W kalendarzu liturgicznym kościoła mamy 40-dniowy okres postu poprzedzający radość Zmartwychwstania. Dzisiejszy wpis, czyli post :) będzie dotyczył najczęściej spotykanych błędów jeśli chodzi o zrozumienie tego czym jest post i jaki jest jego cel. W następnym wpisie podzielę się natomiast refleksją nt. biblijnego znaczenia i symboliki postu. Zacznijmy jednak od błędów:
1. Post jest ograniczeniem przyjemności
(19) Ucztę urządza się dla zabawy, a wino rozwesela życie. – Kzn 10:19
W jednej ze stacji radiowych usłyszałem osobliwy pomysł ma wielkopostne postanowienie. Zaproponowano mianowicie wiernym, aby w ramach tegoż postanowienia ograniczyli …emisję dwutlenku węgla. Jeszcze inni wykorzystują post do zgubienia paru kilogramów, dowiedzenia sobie, że jak chcę, to mogę wytrzymać bez papierosa, piwa czy słodyczy. Przywołałem może dziwaczny przykład, aby zwrócić uwagę na to, jakie są motywacje naszych postanowień. Ograniczenie emisji CO2, odsunięcie od siebie cukierków, ciasta, papierosów na czas 40 dni może być przejawem naszych silnych postanowień, ale niekoniecznie musi być związane z nawróceniem. Jedzenie i przyjemność płynąca z niego są czymś dobrym dlatego jesteśmy wezwani do dzielenia się materialnymi dobrami, nie zaś ukrywaniem przed bliźnimi. Bóg nie chce nas katować rezygnacją z przyjemności. Post nie nam pokazać, że cieszenie się z jedzenia i dobrego wina oddala nas od Boga i są złe. Celem postu nie jest to aby człowiek rezygnował z przyjemności.
2. Zbliżenie do Boga oznacza oddalenie od jedzenia
29) Potem rzekł Bóg: Oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem! – 1 Mj 1:29.
19) Przyszedł Syn Człowieczy, jadł i pił, a mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. – Mt 11:19
Nie pościmy ponieważ jedzenie jest złe, oddala nas od Boga i zamazuje nam Jego obraz, bliskość. Jezusa, o którym nie ma wątpliwości, że miał i ma najdoskonalszą więź z Ojcem, nazywano żarłokiem i pijakiem. Powód był prosty: korzystał i cieszył się z jedzenia w inny sposób oraz zapewne w większym stopniu niż uczeni w Piśmie. Bywał wśród grzeszników, od których stronili faryzeusze. Zasiadał z nimi do stołu, jadł i pił.
Przez wieki w historii kościoła poszczenie było związane z ćwiczeniem ciała, z samoopanowaniem. Mówiono: Powstrzymanie od przyjemności ciała – jedzenia i picia jest ćwiczeniem duszy, przygotowaniem do życia w bezcielesnym ciele. Oczywiście jest to zupełnie niebiblijne myślenie. W poście bowiem nie chodzi o ćwiczenia w samoopanowaniu lub o słyszenie Bożego głosu "na głodniaka". Pusty żołądek wcale nie pomaga w lepszym słyszeniu głosu Bożego. Jedzenie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga nam w więzi z Bogiem. Obrazuje nam ono, że jesteśmy zależni od Boga, musimy się odżywiać by jeść. To obraz duchowej prawdy mówiącej nam o tym, że Jezus jest chlebem, który z nieba wstąpił aby dać nam życie wieczne. Musimy karmić się tym chlebem by żyć. Jedzenie jest zatem dobre i pomocne w rozumieniu naszej więzi z Bogiem. W poście nie chodzi więc o manifestowanie, że jedzenie przeszkadza w modlitwie i skupieniu, że właściwie możemy jakiś czas wytrzymać bez niego. Nie chodzi też o zarobienie na Bożą łaskawość: Boże popatrz, nie jem mięsa, czekolady i nie chodzę do kina. Odmawiam sobie tego co daje mi radość w życiu, a Tobie przecież o to chodzi abym odmawiał sobie radości. Nie, Bóg taki nie jest.
Post może być okresem radości jeśli wejdziemy w niego z uporządkowanym sercem. Z uporządkowanymi relacjami. Jeśli nie mamy na to ochoty – to odstawianie jedzenia, wyrzeczenia będą zwykłym faryzejstwem, hipokryzją. Jeśli nie chcemy przebaczyć, pielęgnujemy w sobie złość, gniew – to nasz post nie będzie miał żadnego znaczenia.
3. W poście chodzi o opanowanie ciała, zmysłów, pragnień.
(20) Jeśli tedy z Chrystusem umarliście dla żywiołów świata, to dlaczego poddajecie się takim zakazom, jakbyście w świecie żyli: (21) nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj? (22) Przecież to wszystko niszczeje przez samo używanie, a są to tylko przykazania i nauki ludzkie. (23) Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów. – Kol 2:23.
Post w Biblii nie jest okresem ascetycznej samokontroli, duchowym ćwiczeniem na samoopanowanie. Nie chodzi w nim o pokazanie, że potrafimy spędzić dzień bez jedzenia, albo, że umiemy żyć bez ulubionego serialu i wieprzowiny. Takie rzeczy nie mają wiele wspólnego z duchową dojrzałością i rozwijaniem w sobie pobożnej postawy. Apostoł Paweł wyraźnie zaprzecza wartości tego typu "ćwiczeń".
4. Post jest manifestacją własnej duchowości
(14) Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. (15) A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych. (16) A gdy pościcie, nie bądźcie smętni jak obłudnicy; szpecą bowiem twarze swoje, aby ludziom pokazać, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: Odbierają zapłatę swoją. (17) Ale ty, gdy pościsz, namaść głowę swoją i umyj twarz swoją. - (Ew. Mateusza 6:14-17)
Jezus nie potępia publicznego postu, tak jak nie potępia publicznej modlitwy, uwielbienia. Potępia raczej religijne czynności wykonywane w celu zachwycenia ludzi, a nie Boga. Potępia post, który ma na celu pokazać pobożność ludziom, a nie okazać skruchę Bogu. Nie powinniśmy pościć by pokazać innym, że robimy coś czego oni nie robią. Przeciwnie nasz Pan nakazał pościć tak jakby to było przygotowanie na świętowanie: namaść głowę swoją i umyj twarz swoją. Post to sprawa między nami, a Bogiem. Nie pośćmy na pokaz. Jeśli to robimy – to uznanie niektórych będzie jedną nagrodą jaką otrzymamy.
Szatan niekiedy cieszy się z pewnego rodzaju modlitwy i pewnego rodzaju postu. Z jakiej modlitwy? Z długiej, najlepiej na klęczkach, ale wznoszonej tylko wtedy gdy wokół są ludzie. Szatan będzie zachęcał do hojnego ofiarowania jałmużny, ale w taki sposób aby wszyscy o tym wiedzieli. Będzie wreszcie zachęcał do postu i umartwienia ciała, najlepiej tak by było to widać po wychudzonej twarzy i podkrążonych oczach. Wtedy inni wreszcie docenią jak bardzo blisko Boga żyjemy.
Przeczytaj również: "Biblijne znaczenie i symbolika postu"
środa, 29 lutego 2012
wtorek, 28 lutego 2012
Jak tu zachować powagę?
Wczoraj w telewizyjnym programie red. Lisa Minister Sportu Joanna Mucha poprosiła aby zwracać się do niej "pani ministro".
No i jak tu traktować poważnie tę panią? :-)
No i jak tu traktować poważnie tę panią? :-)
Chrześcijaństwo to spotkanie z Chrystusem, nie ideologia
Chrześcijaństwo bowiem to nie system jakichś "idei" czy jakaś ideologia. Jest ono doświadczeniem i świadectwem o tym doświadczeniu, które ciągle dawane jest w Kościele. Chrześcijaństwo jest doświadczeniem o tym, "co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna". (1 J 1,1-4)
Aleksander Schmemann, Za życie świata, s. 92.
Aleksander Schmemann, Za życie świata, s. 92.
poniedziałek, 27 lutego 2012
Cenzura w Polsce jednak obowiązuje
Rzecznik Praw Dziecka, Marek Michalak, "super-niania" Dorota Zawadzka, lewicowe media są oburzeni na fakt wydania przez oficynę Vocatio dwóch książek zachęcających do dawania rodzicielskich klapsów. Sprawa trafiła do prokuratury. Szef wydawnictwa wycofał ze sprzedaży te tytuły. Krótko mówiąc: cenzura i zamordyzm.
Zatem otwarcie daję RPD i "super-niani" kolejny powód do reakcji. W większości księgarń można kupić książkę, która mówi: "Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu." (Przysłów 13:24), "Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga karności wypędza ją stamtąd" (22:15), "Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze." (23:13). "A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie je w karności, dla Pana" (Efezjan 6:4).
Czekam na wnioski o wycofanie książki ze sprzedaży.
Dlaczego idioci mają wpływ na nasz kraj, a chrześcijanie jeszcze na wielu z nich głosują?
Zatem otwarcie daję RPD i "super-niani" kolejny powód do reakcji. W większości księgarń można kupić książkę, która mówi: "Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu." (Przysłów 13:24), "Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga karności wypędza ją stamtąd" (22:15), "Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze." (23:13). "A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie je w karności, dla Pana" (Efezjan 6:4).
Czekam na wnioski o wycofanie książki ze sprzedaży.
Dlaczego idioci mają wpływ na nasz kraj, a chrześcijanie jeszcze na wielu z nich głosują?
sobota, 25 lutego 2012
Lubimy nabożeństwo. Nie lubimy się nad nim zastanawiać
Większość protestantów lubi chodzić na nabożeństwa. Jednocześnie nie lubią o nich mówić i uczyć się nt. ich znaczenia, teologii, struktury (tfu! nie lubimy tego słowa! :). Większość z nas - ewangelicznych chrześcijan przejawia niechęć do studiowania Biblii pod kątem jej nauczania nt. publicznego kultu, liturgii (tfu! nie lubimy tego słowa! :), wyglądu nabożeństwa.
Ta niechęć wobec refleksji nad jego istotą często wynika najczęściej z dwóch przesłanek:
- odrzucenie nauczania kościoła katolickiego nt. świętych budynków, świętego czasu, świętych czynności, świętego ubioru, świętych funkcji itp. Skutkiem tego jest przekonanie, że każdy czas jest szczególny ponieważ Bóg jest wszechobecny. To spotkanie, ten dzień, ten Stół, publiczny wykład Słowa Bożego w kościele zasadniczo nie różnią się od innych czynności, dni, posiłków, nauczań. Nie istnieje jakieś wyjątkowe wydarzenie, spotkanie w życiu kościoła, które mamy uważać za jakościowo inne niż pozostałe. Niedziela tym się różni od spotkań w tygodniu, modlitwy, że dla większości z nas jest to dzień wolny od pracy. Nabożeństwo więc to naturalna taka okazja by wspólnie się spotkać, posłuchać kazania, pośpiewać.
- druga przyczyna lekceważenia nabożeństwa wynika z radykalnego oddzielenia Starego od Nowego Testamentu. To prowadzi do przekonania, że Pismo nie daje nam żadnego planu, schematu nabożeństwa. Nowy Testament nie mówi nam co mamy robić na początku, co na końcu więc możemy tą sprawę potraktować dowolnie, "lajtowo".
Tymczasem wg Pisma Świętego jest zgoła inaczej :) Nabożeństwo to nic innego jak liturgia: szereg czynności, rytuałów (śpiew, modlitwa, komunia, wstawanie, siadanie, ofiara itp.), które jako kościół wykonujemy przed obliczem Boga. Pytania do zastanowienia:
- czym jest nabożeństwo?
- jakie jest biblijne znaczenie publicznego zgromadzenia Ludu Bożego?
- czy Jego wygląd odzwierciedla przekonanie, że jest ono spotkaniem Z Bogiem, nie zaś O Bogu?
- czy wierzymy, że Biblia (nie tylko NT) ma coś do powiedzenia nt. jego struktury, sposobu w jaki mamy zbliżać się do Boga?
- czy sposób i kolejność wykonywania określonych czynności jest przejawem naszej twórczej spontaniczności czy posłuszeństwa wobec nauczania Pisma Świętego?
Pomyślmy o tym zanim udamy się na jutrzejsze nabożeństwo.
Ta niechęć wobec refleksji nad jego istotą często wynika najczęściej z dwóch przesłanek:
- odrzucenie nauczania kościoła katolickiego nt. świętych budynków, świętego czasu, świętych czynności, świętego ubioru, świętych funkcji itp. Skutkiem tego jest przekonanie, że każdy czas jest szczególny ponieważ Bóg jest wszechobecny. To spotkanie, ten dzień, ten Stół, publiczny wykład Słowa Bożego w kościele zasadniczo nie różnią się od innych czynności, dni, posiłków, nauczań. Nie istnieje jakieś wyjątkowe wydarzenie, spotkanie w życiu kościoła, które mamy uważać za jakościowo inne niż pozostałe. Niedziela tym się różni od spotkań w tygodniu, modlitwy, że dla większości z nas jest to dzień wolny od pracy. Nabożeństwo więc to naturalna taka okazja by wspólnie się spotkać, posłuchać kazania, pośpiewać.
- druga przyczyna lekceważenia nabożeństwa wynika z radykalnego oddzielenia Starego od Nowego Testamentu. To prowadzi do przekonania, że Pismo nie daje nam żadnego planu, schematu nabożeństwa. Nowy Testament nie mówi nam co mamy robić na początku, co na końcu więc możemy tą sprawę potraktować dowolnie, "lajtowo".
Tymczasem wg Pisma Świętego jest zgoła inaczej :) Nabożeństwo to nic innego jak liturgia: szereg czynności, rytuałów (śpiew, modlitwa, komunia, wstawanie, siadanie, ofiara itp.), które jako kościół wykonujemy przed obliczem Boga. Pytania do zastanowienia:
- czym jest nabożeństwo?
- jakie jest biblijne znaczenie publicznego zgromadzenia Ludu Bożego?
- czy Jego wygląd odzwierciedla przekonanie, że jest ono spotkaniem Z Bogiem, nie zaś O Bogu?
- czy wierzymy, że Biblia (nie tylko NT) ma coś do powiedzenia nt. jego struktury, sposobu w jaki mamy zbliżać się do Boga?
- czy sposób i kolejność wykonywania określonych czynności jest przejawem naszej twórczej spontaniczności czy posłuszeństwa wobec nauczania Pisma Świętego?
Pomyślmy o tym zanim udamy się na jutrzejsze nabożeństwo.
Kwestia czasu
Małe kłamstwo jest jak mała ciąża: niewiele czasu trzeba, aby wszyscy się dowiedzieli.
C.S. Lewis
C.S. Lewis
piątek, 24 lutego 2012
Zabiją go bo uwierzył w Chrystusa
Artykuł z dzisiejszej Rzeczpospolitej:
Mimo protestów świata irański sąd nakazał wykonanie wyroku śmierci na młodym pastorze.
