Właśnie m.in. dlatego zapraszam na konferencję "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły" - 9 marca 2013 r., godzina 10.00 w Domu Technika NOT przy ul. Rajskiej 6 w Gdańsku. Szczegóły TUTAJ
czwartek, 28 lutego 2013
Dobre uczynki nie czynią człowieka dobrym
Dobre uczynki nie czynią człowieka dobrym, lecz dobry człowiek spełnia dobre uczynki. Złe uczynki nie czynią człowieka złym, lecz zły człowiek spełnia złe uczynki (...). Chrystus mówi tak: Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców (Mt 7:18). Jasne zaś jest, iż nie owoce rodzą drzewa, ani drzewa nie rosną na owocach, lecz odwrotnie: drzewa rodzą owoce, a owoce rosną na drzewach. (...) Ogólnie biorąc, żadne dzieło nie czyni twórcy takim jakim ono samo jest. To mistrz czyni dzieło takim, jakim jest on sam. Tak ma się rzecz w dziedzinie ludzkich uczynków. Jakim jest człowiek żyjący w wierze czy w niewierze, takim jest i jego uczynek, dobry - jeśli dokonany w wierze, zły - jeśli dokonany w niewierze. Lecz nie da się tego odwrócić, by miało być tak, że jakim jest uczynek, takim staje się człowiek, żyjącym w wierze lub w niewierze. Jak bowiem uczynki nie czynią człowieka wierzącym, tak nie czynią go sprawiedliwym. Wiara czyni człowieka wierzącym i sprawiedliwym. Ta wiara jest źródłem jest sprawiedliwych uczynków.
Marcin Luter, O wolności chrześcijańskiej
środa, 27 lutego 2013
Nabożeństwa w Domu Harcerza
Od najbliższej Niedzieli (3 marca 2013) nabożeństwa Ewangelicznego Kościoła Reformowanego w Gdańsku będą odbywały się na Głównym Mieście w Gdańsku, w DOMU HARCERZA, ul. Za Murami 2-10 (150 m od ul. Długiej). Godzina pozostaje bez zmian - 10.00. Po nabożeństwie jak zwykle zapraszamy na kawę, herbatę, ciasto, rozmowy.
W obecności Boga
Prawdziwa pobożność
znajduje się w obecności Boga. Przychodzimy do Kościoła z powodu Boga, który jest pośród nas. Pracujemy
uczciwie i solidnie ponieważ praca jest służbą dla
Niego. Zabiegamy o jedność, trwałość małżeństwa i rodziny ponieważ odpowiadamy przed
Bogiem. Nasza osobista modlitwa i czas przy Piśmie Świętym w zaciszu pokoju
powinien wynikać z faktu, że wierzymy, że Bóg jest obok, jest realny, mogę się z
Nim komunikować. To są cechy prawdziwej religii. Bóg na mnie patrzy. Nie jestem
sam. Nawet gdy nie widzi mnie człowiek, to widzi mnie Ojciec w Niebie.
Fałszywa pobożność
jest natomiast prawie zawsze praktykowana w obecności przynajmniej jednego
człowieka. To oczywiście może być pobożność w ramach Kościoła, w kontekście chrześcijaństwa, ale pobożność
obłudna. Taka pobożność potrzebuje do zamanifestowania przynajmniej jednego
świadka. Mówi ona, że czas spędzony na osobistej modlitwie i
czytaniu Pisma jest jałowy i bezużyteczny ponieważ nikogo nie ma obok. Nikt nie
widzi tego, co robię. Z nikim sobie nie porozmawiam. Nikt mnie nie pochwali.
Biblia naucza, że Ktoś niematerialny jest zawsze obecny. Cały czas znajdujemy się przed Jego obliczem. Wszystko czynimy w obliczu Boga. Praktyka naszego życia wygląda w ten sposób, że gdziekolwiek się udamy to zazwyczaj jesteśmy w obecności ludzi. Dom, praca, Kościół, miejsca rozrywki – wszędzie tam mamy do czynienia z ludźmi. Nie jesteśmy tam niezauważalni. Pokusa polega na tym, by o tym pamiętać, jednocześnie zapominając o obecności Ojca. Nie zapominajmy, że cokolwiek czynimy, gdziekolwiek się udamy - nie jesteśmy sami. Bóg jest bliski.
Biblia naucza, że Ktoś niematerialny jest zawsze obecny. Cały czas znajdujemy się przed Jego obliczem. Wszystko czynimy w obliczu Boga. Praktyka naszego życia wygląda w ten sposób, że gdziekolwiek się udamy to zazwyczaj jesteśmy w obecności ludzi. Dom, praca, Kościół, miejsca rozrywki – wszędzie tam mamy do czynienia z ludźmi. Nie jesteśmy tam niezauważalni. Pokusa polega na tym, by o tym pamiętać, jednocześnie zapominając o obecności Ojca. Nie zapominajmy, że cokolwiek czynimy, gdziekolwiek się udamy - nie jesteśmy sami. Bóg jest bliski.
wtorek, 26 lutego 2013
Konferencja w Gdańsku: "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły"
Serdecznie zapraszamy na wyjątkową konferencję pt. "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły", która odbędzie się w Gdańsku 9 marca (sb) w Domu Technika NOT przy ul. Rajskiej 6 o godzinie 10.00.
Czy jest jakaś alternatywa dla rodziców, którzy szukają innych dróg edukacji własnych dzieci niż szkoła? Jakie są obecnie zapisy w polskim prawie dotyczące możliwości uczenia dzieci w domu? Czy rodzice są w stanie samodzielnie uczyć własne dzieci? Co z socjalizacją dzieci uczonych domowo? Co z wynikami egzaminów i dalszym etapem kształcenia? Jak współpracować ze szkołą?
Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć dzięki zaproszonym mówcom, z których wszyscy mają doświadczenie w uczeniu swoich dzieci domowo: prawnik, pedagog, pastor, dyrektor szkolny, wykładowczyni akademicka (psycholog). Po wykładach zapraszamy na panel dyskusyjny z udziałem wykładowców i rodziców uczących domowo.
Wstęp na konferencję jest bezpłatny. W przerwach między wykładami zapraszamy na kawę, herbatę, ciasto, rozmowy.
Organizatorzy: Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" (pomorski.civitaschristian a.pl) oraz Ewangeliczny Kościół Reformowany w Gdańsku (gdansk.reformacja.pl)
Szczegółowy plan wykładów i mówców poniżej (kliknij obrazek aby go powiększyć).
Czy jest jakaś alternatywa dla rodziców, którzy szukają innych dróg edukacji własnych dzieci niż szkoła? Jakie są obecnie zapisy w polskim prawie dotyczące możliwości uczenia dzieci w domu? Czy rodzice są w stanie samodzielnie uczyć własne dzieci? Co z socjalizacją dzieci uczonych domowo? Co z wynikami egzaminów i dalszym etapem kształcenia? Jak współpracować ze szkołą?
Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć dzięki zaproszonym mówcom, z których wszyscy mają doświadczenie w uczeniu swoich dzieci domowo: prawnik, pedagog, pastor, dyrektor szkolny, wykładowczyni akademicka (psycholog). Po wykładach zapraszamy na panel dyskusyjny z udziałem wykładowców i rodziców uczących domowo.
Wstęp na konferencję jest bezpłatny. W przerwach między wykładami zapraszamy na kawę, herbatę, ciasto, rozmowy.
Organizatorzy: Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" (pomorski.civitaschristian
Szczegółowy plan wykładów i mówców poniżej (kliknij obrazek aby go powiększyć).
poniedziałek, 25 lutego 2013
Chrześcijańskie dzieci - obserwatorzy czy uczniowie?
Chrzest
nie jest zwieńczeniem naszej wędrówki do Boga. Jest jej początkiem. Według słów Jezusa z "Wielkiego Posłannictwa" (Mt 28:19-20) - inauguruje on proces uczniostwa. Nie można więc mówić o biblijnym uczniostwie zaniedbując jego kluczowy aspekt. Chyba, że mówimy o uczniostwie wedle naszego programu, a nie chrystusowego.
Chrzest nie jest również nagrodą. Nie jest dla osób dojrzałych i tych, którzy nie mają problemów z grzechami. Kąpieli nie potrzebują czyści, lecz brudni.
Kościół nie jest miejscem dla wyrośniętych, ukształtowanych poza
nim. Osobom chrzczonym nie mówimy: "Cieszymy się, że poza Kościołem dojrzałeś, zrozumiałeś prawdy
wiary, że radzisz sobie jakoś z grzechem.
Skoro więc tych rzeczy nauczyłeś się nie będąc członkiem Kościoła, to pozwól, że
teraz cię przepytamy, sprawdzimy i ewentualnie wynagrodzimy nadając ci chrzest i członkostwo w naszej społeczności".
Pismo Św. mówi, że to Kościół (a nie świat) powinien być miejscem kształtowania wiary, charakteru, myślenia, zachowania chrześcijan, włączając w to grono nasze dzieci. Dlatego z radością witamy je pośród nas, chętnie przyjmujemy i uczymy jako część Bożego Ludu, jako małych chrześcijan. Nie są tu gośćmi, którzy obserwują proces uczniostwa dorosłych, by same mogły go rozpocząć w przyszłości. Raczej są uczniami Chrystusa, których uczymy modlitwy, bojaźni i miłości Bożej, posłuszeństwa Słowu Bożemu, rodzicom, szacunku do bliźnich itp. Cały ten proces uczenia "przestrzegania wszystkiego co wam przykazałem" (Mt 28:20) rozpoczyna się oczywiście od chrztu. Modlitwy "Ojcze Nasz" nie nauczamy "małych pogan", którzy kiedyś mają się stać chrześcijanami. Nauczamy małych uczniów Jezusa.
