mojego Ducha. I ukażę znaki na niebie i na ziemi, krew, ogień i słupy dymu. Słońce przemieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie ów wielki, straszny dzień Pana” (Joel 3:1–4).
Czy zasadne jest doszukiwanie się spełnienia owego proroctwa w obecnych czasach (od 1901 roku)? Dwa problemy z taką interpretacją są następujące. Po pierwsze, zgodnie z Pismem Świętym „czasy ostateczne”, o których prorokował Joel rozpoczęły się od wcielenia Chrystusa. „Wprawdzie był On na to przeznaczony już przed założeniem świata, ale objawiony został dopiero w czasach ostatnich ze względu na was" (1 Pt 1:20). „Ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszechrzeczy, przez którego także wszechświat stworzył" (Hbr 1:2). To Biblii powinniśmy pozwolić interpretować biblijne proroctwa. W biblijnym słowniku termin „czasy ostateczne” nie odnosi się do dni, tygodni, miesięcy, kilku lat poprzedzających powtórne przyjście Chrystusa, ale do okresu pomiędzy pierwszym, a drugim przyjściem Syna Bożego. Po drugie, Piotr w Dniu Pięćdziesiątnicy cytuje słowa proroka Joela mówiąc do zgromadzonych, że „tutaj” wypełnia się to proroctwo (Dz 2:16). Joelowa zapowiedź nadzwyczajnego wylania Ducha Świętego wypełniła się w Dniu Zielonych Świąt (i w okresie apostolskiego Kościoła), kiedy Duch Święty zstąpił, napełniając zebranych. Od tamtej pory Duch Święty jest „domownikiem” w Kościele i każdy chrześcijanin ma w Nim udział. Nic w tekście nie wskazuje na oczekiwanie wypełnienia proroctwa w Kansas w 1901 roku lub później w innych rejonach świata.
CZYM JEST CHRZEST W DUCHU ŚWIĘTYM?
Mówienie językami w charyzmatycznym podejściu traktowane jest jako znak otrzymania chrztu Duchem Świętym. Ów „chrzest” rozumiany jest jako tzw. wyzwolenie Ducha Świętego w wierzących, a więc jest czymś odrębnym od zbawienia otrzymanego przez wiarę, rodzajem drugiego błogosławieństwa.
Problem z tym podejściem polega na tym, że w Piśmie Świętym chrzest Duchem Świętym jest integralną częścią zbawienia otrzymanego przez wiarę. Bez chrztu Duchem Świętym, a więc przemieniającego działania Ducha, który rodzi człowieka na nowo – niemożliwe jest przyjście z wiarą do Chrystusa. Chrzest Duchem Świętym jest udziałem wszystkich wierzących w Chrystusa, nie zaś niektórych z nich. Wyraźnie wskazują na to poniższe wersety Pisma Świętego:
„Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało - czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12:13).
„Ale wy nie jesteście w ciele, lecz w Duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was. Jeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest jego” (Rzym 8:9).
„W nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię zbawienia waszego, i uwierzyliście w niego, zostaliście zapieczętowani obiecanym Duchem Świętym” (Ef 1:13).
W jednym Duchu ochrzczeni zostali wszyscy wierzący. Wszyscy nawróceni zostali zapieczętowani Duchem Świętym. Kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie należy do Niego. Bez chrztu Duchem Świętym nie ma duchowego życia, nawrócenia, wiary w Jezusa. Biblia nie dzieli zbawionych w zależności od tego, czy przeżyli chrzest Duchem Świętym, czy nie. Wszyscy zbawieni zostali ochrzczeni Duchem Świętym, a znakiem Jego obecności w życiu człowieka nie jest rodzaj posiadanych darów, lecz owoce przemienionego życia (Gal 5:19–21).
Czytając księgę Dziejów Apostolskich widzimy, że obecność Ducha Świętego manifestowała się niekiedy poprzez nadprzyrodzone, widzialne znaki. Bóg w ten sposób oznajmiał Żydom, by nie robili przeszkód wierzącym poganom w przychodzeniu do Niego (Dz 10:46; 19:6). Jednak nie zawsze zstąpieniu Ducha Świętego na wierzących towarzyszyły języki, co widzimy w takich urywkach jak Dz 8:37; 9:35; 11:21; 16:15; 16:33.
WSPÓŁCZESNE JĘZYKI
Czym więc są współczesne języki? Czy mamy do czynienia ze zwiedzeniem, ludzką podróbką, dziełem szatana czy psychologiczną manipulacją? Mówiący językami szczerze wierzą, że posiadają ów dar. Zwykle zostali nauczeni, że powinni o niego zabiegać, niekiedy zaobserwowali doświadczenie innych chrześcijan. Niekiedy stoi za tym niebiblijne przekonanie, że chrześcijańska duchowość polega na posiadaniu objawieniowych darów duchowych (języki, prorokowanie), doświadczaniu nadprzyrodzoności. Może stać za tym pragnienie wejścia na „wyższy poziom” wiary lub wręcz pycha. Nie zapominajmy, że pragnienie wejścia w konwencję, w której się nawróciliśmy, lub w której wzrastamy jest bardzo silne. Nie powinno więc dziwić, że nawróceni ludzie mają tendencję do uświęcania kontekstu, w którym usłyszeli Ewangelię i zaufali Chrystusowi. Jeśli tym kontekstem jest wspólnota o charakterze charyzmatycznym, nie powinniśmy się dziwić, że w młodzi chrześcijanie podlegają silnym emocjonalnym wpływom.