Decyzja ta zamyka procedurę sądową i drogę do apelacji. 34-letni Josef Nadarchani może teraz w każdej chwili zostać wyprowadzony z celi śmierci w ściśle strzeżonym więzieniu w Lakan i stracony. Bez wcześniejszego uprzedzenia rodziny i adwokata. Najprawdopodobniej wyrok zostanie wykonany po kryjomu.
Według członków jego wspólnoty decyzja jest nieodwracalna. – Pozwolono mu porozmawiać z żoną. Powiedział jej, aby nasz Kościół pozostał wierny Chrystusowi. Modlimy się za niego, ale nadzieja jest niewielka – powiedział dziennikarzom inny irański pastor Firuz Chandżani. Według niego decyzja o straceniu Nadarchaniego to skutek jego odmowy wyrzeczenia się chrześcijaństwa.
CAŁOŚĆ
____________________________
Zachęcam do modlitwy o pastora Josefa i wysłania do Ambasady Iranu w Warszawie listu. Adres:
iranemb@iranemb.warsaw.pl
Ambasada Islamskiej Republiki Iranu
ul. Królowej Aldony 22
03-928 Warszawa
Feb. 24th, 2012
His Excellency Hadi Farajvandabout,
I am writing today to express my concern for Iranian pastor Youcef Nadarkhani. Nadarkhani, a 34-year-old pastor from Rasht, Iran, was arrested in October 2009 and recently sentenced to death.
Pastor Nadarkhani faces the death penalty solely on the basis of his adopting Christianity. As such, the Islamic Republic of Iran is violating its obligations under the International Covenant on Civil and Political Rights. Article 18 includes a provision for the right to “have or to adopt” a religion, which has been interpreted authoritatively by the UN Human Rights Committee as including the right to change one’s religion.
Further, Iran’s constitution sanctions Christianity as a legitimate minority faith and asserts that Christians are allowed to freely carry out their religious rites. Article 23 asserts that no one may be “reprimanded simply because of having a certain belief.”
I am very concerned about Pastor Nadarkhani’s welfare and I respectfully request that you give your attention to this urgent matter. Thank you for your time.
Yours sincerely,
Mimo protestów świata irański sąd nakazał wykonanie wyroku śmierci na młodym pastorze.
Decyzja ta zamyka procedurę sądową i drogę do apelacji. 34-letni Josef Nadarchani może teraz w każdej chwili zostać wyprowadzony z celi śmierci w ściśle strzeżonym więzieniu w Lakan i stracony. Bez wcześniejszego uprzedzenia rodziny i adwokata. Najprawdopodobniej wyrok zostanie wykonany po kryjomu.
Według członków jego wspólnoty decyzja jest nieodwracalna. – Pozwolono mu porozmawiać z żoną. Powiedział jej, aby nasz Kościół pozostał wierny Chrystusowi. Modlimy się za niego, ale nadzieja jest niewielka – powiedział dziennikarzom inny irański pastor Firuz Chandżani. Według niego decyzja o straceniu Nadarchaniego to skutek jego odmowy wyrzeczenia się chrześcijaństwa.
CAŁOŚĆ
____________________________
Zachęcam do modlitwy o pastora Josefa i wysłania do Ambasady Iranu w Warszawie listu. Adres:
iranemb@iranemb.warsaw.pl
Ambasada Islamskiej Republiki Iranu
ul. Królowej Aldony 22
03-928 Warszawa
Feb. 24th, 2012
His Excellency Hadi Farajvandabout,
I am writing today to express my concern for Iranian pastor Youcef Nadarkhani. Nadarkhani, a 34-year-old pastor from Rasht, Iran, was arrested in October 2009 and recently sentenced to death.
Pastor Nadarkhani faces the death penalty solely on the basis of his adopting Christianity. As such, the Islamic Republic of Iran is violating its obligations under the International Covenant on Civil and Political Rights. Article 18 includes a provision for the right to “have or to adopt” a religion, which has been interpreted authoritatively by the UN Human Rights Committee as including the right to change one’s religion.
Further, Iran’s constitution sanctions Christianity as a legitimate minority faith and asserts that Christians are allowed to freely carry out their religious rites. Article 23 asserts that no one may be “reprimanded simply because of having a certain belief.”
I am very concerned about Pastor Nadarkhani’s welfare and I respectfully request that you give your attention to this urgent matter. Thank you for your time.
Yours sincerely,
Lekcje od Świętych ze Starego Testamentu
Lista bohaterów wiary z Listu do Hebrajczyków 11 uczy nas wielu lekcji. Oto kilka z nich:
1. Każe nam pamiętać wspaniałe historie Starego Testamentu. Kiedy czytamy imię każdej z wymienionych osób powinniśmy znać ich historie. Jeśli jakieś imię nic ci nie mówi – nie pisz o tym w komentarzach :) . Poczytaj w domu Biblię i odszukaj historię tej osoby. Zastanów się dlaczego znalazła się na tej liście wierzących.
2. Korzenie naszej wiary sięgają Starego Testamentu. To nie byli ludzie bez Ducha, innego rodzaju wierzący. Wręcz przeciwnie. Byli pełni Ducha, a ich życie jest wzorem dla nas. Nieprawdą jest więc stwierdzenie, że od postaci ze Starego Testamentu nie mamy się czego uczyć bo jesteśmy dojrzalsi, mamy "pełnię Ducha" itd. Nic z tych rzeczy! Lista Świętych Starego Testamentu to lista osób, z których powinniśmy brać przykład.
3. Niniejsza lista weryfikuje nasze wyobrażenie świętości, definicję dobrego chrześcijanina.
4. Hebrajczyków 11 to opis czynów wypływających z wiary. To jest tutaj kluczowe: ten sam czyn może mieć różne podłoże, a zatem jego ocena będzie się różniła. Zmiana miejsca zamieszkania może wyrazem wiary lub niewiary. Zmiana kościoła – może wynikać z chęci podążania za Słowem Chrystusa lub wręcz przeciwnie itd.
5. Nie można podobać się Bogu zatrzymując się na szeroko pojętej "moralności". Bóg nie honoruje niewiary. Bóg nie aprobuje osób, które zrywają owoce z Jego sadu bez słowa "dziękuję" zaprzeczając, że należą one do Gospodarza, a nawet, że ktoś taki jak Gospodarz istnieje. Niczego tu nie zmienia fakt, że następnie dzielą się tymi owocami z innymi.
6. Poznawajmy biblijne historie i uczmy się co to znaczy żyć wiarą w Boga. Święci Starego Testamentu musieli często "zagryźć wargi" i iść naprzód mimo niesprzyjających okoliczności. Wiara to często podążanie pod prąd. Łączy się z przeciwnościami. One będą. Jednak nie zawracajmy. Budujmy nadal nasze "Arki", przemierzajmy nadal pustynię, okrążajmy cierpliwie Jerycho. Żyjmy wiarą!
1. Każe nam pamiętać wspaniałe historie Starego Testamentu. Kiedy czytamy imię każdej z wymienionych osób powinniśmy znać ich historie. Jeśli jakieś imię nic ci nie mówi – nie pisz o tym w komentarzach :) . Poczytaj w domu Biblię i odszukaj historię tej osoby. Zastanów się dlaczego znalazła się na tej liście wierzących.
2. Korzenie naszej wiary sięgają Starego Testamentu. To nie byli ludzie bez Ducha, innego rodzaju wierzący. Wręcz przeciwnie. Byli pełni Ducha, a ich życie jest wzorem dla nas. Nieprawdą jest więc stwierdzenie, że od postaci ze Starego Testamentu nie mamy się czego uczyć bo jesteśmy dojrzalsi, mamy "pełnię Ducha" itd. Nic z tych rzeczy! Lista Świętych Starego Testamentu to lista osób, z których powinniśmy brać przykład.
3. Niniejsza lista weryfikuje nasze wyobrażenie świętości, definicję dobrego chrześcijanina.
4. Hebrajczyków 11 to opis czynów wypływających z wiary. To jest tutaj kluczowe: ten sam czyn może mieć różne podłoże, a zatem jego ocena będzie się różniła. Zmiana miejsca zamieszkania może wyrazem wiary lub niewiary. Zmiana kościoła – może wynikać z chęci podążania za Słowem Chrystusa lub wręcz przeciwnie itd.
5. Nie można podobać się Bogu zatrzymując się na szeroko pojętej "moralności". Bóg nie honoruje niewiary. Bóg nie aprobuje osób, które zrywają owoce z Jego sadu bez słowa "dziękuję" zaprzeczając, że należą one do Gospodarza, a nawet, że ktoś taki jak Gospodarz istnieje. Niczego tu nie zmienia fakt, że następnie dzielą się tymi owocami z innymi.
6. Poznawajmy biblijne historie i uczmy się co to znaczy żyć wiarą w Boga. Święci Starego Testamentu musieli często "zagryźć wargi" i iść naprzód mimo niesprzyjających okoliczności. Wiara to często podążanie pod prąd. Łączy się z przeciwnościami. One będą. Jednak nie zawracajmy. Budujmy nadal nasze "Arki", przemierzajmy nadal pustynię, okrążajmy cierpliwie Jerycho. Żyjmy wiarą!
czwartek, 23 lutego 2012
Spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem
W "świecie tym" Chrystusowe podeptanie śmierci przez śmierć i Jego zmartwychwstanie to sprawy, których nigdy nie da się empirycznie i obiektywnie "sprawdzić". Zmartwychwstały Chrystus pokazał się Marii Magdalenie, lecz ta widząc stojącego Jezusa "nie wiedziała, że to Jezus" (Jn 20:14). Gdy Chrystus stał nad Morzem Tyberiadzkim i oczekiwał swoich uczniów, ci także "nie wiedzieli, że był to Jezus" (Jn 21:4), jak również nie poznali Go uczniowie w drodze do Emaus (Łk 24:16). W oczach "tego świata" obwieszczanie zmartwychwstania zawsze było nonsensem i do dziś nim pozostaje, nawet i sami wierzący bardziej niż zmartwychwstaniem skłonni są zajmować się nieśmiertelnością duszy i "tamtym światem". Czyż można zaprzeczyć, że jeśli nauka o zmartwychwstaniu miałaby być niczym więcej jak tylko nauką o czymś, co odnosić się miało wyłącznie do przyszłości, niewielka byłaby różnica między nią a innymi naukami o "życiu pozagrobowym" człowieka, a co za tym idzie i o moim. Śmierć dalej pozostawałaby tajemniczym przejściem w tajemniczą "przyszłość". Lecz przecież gdy zmartwychwstały Pan pokazał się na drodze do Emaus dwom swoim uczniom, odczuli oni wielką radość i "pałanie serca". I radości tej doznali wcale nie dlatego, iżby objawiona im została jakaś inna nauka, ale dlatego, że ujrzeli Pana.
Aleksander Schmemann, Za życie świata
Aleksander Schmemann, Za życie świata
środa, 22 lutego 2012
Niewidzialny grzech
Zawiść jest niewidzialnym grzechem. Przepraszam. Oczywiście widzimy zawiść innych. Nigdy jednak nie widzimy jej u siebie. Kiedy np. ostatnio wyznając grzechy Bogu wspomnieliśmy o zawiści? Nie często się do niej przyznajemy bo zawsze przecież uważamy, że my tylko chcemy sprawiedliwości, równości, by nikt nie był faworyzowany. Prawda?
Nie lubimy przyznawać się do bycia zawistnymi. Nie dostrzegamy tego grzechu w sobie samych. To jest coś co odróżnia zawiść od innych grzechów. Kiedy ktoś popełni kradzież, grzech seksualny, przekleństwo – łatwo to rozpoznać i wyznać. Wiemy, że coś takiego popełniliśmy. Inaczej jest z zawiścią. "O nie nie... Ja na pewno nie jestem zawistny. Ja tylko dbam o równość. Mi tylko zależy by jedni nie mieli mniej niż inni. Mi tylko chodzi o sprawiedliwość, walczę o słuszną sprawę. Zawiść?! Ja?! Chyba mnie z kimś pomyliłeś! To nie mój problem".
Malujemy ją w inne kolory i myślimy, że nikt jej nie wykryje, w szczególności Bóg. Zawiść jest potajemna, podstępna. Działa tak by nikt jej nie zobaczył, nie wykrył. Wyznanie zawiści to nieomal cud.
Zawiść często stroi się w szaty podziwu, zachwytu i ma tendencje do głośnego chwalenia, zbyt częstego chwalenia. Ktoś powiedział: Spoglądaj na oczy tych, którzy kłaniają się najniżej. Tego typu największe uniżenie, najgłośniejsze pochwały, gesty uwielbienia często wykonują osoby, które nie znają swojego serca. Zawistnicy. Chrońmy swoje serca.
Zawiść zajmuje się bardzo często sprawami sprawiedliwości i staje się kolekcjonerem niesprawiedliwości – zarówno realnej, jak i wyimaginowanej. Ponieważ nie może mówić we własnym imieniu – zawsze mówi w imieniu tych, których uzna za ofiarę. Bardzo dba o "sprawiedliwość". Szczególnie tą "społeczną".
Nie lubimy przyznawać się do bycia zawistnymi. Nie dostrzegamy tego grzechu w sobie samych. To jest coś co odróżnia zawiść od innych grzechów. Kiedy ktoś popełni kradzież, grzech seksualny, przekleństwo – łatwo to rozpoznać i wyznać. Wiemy, że coś takiego popełniliśmy. Inaczej jest z zawiścią. "O nie nie... Ja na pewno nie jestem zawistny. Ja tylko dbam o równość. Mi tylko zależy by jedni nie mieli mniej niż inni. Mi tylko chodzi o sprawiedliwość, walczę o słuszną sprawę. Zawiść?! Ja?! Chyba mnie z kimś pomyliłeś! To nie mój problem".
Malujemy ją w inne kolory i myślimy, że nikt jej nie wykryje, w szczególności Bóg. Zawiść jest potajemna, podstępna. Działa tak by nikt jej nie zobaczył, nie wykrył. Wyznanie zawiści to nieomal cud.
Zawiść często stroi się w szaty podziwu, zachwytu i ma tendencje do głośnego chwalenia, zbyt częstego chwalenia. Ktoś powiedział: Spoglądaj na oczy tych, którzy kłaniają się najniżej. Tego typu największe uniżenie, najgłośniejsze pochwały, gesty uwielbienia często wykonują osoby, które nie znają swojego serca. Zawistnicy. Chrońmy swoje serca.
Zawiść zajmuje się bardzo często sprawami sprawiedliwości i staje się kolekcjonerem niesprawiedliwości – zarówno realnej, jak i wyimaginowanej. Ponieważ nie może mówić we własnym imieniu – zawsze mówi w imieniu tych, których uzna za ofiarę. Bardzo dba o "sprawiedliwość". Szczególnie tą "społeczną".