Chrzest nie jest również nagrodą. Nie jest dla osób dojrzałych i tych, którzy nie mają problemów z grzechami. Kąpieli nie potrzebują czyści, lecz brudni.
Stół Pański nie
jest dla duchowo sytych, wyrośniętych i dojrzałych. Jest dla słabych i
głodnych. Dlatego z radością zapraszamy do niego wszystkich chrześcijan:
dużych, małych, upadających, potrzebujących duchowego pokarmu i pokrzepienia od Jezusa.
Małżeństwo nie
jest dla tych, którzy nie doświadczają seksualnych pokus i którym jest dobrze jako osobom niezamężnym. Jest dla tych, którzy w samotności czują się wybrakowani i pragną miłosnego towarzystwa męża lub żony.
Pismo Św. mówi, że to Kościół (a nie świat) powinien być miejscem kształtowania wiary, charakteru, myślenia, zachowania chrześcijan, włączając w to grono nasze dzieci. Dlatego z radością witamy je pośród nas, chętnie przyjmujemy i uczymy jako część Bożego Ludu, jako małych chrześcijan. Nie są tu gośćmi, którzy obserwują proces uczniostwa dorosłych, by same mogły go rozpocząć w przyszłości. Raczej są uczniami Chrystusa, których uczymy modlitwy, bojaźni i miłości Bożej, posłuszeństwa Słowu Bożemu, rodzicom, szacunku do bliźnich itp. Cały ten proces uczenia "przestrzegania wszystkiego co wam przykazałem" (Mt 28:20) rozpoczyna się oczywiście od chrztu. Modlitwy "Ojcze Nasz" nie nauczamy "małych pogan", którzy kiedyś mają się stać chrześcijanami. Nauczamy małych uczniów Jezusa.
Narodzenie z dziewicy jako przemeblowanie sceny politycznej
"Z jednej strony, musimy mieć się na baczności przed ateistami, lecz z drugiej - także przed sentymentalnymi kaznodziejami redukującymi znaczenie narodzin z dziewicy do sfery duchowej i odmawiającymi im wszelkiej historycznej doniosłości. Magnificat ogłasza bowiem, że Bóg udzielił zbawienia całemu światu, zarówno w wymiarze duchowym, jak i fizycznym, a także religijnym, politycznym i gospodarczym. Ci, którzy temu przeczą, powinni otwarcie wyznać swą niewiarę. Maria cieszyła się ze zbawienia Bożego, z cudownej odmiany losu, z całkowitego przemeblowania sceny politycznej i systemów wartości, ze zbawczych planów Boga. Obietnice dane wiernym w czasach Starego Testamentu znalazły swe wypełnienie w narodzinach z dziewicy".
Rousas John Rushdoony, Biblijna filozofia historii
Rousas John Rushdoony, Biblijna filozofia historii
sobota, 23 lutego 2013
Dlaczego edukacja seksualna w szkołach byłaby destrukcyjna?
Osoby o "lewicowej wrażliwości" (używając słów jednego z posłów) dążą do wprowadzenia w szkołach edukacji seksualnej, tak jakby nauczanie na temat seksualności sprowadzało się do budowy narządów, technik, rodzaju tabletek antykoncepcyjnych i instrukcji nakładania prezerwatywy.
Biblia naucza, że sfera życia seksualnego jest albo wyrazem poddania Bożemu porządkowi, bądź odrzucenia ustanowionych przez Niego praw, które mają czynić nas w tej dziedzinie spełnionymi i pełnymi satysfakcji. Według słów Jezusa (Mt 5:27-28) istnieje taki grzech jak pożądanie, który, będąc pozbawiony hamulca bezpieczeństwa, prowadzi do grzesznej aktywności seksualnej (masturbacja, przedślubne współżycie, pozamałżeński seks, homoseksualne współżycie itd.). Nauka jazdy autem bez wyjaśnienia młodemu kierowcy do czego służy hamulec przyczyniałaby się do katastrof drogowych. Nauka "technik" seksualnego współżycia, kontroli narodzin bez wskazania ograniczeń i kontekstu seksualnego zbliżenia przyczynia się do duchowych, fizycznych i psychicznych katastrof.
Z tego powodu powinniśmy sprzeciwiać np. tzw. edukacji seksualnej w szkołach:
- mówi bowiem wyłącznie o fizyczności
bez wskazania na moralność i ograniczenia
- igra z czymś takim jak grzeszna pożądliwość w myślach
- opiera się na psychologicznej
teorii, która nie uznaje takich pojęć jak "grzech, grzeszne pożądanie,
grzeszne pragnienia"
- oddziela sferę wiary i etyki chrześcijańskiej od realnego życia. Nie oddziela zaś wiary i etyki ewolucjonistów i sekularystów od realnego życia
- nie odróżnia ludzkiej potrzeby seksualnego zbliżenia od zwierzęcego popędu
To tak jakby uczyć dzieci strzelania z pistoletu ze słowami: "Strzelanie
jest neutralne. Ja jedynie uczę ładowania broni, celowania, naciskania
na spust. Nic więcej. Nie mówię do
kogo wolno, a do kogo nie wolno celować. Tym zajmują się katecheci".
piątek, 22 lutego 2013
Bóg nie jest samotny
Bóg stwarza świat i wszystko, co stworzył określa mianem "dobrego". Kiedy jednak stwarza człowieka, mówi: coś tu jest
niedobrego. Niedobrze jest gdy człowiek jest sam. Samotność
nie jest dobra ponieważ Bóg nie jest samotny. Jest społecznością Osób żyjących we wzajemnej miłości. Będąc stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, jesteśmy powołani do tego samego - życia we wspólnocie: rodzinnej, kościelnej, społecznej.
czwartek, 21 lutego 2013
Dresiarz i facebook
Zaobserwowana niedawno scenka z życia:
Akcja dzieje się w gdańskim tramwaju. Około 20-letni dresiarz podniesionym głosem rozmawia przez telefon komórkowy: - To jak?! Jesteś ze mną czy nie bo już nie wiem czy jesteś ze mną?! Mówisz, że jesteś ze mną, a na fejsie ustawiasz, że nie jesteś w związku!
Akcja dzieje się w gdańskim tramwaju. Około 20-letni dresiarz podniesionym głosem rozmawia przez telefon komórkowy: - To jak?! Jesteś ze mną czy nie bo już nie wiem czy jesteś ze mną?! Mówisz, że jesteś ze mną, a na fejsie ustawiasz, że nie jesteś w związku!
Miasto Boga, miasto człowieka
TUTAJ można odsłuchać kazania pastora Sebastiana Smolarza z naszego nabożeństwa pt. "Miasto Boga, miasto człowieka" (Rdz 4). Zapraszam.
środa, 20 lutego 2013
Niedziela i chrzest
Kliknij na obrazek aby go powiększyć.
Jeśli chciałbyś zobaczyć jak wygląda nabożeństwo w Kościele Reformowanym, Chrzest domostwa (osób w różnym wieku), Wieczerza Pańska pod dwiema postaciami (chleb i wino), kazanie, modlitwy, wyznanie grzechów, zapewnienie o przebaczeniu, wyznanie wiary, błogosławieństwo, to odwiedź nas w najbliższą Niedzielę! Po nabożeństwie zapraszamy na kawę, herbatę, ciasto.
Nie wpatruj się w historię swoich zranień
"Słyszeliście, iż powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie (...)" - Ew. Mateusza 5:43-45
Kochanie nieprzyjaciół jest trudne. Jak
zacząć? Od modlitwy. Czy modlisz się o tych, którzy ci złorzeczą? O pomyślność
dla nich, błogosławieństwo? Niekiedy jesteśmy jak Jonasz, który nie chciał iść do Niniwy ponieważ wiedział, że
nawrócenie wrogów będzie oznaczało Boże błogosławieństwo dla nich. A
przecież nie chcemy Bożego błogosławieństwa dla nieprzyjaciół, prawda?
Największym problemem w miłowaniu nieprzyjaciół nie są ich wady i grzechy. Największym problemem jesteśmy my. Wszelkie nasze rozdrażnienia, zdenerwowania,
słowa, których żałujemy mają swoje źródło w tym, że na tronie naszego życia siedzi
pan lub pani ja. I kiedy ktoś te ja zaniepokoi, wyrwie ze spokoju, to jesteśmy bardzo niezadowoleni. Wszelkie grzech bierze się z myśli o sobie. To nasz egoizm i pycha odpowiadają za wszelkie nasze upadki. Szatan co jakiś czas nam podpowiada: „Bóg nie jest w porządku względem ciebie. Masz prawo czuć urazę i żal - do Boga, do żony, męża, dzieci. Gdyby cię naprawdę kochali, to nie postępowaliby
tak wobec ciebie. Masz więc teraz prawo zgrzeszyć, bo niby dlaczego ty masz być
fair skoro Bóg nie gra fair wobec ciebie? Skoro żona nie jest fair, rodzice
nie są fair?”