Naszym powołaniem nie jest odpowiadanie na każde pytanie: „Jeśli to nie jest od Boga, to od kogo?”. Nie mamy obowiązku ani odpowiedzialności, by odpowiadać co to było, jeśli nie braliśmy w czymś udziału. Nigdy nie spotkałem Agnes Ozman. Nie wiemy co się wydarzyło i jakie było tego źródło. Nasza odpowiedzialność polega na zupełnie czymś innym: mamy mówić to, czego naucza Boże Słowo i podążać za nim (1 Pt 4:11). Źródeł ludzkich doświadczeń może być wiele. Dlatego samo doświadczenie nie mówi jeszcze wszystkiego (Mt 7:22-23; 2 Kor 11:13-15). Niekiedy możemy je jednoznaczne zinterpretować, nie kiedy mamy wolność, by odpowiedzieć: Nie mam pojęcia co to jest i skąd to pochodzi. Wiem jednak, że nie ma to nic wspólnego z treścią Pisma Świętego.
Nie musimy jechać do Izraela, gdy ktoś nam opowie historię o sensacyjnie odkrytej czaszce Jezusa. Nie spoczywa na nas obowiązek, by odpowiedzieć na pytanie: jeśli to nie czaszka Jezusa, to czyja? Na podstawie Pisma możemy jednak z pewnością powiedzieć, że cokolwiek odkopali archeolodzy, to nie były kości Chrystusa, gdyż Pismo Święte mówi, że Syn Boży odszedł do chwały Ojca, skąd obecnie króluje.
DAR JĘZYKÓW BUDUJE
Mówienie językami jest darem Ducha Świętego. Jak każdy dar, którego autorem jest Duch został ofiarowany ku zbudowaniu ciała Chrystusa. Z tego powodu Paweł opisuje sposób, w jaki ów dar powinien być używany w Kościele. „Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada” (1 Kor 14:27). Co jednak ze zbudowaniem samych mówiących? Czy dar języków nie służy zbudowaniu również tych, którzy go posiadają? Paweł porusza również i to zagadnienie. Nie kwestionuje, że mówiący językami może się budować np. modląc się w swoim pokoju. „Kto językami mówi, siebie tylko buduje (…)” (1 Kor 14:4). Dlatego zachęca do zabiegania o dar tłumaczenia języków lub inne dary Ducha, które służą zbudowaniu przede wszystkim zboru (1 Kor 14:12). Z pewnością posiadanie daru od Boga (jakiegokolwiek) jest zachęceniem dla tych, którzy go posiadają. Dzieje się to jednak niejako przy okazji wypełniania głównego celu. Celem, dla którego konstruowany jest samochód jest szybkość i komfort przemieszczania się. Przy okazji jego budowa chroni mnie przed ulewnym deszczem. Jednak ochrona przed deszczem nie jest celem budowy lub kupna auta. Używając przykładu Francisa Schaeffera – mogę założyć, że srebrna łyżka może czasem być dobrym śrubokrętem, ale jest ona zrobiona dla innego celu. Głupią rzeczą byłoby wzięcie srebrnej łyżki, przeznaczonej do tego, aby się przy jej pomocy karmić i trzymać ją w skrzynce z narzędziami jako śrubokręt.
Bóg nie udzielił Kościołowi darów, by ci, którzy je mają budowali samych siebie. Każdy duchowy dar ma służyć zbudowaniu innych. „Ty wprawdzie pięknie dziękujesz, ale drugi się nie buduje” (1 Kor 14:27). Współczesne języki w żaden sposób nie spełniają funkcji budowania brata, co kolejny raz ukazuje, że nie jest to dar, którym można usługiwać innym. Czy Bóg daje dar mówienia językami milionom ludzi zapominając o darze ich wykładania? Słyszałem mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że mają dar mówienia językami. Nie widziałem jednak, by kiedykolwiek był on wykładany. Czy Bóg o czymś zapomniał? Ofiarował wierzącym dar ku zbudowaniu Kościoła, a zapomniał jak dopilnować, by naprawdę był zbudowaniem dla słuchających? Odpowiedź jest prosta: współczesne języki nie mają nic wspólnego z darem Ducha Świętego, o którym czytamy w Nowym Testamencie.
KONKLUZJA
Nie chcę przez to powiedzieć, że wszelkie dary Ducha Świętego ustały. Chcę przez to powiedzieć, że Bóg jest żywy, a Jego działania nie da się zamknąć w ramki i definicje na zasadzie: skoro kiedyś to robił, to i dziś musi to robić. Nie musi. Bóg jest Bogiem. Duch jest jak wiatr. Wieje jak chce i dokąd chce. Zamiast poddawać się konwencji, oczekiwaniom, podążać za doświadczeniem (własnym lub cudzym) zwróćmy się do Słowa Bożego, które jest pewnym i spolegliwym źródłem wiary. Biblia w klarowny sposób odpowiada na pytania: Czym były języki? Komu i kiedy zostały dane? Jaki był ich cel i czy został on wypełniony? Ważna funkcja daru mówienia językami w historii zbawienia została wykonana. Miarą duchowości nie jest w żadnym stopniu rodzaj posiadanego daru. Jest nią święte, pobożne, posłuszne życie, służenie Bogu i bliźnim w spolegliwości na Chrystusie oraz Jego spisanym Słowie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)