Jak powstała polityczna poprawność
Poniżej zamieszczam fragment artykułu Williama S. Linda "Jak powstała polityczna poprawność".
Polityczna poprawność to kulturowy marksizm. To marksizm przełożony z realiów ekonomicznych na realia kulturowe. To jest proces, który sięga nie ruchu lat 60., hippisowskiego, ruchu pokoju, ale okresu I Wojny Światowej. Kiedy porównamy główne tezy politycznej poprawności z klasycznym marksizmem, analogie są oczywiste.
Po pierwsze, w obu wypadkach jest to ideologia totalitarna. Totalitarna natura politycznej poprawności nigdzie nie jest tak oczywista, jak na kampusach wyższych uczelni, z których wiele w tej chwili stało się pokrytymi bluszczem małymi Północnymi Koreami. Student czy profesor, który odważył się gdziekolwiek przekroczyć linię wytyczoną przez feministkę czy aktywistę praw gejów, czy miejscową grupę czarnych czy Latynosów, czy którąkolwiek z innych wyświęconych na "poszkodowane" grup, wokół których obraca się ta sprawa politycznej poprawności, szybko znajdzie się w kolizji z prawem. W małym lokalnym systemie prawnym uczelni przedstawione są im formalne zarzuty i wymierzona kara, w procesach nierzadko przypominających sądy kapturowe. Tutaj próbujemy spojrzeć w przyszłość jaką polityczna poprawność szykuje całemu narodowi.
W istocie wszystkie ideologie są totalitarne, ponieważ esencją ideologii (zwracam uwagę, że właściwie rozumiany konserwatyzm ideologią nie jest) jest podjęcie pewnej filozofii i twierdzenie, że na bazie tej filozofii pewne rzeczy muszą być prawdziwe. Jak np., że cała historia naszej kultury jest historią opresji kobiet. Ponieważ stoi to w sprzeczności z rzeczywistością, rzeczywistość musi być zakazana. Musi być zakazane odnoszenie się do rzeczywistości historycznej. Ludzie muszą być zmuszeni do życia w kłamstwie, a ponieważ ludzie z natury mają opory przed życiem w kłamstwie, to oczywiste, że używają swoich oczu i uszu żeby sprawdzić jak jest i mówią "Chwileczkę. To nie jest prawda. Przecież widzę, że to nie jest prawda" . W związku z tym żądanie życia w kłamstwie musi być poparte przemocą państwa. Stąd ideologia nieodmiennie stwarza państwo totalitarne.
Po drugie, marksizm kulturowy, tak jak marksizm ekonomiczny, posługuje się jednoprzyczynowym wyjaśnieniem historii. Marksizm ekonomiczny mówi, że historię determinuje własność środków produkcji. Marksizm kulturowy, czyli polityczna poprawność, twierdzi, że cała historia jest zdeterminowana przez władzę, za pomocą której jedne grupy, definiowane w kategoriach rasy, płci, itd., podporządkowują sobie inne grupy. Nic innego się nie liczy. Cała literatura, w istocie, jest o tym. Wszystko w przeszłości ma związek z tą jedną rzeczą.
Po trzecie, tak jak w ekonomicznym marksizmie pewne grupy, tj. robotnicy i chłopi, są dobre a priori, a inne grupy, burżuazja i posiadacze kapitału, są złe, tak w kulturowym marksizmie poprawności politycznej pewne grupy są dobre: kobiety feministki (tylko kobiety feministki, nie-feministki przyjmuje się, że nie istnieją), czarni, Latynosi, homoseksualiści. Te grupy uznane są za "poszkodowane" i jako takie automatycznie są dobre, bez względu na to co którakolwiek z nich robi. Podobnie, biali mężczyźni są automatycznie uznani za złych, w ten sposób stając się odpowiednikiem burżuazji w marksizmie ekonomicznym.
Po czwarte, oba, i marksizm ekonomiczny, i marksizm kulturowy, opierają się na wywłaszczeniu. Kiedy klasyczni marksiści, komuniści, przejęli Rosję, wywłaszczyli oni burzuazję, odebrali jej własność. Podobnie kiedy kulturowi marksiści przejmują kampus uniwersytecki, wywłaszczają oni za pośrednictwem środków takich, jak przydziały (quotas) w przyjmowaniu na studia. Kiedy białemu studentowi o wysokich możliwościach odmawia się przyjęcia do college'u na rzecz czarnego czy Latynosa, który nie jest tak zdolny, biały student zostaje wywłaszczony. Akcja afirmatywna (affirmative action) w całym naszym społeczeństwie dzisiaj to system wywłaszczeniowy. Firmy posiadane przez białych nie otrzymują kontraktów, ponieważ te są zarezerwowane dla, powiedzmy, Latynosów czy kobiet. Zatem wywłaszczenie jest zasadniczym narzędziem obu form marksizmu.
I wreszcie, oba, marksizm ekonomiczny i kulturowy, używają metody analitycznej, która daje im odpowiedzi jakich chcą. W przypadku klasycznego marksizmu tą metodą analityczną jest marksistowska ekonomia. W wypadku kulturowego marksizmu jest nią dekonstrukcjonizm. Dekonstrukcjonizm zasadniczo bierze jakikolwiek tekst, usuwa z niego całe znaczenie i wprowadza na to miejsce znaczenie pożądane. Tak więc otrzymujemy, na przykład, że cały Szekspir jest o opresji kobiet, czy że Biblia jest w istocie o rasie i płci. Wszystkie te teksty służą udowadnianiu, że "cała historia jest historią jaka grupa miała władzę nad jakimi innymi grupami". Zatem podobieństwa są ewidentne między klasycznym marksizmem, z jakim zapoznaliśmy się w przypadku Związku Sowieckiego, i kulturowym marksizmem, jaki widzimy dzisiaj w postaci poprawności politycznej.
Ale te podobieństwa nie są przypadkowe. Te podobieństwa nie wzięły się z niczego. Prawda jest taka, że polityczna poprawność ma swoją historię, historię znacznie dłuższą niż - poza wąską grupą akademików to zjawisko studiujących - wielu ludzi zdaje sobie sprawę. Ta historia sięga, jak powiedziałem, I Wojny Światowej, tak jak wiele innych patologii, które rozkładają nasze społeczeństwo i, w istocie, naszą kulturę.
Całość
Polityczna poprawność to kulturowy marksizm. To marksizm przełożony z realiów ekonomicznych na realia kulturowe. To jest proces, który sięga nie ruchu lat 60., hippisowskiego, ruchu pokoju, ale okresu I Wojny Światowej. Kiedy porównamy główne tezy politycznej poprawności z klasycznym marksizmem, analogie są oczywiste.
Po pierwsze, w obu wypadkach jest to ideologia totalitarna. Totalitarna natura politycznej poprawności nigdzie nie jest tak oczywista, jak na kampusach wyższych uczelni, z których wiele w tej chwili stało się pokrytymi bluszczem małymi Północnymi Koreami. Student czy profesor, który odważył się gdziekolwiek przekroczyć linię wytyczoną przez feministkę czy aktywistę praw gejów, czy miejscową grupę czarnych czy Latynosów, czy którąkolwiek z innych wyświęconych na "poszkodowane" grup, wokół których obraca się ta sprawa politycznej poprawności, szybko znajdzie się w kolizji z prawem. W małym lokalnym systemie prawnym uczelni przedstawione są im formalne zarzuty i wymierzona kara, w procesach nierzadko przypominających sądy kapturowe. Tutaj próbujemy spojrzeć w przyszłość jaką polityczna poprawność szykuje całemu narodowi.
W istocie wszystkie ideologie są totalitarne, ponieważ esencją ideologii (zwracam uwagę, że właściwie rozumiany konserwatyzm ideologią nie jest) jest podjęcie pewnej filozofii i twierdzenie, że na bazie tej filozofii pewne rzeczy muszą być prawdziwe. Jak np., że cała historia naszej kultury jest historią opresji kobiet. Ponieważ stoi to w sprzeczności z rzeczywistością, rzeczywistość musi być zakazana. Musi być zakazane odnoszenie się do rzeczywistości historycznej. Ludzie muszą być zmuszeni do życia w kłamstwie, a ponieważ ludzie z natury mają opory przed życiem w kłamstwie, to oczywiste, że używają swoich oczu i uszu żeby sprawdzić jak jest i mówią "Chwileczkę. To nie jest prawda. Przecież widzę, że to nie jest prawda" . W związku z tym żądanie życia w kłamstwie musi być poparte przemocą państwa. Stąd ideologia nieodmiennie stwarza państwo totalitarne.
Po drugie, marksizm kulturowy, tak jak marksizm ekonomiczny, posługuje się jednoprzyczynowym wyjaśnieniem historii. Marksizm ekonomiczny mówi, że historię determinuje własność środków produkcji. Marksizm kulturowy, czyli polityczna poprawność, twierdzi, że cała historia jest zdeterminowana przez władzę, za pomocą której jedne grupy, definiowane w kategoriach rasy, płci, itd., podporządkowują sobie inne grupy. Nic innego się nie liczy. Cała literatura, w istocie, jest o tym. Wszystko w przeszłości ma związek z tą jedną rzeczą.
Po trzecie, tak jak w ekonomicznym marksizmie pewne grupy, tj. robotnicy i chłopi, są dobre a priori, a inne grupy, burżuazja i posiadacze kapitału, są złe, tak w kulturowym marksizmie poprawności politycznej pewne grupy są dobre: kobiety feministki (tylko kobiety feministki, nie-feministki przyjmuje się, że nie istnieją), czarni, Latynosi, homoseksualiści. Te grupy uznane są za "poszkodowane" i jako takie automatycznie są dobre, bez względu na to co którakolwiek z nich robi. Podobnie, biali mężczyźni są automatycznie uznani za złych, w ten sposób stając się odpowiednikiem burżuazji w marksizmie ekonomicznym.
Po czwarte, oba, i marksizm ekonomiczny, i marksizm kulturowy, opierają się na wywłaszczeniu. Kiedy klasyczni marksiści, komuniści, przejęli Rosję, wywłaszczyli oni burzuazję, odebrali jej własność. Podobnie kiedy kulturowi marksiści przejmują kampus uniwersytecki, wywłaszczają oni za pośrednictwem środków takich, jak przydziały (quotas) w przyjmowaniu na studia. Kiedy białemu studentowi o wysokich możliwościach odmawia się przyjęcia do college'u na rzecz czarnego czy Latynosa, który nie jest tak zdolny, biały student zostaje wywłaszczony. Akcja afirmatywna (affirmative action) w całym naszym społeczeństwie dzisiaj to system wywłaszczeniowy. Firmy posiadane przez białych nie otrzymują kontraktów, ponieważ te są zarezerwowane dla, powiedzmy, Latynosów czy kobiet. Zatem wywłaszczenie jest zasadniczym narzędziem obu form marksizmu.
I wreszcie, oba, marksizm ekonomiczny i kulturowy, używają metody analitycznej, która daje im odpowiedzi jakich chcą. W przypadku klasycznego marksizmu tą metodą analityczną jest marksistowska ekonomia. W wypadku kulturowego marksizmu jest nią dekonstrukcjonizm. Dekonstrukcjonizm zasadniczo bierze jakikolwiek tekst, usuwa z niego całe znaczenie i wprowadza na to miejsce znaczenie pożądane. Tak więc otrzymujemy, na przykład, że cały Szekspir jest o opresji kobiet, czy że Biblia jest w istocie o rasie i płci. Wszystkie te teksty służą udowadnianiu, że "cała historia jest historią jaka grupa miała władzę nad jakimi innymi grupami". Zatem podobieństwa są ewidentne między klasycznym marksizmem, z jakim zapoznaliśmy się w przypadku Związku Sowieckiego, i kulturowym marksizmem, jaki widzimy dzisiaj w postaci poprawności politycznej.
Ale te podobieństwa nie są przypadkowe. Te podobieństwa nie wzięły się z niczego. Prawda jest taka, że polityczna poprawność ma swoją historię, historię znacznie dłuższą niż - poza wąską grupą akademików to zjawisko studiujących - wielu ludzi zdaje sobie sprawę. Ta historia sięga, jak powiedziałem, I Wojny Światowej, tak jak wiele innych patologii, które rozkładają nasze społeczeństwo i, w istocie, naszą kulturę.
Całość
wtorek, 21 lutego 2012
Krzyż dzieli
Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą i aby były ujawnione myśli wielu serc; także twoją własną duszę przeniknie miecz. - Ew. Łukasza 2:35
Starzec Symeon zapowiedział, że Chrystus miał być powodem ujawnienia myśli wielu serc. Jego ewangelia miała rzucić światło na prawdziwy charakter ludzi. Ewangelia nie zakrywa grzechu, nie maskuje go, ale wzywa nas do jego porzucenia, przyjścia z nim na wyciągniętych rękach przed Bogiem: Panie, to mój brud, to moje myśli, to moje grzechy. Przynoszę je z mojej gnijącej, ciemnej piwnicy przed Twoje światło, abyś napełnił mnie swoim światłem i usunął ciemność z mojego życia.
Głoszenie światła, głoszenie krzyża miało objawić wrogość niektórych ludzi wobec Boga, ale i głód Boga u innych. Krzyż spowodował, że człowiek nie mógł dłużej pozostać bierny, musiał się opowiedzieć. Krzyż jest bramą dzielącą ludzi, którzy przeszli z jednej strony na drugą od tych, którzy pozostali na swoich miejscach: wrogich, obojętnych, gnuśnych, duchowo ospałych. Krzyż dzieli i kłuje. Obecność Jezusa dzieliła już od momentu jego pojawienia się na świecie (a nawet wcześniej).
„Także Twoją duszę przeniknie miecz...” - Symeon przepowiedział także cierpienia jakie przyjdą na Marię niczym tnący i przebijający miecz. Te słowa wypełniły się zwłaszcza wówczas gdy Maria stojąc pod krzyżem widziała śmierć swego syna. To zapowiedź cierpienia, które łączy się z podążaniem za Jezusem. Jednak pamiętajmy, że naszymi oczami wiary (niczym Symeon) ujrzeliśmy zbawienie Boże. Wiedząc, że śmierć jest nieuchronna możemy odejść w pokoju. Wiedząc, że z obecnością Jezusa wiąże się cierpienie, ale i niewysłowiona radość możemy żyć w pokoju.
Starzec Symeon zapowiedział, że Chrystus miał być powodem ujawnienia myśli wielu serc. Jego ewangelia miała rzucić światło na prawdziwy charakter ludzi. Ewangelia nie zakrywa grzechu, nie maskuje go, ale wzywa nas do jego porzucenia, przyjścia z nim na wyciągniętych rękach przed Bogiem: Panie, to mój brud, to moje myśli, to moje grzechy. Przynoszę je z mojej gnijącej, ciemnej piwnicy przed Twoje światło, abyś napełnił mnie swoim światłem i usunął ciemność z mojego życia.