Biblia mówi: musisz ukrzyżować swoje ja. Musisz żyć nowym
życiem dla Boga. Miłości bliźniego przeszkadza jedna
główna rzecz: skoncentrowanie na sobie, na swoich krzywdach, zranieniach.
Co byś zrobił gdybyś spotkał człowieka, który ustawicznie patrzy na swoje
rany. Pewnie powiedzielibyśmy:
nie gap się cały czas na tą ranę. Wiem, że jest to bolesne i chcę ci ulżyć.
Dlatego przyniosłem ci opatrunek, a teraz pozwól, że obandażuję ci rękę, a ty wróć do swoich zadań.
Kiedy rozprawiamy się z grzechem braku
miłości, musimy uwolnić się od skoncentrowania się na swoim ja. Przestańmy gapić się
na siebie samych, na nasze rany, historię zranień. Przestańmy cały czas wpatrywać się w lustro. Jezus przyszedł na świat ponieważ nie miał
względu na swoją osobę i pozycję. Był równy Bogu, ale postanowił zejść z
tronu (Flp 2:5-11). Ukorzył się i zaparł siebie. Odłożył swoje ja, swój majestat, chwałę. Powodem, dla którego Jezus umierał na
krzyżu było nie tylko przebaczenie naszych grzechów. Celem był także nowy
sposób życia dla tych, którym przebaczył. Celem było to abyśmy my
umierali dla siebie i żyli dla Boga.
Bo
miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden
za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli; a
umarł za wszystkich, aby ci, którzy żyją, już nie dla siebie samych żyli, lecz dla tego, który za nich
umarł i został wzbudzony. – 2 Kor 5:14-15
Bóg chce z nas uformować nowych ludzi.
Mamy być oddzieleni od egoistycznego sposobu życia. Mamy kochać nieprzyjaciół abyśmy byli synami Ojca w niebie i byli doskonali jak Ojciec.
wtorek, 19 lutego 2013
Reformacja jako reforma Kościoła, a nie bunt przeciwko niemu
Reformacja była ruchem reform w zachodnim katolickim chrześcijaństwie,
a nie buntem przeciwko niemu. Choć w czasach reformacji istniały pewne ruchy,
które kontynuowały różnorakie, rewolucyjne średniowieczne zapędy oraz szerzyły
średniowieczne idee oddzielonych i wysoce zdyscyplinowanych pacyfistycznych
społeczności, to nie były one częścią ruchu protestanckiego.
Słowo "protestant" pochodzi od łacińskiego "pro",
które oznacza "przed" oraz "sto, stare, status",
które oznacza "stać". „Protest” oznacza więc "stanąć przed"
kimś – bądź to czyniąc pozytywną deklarację, bądź podejmując krytykę.
Protestantyzm był zarówno deklaracją skierowaną przeciwko zepsuciu liturgii,
życia i doktryny w Zachodnim Kościele, jak i deklaracją na rzecz biblijnego i
patrystycznego zrozumienia Kościoła i Chrześcijaństwa.
James B. Jordan
James B. Jordan
Ojciec sekularysta
W jakiego Boga Ojca wierzą sekularyści?
Sekularyści i ateiści uważają, że świat jest domem... bez Ojca, bez właściciela.
Twierdzą, że sami ustalamy zasady, wedle
których chcemy żyć. Ojciec sekularysta nie wierzy, że jego ojcostwo jest
odbiciem ojcostwa kogokolwiek. Nie ma ojca. Jeśli zaś nie ma ojca,to nie ma ani
tego, który określa zasady, ani tego, który wskazuje nam co ma cechować nasze
więzi w rodzinie.
Jeśli więc sami określamy
zasady to zarówno manifestacja siły, przemocy, molestowanie mają tak samo rację
bytu jak szacunek i miłość. Jeśli wierzysz, że świat jest pustym domem, do którego
przypadkowo się wprowadziłeś i możesz sam ustalać w nim zasady, to w taki sposób będziesz się
zachowywał jako ojciec w swoim domu. I niektórzy ojcowie właśnie z tego miejsca
wychodzą: Nie chce mi się. Po co? Ale jaki cel? Mam ważniejsze rzeczy do
zrobienia. Róbcie sobie co chcecie. Rób tak, synu, byś poradził
sobie w świecie, mniejsza o zasady. Odchodzę! Odtąd jesteście
rodziną bez ojca!
Jeszcze inni nie spędzą
choćby jednego dnia bez butelki wódki i siniaków na ciele członków rodziny. Takie zachowanie to nie obraz Ojca w
niebie, ale braku ojca, braku osoby, przed którą odpowiadasz.
Jako ojcowie zawsze coś ogłaszamy. Zawsze coś oznajmiamy dzieciom i
tym, którzy nas widzą jako ojców. Szorstki, oschły ojciec, który zajmuje się
wyłącznie wydawaniem poleceń i oczekiwaniem, że wszyscy w domu będą mu służyli
to idealny wyznawca Allacha.
Ojciec, który pozwala
swoim dzieciom na wszystko, nie strofuje ich, nie spędza z nimi czasu, nie
wierzy, że sam musi się poddać autorytetowi to idealny sekularysta.
Może zaś wierzysz, że Bóg
owszem jest, ale to nie ma nic do rzeczy z twoją rolą ojca. Bóg zajmuje się
wyłącznie sprawą mojej duszy, zbawienia i zadbał o to dawno temu. Jeśli tak, to jesteś ojcem deistą.
Naszym życiem, podejściem
do synów i córek ukazujmy raczej obraz i miłość Ojca w Niebie.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Bóg mówi do dzieci i upośledzonych
Fragment kazania na temat tego, że komunikując się z niemowlętami i osobami upośledzonymi naśladujemy w ten sposób Pana Boga, który również to czyni wobec nich.
Miłość do nieprzyjaciół, czyli o codziennym umieraniu
Ewangeliczna miłość nieprzyjaciół, o której nauczał Pan Jezus Chrystus (Mt 5:43-48) oznacza rezygnację z zabiegania o swoje ja. Oznacza rezygnację z własnej dumy, korzyści i wygody. Nie mylmy tego z
rezygnacją z honoru. Z nami najzwyczajniej jest tak, że wolimy kochać innych miłością
interesowną; miłością w jakimś sensie łatwą. Miłość nieprzyjaciół jest trudna i nieosiągalna dla
tych, którzy odrzucają wzór takiej miłości w Jezusie. Aby kochać
innych musimy przyjąć postawę Jezusa: codziennego umierania dla siebie. Kiedy
wstajemy rano, zanim wygramolimy się z łóżka, musimy podejmować decyzję: "Panie, dziękuję Ci za nowy dzień. Chcę go poświęcić Tobie i bliźnim. Uśmiercaj mnie dla swoich pragnień, chcenia i zabiegania o swoje".
Jeśli jesteś chrześcijaninem i myślisz, że niemożliwe jest kochać nieprzyjaciół, wówczas musisz... się nawrócić. Najwidoczniej zapomniałeś czym jest ewangelia. Przypomnij
sobie, że Jezus ukochał ciebie gdy byłeś Jego wrogiem, nie zaś przyjacielem. Nie dał ci wiary
za to, że byłeś miły, sympatyczny, otwarty. Byłeś bardzo obojętny, wrogi,
plułeś w twarz Bogu gdy grzeszyłeś
bez słów: "przepraszam, Panie Jezu. Wybacz mi".
Muszę każdego dnia umierać dla Pawła Bartosika, dla wszystkiego tego, co jemu się należy. Tutaj nie chodzi po
prostu o bycie miłym. Nie chodzi o bycie dżentelmenem. Bycie dżentelmenem nie
uzdolni nas do takiego życia. Tylko człowiek o nowym, odmienionym sercu
będzie w stanie to czynić. Dlatego po pierwsze: musimy oddać całe życie Jezusowi (nie zaś jego niedzielną część). Po drugie: Przeszła decyzja nie wystarczy. Musimy każdego dnia podejmować
decyzję o umieraniu dla siebie samych, musimy brać udział w codziennych duchowych bitwach.
Miłość do nieprzyjaciół, o której Pan Jezus mówi, nie polega na zwykłym braku nienawiści. Polega przede wszystkim na
obecności czegoś: czynieniu dobra wobec tych, którzy nas nienawidzą. Czy np. modlimy się o swoich nieprzyjaciół? I to nie z postawą
pogardy: Boże, oni są tacy zaślepieni. Oni są tacy głupi i nienawistni.
Czy modlimy się o miłość do nich, o dobro dla nich? O ich dzieci? O ich
rodzinę? O Bożą łaskę i błogosławieństwo?
My tymczasem często jesteśmy
zadowoleni z siebie, bo nie czynimy wobec bliźnich zła. Jezus idzie
dalej. Pyta: czy czynisz dobro? Jak często opuszczasz swój dom by wyruszyć do
ludzi? Oczywiście znajdziemy tysiąc powodów by tego nie robić:
-
ale
mój czas
-
ale
moja praca
-
ale
przecież jest internet
Jeśli nie będziemy dążyli do
takiego usposobienia, o jakim Pan Jezus mówi w tym fragmencie, nie będziemy nazwani "dziećmi Bożymi" (Mt 5:45). Nie jest to więc jakaś opcja dla dzieci Bożych. To nie
jest bonus dla tych bardziej zdeterminowanych chrześcijan. Jeśli nie zamierzamy wstępować w ślady Jezusa będziemy jedynie nominalnymi chrześcijanami. Jeśli nie dążymy do takiej
postawy, to należymy do świata. Nasz Pan mówi "czyż i celnicy tego nie czynią" (5:46)?