Głoszenie światła, głoszenie krzyża miało objawić wrogość niektórych ludzi wobec Boga, ale i głód Boga u innych. Krzyż spowodował, że człowiek nie mógł dłużej pozostać bierny, musiał się opowiedzieć. Krzyż jest bramą dzielącą ludzi, którzy przeszli z jednej strony na drugą od tych, którzy pozostali na swoich miejscach: wrogich, obojętnych, gnuśnych, duchowo ospałych. Krzyż dzieli i kłuje. Obecność Jezusa dzieliła już od momentu jego pojawienia się na świecie (a nawet wcześniej).
„Także Twoją duszę przeniknie miecz...” - Symeon przepowiedział także cierpienia jakie przyjdą na Marię niczym tnący i przebijający miecz. Te słowa wypełniły się zwłaszcza wówczas gdy Maria stojąc pod krzyżem widziała śmierć swego syna. To zapowiedź cierpienia, które łączy się z podążaniem za Jezusem. Jednak pamiętajmy, że naszymi oczami wiary (niczym Symeon) ujrzeliśmy zbawienie Boże. Wiedząc, że śmierć jest nieuchronna możemy odejść w pokoju. Wiedząc, że z obecnością Jezusa wiąże się cierpienie, ale i niewysłowiona radość możemy żyć w pokoju.
poniedziałek, 20 lutego 2012
Co jest niewłaściwego w modlitwie "Zdrowaś Mario"?
Niekiedy z ust przedstawicieli Kościoła Rzymskokatolickiego słyszę pytanie: dlaczego sprzeciwiasz się modlitwie Zdrowaś Mario? Jakie teologiczne błędy dostrzegasz w stwierdzeniu: "Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona, Jezus”?
Odpowiadam: żadnych. To błogosławieństwo Elżbiety, które każdy protestant powinien bez zająknięcia powtórzyć. Maryja jest błogosławiona i wyjątkowa pośród wszystkich niewiast. Jedyny problem z powyższymi słowami, a właściwie z ich zastosowaniem, polega na tym, że obecnie są one wypowiadane przez wielu ludzi do Maryji. To tak jakbym zacytował słowa kapłana Helego skierowane do Samuela lub Izaaka do Jakuba zwracając się za pomocą ich treści do tych drugich w modlitwie. Nie po to zostały napisane! Teologiczna treść pierwszej części "Zdrowaś Mario" jest poprawna ponieważ są to słowa Pisma Świętego. Jednak ich zastosowanie jest błędne. Zacytowanie Biblii, szczególnie w niebiblijnym celu i w niebiblijnym kontekście nie powoduje "uświęcenia" danej praktyki.
Co zaś z fragmentem: “Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”?
Po pierwsze: określenie „święty” w Biblii jest odnoszone do wszystkich chrześcijan (zob. 1 Kor 1:1-2, Gal 1, 1 Tes 1, Ef 1:1-3). Nie jest to tytuł (zarezerwowany dla niektórych), ale opis statusu ludzi, którzy zaufali Chrystusowi. Są „święci” nie ze względu na własną pobożność lecz zostali uświęceni krwią Jezusa. Jest to świętość z zewnątrz, przypisana im, nie ich własna. Oczywiście można to określenie odnieść do Marii, tak samo jak można je odnieść do Samuela, Izaaka, Jakuba, Rachab i każdego brata lub siostry w Chrystusie. Mimo to nie zwracamy się w ten sposób do Świętej Rachab, Świętej Sary, Świętego Tymoteusza, nie prosimy o modlitwę Świętej Krysi z parafii lub zboru.
Po drugie: powyższe słowa przypisują Marii boskie atrybuty. Zakładają bowiem, że jest ona wszechobecna i wszechwiedząca (skoro słyszy wszystkich modlitw, w każdym czasie, w każdym miejscu, o różnym stopniu donośności – w myślach, śpiewane, szeptane, wypowiadane itp.). To zdecydowanie niebiblijne założenie.
Po trzecie: są formą modlitwy, nie zaś zwykłą prośbą o wstawiennictwo błogosławionej i drogiej nam siostry w Panu. Biblia naucza, że wszelkie modlitwy powinny być kierowane wyłącznie do Boga. Pismo Święte nie tylko więc milczy nt. tzw. kultu maryjnego, nie zawiera ani adoracji, ani nabożeństw, ani zachęty do kultu kierowanego w stronę pobożnej matki naszego Pana lecz jednoznacznie opowiada się przeciwko tego typu naukom. Bóg sprzeciwia się praktykom nadającym boskie tytuły najbardziej pobożnym ludziom lub aniołom ("O Pani nasza, Pośredniczko nasza" itp.).
Podsumowując Maria powinna być wzorem do naśladowania dla każdego chrześcijanina, który pragnie podążać za Chrystusem. Dlatego powinniśmy być oburzeni faktem przypisywania jej cech, których nie posiada i bronić jej imienia, godności przed naukami, które czynią z niej obiekt pospolitego bałwochwalstwa, odciągającego wiernych od zaufania Słowu Bożemu i ewangelii.
Odpowiadam: żadnych. To błogosławieństwo Elżbiety, które każdy protestant powinien bez zająknięcia powtórzyć. Maryja jest błogosławiona i wyjątkowa pośród wszystkich niewiast. Jedyny problem z powyższymi słowami, a właściwie z ich zastosowaniem, polega na tym, że obecnie są one wypowiadane przez wielu ludzi do Maryji. To tak jakbym zacytował słowa kapłana Helego skierowane do Samuela lub Izaaka do Jakuba zwracając się za pomocą ich treści do tych drugich w modlitwie. Nie po to zostały napisane! Teologiczna treść pierwszej części "Zdrowaś Mario" jest poprawna ponieważ są to słowa Pisma Świętego. Jednak ich zastosowanie jest błędne. Zacytowanie Biblii, szczególnie w niebiblijnym celu i w niebiblijnym kontekście nie powoduje "uświęcenia" danej praktyki.
Co zaś z fragmentem: “Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”?
Po pierwsze: określenie „święty” w Biblii jest odnoszone do wszystkich chrześcijan (zob. 1 Kor 1:1-2, Gal 1, 1 Tes 1, Ef 1:1-3). Nie jest to tytuł (zarezerwowany dla niektórych), ale opis statusu ludzi, którzy zaufali Chrystusowi. Są „święci” nie ze względu na własną pobożność lecz zostali uświęceni krwią Jezusa. Jest to świętość z zewnątrz, przypisana im, nie ich własna. Oczywiście można to określenie odnieść do Marii, tak samo jak można je odnieść do Samuela, Izaaka, Jakuba, Rachab i każdego brata lub siostry w Chrystusie. Mimo to nie zwracamy się w ten sposób do Świętej Rachab, Świętej Sary, Świętego Tymoteusza, nie prosimy o modlitwę Świętej Krysi z parafii lub zboru.
Po drugie: powyższe słowa przypisują Marii boskie atrybuty. Zakładają bowiem, że jest ona wszechobecna i wszechwiedząca (skoro słyszy wszystkich modlitw, w każdym czasie, w każdym miejscu, o różnym stopniu donośności – w myślach, śpiewane, szeptane, wypowiadane itp.). To zdecydowanie niebiblijne założenie.
Po trzecie: są formą modlitwy, nie zaś zwykłą prośbą o wstawiennictwo błogosławionej i drogiej nam siostry w Panu. Biblia naucza, że wszelkie modlitwy powinny być kierowane wyłącznie do Boga. Pismo Święte nie tylko więc milczy nt. tzw. kultu maryjnego, nie zawiera ani adoracji, ani nabożeństw, ani zachęty do kultu kierowanego w stronę pobożnej matki naszego Pana lecz jednoznacznie opowiada się przeciwko tego typu naukom. Bóg sprzeciwia się praktykom nadającym boskie tytuły najbardziej pobożnym ludziom lub aniołom ("O Pani nasza, Pośredniczko nasza" itp.).
Podsumowując Maria powinna być wzorem do naśladowania dla każdego chrześcijanina, który pragnie podążać za Chrystusem. Dlatego powinniśmy być oburzeni faktem przypisywania jej cech, których nie posiada i bronić jej imienia, godności przed naukami, które czynią z niej obiekt pospolitego bałwochwalstwa, odciągającego wiernych od zaufania Słowu Bożemu i ewangelii.
sobota, 18 lutego 2012
Nasi idole
11 rozdział Listu do Hebrajczyków moglibyśmy nazwać listą Świętych Starego Testamentu. Oczywiście nie wyczerpuje ona wszystkich bohaterów wiary, ale pokazuje nam przykłady, które powinniśmy pamiętać i które powinniśmy naśladować. Nieprawdzie jest więc stwierdzenie, że tylko świat ma swoich idoli. Chrześcijanin również powinien ich mieć. Pytanie: kto nim jest (oczywiście prócz Chrystusa)? Czy twoimi idolami są ludzie godni naśladowania? To nie tylko powinni być idole współczesnych czasów, ale również bohaterowie z historii szczególnie bohaterowie Pisma.
Gdybym cię zapytał: jakie biblijne postacie najbardziej ci imponują co byś powiedział? Kogo byś wskazał? Powinniśmy mieć biblijnych idoli! Bóg maluje nam ich czyny byśmy brali z nich przykład. Czy znasz historie biblijne by móc powiedzieć: ten człowiek, jego wiara, jego czyny są dla mnie ogromną inspiracją i przykładem! Dlaczego akurat ten człowiek?
Jedną ze współczesnych złych tendencji jest to iż sądzimy, że historie biblijne są do opowiadania dla dzieci, zaś doktryny są do nauczania dorosłych. Prawda jest jednak taka, że cała Biblia jest dla wszystkich chrześcijan. Dorośli powinni się uczyć historii, a dzieci doktryn. Niestety dzieci rzadko kiedy uczy się doktryn.
Niestety często dorośli chrześcijanie nie znają biblijnych historii i kiedy dochodzimy do list bohaterów wiary z Hbr 11 niekiedy pytamy: o kim on mówi? Co tam się stało? Tymczasem Pismo naucza, że centrum naszej wiary są... historie. Ewangelia o Wojowniku niszczącym łeb Smoka jest najwspanialszą z nich.
Gdybym cię zapytał: jakie biblijne postacie najbardziej ci imponują co byś powiedział? Kogo byś wskazał? Powinniśmy mieć biblijnych idoli! Bóg maluje nam ich czyny byśmy brali z nich przykład. Czy znasz historie biblijne by móc powiedzieć: ten człowiek, jego wiara, jego czyny są dla mnie ogromną inspiracją i przykładem! Dlaczego akurat ten człowiek?
Jedną ze współczesnych złych tendencji jest to iż sądzimy, że historie biblijne są do opowiadania dla dzieci, zaś doktryny są do nauczania dorosłych. Prawda jest jednak taka, że cała Biblia jest dla wszystkich chrześcijan. Dorośli powinni się uczyć historii, a dzieci doktryn. Niestety dzieci rzadko kiedy uczy się doktryn.
Niestety często dorośli chrześcijanie nie znają biblijnych historii i kiedy dochodzimy do list bohaterów wiary z Hbr 11 niekiedy pytamy: o kim on mówi? Co tam się stało? Tymczasem Pismo naucza, że centrum naszej wiary są... historie. Ewangelia o Wojowniku niszczącym łeb Smoka jest najwspanialszą z nich.
Złączenie z Bogiem w chlebie i winie
Niektórzy oskarżyliby C.S. Lewisa o "sakramentalizm". Ja zaś "połykam" z rozkoszą takie stwierdzenia: "Modlitwa, w której wyrażamy prośbę, jest tylko drobną cząstką tego kontaktu; spowiedź i skrucha jest progiem, adoracja - sanktuarium, a wino i chleb pełną szczęścia wizją łączenia się z Bogiem" (C.S. Lewis, Ziarna paproci i słonie)
piątek, 17 lutego 2012
Buddyzm - okultyzm w wydaniu wschodnim
- wiara w świat niewidzialny, w szczególności w demony
- praktyki o charakterze religijnym (inicjacje, mantry, modlitwy, rytuały)
- wyrasta z hinduizmu (C.S. Lewis powiedział, że buddyzm jest rodzajem sekty hinduistycznej)
Jednym z celów buddyzmu jest obłaskawianie demonów. Oto cytat modlitwy buddyjskiej do Lucyfera by bronił buddyzm przed jego wrogami:
"Ty, który otworzyłeś usta i pokazałeś kły. Ty, który masz troje oczu na strasznej twarzy. Ty, który założyłeś na siebie wieniec z czaszek. Ty obdarzony twarzą na którą nie da się patrzeć. Ciebie uwielbiam".
W ten sposób modli się np. Dalaj Lama oraz inni tybetańscy buddyści. Pokojowy, neutralny, miły, filozoficzny system? Wkrótce zamieszczę obszerny artykuł na ten temat.
Zapraszam do przeczytania obszernego wpisu na temat buddyzmu pt. "Buddyzm i jego sprzeczności": TUTAJ
czwartek, 16 lutego 2012
Nie wyparła się Chrystusa. Zapłaciła życiem
– Nie zdejmę krzyża i nie wyrzeknę się wiary. Nie ma takiej ceny.
Młoda, piękna dziewczyna. Miała wybór: zmiana wyznania i dalsze życie albo trwanie przy swojej wierze i pewna śmierć. Wybrała Chrystusa.
14 marca zeszłego roku zmarła w Moskwie 23-letnia Alina Milan, studentka piątego roku wydziału prawa stołecznego uniwersytetu. Kilka miesięcy temu lekarze zdiagnozowali u niej ciężką chorobę wątroby. Jedynym ratunkiem, by ocalić jej życie, okazał się przeszczep tego organu. W Rosji jednak nie wykonuje się transplantacji wątroby. Pod koniec zeszłego roku Alina wraz z matką udały się więc do Tel Awiwu, gdzie tego typu operacje są wykonywane. Przeszła wstępne badania w tamtejszej klinice, które potwierdziły, że tylko szybka operacja jest w stanie uratować jej życie.
Matka i córka wróciły do Moskwy, gdzie stanęły przed poważnym wyborem. Transplantacja jest bardzo kosztownym zabiegiem, a rodzina Milanów nie miała środków na jej sfinansowanie. Pojawiła się jednak możliwość bezpłatnego wykonania operacji. Warunkiem było otrzymanie izraelskiego obywatelstwa, z czym wiąże się bezpłatny dostęp do państwowej opieki medycznej. Było to o tyle proste, że Alina miała w rodzinie żydowskich przodków. Pojawiło się jednak pewne „ale”...
Żeby otrzymać izraelskie obywatelstwo, należy wypełnić odpowiednią ankietę. W jednej z rubryk należy wpisać deklarowane wyznanie. Według prawa obowiązującego w Izraelu obywatelem tego kraju może zostać tylko ten, kto zadeklaruje się jako wyznawca judaizmu lub jako ateista. Wpisanie do rubryki słowa „chrześcijanin” automatycznie zamyka drogę do izraelskiego obywatelstwa. Alina odmówiła wypełnienia ankiety. „Nie ma takiej ceny, za którą mogłabym wyrzec się Chrystusa”, powiedziała dziewczyna, dla której ceną do zapłacenia była utrata własnego życia.
Zachowała się relacja kierownika duchowego Aliny Milan, o. Aleksandra Naruszewa, który był świadkiem podjęcia przez nią decyzji. Oto jego opis:
Żeby otrzymać szybką pomoc lekarską i szansę na dalsze życie, musiała napisać tylko jedno słowo: „ateistka” lub „judaistka”... Z tym pytaniem zwróciła się do mnie przez telefon. Co robić? Lekarze mówili, że czasu ma bardzo mało: dwa, trzy tygodnie...
Wybór był prosty – albo skłamać, wyrzec się swojej wiary i otrzymać nadzieję na przeżycie, albo całkowicie zaufać Bogu.
Z mieszanymi uczuciami jechałem do niej do szpitala. Obok mnie siedziała jej matka ze zmęczoną i przygnębioną twarzą. W sali reanimacyjnej czekał na mnie człowiek, oczekujący na odpowiedź – prawdopodobnie odpowiedź na najważniejsze pytanie w jej życiu.
Nie jestem po to, by decydować o czyimkolwiek losie i nie wiedziałem, co powiedzieć... choć prawdę mówiąc wiedziałem, ale...
Jeszcze przed wejściem do chorej matka dziewczyny powiedziała mi, że wspólnie z córką podjęły już decyzję... Przerwałem jej i zmieniłem szybko temat, gdyż bałem się usłyszeć to, co byłoby najstraszniejsze dla mnie, jako kapłana i chrześcijanina.
Gdy wszedłem do sali, zobaczyłem wychudzoną, żółtą, ledwie podobną do 22-letniej dziewczyny, istotę. Patrzyła na mnie jednak jasnym wzrokiem, a w jej oczach widziałem jakąś zadziwiającą pewność i twardość.
„My już postanowiłyśmy wszystko z mamą – powiedziała bez zbędnych wstępów Alina. – Nie zdejmę krzyża i nie wyrzeknę się wiary. Nie ma takiej ceny.”
Alina Milan
Gdy o. Naruszew żegnał się z kobietami, zapytał, co będą teraz robić. Powiedziały, że poszukają sponsorów, którzy być może zgodzą się sfinansować operację. „Ale nie macie już przecież czasu”, wtrącił kapłan. „Przed nami wieczność”, odpowiedziała dziewczyna.
Przyjaciele Aliny z moskiewskiego uniwersytetu postanowili zebrać potrzebną sumę, zorganizowali zbiórkę, dawali ogłoszenia, ale nie udało im się. Alina zmarła 14 marca.
Przed śmiercią zdążyła jeszcze napisać w internecie list do przyjaciół: Nie wykazałam żadnego bohaterstwa. Nie dokonałam teraz żadnego wyboru, bo swojego wyboru dokonałam już dawno – jestem prawosławną chrześcijanką.
Dalej pisała: Mam przed sobą dokument z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Izraela. Jest tu taki passus: „przyjmuję obywatelstwo/prawo/religię danego kraju”, wystarczy tylko podpisać. Powiedzcie sami, czy mam wybór? Najważniejsze nie to, co na papierze, ale to, co w duszy... a tam zaufanie Bogu silniejsze jest od wszelkich papierów, praw, krajów, strasznych diagnoz i czasów! I nawet w najcięższych chwilach nie opuszcza mnie poczucie, że Bóg trzyma mnie za rękę... Jedyny wybór, którego dokonałam już dawno i nie jest on związany z żadnym obywatelstwem, to wiara w Boga. I bez względu na wszystko, będę mu dziękować za to, co mnie spotka.
Na końcu Alina podziękowała wszystkim, którzy pamiętali o niej i troszczyli się o nią. Podkreśliła, że nie jest żadną bohaterką. Prawdziwe bohaterstwo to zostawić na boku wszystkie swoje sprawy i zająć się bliźnim, brzmiały jej ostatnie słowa skierowane do przyjaciół.
Taras Suchorebryk
Kapłan przychodzi w Niedzielę z ofiarą
Uczestnictwo w nabożeństwie to nie tylko możliwość. To nasz obowiązek. Doktryna o powszechnym kapłaństwie oznacza nie tylko to, że każdy z nas ma bezpośredni dostęp do Boga poprzez Chrystusa, bez udziału ludzkich pośredników. Oznacza również, że kapłan nie zostaje w domu gdy jest nabożeństwo. Kapłan podczas nabożeństwa przynosi ofiarę z siebie samego: twoją ofiarą jesteś ty, twoje ciało, to co robisz na nabożeństwie (Rzymian 12:1, Dz. Ap. 10:4, Hbr 13:15).
Czy twoja ofiara dociera do Boga. Czy przynosisz Jemu to co najlepsze: swój najlepszy śpiew, swoje najlepsze zaangażowanie w liturgię, modlitwę, nie zgniłe, nie przeterminowane owoce swoich rąk czy też przynosisz Bogu pozostałości by nie powiedzieć dosadniej – „ochłapy”, resztki - tak jakby kapłani w Izraelu wzięli jakieś zwierzę, odcięli kawałek nerki i rzucili na ołtarz ze słowami: eee powinno wystarczyć. Nie tak powinna wyglądać nasza „ofiara”. To w ogóle nie jest żadna ofiara.
Przychodząc na nabożeństwo nie tylko przychodzimy by słuchać, by coś brać. To oczywiście pierwszy cel: chcemy być posileni, umocnieni, nakarmieni, korygowani. Jednak kiedy Bóg nas posila, błogosławi, umacnia – nie możemy pozostać bierni. Dlatego nabożeństwo ma charakter dialogu. Bóg mówi, my odpowiadamy. Jeśli twoją odpowiedzią na Boże Słowo, sakramenty, zapewnienie o przebaczeniu jest zblazowanie to śpisz w swojej wierze. Obudź się!
Musimy porzucić to platońskie, buddyjskie wyznawanie w sercu. Chrześcijaństwo podkreśla jedność, spójność tego co wewnętrzne i zewnętrzne, tego co widzialne i niewidzialne. To jak wygląda twoje zaangażowanie w kościele mówi wiele o twoim sercu. Jeśli doświadczyłeś Chrystusa w swoim życiu, jeśli Go kochasz – to z całym kościołem głośno to wyznawaj.
Nasze zachowanie powinno być adekwatne do sytuacji. Niektórzy na nabożeństwie zachowują się tak jakby nikogo pośród nich nie było, jakby nabożeństwo było pogadanką O Bogu, a nie spotkaniem Z Bogiem. Tymczasem spotykamy się z Królem Wszechświata – Trójcą Św. – Ojcem, Synem i Duchem Św. Oddajmy Jemu należną cześć. Nie wstydźmy się głośno wyznawać imienia Pańskiego w niedzielny poranek wobec Boga, aniołów i całego kościoła.
Czy twoja ofiara dociera do Boga. Czy przynosisz Jemu to co najlepsze: swój najlepszy śpiew, swoje najlepsze zaangażowanie w liturgię, modlitwę, nie zgniłe, nie przeterminowane owoce swoich rąk czy też przynosisz Bogu pozostałości by nie powiedzieć dosadniej – „ochłapy”, resztki - tak jakby kapłani w Izraelu wzięli jakieś zwierzę, odcięli kawałek nerki i rzucili na ołtarz ze słowami: eee powinno wystarczyć. Nie tak powinna wyglądać nasza „ofiara”. To w ogóle nie jest żadna ofiara.
Przychodząc na nabożeństwo nie tylko przychodzimy by słuchać, by coś brać. To oczywiście pierwszy cel: chcemy być posileni, umocnieni, nakarmieni, korygowani. Jednak kiedy Bóg nas posila, błogosławi, umacnia – nie możemy pozostać bierni. Dlatego nabożeństwo ma charakter dialogu. Bóg mówi, my odpowiadamy. Jeśli twoją odpowiedzią na Boże Słowo, sakramenty, zapewnienie o przebaczeniu jest zblazowanie to śpisz w swojej wierze. Obudź się!
Musimy porzucić to platońskie, buddyjskie wyznawanie w sercu. Chrześcijaństwo podkreśla jedność, spójność tego co wewnętrzne i zewnętrzne, tego co widzialne i niewidzialne. To jak wygląda twoje zaangażowanie w kościele mówi wiele o twoim sercu. Jeśli doświadczyłeś Chrystusa w swoim życiu, jeśli Go kochasz – to z całym kościołem głośno to wyznawaj.
Nasze zachowanie powinno być adekwatne do sytuacji. Niektórzy na nabożeństwie zachowują się tak jakby nikogo pośród nich nie było, jakby nabożeństwo było pogadanką O Bogu, a nie spotkaniem Z Bogiem. Tymczasem spotykamy się z Królem Wszechświata – Trójcą Św. – Ojcem, Synem i Duchem Św. Oddajmy Jemu należną cześć. Nie wstydźmy się głośno wyznawać imienia Pańskiego w niedzielny poranek wobec Boga, aniołów i całego kościoła.
środa, 15 lutego 2012
Związek nabożeństwa z codziennością
Często sądzimy, że nabożeństwo i codzienne życie są to dwie oddzielne dziedziny. Musimy się jednak uczyć widzieć powiązania. To co robimy w Niedzielę rano wyznacza kierunek życia, całego tygodnia. Jeśli chcemy uczyć się jak żyć, jak postępować – musimy się nauczyć liturgii, właściwego nabożeństwa.
- Jeśli nasze podejście do wspólnego posiłku w kościele jest lekceważące – nie będziemy doceniali znaczenia wspólnych posiłków z bliskimi. Tu uczymy się właściwego jedzenia w atmosferze radości, wspólnoty, nie w nadmiarze.
- Jeśli nasze podejście do słuchania w kościele jest lekceważące – będziemy lekceważyli słuchanie tego co komunikują nam bliscy, przyjaciele, rozmówcy. Będziemy lekceważący wobec potrzeb innych, czytania Słowa, słuchania Jego woli na co dzień.
- Jeśli nie wyznajemy w szczerości grzechów podczas nabożeństwa – będzie nam trudniej wyznawać grzechy na codzień.
- Jeśli nie przynosimy Bogu tego co Jemu się należy - dziesięciny – nie oczekujmy Bożego błogosławieństwa w sferze finansowej. Będziemy także lekceważyli Boże pouczenia dotyczące finansowych priorytetów w innych dziedzinach.
- Jeśli podczas nabożeństwa nie angażujemy się w śpiew będzie nam brakowało gorliwości, radości na co dzień. Będziemy bardziej obserwatorami niż uczestnikami.
- Jeśli nie dbamy o punktualność w niedzielny poranek – będziemy mieli bałagan po względem organizacji czasu w innych sferach.
Nabożeństwo ustanawia schemat naszego zachowania na co dzień. Tu mamy się uczyć właściwego postępowania. Poprzez właściwy kult Bóg w Biblii dokonywał wielkich rzeczy w życiu Jego Ludu (śpiew i uwielbienie wznoszone przez Jehoszafata i jego poddanych, Dawid wypędzający złego ducha od Saula poprzez muzykę, zburzenie murów Jerycha, wzniesione ręce Mojżesza podczas bitwy itp.). Zwycięstwo nad narodami, nad grzechem w naszym życiu i niebiblijnymi schematami w nim rozpoczyna się od postawienia właściwych schematów oraz gorliwego uczestnictwa w nabożeństwie.
- Jeśli nasze podejście do wspólnego posiłku w kościele jest lekceważące – nie będziemy doceniali znaczenia wspólnych posiłków z bliskimi. Tu uczymy się właściwego jedzenia w atmosferze radości, wspólnoty, nie w nadmiarze.
- Jeśli nasze podejście do słuchania w kościele jest lekceważące – będziemy lekceważyli słuchanie tego co komunikują nam bliscy, przyjaciele, rozmówcy. Będziemy lekceważący wobec potrzeb innych, czytania Słowa, słuchania Jego woli na co dzień.
- Jeśli nie wyznajemy w szczerości grzechów podczas nabożeństwa – będzie nam trudniej wyznawać grzechy na codzień.
- Jeśli nie przynosimy Bogu tego co Jemu się należy - dziesięciny – nie oczekujmy Bożego błogosławieństwa w sferze finansowej. Będziemy także lekceważyli Boże pouczenia dotyczące finansowych priorytetów w innych dziedzinach.
- Jeśli podczas nabożeństwa nie angażujemy się w śpiew będzie nam brakowało gorliwości, radości na co dzień. Będziemy bardziej obserwatorami niż uczestnikami.
- Jeśli nie dbamy o punktualność w niedzielny poranek – będziemy mieli bałagan po względem organizacji czasu w innych sferach.
Nabożeństwo ustanawia schemat naszego zachowania na co dzień. Tu mamy się uczyć właściwego postępowania. Poprzez właściwy kult Bóg w Biblii dokonywał wielkich rzeczy w życiu Jego Ludu (śpiew i uwielbienie wznoszone przez Jehoszafata i jego poddanych, Dawid wypędzający złego ducha od Saula poprzez muzykę, zburzenie murów Jerycha, wzniesione ręce Mojżesza podczas bitwy itp.). Zwycięstwo nad narodami, nad grzechem w naszym życiu i niebiblijnymi schematami w nim rozpoczyna się od postawienia właściwych schematów oraz gorliwego uczestnictwa w nabożeństwie.
wtorek, 14 lutego 2012
Wybieranie żony - Douglas Wilson
W jaki sposób młody mężczyzna powinien poszukiwać żony? Jakimi kryteriami się kierować? Na początek kilka wskazówek, czego nie należy czynić. Nie rozdawaj kserokopii tego artykułu na uczelni ani na spotkaniu kościelnej grupy studenckiej, głośno przy tym oznajmiając, że jesteś gotów do stanu małżeńskiego i że gorąco się o to modlisz. Takie zachowanie może zaintrygować młode kobiety, które chcą wyjść za mąż, ale nie koniecznie za gbura.
W naszych rozważaniach powinniśmy przyjąć pewne założenia. Chrześcijanin nie powinien nawet brać pod uwagę poślubienie kobiety, która nie jest chrześcijanką. „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością, albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością?” (2 Kor 6,14). (...) Wszelkie rozważania na temat tej czy tamtej kobiety muszą zostać poprzedzone głębokim postanowieniem, że ożeni się tylko w obrębie granic wyznaczonych przez Boże prawo.
Poza tym, mówiąc o szukaniu żony, wkraczamy w dziedzinę mądrości; zadanie wymaga dokonywania ważnych osądów. Jednak kryteria, które przyjmujemy, nie są poukładane w porządku hierarchicznym; są to po prostu względy, które młody człowiek powinien mieć na uwadze.