Czyż i poganie nie kochają tylko tych, którzy ich kochają? Czyż nie poganie
rozmawiają tylko z przychylnymi im ludźmi?
Jeśli nasza miłość jest
ograniczana przez rodzaj krwi w naszych żyłach, rasę, narodowość, nazwę
kościoła, to nie różnimy się od celników i grzeszników. To nie jest miłość, o którą
chodzi Bogu. Musimy znajdować się po wpływem
wyższych zasad niż pracowanie i kochanie tych, którzy nas kochają, niż bycie
uprzejmym. To wszystko jest również cechą pogan. Jezus mówi, że Jego uczeń ma w sobie
Ducha, który uzdalnia go do innego życia: do kochania nieprzyjaciół,
błogosławienia prześladowców, do nadstawiania policzka, robienia więcej niż
wymaga obowiązek, do wykonywania czynów miłosierdzia poza finałem WOŚP.
Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł. Tym bardziej
więc teraz, usprawiedliwieni krwią jego, będziemy przez niego zachowani od
gniewu. Jeśli bowiem,
będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego,
tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie jego. – Rzymian 5:8-10
Gdyby Bóg nie ukochał nas jako
nieprzyjaciół, znaleźlibyśmy się w piekle. Miłość wobec nieprzyjaciół ma moc
zmiany ich serc. Naśladujmy w tym Chrystusa.
sobota, 16 lutego 2013
Czy jesteś wdzięczny (Ef 5:2-4) - kazanie w mp3
TUTAJ można odsłuchać kazania w mp3 z jednej z ostatnich Niedziel pt. "Czy jesteś wdzięczny?" (Ef 5:2-5). Zapraszam.
piątek, 15 lutego 2013
Dziesięć argumentów za legalizacją poligamii, czyli o związkach partnerskich
Powoli cichnie debata na temat związków partnerskich. Rząd
jednak już zapowiedział pracę nad propozycją nowej ustawy, która byłaby do
przyjęcia dla środowisk konserwatywnych (czytaj: jeśli to odrzucicie, to
nie ma dla was nadziei).
Gdy przysłuchiwałem się argumentom za legalizacją związków
partnerskich, trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że środowiska homoseksualne,
którym najbardziej na niej zależało (dziwne, prawda?), użyły taktyki podczepienia
się pod ogólne zapisy. Cel był oczywiście klarowny – prawne usankcjonowanie
związków homoseksualnych, co byłoby kolejnym ważnym krokiem naprzód w batalii o
dalsze przywileje.
Ten zabieg mnie nie dziwi. Dziwi mnie natomiast argumentacja
zwolenników sankcjonowania związków partnerskich, którzy jednocześnie mocno
podkreślali, że w projektach uchwał wcale nie chodziło ani o małżeństwa
homoseksualne, ani o adopcję dzieci przez homoseksualistów. Wszak nie ma w nich
ani słowa na ten temat.
Fakt. Nie ma zapisów na temat homoseksualnych „małżeństw”.
Jednak słuchając uzasadnień posłów PO, SLD oraz RP służących obronie projektów
ustaw za związkami partnerskimi nie znalazłem ani jednego argumentu za
związkami partnerskimi, który jednocześnie nie byłby argumentem za udzielaniem
ślubów osobom homoseksualnym. Co więcej – każdy z niniejszych argumentów jest
jednocześnie argumentem za legalizacją małżeństw... poligamicznych. W naszym
kraju żyją wszak osoby nie tylko w nieformalnych związkach heteroseksualnych
oraz homoseksualnych. W Polsce żyją także osoby mające więcej niż jednego
partnera. Oczywiście z powodu obawy przed wrogą reakcją rodziny, otoczenia nie
chcą się z tym obnosić. Najwidoczniej w młodej polskiej demokracji i
zaściankowości nie dojrzeliśmy jeszcze do tolerancji i akceptacji tego typu
związków. Gdyby jednak takie osoby odważyły się na „coming out” miałyby
podaną „na talerzu” argumentację, dlaczego ich związki powinny być akceptowane
i sankcjonowane w polskim prawie. Dostarczyli jej... zwolennicy związków partnerskich
oraz środowiska homoseksualne. Proszę bardzo:
1. Związki więcej niż dwojga osób są faktem. Nie
powinniśmy zakrywać oczu na rzeczywistość. Polskie prawo powinno ten fakt
uwzględniać, a nie przechodzić wobec niego z obojętnością.
2. Legalizacja poligamii nie łamie zapisów konstytucji i w
żaden sposób nie degraduje małżeństwa rozumianego jako związek jednego
mężczyzny z jedną kobietą. Najzwyczajniej wskazuje na inne rozwiązania i
jedynie poszerza zakres znaczeniowy terminu „małżeństwo”, nie znosząc tradycyjnego
modelu.
3. Zwolennicy poligamii nie zachęcają i nie zmuszają
monogamistów do swojego stylu życia. Domagają się jedynie respektowania ich
światopoglądu na małżeństwo. Zależy im na krzewieniu tolerancji, szacunku i
zrozumienia dla drugiego człowieka.
4. Zwolennicy poligamii są przeciwko ograniczaniu im swobody
w stylu życia, na który się zdecydowali. Przeciwnicy poligamii powinni
zrozumieć, że nie wszyscy muszą podzielać ich światopogląd, religię, spojrzenie
na staroświecki model związku 1+1.
5. Środowiska feministyczne, genderowe, LGBT, jak i
konserwatywne oraz chrześcijańskie powinny zrozumieć, że świat jest różnorodny,
pluralistyczny i zawężanie definicji małżeństwa tylko do dwojga osób
jest bardzo zubażające. Szerokie spojrzenie na złożoność rzeczywistości jest
cechą ludzi otwartych.
6. Dyskryminacja ze względu na ilość partnerów jest poważnym
problemem współczesnej Europy. Czas skończyć z poligamofobią oraz mową
nienawiści skierowaną wobec osób żyjących z wieloma partnerami.
7. Posiadanie wielu partnerów jest w Polsce czymś legalnym.
Dlatego poligamiści nie domagają się żadnych przywilejów, a jedynie nie
dyskryminowania formy ich związków w polskim prawodawstwie.
8. Potępianie poligamii to domena ciemnych wieków
przeszłości. We współczesnej, nowoczesnej Europie nikt nie powinien czuć się
wykluczany ze względu na preferowany styl życia.
9. Amerykańscy naukowcy nigdy nie uznali poligamii za
chorobę.
10. Poligamistami było wiele
znanych i szanowanych osób np. biblijni Jakub, Dawid i Salomon. Można także
wymienić Kazimierza Wielkiego, Fryderyka Chopina, Martina Luthera Kinga i Boba
Marleya – ci jednak skutecznie to ukrywali.
Wniosek: jeśli któregokolwiek z powyższych argumentów użyją
środowiska „postępowe” i homoseksualne za prawnymi przywilejami dla innego
rodzaju związków niż małżeństwo jednej kobiety z jednym mężczyzną –
można odpowiedzieć: „to bardzo dobry argument! Za legalizacją poligamii”.
czwartek, 14 lutego 2013
Kochaj tą osobę, którą poślubiłeś
Biblia nie mówi: "Poślub tą osobę, w której się zakochałeś". Mówi: "Kochaj tą osobę, którą poślubiłeś".
Oczywiście nie oznacza to, że zakochanie samo w sobie jest złe. Oznacza jednak, że jest ono niewystarczającym powodem do zawarcia małżeństwa. Natomiast małżeństwo to wystarczający powód by kochać.
Oczywiście nie oznacza to, że zakochanie samo w sobie jest złe. Oznacza jednak, że jest ono niewystarczającym powodem do zawarcia małżeństwa. Natomiast małżeństwo to wystarczający powód by kochać.
Kto komu przeszkadza?
Niektórzy dorośli narzekają, że dzieci przeszkadzają im w nabożeństwie. Tymczasem w większości przypadków to dorośli przeszkadzają dzieciom: bądź to wypraszając je w połowie nabożeństwa, bądź wcale nie przyprowadzając do Kościoła.
środa, 13 lutego 2013
Dzieci jako błogosławieństwo
"Niewiele rzeczy silniej pomaga nam dostrzegać dzieci jako błogosławieństwo od Boga niż kiedy widzimy i słyszymy je błogosławiących Boga na wspólnotowym nabożeństwie" - R.C. Sproul jr.
O co chodzi w poście?