Chociaż młody mężczyzna opuszcza ojca i matkę po to, aby wziąć żonę (1Mj 2,24), powinien liczyć się z radami i aprobatą swoich rodziców (28,6-9). Jeśli jest zawzięty i nie chce słuchać rad, prawdopodobnie będzie tego później żałował. Lubimy udawać, że młodych stać jest na mądrość, zwłaszcza w sprawach sercowych. Biblia uczy jednak, by szukać mądrości gdzie indziej. Obcowanie mężczyzny z kobietą nie koniecznie jest jasne i oczywiste (Prz 30,18-19).
W naszych rozważaniach powinniśmy przyjąć pewne założenia. Chrześcijanin nie powinien nawet brać pod uwagę poślubienie kobiety, która nie jest chrześcijanką. „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością, albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością?” (2 Kor 6,14). (...) Wszelkie rozważania na temat tej czy tamtej kobiety muszą zostać poprzedzone głębokim postanowieniem, że ożeni się tylko w obrębie granic wyznaczonych przez Boże prawo.
Poza tym, mówiąc o szukaniu żony, wkraczamy w dziedzinę mądrości; zadanie wymaga dokonywania ważnych osądów. Jednak kryteria, które przyjmujemy, nie są poukładane w porządku hierarchicznym; są to po prostu względy, które młody człowiek powinien mieć na uwadze.
Chociaż młody mężczyzna opuszcza ojca i matkę po to, aby wziąć żonę (1Mj 2,24), powinien liczyć się z radami i aprobatą swoich rodziców (28,6-9). Jeśli jest zawzięty i nie chce słuchać rad, prawdopodobnie będzie tego później żałował. Lubimy udawać, że młodych stać jest na mądrość, zwłaszcza w sprawach sercowych. Biblia uczy jednak, by szukać mądrości gdzie indziej. Obcowanie mężczyzny z kobietą nie koniecznie jest jasne i oczywiste (Prz 30,18-19).
Wybieranie męża - Nancy Wilson
Kiedy młoda kobieta zbliża się do wieku, w którym może wyjść za maż, dobrą i roztropną rzeczą jest zastanowienie się nad następującymi cechami przyszłego małżonka. Nie wystarczy bowiem, że kandydat jest chrześcijaninem o normalnej temperaturze ciała. Idealnie jest, jeśli córka może odnaleźć dobry model męża w ojcu, niestety czasami z rożnych przyczyn tak się nie dzieje. Na szczęście Słowo Boże dostarcza wskazówek również w tej kwestii. Myślę, że jest kilka pytań, które warto sobie zadać, szukając męża.
Czy szanujesz go? Pismo przypisuje żonom dwa podstawowe zadania: szacunek i poddanie (Ef 5,22-24.33; Kol 3,18). Te obowiązki są oczywiście połączone ze sobą, ponieważ kobieta, która szanuje męża, odnajdzie radość i bezpieczeństwo w poddaniu się mu. Tam, gdzie brak szacunku, poddanie staje się pozbawionym radości obowiązkiem najeżonym napięciem, choć mimo to nadal wymaganym. Po pierwsze więc dowiedz się, czym jest szacunek i jak wygląda. Czy podziwiasz go? Czy ufasz mu, że podejmie pobożne decyzje, którym będziesz mogła się poddać? Czy jest on poddany Słowu Bożemu? Czy okazuje szacunek władzom zwierzchnim? Czy jego charakter nie pozwoli mu na kompromis ani ugięcie się pod naciskiem? Jednym słowem, jakim jest chrześcijaninem? Czy szanujesz go bardziej niż kogokolwiek innego kogo znasz? Czy będziesz w stanie szanować go i zdać się na niego na całe życie? Czy też są to sfery, których się obawiasz i masz nadzieję, że może później uda ci się je naprawić? Nie wychodź za mąż za mężczyznę, którego traktujesz jako projekt, zakładając, że po ślubie ukształtujesz go wedle własnych oczekiwań. Czy pozwalasz mu się prowadzić, czy też ty stale przejmujesz inicjatywę? Jeśli masz wątpliwości co do tych rzeczy, to zatrzymaj się i poczekaj na kogoś innego.
Czy szanujesz go? Pismo przypisuje żonom dwa podstawowe zadania: szacunek i poddanie (Ef 5,22-24.33; Kol 3,18). Te obowiązki są oczywiście połączone ze sobą, ponieważ kobieta, która szanuje męża, odnajdzie radość i bezpieczeństwo w poddaniu się mu. Tam, gdzie brak szacunku, poddanie staje się pozbawionym radości obowiązkiem najeżonym napięciem, choć mimo to nadal wymaganym. Po pierwsze więc dowiedz się, czym jest szacunek i jak wygląda. Czy podziwiasz go? Czy ufasz mu, że podejmie pobożne decyzje, którym będziesz mogła się poddać? Czy jest on poddany Słowu Bożemu? Czy okazuje szacunek władzom zwierzchnim? Czy jego charakter nie pozwoli mu na kompromis ani ugięcie się pod naciskiem? Jednym słowem, jakim jest chrześcijaninem? Czy szanujesz go bardziej niż kogokolwiek innego kogo znasz? Czy będziesz w stanie szanować go i zdać się na niego na całe życie? Czy też są to sfery, których się obawiasz i masz nadzieję, że może później uda ci się je naprawić? Nie wychodź za mąż za mężczyznę, którego traktujesz jako projekt, zakładając, że po ślubie ukształtujesz go wedle własnych oczekiwań. Czy pozwalasz mu się prowadzić, czy też ty stale przejmujesz inicjatywę? Jeśli masz wątpliwości co do tych rzeczy, to zatrzymaj się i poczekaj na kogoś innego.
poniedziałek, 13 lutego 2012
Wszystko zaczyna się w niedzielny poranek
W życiu chrześcijanina wszelkie schematy codzienności rozpoczynają się od zachowania w niedzielny poranek, pierwszego dnia tygodnia. To dotyczy takich spraw jak wyznawanie grzechów innym, uważne słuchanie, zaangażowana modlitwa, wspólnota, wspólne jedzenie i picie, podejście do pieniędzy, muzyki, punktualności itp.
Nabożeństwo wyznacza rytm i kierunek całego tygodnia. Niedbała liturgia produkuje jałowych wyznawców i zamienia spotkanie "Z" Bogiem na spotkanie "O" Bogu. Nie możesz być na co dzień lepszym chrześcijaninem niż jesteś w niedzielny poranek.
Nabożeństwo wyznacza rytm i kierunek całego tygodnia. Niedbała liturgia produkuje jałowych wyznawców i zamienia spotkanie "Z" Bogiem na spotkanie "O" Bogu. Nie możesz być na co dzień lepszym chrześcijaninem niż jesteś w niedzielny poranek.
Różnica między wolą zarządzającą i objawioną
"Czym jest Boża wola? Tradycyjna teologia naucza o Bożej woli na dwa różne, choć powiązane ze sobą sposoby.
Po pierwsze, można mówić o czymś takim jak "ukryta wola Boża", znana tez jako "wola zarządzająca". To zasada kierująca Jego dziełami stworzenia (Objawienie 4:11), opatrzności (Daniela 4:32) i łaski (Rzymian 9:15). Po drugie mówi się o Jego "objawionej woli", albo Jego "woli nakazującej'. Oczywiście to nie dwie różne wole, ale dwa aspekty tej samej woli Bożej.
A. W. Pink tak to wyjaśnia: Boża wola więc jako sam zwrot może wyrażać albo to, co Bóg zamierzył. albo to co nakazał czynić. W pierwszym znaczeniu ona zawsze jest, zawsze była i zawsze będzie realizowana na ziemi jak i w niebie gdyż żadne ludzkie działania ani piekielna siła nie są w stanie jej przeszkodzić.
Tekst, który rozpatrujemy (tzn. Modlitwa Pańska) zawiera modlitwę, która jest prośbą o to, byśmy mogli trwać w zupełniej harmonii z objawioną wolą Bożą. Boża wola objawiona lub nakazująca stanowi wytyczną dla naszych działań. Bóg oznajmił ją w Piśmie Świętym i w niej ma upodobanie
Ukryta lub zarządzająca wola Boża zawsze w równej mierze dzieje się na ziemi i w niebie, ponieważ nikt nie może jej udaremnić czy nawet jej przeszkodzić. Równie oczywiste jest to, że objawiona wola Boża zostaje pogwałcona za każdym razem, gdy nie okazuje się posłuszeństwa Jego nakazom.
To rozróżnienie widać wyraźnie gdy Mojżesz mówi do Izraela "To co jest zakryte należy do Pana, Boga naszego, a to co jest jawne do nas i do naszych synów po wieczne czasy, abyśmy wypełniali wszystkie słowa tego zakonu (5 Mj 29:28).
Dlatego więc bez wątpienia Chrystus uczy nas, że to o co mamy się modlić w Modlitwie Pańskiej, dotyczy objawionej woli. Mamy modlić się o rzeczy zgodne z Pismem Świętym, które są słuszne i właściwe, i które przynoszą Mu chwałę.
Dziecko nie będzie zważało na to żądanie i będzie wymyślało przeróżne prośby. Kiedy jedno z naszych dzieci miało trzy latka, kilkoro przyjaciół przyszło do nas na spotkanie modlitewne. Nie chcąc pozostać z boku malec gorliwie modlił się o to by Bóg dał ludziom na całym świecie nowe ślizgawki do zabawy.
Nie potrzeba wspominać, że pewien mały chłopczyk ze zboru wkrótce otrzymał jedną. Kiedy kiedy podrósł, musiał się nauczyć, jak każdy z nas, że szlachetne serce czy głębokie pragnienie nie wystarczą w decydowaniu, o co się modlić. To znajomość objawionej woli Boga ma kierować naszymi modlitwami. Każdego dnia mamy modlić się o to, by rzeczy, których Bóg żąda w Swoim Słowie, działy się na ziemi"
Douglas F. Kelly, Skoro Bóg wie, to po co się modlić, Reformacja w Polsce, Wrocław 2004, s. 48-49
Po pierwsze, można mówić o czymś takim jak "ukryta wola Boża", znana tez jako "wola zarządzająca". To zasada kierująca Jego dziełami stworzenia (Objawienie 4:11), opatrzności (Daniela 4:32) i łaski (Rzymian 9:15). Po drugie mówi się o Jego "objawionej woli", albo Jego "woli nakazującej'. Oczywiście to nie dwie różne wole, ale dwa aspekty tej samej woli Bożej.
A. W. Pink tak to wyjaśnia: Boża wola więc jako sam zwrot może wyrażać albo to, co Bóg zamierzył. albo to co nakazał czynić. W pierwszym znaczeniu ona zawsze jest, zawsze była i zawsze będzie realizowana na ziemi jak i w niebie gdyż żadne ludzkie działania ani piekielna siła nie są w stanie jej przeszkodzić.
Tekst, który rozpatrujemy (tzn. Modlitwa Pańska) zawiera modlitwę, która jest prośbą o to, byśmy mogli trwać w zupełniej harmonii z objawioną wolą Bożą. Boża wola objawiona lub nakazująca stanowi wytyczną dla naszych działań. Bóg oznajmił ją w Piśmie Świętym i w niej ma upodobanie
Ukryta lub zarządzająca wola Boża zawsze w równej mierze dzieje się na ziemi i w niebie, ponieważ nikt nie może jej udaremnić czy nawet jej przeszkodzić. Równie oczywiste jest to, że objawiona wola Boża zostaje pogwałcona za każdym razem, gdy nie okazuje się posłuszeństwa Jego nakazom.
To rozróżnienie widać wyraźnie gdy Mojżesz mówi do Izraela "To co jest zakryte należy do Pana, Boga naszego, a to co jest jawne do nas i do naszych synów po wieczne czasy, abyśmy wypełniali wszystkie słowa tego zakonu (5 Mj 29:28).
Dlatego więc bez wątpienia Chrystus uczy nas, że to o co mamy się modlić w Modlitwie Pańskiej, dotyczy objawionej woli. Mamy modlić się o rzeczy zgodne z Pismem Świętym, które są słuszne i właściwe, i które przynoszą Mu chwałę.
Dziecko nie będzie zważało na to żądanie i będzie wymyślało przeróżne prośby. Kiedy jedno z naszych dzieci miało trzy latka, kilkoro przyjaciół przyszło do nas na spotkanie modlitewne. Nie chcąc pozostać z boku malec gorliwie modlił się o to by Bóg dał ludziom na całym świecie nowe ślizgawki do zabawy.
Nie potrzeba wspominać, że pewien mały chłopczyk ze zboru wkrótce otrzymał jedną. Kiedy kiedy podrósł, musiał się nauczyć, jak każdy z nas, że szlachetne serce czy głębokie pragnienie nie wystarczą w decydowaniu, o co się modlić. To znajomość objawionej woli Boga ma kierować naszymi modlitwami. Każdego dnia mamy modlić się o to, by rzeczy, których Bóg żąda w Swoim Słowie, działy się na ziemi"
Douglas F. Kelly, Skoro Bóg wie, to po co się modlić, Reformacja w Polsce, Wrocław 2004, s. 48-49
sobota, 11 lutego 2012
Nie przynośmy Bogu "ochłapów"
Biblijna doktryna o powszechnym kapłaństwie oznacza nie tylko to, że każdy z nas ma bezpośredni dostęp do Boga przez Chrystusa, bez udziału ludzkich pośredników. Oznacza również, że kapłan nie zostaje w domu gdy jest nabożeństwo. Kapłan podczas nabożeństwa przynosi ofiarę z siebie samego. Twoją ofiarą... jesteś ty, twoje ciało, to co robisz w niedzielny poranek (Rzymian 12:1).
Zastanów się więc: czy twoja ofiara dociera do Boga? Czy przynosisz Jemu to co najlepsze: swój najlepszy śpiew, swoje najlepsze zaangażowanie w liturgię, w modlitwę, najlepsze owoce swoich rąk czy też przynosisz Bogu resztki, które ci zbywają: resztki sił pozostawione po zakończonym tygodniu, resztki uwagi po niedospaniu, mruczanki, szeptanki i rozkojarzenie? Czy jesteś kapłanem, który bierze zwierzę, odcina kawałek nerki i rzuca na ołtarz ze słowami: "eee powinno w zasadzie wystarczyć" ? Naprawdę sądzimy, że w czymś takim Bóg miałby upodobanie?
Przychodząc na nabożeństwo nie tylko przychodzimy by brać. To oczywiście pierwszy cel: chcemy być posileni wyznając w ten sposób, że nie jesteśmy samowystarczalni, niezależni. Potrzebujemy Bożego umocnienia i jesteśmy od Niego zależni w każdej chwili. Jednak kiedy Bóg nas posila, błogosławi, umacnia – nie możemy pozostać bierni. Dlatego nabożeństwo ma charakter dialogu. Bóg mówi, my odpowiadamy. Jeśli naszą odpowiedzią na Boże Słowo, sakramenty, zapewnienie o przebaczeniu jest milczenie, szeptanie, mruczenie, bierność to oznacza, że śpimy w swojej wierze. Obudź się!
Polityczna poprawność nie jest śmieszna
"Gdzie te wszystkie rzeczy, o których słyszeliście dziś rano - wiktymologiczny feminizm, ruch praw gejów, wymyślone statystyki, poprawianie historii, kłamstwa, żądania, cała ta reszta - skąd to się wywodzi? Po raz pierwszy w naszej historii Amerykanie trwożą się przed tym co powiedzą, co napiszą i co pomyślą. Boją się, że mogą użyć niewłaściwego słowa, słowa osądzonego jako obraźliwe, lub niewrażliwe, lub rasistowskie, seksistowskie, czy homofobiczne.
My widzieliśmy takie rzeczy, zwłaszcza w naszym XX wieku, w innych krajach. I zawsze podchodziliśmy do tego z mieszanką litości i, prawdę mówiąc, rozbawienia, ponieważ uderzało nas to jako bardzo dziwne, że ludzie mogliby pozwolić na rozwinięcie się sytuacji, w której baliby się jakich używają słów. Ale my mamy teraz taką sytuacje w naszym kraju. Mamy ją przede wszystkim na uniwersyteckich kampusach, ale to już się rozprzestrzenia na całe społeczeństwo. Skąd to się bierze? Co to jest?
Nazywamy to "poprawnością polityczną". Nazwa powstała jako swego rodzaju żart, dosłownie dowcip komiksowy, i my ciągle mamy tendencję traktować tę rzecz jako niezupełnie poważną. W rzeczywistości jest ona śmiertelnie poważna. Jest ona wielką chorobą naszego stulecia, chorobą, która kosztowała życie dziesiątków milionów w Europie, Rosji, Chinach, faktycznie w całym świecie. Jest to choroba ideologii. Polityczna poprawność nie jest śmieszna. Polityczna poprawność jest śmiertelnie poważna".
fr. art. William Lind - Jak powstawała polityczna poprawność
My widzieliśmy takie rzeczy, zwłaszcza w naszym XX wieku, w innych krajach. I zawsze podchodziliśmy do tego z mieszanką litości i, prawdę mówiąc, rozbawienia, ponieważ uderzało nas to jako bardzo dziwne, że ludzie mogliby pozwolić na rozwinięcie się sytuacji, w której baliby się jakich używają słów. Ale my mamy teraz taką sytuacje w naszym kraju. Mamy ją przede wszystkim na uniwersyteckich kampusach, ale to już się rozprzestrzenia na całe społeczeństwo. Skąd to się bierze? Co to jest?
Nazywamy to "poprawnością polityczną". Nazwa powstała jako swego rodzaju żart, dosłownie dowcip komiksowy, i my ciągle mamy tendencję traktować tę rzecz jako niezupełnie poważną. W rzeczywistości jest ona śmiertelnie poważna. Jest ona wielką chorobą naszego stulecia, chorobą, która kosztowała życie dziesiątków milionów w Europie, Rosji, Chinach, faktycznie w całym świecie. Jest to choroba ideologii. Polityczna poprawność nie jest śmieszna. Polityczna poprawność jest śmiertelnie poważna".
fr. art. William Lind - Jak powstawała polityczna poprawność
piątek, 10 lutego 2012
Siekiera narzędziem ewangelizacji
Potop jest wydarzeniem, które jest znane całej ludzkości. W każdej kulturze znane są opowieści o wielkiej wodzie pokrywającej całą ziemię. Antropolodzy znajdują o niej wzmianki w każdej kulturze: od Grecji po Chiny, od Babilończyków po Indian Ameryki Północnej. Podobnie geolodzy mówią o śladach ogromnych powodzi. Noe wierzył w nadejście potopu mimo iż nikt nie widział wcześniej deszczu. Budował łódź przez 120 lat. Dla ówczesnego świata było to bardzo dziwne zachowanie – jak można budować swoje życie, planować przyszłość na podstawie tego czego nie można zobaczyć?! Noe poświęcił temu dużą część życia.
Życie w wierze u Noego oznaczało rąbanie drewna, noszenie go i budowanie Arki (Hbr 11:7). To było jego wyznanie wiary. Gdy ówczesnych ludzi budził dźwięk siekiery uderzanej w drzewo – słyszeli tym samym bardzo dobitne przesłanie: „Sąd nadchodzi. Nawróćcie się. Potop jest realny”. Narzędziem, poprzez które wyznawał wiarę była... siekiera.
Każdy z nas składa codziennie wyznanie wiary. Niekoniecznie poprzez usta, tak jak robimy to podczas nabożeństwa. Robimy to poprzez naszą pracę, zachowanie w domu, w sklepie, u sąsiada, podejście do kryzysów, pieniędzy. Świadectwem, narzędziem twojej wiary jest nóż jeśli jesteś kucharzem, samochód jeśli jesteś kierowcą, nożyczki jeśli jesteś fryzjerem, komputer jeśli jesteś grafikiem lub informatykiem, wygląd twojego domu, wartości, które przekazujesz (lub nie przekazujesz) dzieciom itp. To są nasze "kazalnice", poprzez które składamy świadectwo o Chrystusie i naszej wierze.
Noe budował Arkę wg projektu Boga. To pozwoliło mu ocalić życie. Każdy z nas powinien budować swoje życie wg projektu Stwórcy – małżeństwo, wychowanie dzieci, finansowe priorytety, sposób spędzania wolnego czasu. To wszystko jest naszym wyznaniem wiary.
Życie w wierze u Noego oznaczało rąbanie drewna, noszenie go i budowanie Arki (Hbr 11:7). To było jego wyznanie wiary. Gdy ówczesnych ludzi budził dźwięk siekiery uderzanej w drzewo – słyszeli tym samym bardzo dobitne przesłanie: „Sąd nadchodzi. Nawróćcie się. Potop jest realny”. Narzędziem, poprzez które wyznawał wiarę była... siekiera.
Każdy z nas składa codziennie wyznanie wiary. Niekoniecznie poprzez usta, tak jak robimy to podczas nabożeństwa. Robimy to poprzez naszą pracę, zachowanie w domu, w sklepie, u sąsiada, podejście do kryzysów, pieniędzy. Świadectwem, narzędziem twojej wiary jest nóż jeśli jesteś kucharzem, samochód jeśli jesteś kierowcą, nożyczki jeśli jesteś fryzjerem, komputer jeśli jesteś grafikiem lub informatykiem, wygląd twojego domu, wartości, które przekazujesz (lub nie przekazujesz) dzieciom itp. To są nasze "kazalnice", poprzez które składamy świadectwo o Chrystusie i naszej wierze.
Noe budował Arkę wg projektu Boga. To pozwoliło mu ocalić życie. Każdy z nas powinien budować swoje życie wg projektu Stwórcy – małżeństwo, wychowanie dzieci, finansowe priorytety, sposób spędzania wolnego czasu. To wszystko jest naszym wyznaniem wiary.
Sama etyka nie wystarczy
Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają - List do Hebrajczyków 11:6
Bóg nie może być właściwie uczczony przez człowieka poza wiarą. Każdy kto chce przyjść do Boga licząc na Jego przychylność musi uwierzyć, że On istnieje i że jest dobry. Każdy kto przychodzi dziś do Boga w ten sposób przychodzi do Niego tak, jak nasi starożytni ojcowie, bohaterowie wiary. Przystępując do Boga w ten sposób wstępujemy w ślady Abla, Henocha, Noego, Abrahama, Rachab, Samsona, Samuela, Dawida... Możemy robić tysiące dobrych rzeczy, ale jeśli są one pozbawione właściwej motywacji, czynione poza kontekstem wiary - nie zyskają Bożej przychylności. Zatem... uwierz w Jezusa Chrystusa.
Bóg nie może być właściwie uczczony przez człowieka poza wiarą. Każdy kto chce przyjść do Boga licząc na Jego przychylność musi uwierzyć, że On istnieje i że jest dobry. Każdy kto przychodzi dziś do Boga w ten sposób przychodzi do Niego tak, jak nasi starożytni ojcowie, bohaterowie wiary. Przystępując do Boga w ten sposób wstępujemy w ślady Abla, Henocha, Noego, Abrahama, Rachab, Samsona, Samuela, Dawida... Możemy robić tysiące dobrych rzeczy, ale jeśli są one pozbawione właściwej motywacji, czynione poza kontekstem wiary - nie zyskają Bożej przychylności. Zatem... uwierz w Jezusa Chrystusa.
czwartek, 9 lutego 2012
Odłóż dysputy przy Stole
Stół Pański jest miejscem, przy którym musimy odłożyć wszelkie spory, napięte dysputy.
Po pierwsze musimy odłożyć spory z Bogiem. Jeśli mamy spór z Bogiem Biblia mówi, że będziemy przeklęci, oddzieleni od Jego oblicza. Nie ma takiego człowieka, który przychodząc do Boga może Jemu rzec: „dlaczegoś mnie takim uczynił?” lub robić inne wymówki.
Może mamy inne spory Bogiem, bardziej chrześcijańskie? Możesz mamy do Niego zarzut dotyczący stanu posiadania, wagi i wzrostu, temperamentu, miejsca zamieszkania itd. Zasiadając do Stołu Pańskiego bądźmy wolni od tego typu debat z Panem Bogiem. To jest Jego Stół, nie przychodźmy do niego ze sporami, zarzutami w sercu, raczej z radością i wdzięcznością za Boże dzieło w Chrystusie.
Po drugie: odłóżmy nie tylko dysputy z Bogiem, ale również dysputy z diabłem. Jeśli bierzemy udział w dysputach z diabłem - będziemy przeklęci. W przypadku diabła samo wejście do dysputy jest zagrożeniem i stratą.
Diabeł jest oskarżycielem, prokuratorem. Twoje spory z nim będą powodowały poczucie, że jesteś wielkim grzesznikiem. Oskarży cię, że właściwie już tak upadłeś, że nie ma dla ciebie przebaczenia, ale w tym samym czasie podsunie wymówkę dla grzechu, złoty środek na poczucie spokoju, jakieś dobre wytłumaczenie, dlaczego musiałeś to zrobić. Zawsze znajdzie dobrą teorię na to. Porzućmy te debaty i trzymajmy się sprawiedliwości Chrystusa. On jest naszym usprawiedliwieniem. On umarł za nas. Nie wchodźmy w debaty z szatanem.
I w końcu - odstawmy na bok wszelkie spory, które mamy z bliźnimi. Z konfliktami najczęstszy problem jest taki, że uważamy iż to zawsze ta druga strona powinna nas przeprosić i wyznać winę. Druga osoba musi pokutować i to ona jest problemem. Jeśli tak myślisz to wyrzuć od siebie takie myślenie. Rozwal je o posadzkę. Jeśli zgrzeszyłeś nie czekaj na pierwszy krok bliźniego. Nie stój biernie z rękami dźwigającymi twój grzech i zarzuty wobec innych. Musisz to wyrzucić.
Bóg chce ofiarować nam chleb i wino do rąk, ale jeśli mamy je zajęte postawą zagniewania, konfliktu, własnego grzechu – musimy najpierw potłuc te rzeczy; pozbyć się ich szukając pokoju i pojednania w Chrystusie.
Po pierwsze musimy odłożyć spory z Bogiem. Jeśli mamy spór z Bogiem Biblia mówi, że będziemy przeklęci, oddzieleni od Jego oblicza. Nie ma takiego człowieka, który przychodząc do Boga może Jemu rzec: „dlaczegoś mnie takim uczynił?” lub robić inne wymówki.
Może mamy inne spory Bogiem, bardziej chrześcijańskie? Możesz mamy do Niego zarzut dotyczący stanu posiadania, wagi i wzrostu, temperamentu, miejsca zamieszkania itd. Zasiadając do Stołu Pańskiego bądźmy wolni od tego typu debat z Panem Bogiem. To jest Jego Stół, nie przychodźmy do niego ze sporami, zarzutami w sercu, raczej z radością i wdzięcznością za Boże dzieło w Chrystusie.
Po drugie: odłóżmy nie tylko dysputy z Bogiem, ale również dysputy z diabłem. Jeśli bierzemy udział w dysputach z diabłem - będziemy przeklęci. W przypadku diabła samo wejście do dysputy jest zagrożeniem i stratą.
Diabeł jest oskarżycielem, prokuratorem. Twoje spory z nim będą powodowały poczucie, że jesteś wielkim grzesznikiem. Oskarży cię, że właściwie już tak upadłeś, że nie ma dla ciebie przebaczenia, ale w tym samym czasie podsunie wymówkę dla grzechu, złoty środek na poczucie spokoju, jakieś dobre wytłumaczenie, dlaczego musiałeś to zrobić. Zawsze znajdzie dobrą teorię na to. Porzućmy te debaty i trzymajmy się sprawiedliwości Chrystusa. On jest naszym usprawiedliwieniem. On umarł za nas. Nie wchodźmy w debaty z szatanem.
I w końcu - odstawmy na bok wszelkie spory, które mamy z bliźnimi. Z konfliktami najczęstszy problem jest taki, że uważamy iż to zawsze ta druga strona powinna nas przeprosić i wyznać winę. Druga osoba musi pokutować i to ona jest problemem. Jeśli tak myślisz to wyrzuć od siebie takie myślenie. Rozwal je o posadzkę. Jeśli zgrzeszyłeś nie czekaj na pierwszy krok bliźniego. Nie stój biernie z rękami dźwigającymi twój grzech i zarzuty wobec innych. Musisz to wyrzucić.
Bóg chce ofiarować nam chleb i wino do rąk, ale jeśli mamy je zajęte postawą zagniewania, konfliktu, własnego grzechu – musimy najpierw potłuc te rzeczy; pozbyć się ich szukając pokoju i pojednania w Chrystusie.
środa, 8 lutego 2012
Po spotkaniu o Buddyz... przepraszam, uczuciach
Dziś podzielę się z wami wrażeniami po spotkaniu nt. Buddyzmu z minionego poniedziałku w kawiarni Cafe Fikcja.
Jak zwykle na naszych spotkaniach podstawą do dyskusji był mój ok. 30 minutowy wstęp, podczas którego przedstawiłem genezę, główne założenia Buddyzmu i jego ocenę z perspektywy chrześcijanina. Przyszło ok. 15-20 osób co mnie dość mocno zdziwiło. Okazuje się bowiem, że zarówno Buddyzm jak i wschodnie filozofie są bardziej popularne niż często nam - chrześcijanom może się wydawać.
Nie będę pisał na temat treści mojego wystąpienia gdyż zajęłoby to zbyt wiele czas. W przyszłym tygodniu chciałbym ubrać treść prezentacji w formę artykułu i opublikować go na blogu. Proszę więc o cierpliwość. Dziś chciałbym skupić się na samej dyskusji.