Prawda absolutna
Stwierdzenie, że nie ma prawd absolutnych zakłada, że przynajmniej jedna z nich istnieje.
wtorek, 12 lutego 2013
Wybór nowego papieża w oczach protestanta
W poniedziałek (11 lutego 2013 r.) Benedykt XVI ogłosił wiadomość o rezygnacji z urzędu papieskiego. Choć nie jest to żadną tragedią i prawo kanoniczne dopuszcza taką możliwość, to nie ulega wątpliwości, że Kościół Rzymskokatolicki przeżywa trudne chwile. W kontekście ujawnianych afer na tle seksualnych nadużyć duchownych, porzucania kapłaństwa i w końcu wpływu sekularyzmu na chrześcijan we współczesnej Europie, ów kryzys w Kościele ma swoje... dobre strony. Chrześcijaństwo w naszym kraju przestaje być bowiem religią wyznawaną bezrefleksyjnie przez "nominalnych katolików". Staje się natomiast świadomą deklaracją podążania za Chrystusem i Jego Słowem. Jako protestant dostrzegam ten trend w wielu dyskusjach z przyjaciółmi z kręgów katolickich, których wiara wynika ze świadomego opowiedzenia się za ewangelią i chrześcijańskimi wartościami.
Dlaczego jednak jako klasyczny protestant zajmuję się sprawami nie mojego Kościoła? Czyż prawdą nie jest, że to nie mój biznes jakiego lidera wybierze inna wspólnota? Tak i nie. Owszem, to nie mój biznes, dlatego nie piszę niniejszych rozważań z perspektywy osoby, której ta decyzja dotyczy pod względem stanu i duchowej kondycji mojego Kościoła. Jest to jednak mój biznes, gdy spojrzymy na niniejszą sprawę z perspektywy faktu, że jako chrześcijanin i obywatel ponoszę pewne konsekwencje działań, w których głowa Kościoła Katolickiego jest zaangażowana. Papiestwo nie jest bowiem jedynie honorowym lub figuratywnym urzędem dla odświętnie ubierającej się osoby. Przykładowo, jestem wdzięczny wobec Jana Pawła II, podobnie jak wobec Ronalda Reaggana czy Margaret Thatcher za ich ogromny wkład w obalenie systemu komunistycznego w krajach Europy środkowo-wschodniej, włączając w to mój kraj. Samo to pokazuje, że wybór nowego papieża jest sprawą istotną również dla osób, którzy nigdy nie uczestniczyli we Mszy.
Decyzja Benedykta XVI ma miejsce w kontekście kulturowych bitew o duchowym charakterze, w których nie chodzi, jak byliśmy jeszcze niedawno wszyscy zapewniani, o równe prawa i tolerancję. Chodzi o ludzkie umysły i dusze, o kulturową dominację, obyczajową rewolucję, w której narzędziem jest tzw. poprawność polityczna.
Bierzemy udział w ciekawym eksperymencie kulturowym, który prędzej czy później runie. Bez obaw. Natury stworzonego przez Boga świata nie da się poprawić poprzez regulacje polityczne. Żadne dyrektywy dotyczące wydawania przez jabłoń śliwek nie zmienią natury jabłoni. Możemy być zachłyśnięci ich innowacyjnością, rewolucyjnością, jednak tylko do czasu pojawienia się owoców.
Po wieloma względami jestem sojusznikiem Kościoła Katolickiego. Stoimy po jednej stronie barykady jeśli chodzi o aspekty obyczajowe i jasne opowiedzenie się za wartościami chrześcijańskimi w kulturze, ochronę życia nienarodzonego, rodziny i świętości małżeństwa. Oczywiście tak jak powinniśmy współpracować i mówić jednym głosem w kwestiach moralnych, tak powinniśmy podejmować pełen szacunku dialog na temat doktrynalnych różnic.
Pod wieloma względami cenię również Benedykta XVI (za Jego Chrystocentryzm, zaangażowanie kulturowe, sprzeciw wobec relatywizmu), pod innymi zaś stoimy po dwóch przeciwnych stronach (zrozumienie tego czym jest Kościół, sukcesja apostolska itp.). Na wybór nowego papieża spojrzałbym jednak jako na możliwość, nie zaś jedynie jako konieczność.
Osobiście mam nadzieję na wybór ciemnoskórego przywódcy Kościoła. Nie, nie... Nie chodzi o głupawe przepowiednie o końcu świata po wyborze "murzyna". Majowie się mylili. Aztekowie również. Chodzi raczej o kontekst i czasy, w których obecnie żyjemy. Ciemnoskóry papież to nie tylko silnik dla chrystianizacji krajów afrykańskich. To przede wszystkim dobry powód by bronić wartości chrześcijańskich w zachodniej kulturze posługując się narzędziami dostarczonymi przez... politycznie poprawną lewicę. Krytykujesz ciemnoskórego papieża, który mówi, że państwo powinno chronić życie wszystkich ludzi, również tych nienarodzonych? Jesteś rasistą! Krytykujesz afrykańskiego papieża, który głosi, że rozwiązaniem problemu AIDS w Afryce jest małżeńska wierność? Jak śmiesz, jako europejczyk, wypowiadać się o problemach Afryki?!
Ciemnoskóry lider to w erze dominacji politycznej poprawności duży handicap.
Dlaczego jednak jako klasyczny protestant zajmuję się sprawami nie mojego Kościoła? Czyż prawdą nie jest, że to nie mój biznes jakiego lidera wybierze inna wspólnota? Tak i nie. Owszem, to nie mój biznes, dlatego nie piszę niniejszych rozważań z perspektywy osoby, której ta decyzja dotyczy pod względem stanu i duchowej kondycji mojego Kościoła. Jest to jednak mój biznes, gdy spojrzymy na niniejszą sprawę z perspektywy faktu, że jako chrześcijanin i obywatel ponoszę pewne konsekwencje działań, w których głowa Kościoła Katolickiego jest zaangażowana. Papiestwo nie jest bowiem jedynie honorowym lub figuratywnym urzędem dla odświętnie ubierającej się osoby. Przykładowo, jestem wdzięczny wobec Jana Pawła II, podobnie jak wobec Ronalda Reaggana czy Margaret Thatcher za ich ogromny wkład w obalenie systemu komunistycznego w krajach Europy środkowo-wschodniej, włączając w to mój kraj. Samo to pokazuje, że wybór nowego papieża jest sprawą istotną również dla osób, którzy nigdy nie uczestniczyli we Mszy.
Decyzja Benedykta XVI ma miejsce w kontekście kulturowych bitew o duchowym charakterze, w których nie chodzi, jak byliśmy jeszcze niedawno wszyscy zapewniani, o równe prawa i tolerancję. Chodzi o ludzkie umysły i dusze, o kulturową dominację, obyczajową rewolucję, w której narzędziem jest tzw. poprawność polityczna.
Bierzemy udział w ciekawym eksperymencie kulturowym, który prędzej czy później runie. Bez obaw. Natury stworzonego przez Boga świata nie da się poprawić poprzez regulacje polityczne. Żadne dyrektywy dotyczące wydawania przez jabłoń śliwek nie zmienią natury jabłoni. Możemy być zachłyśnięci ich innowacyjnością, rewolucyjnością, jednak tylko do czasu pojawienia się owoców.
Po wieloma względami jestem sojusznikiem Kościoła Katolickiego. Stoimy po jednej stronie barykady jeśli chodzi o aspekty obyczajowe i jasne opowiedzenie się za wartościami chrześcijańskimi w kulturze, ochronę życia nienarodzonego, rodziny i świętości małżeństwa. Oczywiście tak jak powinniśmy współpracować i mówić jednym głosem w kwestiach moralnych, tak powinniśmy podejmować pełen szacunku dialog na temat doktrynalnych różnic.
Pod wieloma względami cenię również Benedykta XVI (za Jego Chrystocentryzm, zaangażowanie kulturowe, sprzeciw wobec relatywizmu), pod innymi zaś stoimy po dwóch przeciwnych stronach (zrozumienie tego czym jest Kościół, sukcesja apostolska itp.). Na wybór nowego papieża spojrzałbym jednak jako na możliwość, nie zaś jedynie jako konieczność.
Osobiście mam nadzieję na wybór ciemnoskórego przywódcy Kościoła. Nie, nie... Nie chodzi o głupawe przepowiednie o końcu świata po wyborze "murzyna". Majowie się mylili. Aztekowie również. Chodzi raczej o kontekst i czasy, w których obecnie żyjemy. Ciemnoskóry papież to nie tylko silnik dla chrystianizacji krajów afrykańskich. To przede wszystkim dobry powód by bronić wartości chrześcijańskich w zachodniej kulturze posługując się narzędziami dostarczonymi przez... politycznie poprawną lewicę. Krytykujesz ciemnoskórego papieża, który mówi, że państwo powinno chronić życie wszystkich ludzi, również tych nienarodzonych? Jesteś rasistą! Krytykujesz afrykańskiego papieża, który głosi, że rozwiązaniem problemu AIDS w Afryce jest małżeńska wierność? Jak śmiesz, jako europejczyk, wypowiadać się o problemach Afryki?!
Ciemnoskóry lider to w erze dominacji politycznej poprawności duży handicap.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Czy Bóg kocha jednakowo wszystkich ludzi?
Słyszeliście, iż powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Bo jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż macie zapłatę? Czyż i celnicy tego nie czynią? A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż osobliwego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest. - Ew. Mateusza 5:43-48
Przy okazji różnych dyskusji na temat Bożej miłości niekiedy słyszę pytanie: jak rozumieć biblijne
fragmenty, które mówią o Bożej nienawiści względem nieprzyjaciół i bezbożnych
ludzi? Czy Bóg kochał seksualnie rozwiązłych, niemoralnych mieszkańców Sodomy i Gomory ? Jak rozumieć słowa poniższych Psalmów?
Psalm 5:5-7 – „Albowiem Ty nie jesteś Bogiem, który chce niegodziwości, zły nie może z tobą przebywać. Nie ostoją się chełpliwi przed oczyma twymi, nienawidzisz wszystkich czyniących nieprawość. Zgubisz kłamców, zbrodniarzami i obłudnikami brzydzi się Pan”.
Psalm 5:5-7 – „Albowiem Ty nie jesteś Bogiem, który chce niegodziwości, zły nie może z tobą przebywać. Nie ostoją się chełpliwi przed oczyma twymi, nienawidzisz wszystkich czyniących nieprawość. Zgubisz kłamców, zbrodniarzami i obłudnikami brzydzi się Pan”.
Psalm 31:7 -
"Nienawidzisz tych, którzy czczą marne bóstwa, ja
natomiast pokładam ufność w Panu."
Powyższe fragmenty mówią nie tylko o Bożej nienawiści wobec grzechu, ale także o Bożej nienawiści wobec grzeszników. Czy
zatem Bóg kocha wszystkich ludzi, nawet
nieprzyjaciół? Odpowiedź brzmi: Tak.
Bóg kocha wszystkich ludzi ponieważ są Jego stworzeniami. Nawet swoich nieprzyjaciół.
Inaczej Pan Bóg nie nakazywałby nam, Jego uczniom, czynić czegoś, czego sam nie robi. Bóg
nakazuje nam kochać nieprzyjaciół dlatego, że On ich kocha. Mamy wstępować w
Jego ślady. Ten rodzaj miłości nazwalibyśmy miłością powszechną Stwórcy wobec Jego stworzenia. Pan Jezus mówi, że
przejawem tej miłości do każdego jest fakt, że nawet swoim
nieprzyjaciołom daje słońce i deszcz (Mt 5:44-45).
Jak więc podejść do wersetów o przekleństwach i Bożej
nienawiści wobec wrogów? Powinniśmy zauważyć, że mają one wymiar prawny, a nie osobisty. Przyczyną odrzucenia ich przez Boga nie jest Jego osobista niechęć
do nich, kaprys, nieopanowana emocja. Podstawą odrzucenia jest ich grzech, okrucieństwo i gwałt. Kiedy Bóg spogląda na ludzi bezbożnych, to nie
trzęsie Nim na ich widok, nie odwraca od nich wzroku. Wszak nawet bezbożnym ludziom daje zbiory, zdrowie, siły, słońce, powietrze, rodzinę itd. Dlaczego? Bo jest dobry. Bo kocha nawet nieprzyjaciół. Dlatego powinniśmy Go naśladować. Będziemy w stanie to robić jeśli nasza miłość do ludzi nie będzie zależna od ich zachowań. To nie nasi wrogowie mają rządzić naszymi emocjami, reakcjami. Ich słowa nie powinny nas
spalać, powodować bezsenność, nienawiść. Nie możemy zbytnio
skupiać się na tych rzeczach, interesować nimi. Bogu zostawmy Sąd nad człowiekiem. Jeśli kogoś widzimy i denerwujemy się na jego widok lub na myśl
o nim, to znaczy, że oddaliśmy kontrolę nad sobą komuś innemu. Musimy się tego pozbyć. Bóg tego nie robi. Nawet naszym wrogom
powinniśmy podać pomocną dłoń w ich potrzebie.
"Nie ciesz się z
upadku swojego nieprzyjaciela, a
gdy się potknie, niech się nie raduje twoje serce" (Ks.
Przysłów 24:16-17). "Jeśli łaknie
twój nieprzyjaciel, nakarm go
chlebem, a jeśli pragnie, napój go wodą" (Ks. Przysłów 25:20-21).
Jeśli znajdziemy na ulicy portfel, to nie ma różnicy czy
należy on do naszego wroga czy przyjaciela. Mamy go oddać. To naśladowanie
powszechnej łaski Ojca w niebie.
Zauważając
to powinniśmy jednocześnie rozpoznać, że Bóg nie kocha wszystkich w jednakowy
sposób, tym samym rodzajem miłości. Już sam fakt, że Pan Jezus dzieli
ludzi na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, na przyjaciół i wrogów Bożych, Oblubienicę i Wszetecznicę (Księga Apokalipsy) pokazuje odmienność ich stanu przed Bogiem i Bożego podejścia do nich.
Miłością powszechną Bóg, owszem, kocha wszystkich. Jednak szczególną, zbawczą miłością Bóg związał się tylko z Oblubienicą, z Kościołem. Ten rodzaj więzi, miłości
nie jest dostępny tym, którzy są poza przymierzem. Jezus jest biblijnym Mężem, monogamistą i nie
obdarzył innych kobiet (religii, filozofii) tym rodzajem miłości. To właśnie
wierzących Apostoł Paweł nazywa często umiłowanymi przez Boga (1 Tes 1:3-4; 2 Tes 2:12-13; Ef 5:25)
To ilustracja tego jak my powinniśmy kochać. Mamy kochać bliźnich ponieważ Bóg ich kocha. Nawet nieprzyjaciół. To obraz powszechnej miłości Boga do każdego stworzenia. Szczególną miłością przymierza powinniśmy natomiast kochać jedynie żonę lub męża. Ten rodzaj miłości wręcz nie może być objawiany wobec
innych osób, poza przymierzem małżeńskim. Dlaczego? Ponieważ małżeństwo
obrazuje miłość Chrystusa wobec Kościoła: szczególną, wierną, wyjątkową, zbawczą.
piątek, 8 lutego 2013
Jak Kościół może pomóc osobom transseksualnym?
Niewątpliwym sukcesem Ruchu Palikota jest fakt przetoczenia się w opinii publicznej dyskusji na temat transseksualizmu. Co prawda jest to temat zastępczy zakrywający wiele innych problemów, z którymi zmaga się rząd, jednak narzucenie debaty na temat seksualności i płci przez ugrupowanie, które w zasadzie zajmuje się tylko dwoma kwestiami (różne odmiany seksu i antyklerykalizm) było bardzo celne z perspektywy pijarowej.
Na pytanie niektórych konserwatystów i chrześcijan: "po co się tym zajmować?", odpowiedź jest w zasadzie prosta. Tym tematem już zajmuje się opinia publiczna i duża część społeczeństwa w naszym kraju. Mamy więc dwa wyjścia: albo odpuścić i pozwolić na narzucanie własnych definicji środowiskom lewicowo-feministycznym, albo wpływać na kulturę. Temat transseksualizmu za sprawą Anny Grodzkiej i Ruchu Palikota wyszedł z podziemia i stał się sprawą publiczną, co samo w sobie jest przejawem kulturowego odstępstwa. I to nie dlatego, że osoby transseksualne funkcjonują w przestrzeni publicznej, ale dlatego, że zawahania przed etyczną oceną tejże kwestii oraz poważne dyskusje o kryterium określania płci świadczą o moralnej impotencji pewnej części naszego społeczeństwa.
Czy to, w jaki sposób stworzył nas Bóg pod względem budowy ciała cokolwiek wyraża jeśli chodzi o naszą tożsamość i powołanie? Odpowiedź Pisma Świętego brzmi: zdecydowanie tak. Bóg od początku uczynił człowieka mężczyzną i kobietą. I nawet gdyby Adam wskutek dalszych doświadczeń życiowych, fascynacji ciałem Ewy, funkcji mózgu itp. chciał zostać kobietą i dokonać samookaleczenia - uczyniłby to jako mężczyzna ponieważ w taki sposób opisał go Stwórca. Cokolwiek robi Anna Grodzka, robi to jako mężczyzna ponieważ nim jest. Cokolwiek robię - robię to jako mężczyzna ponieważ nim jestem.
Zatem budowa ciała, narządy (męskie lub żeńskie) wyrażają naszą płeć i powołanie dane od Boga. Dlatego wsparcie dla Anny Grodzkiej (i innych mężczyzn zmagających się z problemem "uwięzienia w nie swoim ciele") polega na budowaniu w nim pozytywnego wizerunku siebie jako mężczyzny, nie zaś ucieczkę w marzenia o innej tożsamości. Jeśli patrząc na dwa jabłka nie czujesz się komfortowo emocjonalnie, to stwarzanie psychologicznej teorii o istnieniu trzeciego jabłka (by poczuć się komfortowo) jest ucieczką w iluzję.
Na pytanie niektórych konserwatystów i chrześcijan: "po co się tym zajmować?", odpowiedź jest w zasadzie prosta. Tym tematem już zajmuje się opinia publiczna i duża część społeczeństwa w naszym kraju. Mamy więc dwa wyjścia: albo odpuścić i pozwolić na narzucanie własnych definicji środowiskom lewicowo-feministycznym, albo wpływać na kulturę. Temat transseksualizmu za sprawą Anny Grodzkiej i Ruchu Palikota wyszedł z podziemia i stał się sprawą publiczną, co samo w sobie jest przejawem kulturowego odstępstwa. I to nie dlatego, że osoby transseksualne funkcjonują w przestrzeni publicznej, ale dlatego, że zawahania przed etyczną oceną tejże kwestii oraz poważne dyskusje o kryterium określania płci świadczą o moralnej impotencji pewnej części naszego społeczeństwa.
Czy to, w jaki sposób stworzył nas Bóg pod względem budowy ciała cokolwiek wyraża jeśli chodzi o naszą tożsamość i powołanie? Odpowiedź Pisma Świętego brzmi: zdecydowanie tak. Bóg od początku uczynił człowieka mężczyzną i kobietą. I nawet gdyby Adam wskutek dalszych doświadczeń życiowych, fascynacji ciałem Ewy, funkcji mózgu itp. chciał zostać kobietą i dokonać samookaleczenia - uczyniłby to jako mężczyzna ponieważ w taki sposób opisał go Stwórca. Cokolwiek robi Anna Grodzka, robi to jako mężczyzna ponieważ nim jest. Cokolwiek robię - robię to jako mężczyzna ponieważ nim jestem.
Zatem budowa ciała, narządy (męskie lub żeńskie) wyrażają naszą płeć i powołanie dane od Boga. Dlatego wsparcie dla Anny Grodzkiej (i innych mężczyzn zmagających się z problemem "uwięzienia w nie swoim ciele") polega na budowaniu w nim pozytywnego wizerunku siebie jako mężczyzny, nie zaś ucieczkę w marzenia o innej tożsamości. Jeśli patrząc na dwa jabłka nie czujesz się komfortowo emocjonalnie, to stwarzanie psychologicznej teorii o istnieniu trzeciego jabłka (by poczuć się komfortowo) jest ucieczką w iluzję.
W jaki sposób, jako chrześcijanie, powinniśmy więc traktować osoby transseksualne? Powinniśmy przede wszystkim głosić im ewangelię bez słów wzgardy i nienawiści. Mimo iż transseksualizm jest poważnym duchowym odstępstwem, karykaturą i zniekształcaniem piękna kobiecości oraz męskości, to nie jest to grzech większy i "mniej przebaczalny" od innych. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z ludzkimi dramatami i zagubieniem. Owszem, nie powinniśmy akceptować ich grzesznych wyborów i decyzji. Nie powinniśmy dać sobie narzucić genderowych i feministycznych definicji męskości i kobiecości. Kościół powinien jednak zająć postawę inicjatywy, nie zaś ucieczki. Chrystus wchodził do domów grzeszników, jadał z nimi i rozmawiał - ilustrując swoim życiem prawdę o Bożej łasce dla każdego człowieka, który się upamiętał, szuka przebaczenia grzechów i pragnie nowego życia.
Jeśli Kościół chce być wierny w swoim powołaniu, powinien zachęcać osoby transseksualne do nawrócenia i podjęcia walki o... własne ciało. Powinien zarówno ostrzegać je przed Bożym sądem, jak i wspierać w dążeniach do odbudowywania poczucia własnej wartości, samoakceptacji, "zaprzyjaźnienia się" z ciałem danym od Boga, do zachowań, sposobu ubierania i mówienia w zgodzie z Bożym powołaniem. Te zaś wyrażone zostało poprzez ciało, którym obdarzył nas Stwórca. Nie jest ono przypadkowym produktem bezosobowych sił, wybrykiem ślepej natury. Jest darem od naszego Projektanta. Nie niszczmy tego daru. Nie zniekształcajmy go. Nie odrzucajmy go.
Jeśli Kościół chce być wierny w swoim powołaniu, powinien zachęcać osoby transseksualne do nawrócenia i podjęcia walki o... własne ciało. Powinien zarówno ostrzegać je przed Bożym sądem, jak i wspierać w dążeniach do odbudowywania poczucia własnej wartości, samoakceptacji, "zaprzyjaźnienia się" z ciałem danym od Boga, do zachowań, sposobu ubierania i mówienia w zgodzie z Bożym powołaniem. Te zaś wyrażone zostało poprzez ciało, którym obdarzył nas Stwórca. Nie jest ono przypadkowym produktem bezosobowych sił, wybrykiem ślepej natury. Jest darem od naszego Projektanta. Nie niszczmy tego daru. Nie zniekształcajmy go. Nie odrzucajmy go.
czwartek, 7 lutego 2013
Anna Grodzka - kobieta czy mężczyzna?
Wczoraj Paweł M. - czytelnik bloga, zadał pytanie na temat definicji transseksualizmu.
Czy chrześcijanin powinien mówić:
1. Pani Anna Grodzka (akceptowanie, że zmieniła płeć),
2. Pan Anna Grodzka (unikanie podkreślania kobiecości, bo to nie kobieta; nie akceptujemy, że to kobieta),
3. Anna Grodzka (unikanie Pan/Pani; czy to kobieta czy mężczyzna ?),
4. Pan Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Anna Grodzka)
5. Pani Krzysztof Bęgowski
(unikanie mówienia Anna Grodzka, ale uwzględnienie, że jest kobietą)
6. Transseksualistka Anna Grodzka (unikanie mówienia Pan/Pani, ale podkreślenie zmiany płci)
7. Transseksualista Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Pan/Pani; podkreślanie, że to jednak mężczyzna)
To jest pytanie o to, co jest obiektywną rzeczywistością, a co należy do zmiennej kategorii.
Obiektywną rzeczywistością jest płeć. Dlatego nie określam Anny Grodzkiej jako "pani". Jakkolwiek to zabrzmi: Anna Grodzka jest mężczyzną, który wskutek dramatycznych walk z zaakceptowaniem swojej tożsamości, ciała, wyglądu itp. poddał się operacji. Z perspektywy Biblii łączy się to z odrzuceniem Bożego opisu rzeczywistości, naszych powołań jako mężczyzn i kobiet wyrażonych poprzez ciało, którym zostaliśmy obdarowani.
Transseksualizm mówi natomiast Bogu: "Nie. Pomyliłeś się. To JA określam rzeczywistość. To JA definiuję siebie jako mężczyznę lub kobietę. Płeć należy do kategorii ludzkiego wyboru". Dlatego rozumiejąc ludzkie dramaty, należy dodać, że transseksualizm jest poważnym duchowym buntem względem porządku stworzenia. Wiąże się bowiem ze zniekształceniem piękna biblijnej kobiecości i męskości.
Określenie "transseksualista Anna Grodzka" również jest trafne, bo zarówno określa płeć (rodzaj męski), jak i komunikuje, z jakiego rodzaju osobą, wyzwaniem i odstępstwem mamy do czynienia.
Pozostaje kwestia imienia. Polskie prawo dopuszcza możliwość przyjęcia nowego imienia i nazwiska. W tym przypadku problematyczna jest jego kobieca forma. Sądzę jednak, że nie powinniśmy mieć problemu z używaniem formy "Anna Grodzka".
Z kilku powodów:
1. Jest to prawdziwe imię i nazwisko, którym ta osoba legalnie się posługuje.
2. Istnieją sytuacje przyjmowania przez mężczyzn imion kobiecych.
3. Rozpoznajemy w ten sposób absurdalność całej sytuacji.
4. Choć zmiana imienia i nazwiska w tym przypadku jest również przejawem odstępstwa od Bożego porządku w świecie, to nie powinniśmy mieć problemu z przyjęciem do wiadomości, że tak się stało.
5. Rozpoznając to, jednocześnie nie dajemy sobie narzucić genderowo-feministycznych kategorii definiowania płci jako własnego wyboru.
Czy chrześcijanin powinien mówić:
1. Pani Anna Grodzka (akceptowanie, że zmieniła płeć),
2. Pan Anna Grodzka (unikanie podkreślania kobiecości, bo to nie kobieta; nie akceptujemy, że to kobieta),
3. Anna Grodzka (unikanie Pan/Pani; czy to kobieta czy mężczyzna ?),
4. Pan Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Anna Grodzka)
5. Pani Krzysztof Bęgowski
(unikanie mówienia Anna Grodzka, ale uwzględnienie, że jest kobietą)
6. Transseksualistka Anna Grodzka (unikanie mówienia Pan/Pani, ale podkreślenie zmiany płci)
7. Transseksualista Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Pan/Pani; podkreślanie, że to jednak mężczyzna)
To jest pytanie o to, co jest obiektywną rzeczywistością, a co należy do zmiennej kategorii.
Obiektywną rzeczywistością jest płeć. Dlatego nie określam Anny Grodzkiej jako "pani". Jakkolwiek to zabrzmi: Anna Grodzka jest mężczyzną, który wskutek dramatycznych walk z zaakceptowaniem swojej tożsamości, ciała, wyglądu itp. poddał się operacji. Z perspektywy Biblii łączy się to z odrzuceniem Bożego opisu rzeczywistości, naszych powołań jako mężczyzn i kobiet wyrażonych poprzez ciało, którym zostaliśmy obdarowani.
Transseksualizm mówi natomiast Bogu: "Nie. Pomyliłeś się. To JA określam rzeczywistość. To JA definiuję siebie jako mężczyznę lub kobietę. Płeć należy do kategorii ludzkiego wyboru". Dlatego rozumiejąc ludzkie dramaty, należy dodać, że transseksualizm jest poważnym duchowym buntem względem porządku stworzenia. Wiąże się bowiem ze zniekształceniem piękna biblijnej kobiecości i męskości.
Określenie "transseksualista Anna Grodzka" również jest trafne, bo zarówno określa płeć (rodzaj męski), jak i komunikuje, z jakiego rodzaju osobą, wyzwaniem i odstępstwem mamy do czynienia.
Pozostaje kwestia imienia. Polskie prawo dopuszcza możliwość przyjęcia nowego imienia i nazwiska. W tym przypadku problematyczna jest jego kobieca forma. Sądzę jednak, że nie powinniśmy mieć problemu z używaniem formy "Anna Grodzka".
Z kilku powodów:
1. Jest to prawdziwe imię i nazwisko, którym ta osoba legalnie się posługuje.
2. Istnieją sytuacje przyjmowania przez mężczyzn imion kobiecych.
3. Rozpoznajemy w ten sposób absurdalność całej sytuacji.
4. Choć zmiana imienia i nazwiska w tym przypadku jest również przejawem odstępstwa od Bożego porządku w świecie, to nie powinniśmy mieć problemu z przyjęciem do wiadomości, że tak się stało.
5. Rozpoznając to, jednocześnie nie dajemy sobie narzucić genderowo-feministycznych kategorii definiowania płci jako własnego wyboru.
środa, 6 lutego 2013
Milczenie pełne mocy
Naszym powołaniem jako chrześcijan jest naśladowanie Jezusa:
„Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za
was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady; On grzechu nie popełnił ani nie
znaleziono zdrady w ustach jego; On,
gdy mu złorzeczono, nie
odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu,
który sprawiedliwie sądzi.” – 1 Piotra
2:21-23
Niekiedy zdarza nam się reagować uniesieniem, gdy ktoś nam słusznie zwróci uwagę. Niekiedy gniewamy się, gdy
słusznie ktoś nas napomni, a cóż dopiero w sytuacjach gdy ktoś nas
niesprawiedliwie policzkuje. Kiedy mówimy osobie szukającej pomsty: Poczekaj! Przypomnij
sobie reakcję Jezusa – wówczas niekiedy słyszymy odpowiedź: Jezusa w to nie mieszaj. Doznałem realnej
krzywdy i nie popuszczę!
Wypowiedzi Pisma Świętego o nie odpowiadaniu złorzeczeniem, nadstawianiu drugiego policzka są dla "cielesnego" człowieka nie do zniesienia. Będzie robił wszystko by osłabić ich wymowę: Chwila! Ja mam odpuścić?! Tak. Bogu zostaw pomstę. Jeśli zaś było
to przestępstwo – zgłoś to odpowiedniej władzy by ona wymierzyła sprawiedliwą
karę.
Niektórzy sądzą: Hm, bierny Bóg. Zachęca mnie do
bierności. Sam nie reagował i teraz nam nakazuje nie reagować. Oczywiście
nic z tych rzeczy! Milczenie Jezusa wobec policzkowania, szykan, wyzwisk nie
było bierne. To było milczenie pełne mocy. To była postawa, która zmieniła
miliony ludzi na całym świecie. Zmieniła historię, nas. Kiedy naśladujesz w tym Jezusa, to nie jest to bierność.
Jest to siła. Twoje milczenie jest bardzo dobitnym ogłaszaniem łaski. Nie tylko
bierzesz uderzenie na siebie. Bierzesz na siebie także „uderzenie”, które
możesz sam wymierzyć. Jesteś jak Chrystus, który bierze na siebie ciosy, które
powinny spaść na nas.
Pamiętając o tym wszystkim, powinniśmy zauważyć, że są
jednak pewne fragmenty Pisma, w których nie mamy nadstawiać drugiego
policzka, np. Mt 18:15-18; Jana 18:20nn; Dz. Ap. 16:35-38.
Jak je pogodzić z Kazaniem Na Górze? Powyższe fragmenty nie mówią o osobistych
utarczkach. Były to raczej nagany i reakcje za łamanie prawa. Jezus
i Apostoł Paweł protestowali w imię sprawiedliwości, by uhonorować
prawo. Jezus nie mówi: „Wiecie, że mnie obrażacie w ten sposób?”. Mówi:
„poprzez uderzenie mnie łamiecie prawo, które reprezentujecie”. Nie
traktował tego jako osobistej zniewagi (choć nią była). Przede wszystkim domagał
się respektowania sprawiedliwości. Apostoł Paweł czynił to samo.
Protestował nie na sam fakt, że doznał krzywdy. Raczej brał pod uwagę to, że Rzymianie powinni zauważyć, iż wtrącając go do więzienia czynią nielegalną
rzecz, gwałcą prawo, które powinni przestrzegać. Dlatego dał im do zrozumienia: Stoicie tu w imię sprawiedliwości,
a plujecie sprawiedliwości w twarz.
Zatem
kiedy kwestia dotyczy naszych osobistych zniewag, powinniśmy zaniechać zemsty.
Kiedy ktoś nazywa cię popaprańcem, dziwakiem, heretykiem, wówczas Pan Jezus mówi, nadstaw drugi policzek.
Błogosław mu. Jeśli ktoś ukradł ci samochód, masz prawo domagać się
sprawiedliwości ponieważ złamał prawo.
wtorek, 5 lutego 2013
Marsjańska baśń o płci w głowie, czyli misja redaktora Lisa
Obejrzałem wczoraj program red. Tomasza Lisa. Najpierw rozmowa z Anną Grodzką z rodzaju zrozumieć mężczyznę po samookaleczeniu - nazywając go kobietą i zaakceptować marsjańską baśń, że to nie ciało wyraża naszą płeć, ale to, co jest w głowie. Potem zaś czterech światłych postępowców (włączając T. Lisa) zajęło się uświadamianiem posłowi Johnowi Godsonowi jak totalnym zwichrzeniem jest rozmowa o seksualnym stosunku dwóch mężczyzn w kategoriach etycznych.
Być może wkrótce nieco więcej na ten temat.
Być może wkrótce nieco więcej na ten temat.
Ojciec deista
Deista wierzy w
istnienie Boga, który jest obserwatorem. Bóg jest jak zegarmistrz, który
nakręcił świat, ale się nim nie interesuje. Niektórzy chrześcijańscy ojcowie są
„wspaniałą” ilustracją takiej wizji Boga: założyłem rodzinę, spłodziłem
dzieci. Zasadziłem drzewo, wybudowałem dom. Jestem „bogiem”. Czapki z głów.
Szacun wielki. Mogę wyjechać na Hawaje i sączyć drinki. Swoje w życiu zrobiłem.
Ojciec, który zradza, ale nie angażuje się w życie swojej rodziny
jest praktycznym deistą, a nie chrześcijaninem. Pismo mówi, że Bóg nie tylko
stworzył świat, ale podtrzymuje go i działa w nim każdego dnia. List do Hebrajczyków 1:3 mówi o
Chrystusie, że „podtrzymuje wszystko słowem swojej mocy”. Zajmuje
się nawet takimi sprawami jak nasze włosy, spadanie wróbli na ziemię,
przyodziewanie lilii wodnych. Jakim rodzajem ojca jesteś? Deistycznym
obserwatorem czy zaangażowanym inicjatorem, który angażuje się w życie swoich
dzieci?
poniedziałek, 4 lutego 2013
O byciu ojcem w Radio Gdańsk
TUTAJ można odsłuchać niedawnej audycji w Radio Gdańsk autorstwa red. Włodzimierza Raszkiewicza "Kawałek świata i herbata" na temat ojcostwa z moim udziałem.
niedziela, 3 lutego 2013
Kazanie w mp3: "Oko za policzek, ząb za policzek?" (Mt 5:38-42)
W niniejszym linku można odsłuchać kazanie w mp3 z jednej z ostatnich Niedziel pt. "Oko za policzek, ząb za policzek?" (Mt 5:38-42). Zapraszam.
sobota, 2 lutego 2013
Jak radzić sobie z winą po seksualnej porażce?
Dziś na blogu kazanie pastora Johna Pipera "Jak radzić sobie z winą po seksualnej porażce".
"Największą tragedią nie jest głównie masturbacja, cudzołóstwo czy zachowywanie się jak ciekawski Tomuś (tudzież ciekawska Kasia) w Internecie. Tragedią jest to, że Szatan używa tego poczucia winy, żeby pozbawić cię każdego marzenia jakie kiedykolwiek miałeś lub możesz mieć, a w to miejsce zasiewa pozorne szczęście - bezpieczne życie z powierzchownymi przyjemnościami, dopóki nie umrzesz w swoim bujanym fotelu, nieopodal jeziorka, pomarszczony i bezużyteczny, pozostawiając wielki, zasobny spadek swoim dorosłym już dzieciom, aby jeszcze bardziej utwierdzić ich w ich świeckości. To jest największą tragedią!"
Całość TUTAJ
"Największą tragedią nie jest głównie masturbacja, cudzołóstwo czy zachowywanie się jak ciekawski Tomuś (tudzież ciekawska Kasia) w Internecie. Tragedią jest to, że Szatan używa tego poczucia winy, żeby pozbawić cię każdego marzenia jakie kiedykolwiek miałeś lub możesz mieć, a w to miejsce zasiewa pozorne szczęście - bezpieczne życie z powierzchownymi przyjemnościami, dopóki nie umrzesz w swoim bujanym fotelu, nieopodal jeziorka, pomarszczony i bezużyteczny, pozostawiając wielki, zasobny spadek swoim dorosłym już dzieciom, aby jeszcze bardziej utwierdzić ich w ich świeckości. To jest największą tragedią!"
Całość TUTAJ
Subskrybuj:
Posty (Atom)