Była inna niż pozostałe. Powodem tego był fakt obecności na spotkaniu kilku osób ze środowiska LGBTIQ (Lesbian Gay Bisexual Transgender Intersex and Questioning), z których część sprowadzała dyskusję na mało merytoryczne tory np. "Jestem katoliczką, ale daleko mi do osądzania, do mówienia, że ktoś nie ma racji, że tylko ja wierzę w prawdę. Tak naprawdę nie możemy jej do końca odkryć, a to co mówiłeś wywołuje u mnie wewnętrzny opór."
I w tym tonie niektórzy słuchacze zaczęli opowiadać o tym jak się czuli gdy słyszeli stwierdzenia, że buddyzm jest powiązany z demonami, jest formą ateizmu (spirytystycznego, okultystycznego), jest pełen samozaprzeczeń, nie da się go pogodzić z chrześcijaństwem, zaś drogą do zbawienia jest Jezus Chrystus. Część słuchaczy przyznała, że przyszli usłyszeć co jest dobrego w buddyzmie i jakie są podobieństwa z chrześcijaństwem. Byli rozczarowani. Ja również. Nie faktem, że ktoś nie podzielał mojego spojrzenia, ale tym, że pojęcia nie mam dlaczego nie podziela. Przez nieomal 1,5 godziny dyskusji trudno było doszukać się jakiegokolwiek argumentu za prawdziwością buddyzmu lub słusznością jego założeń z ust tych, którzy twierdzili: "nie wolno negować tej drogi".
Żyjemy w specyficznych czasach. Mało kto obecnie wierzy , że różnice pomiędzy religiami, wierzeniami, światopoglądami są czymś więcej niż sprawą gustu oraz indywidualnych preferencji. Gdy jednak znajdą się, o dziwo, tacy, którzy wierzą, że poszczególne przekonania religijne są czymś więcej niż auto-terapią zagubionej, depresyjnej jednostki i jeszcze dzielą się nimi, momentalnie pojawiają się tacy, których orężem w dyskusji jest odegranie roli zaatakowanej ofiary, urażonej faktem, że ktoś jeszcze śmie twierdzić, że w dyskusjach religijnych można używać kategorii prawdy lub fałszu, wartościowania, oceny. Tego typu reakcja jest oczywiście bardzo wyuczoną taktyką mającą na celu przekonanie słuchaczy o słuszności jego drogi, sposobie myślenia o religii jako o indywidualnej terapii, a że jednemu pomaga Jezus, innemu Allah, innemu Budda, jeszcze innemu Księga Mormona - już nie nasza to rzecz. My jedynie mamy przekonać pozostałych, że tak się dzieje, więc najwyraźniej jest to dobre. Czyli: "Nie wartościujmy wierzeń, ale uważam, że ja mam rację. Oczywiście żadnych przekonań religijnych nie oceniam, ale sądzę, że ci, którzy twierdzą, że tylko Jezus Chrystus jest drogą zbawienia są w błędzie".
Słyszycie w tych słowach to co ja? :)
Moja rola w dyskusji polegała więc głównie na tym by odpowiadać na argumenty w stylu: "moje emocje są poruszone", "czuję wewnętrzny opór", "nie czuję się zachęcony ponieważ nie mówiłeś o tym co jest dobrego w buddyzmie" itp. Jaka była i jest więc moja odpowiedź na tego typu osłabianie wymowy Bożego Słowa, które niczym młot kruszy ludzkie filozofie, religie, myśli i prowadzi do Chrystusa, w którym ukryte są wszelkie skarby mądrości i poznania (Kolosan 3:2)?
1. Dziękuję za twoją opinię, ale pozwól, że jej nie podzielę ponieważ jest ona bardzo stanowczym wyrazem pewnego światopoglądu. Polega on na dogmatycznym założeniu, że skoro "ja nie jestem pewien" to nikt nie może być pewien czegokolwiek. Jest to ideologiczny, twardy sceptycyzm ubrany w szaty łagodności, który nie ma wiele wspólnego z "otwartością", poszukiwaniami. Mówisz bowiem: "Ja znalazłam. Rozwiązaniem jest podważanie wszelkiej pewności. I jestem w tym bardzo pewna, ugruntowana. Jeśli zaś ty twierdzisz, że znalazłeś coś innego niż ja i nazywasz to prawdą dla każdego, to pozwól, że opowiem ci o moich odczuciach kiedy słyszę takie stwierdzenia". To bardzo stanowcza, misjonarska postawa, która nie ma nic wspólnego z otwartością i poszukiwaniami by cokolwiek odnaleźć.
2. To co mówisz jest nie tylko misjonarskim nauczaniem wyrażanym ex-cathedra, ale również "porusza moje emocje" i powoduje mój "wewnętrzny opór" wobec tego co mówisz. Zamiast szukać w moich słowach tego co łączy, krytykujesz mnie i powodujesz, że źle się czuję. To bardzo zła postawa czynisz bowiem dokładnie to samo co zarzuciłaś mi.
3. To o czym mówię, to nie są moje pomysły. Pismo Święte jasno naucza (czy nam się to podoba czy nie), że Jezus Chrystus jest jedyną drogą, prawdą i życiem i nikt nie przyjdzie do Ojca inaczej jak przez Niego (Jn 14:6, Dz. Ap. 4:12). Oczywiście ktoś może się z tym nie zgodzić i uczciwie to wyrazić, ale szczerość nie pozwala nam stwierdzić, że Jezus jest jedynie "opcją", "łatką", którą możemy dokleić do naszego dotychczasowego życia. Nie możemy grać roli rozjemców i dążyć by ekspert ds. miłości Pan Jezus, eksperci ds. religii wschodnich Budda, Sziwa, Wisznu, Kryszna, ekspert ds. wojskowości Mahomet podali sobie ręce i przeprosili za to, że wcześniej zarzucali innym ekspertom omylność. Odgrywanie roli rozjemców jest stawianiem siebie w roli kolejnego... eksperta, który prawdziwie poznał i wydał werdykt, że w zasadzie to wszystko jedno w co wierzymy.
4. Podkreślam to o czym tutaj rozmawiamy: nie jest to spotkanie grupy terapeutycznej, której celem jest podzielenie się emocjami jak się czujemy po wysłuchaniu argumentacji drugiej strony. Rozmawiamy nt. o wiele poważniejszych spraw, które dotykają wręcz naszej wieczności. To nie jest dyskusja nt. wyboru owocu, który nam lepiej smakuje. To dyskusja nt. tego co jest prawdą, co daje życie, zbawienie. Jeśli mówisz, że "czujesz się źle" to właśnie dlatego, że w moich słowach słyszysz iż ja obiektywnie twierdzę, że jabłka są lepsze od gruszek podczas gdy ty widzisz wiele dobrych walorów w gruszkach. Nie o tym jednak mówimy. Mówimy o prawdziwości lub fałszywości pewnych światopoglądów: o tym czy jedząc muchomory można przeżyć czy nie. I w tym kontekście pytanie: co widzisz dobrego w muchomorach? - jest zupełnie nie na miejscu. Pewne rzeczy owszem są dobre: ich wygląd, fakt występowania w ładnych bajkach, kolorowy kapelusz itp. Chcemy jednak rozmawiać o tym czy zjadając muchomora można przeżyć. Jeśli oburza cię moja ocena: nie można, to chętnie wysłucham twojej. Nie znajdujemy się dziś na wycieczce by rozmawiać o tym które kolory dachówek bardziej nam się podobają. Rozmawiamy o trwałości fundamentów budynków.
5. Fakt, że coś powoduje u kogoś "wewnętrzny opór", porusza emocje może przynieść bardzo dobre korzyści. To co mówisz nie jest niczym niezwykłym ponieważ głoszeniu ewangelii i Królestwa Bożego przez Jezusa i apostołów nie tylko towarzyszył "wewnętrzny opór", ale nawet zewnętrzny opór połączony z przemocą. Nie dzieje się tu nic niezwykłego. Nawet jestem wdzięczny za kulturę dyskusji. Niekiedy kryzys prowadzi do dobrych rezultatów i pamiętam, że mojemu nawróceniu do Jezusa również towarzyszyło poczucie pewnego konfliktu między moimi dotychczasowymi wartościami, a zasadami Bożego Królestwa. Wierzę więc, że twój "wewnętrzny opór" może przynieść dobre owoce i trwałe zmiany w twoim życiu.
Jak zwykle na naszych spotkaniach podstawą do dyskusji był mój ok. 30 minutowy wstęp, podczas którego przedstawiłem genezę, główne założenia Buddyzmu i jego ocenę z perspektywy chrześcijanina. Przyszło ok. 15-20 osób co mnie dość mocno zdziwiło. Okazuje się bowiem, że zarówno Buddyzm jak i wschodnie filozofie są bardziej popularne niż często nam - chrześcijanom może się wydawać.
Nie będę pisał na temat treści mojego wystąpienia gdyż zajęłoby to zbyt wiele czas. W przyszłym tygodniu chciałbym ubrać treść prezentacji w formę artykułu i opublikować go na blogu. Proszę więc o cierpliwość. Dziś chciałbym skupić się na samej dyskusji.
Była inna niż pozostałe. Powodem tego był fakt obecności na spotkaniu kilku osób ze środowiska LGBTIQ (Lesbian Gay Bisexual Transgender Intersex and Questioning), z których część sprowadzała dyskusję na mało merytoryczne tory np. "Jestem katoliczką, ale daleko mi do osądzania, do mówienia, że ktoś nie ma racji, że tylko ja wierzę w prawdę. Tak naprawdę nie możemy jej do końca odkryć, a to co mówiłeś wywołuje u mnie wewnętrzny opór."
I w tym tonie niektórzy słuchacze zaczęli opowiadać o tym jak się czuli gdy słyszeli stwierdzenia, że buddyzm jest powiązany z demonami, jest formą ateizmu (spirytystycznego, okultystycznego), jest pełen samozaprzeczeń, nie da się go pogodzić z chrześcijaństwem, zaś drogą do zbawienia jest Jezus Chrystus. Część słuchaczy przyznała, że przyszli usłyszeć co jest dobrego w buddyzmie i jakie są podobieństwa z chrześcijaństwem. Byli rozczarowani. Ja również. Nie faktem, że ktoś nie podzielał mojego spojrzenia, ale tym, że pojęcia nie mam dlaczego nie podziela. Przez nieomal 1,5 godziny dyskusji trudno było doszukać się jakiegokolwiek argumentu za prawdziwością buddyzmu lub słusznością jego założeń z ust tych, którzy twierdzili: "nie wolno negować tej drogi".
Żyjemy w specyficznych czasach. Mało kto obecnie wierzy , że różnice pomiędzy religiami, wierzeniami, światopoglądami są czymś więcej niż sprawą gustu oraz indywidualnych preferencji. Gdy jednak znajdą się, o dziwo, tacy, którzy wierzą, że poszczególne przekonania religijne są czymś więcej niż auto-terapią zagubionej, depresyjnej jednostki i jeszcze dzielą się nimi, momentalnie pojawiają się tacy, których orężem w dyskusji jest odegranie roli zaatakowanej ofiary, urażonej faktem, że ktoś jeszcze śmie twierdzić, że w dyskusjach religijnych można używać kategorii prawdy lub fałszu, wartościowania, oceny. Tego typu reakcja jest oczywiście bardzo wyuczoną taktyką mającą na celu przekonanie słuchaczy o słuszności jego drogi, sposobie myślenia o religii jako o indywidualnej terapii, a że jednemu pomaga Jezus, innemu Allah, innemu Budda, jeszcze innemu Księga Mormona - już nie nasza to rzecz. My jedynie mamy przekonać pozostałych, że tak się dzieje, więc najwyraźniej jest to dobre. Czyli: "Nie wartościujmy wierzeń, ale uważam, że ja mam rację. Oczywiście żadnych przekonań religijnych nie oceniam, ale sądzę, że ci, którzy twierdzą, że tylko Jezus Chrystus jest drogą zbawienia są w błędzie".
Słyszycie w tych słowach to co ja? :)
Moja rola w dyskusji polegała więc głównie na tym by odpowiadać na argumenty w stylu: "moje emocje są poruszone", "czuję wewnętrzny opór", "nie czuję się zachęcony ponieważ nie mówiłeś o tym co jest dobrego w buddyzmie" itp. Jaka była i jest więc moja odpowiedź na tego typu osłabianie wymowy Bożego Słowa, które niczym młot kruszy ludzkie filozofie, religie, myśli i prowadzi do Chrystusa, w którym ukryte są wszelkie skarby mądrości i poznania (Kolosan 3:2)?
1. Dziękuję za twoją opinię, ale pozwól, że jej nie podzielę ponieważ jest ona bardzo stanowczym wyrazem pewnego światopoglądu. Polega on na dogmatycznym założeniu, że skoro "ja nie jestem pewien" to nikt nie może być pewien czegokolwiek. Jest to ideologiczny, twardy sceptycyzm ubrany w szaty łagodności, który nie ma wiele wspólnego z "otwartością", poszukiwaniami. Mówisz bowiem: "Ja znalazłam. Rozwiązaniem jest podważanie wszelkiej pewności. I jestem w tym bardzo pewna, ugruntowana. Jeśli zaś ty twierdzisz, że znalazłeś coś innego niż ja i nazywasz to prawdą dla każdego, to pozwól, że opowiem ci o moich odczuciach kiedy słyszę takie stwierdzenia". To bardzo stanowcza, misjonarska postawa, która nie ma nic wspólnego z otwartością i poszukiwaniami by cokolwiek odnaleźć.
2. To co mówisz jest nie tylko misjonarskim nauczaniem wyrażanym ex-cathedra, ale również "porusza moje emocje" i powoduje mój "wewnętrzny opór" wobec tego co mówisz. Zamiast szukać w moich słowach tego co łączy, krytykujesz mnie i powodujesz, że źle się czuję. To bardzo zła postawa czynisz bowiem dokładnie to samo co zarzuciłaś mi.
3. To o czym mówię, to nie są moje pomysły. Pismo Święte jasno naucza (czy nam się to podoba czy nie), że Jezus Chrystus jest jedyną drogą, prawdą i życiem i nikt nie przyjdzie do Ojca inaczej jak przez Niego (Jn 14:6, Dz. Ap. 4:12). Oczywiście ktoś może się z tym nie zgodzić i uczciwie to wyrazić, ale szczerość nie pozwala nam stwierdzić, że Jezus jest jedynie "opcją", "łatką", którą możemy dokleić do naszego dotychczasowego życia. Nie możemy grać roli rozjemców i dążyć by ekspert ds. miłości Pan Jezus, eksperci ds. religii wschodnich Budda, Sziwa, Wisznu, Kryszna, ekspert ds. wojskowości Mahomet podali sobie ręce i przeprosili za to, że wcześniej zarzucali innym ekspertom omylność. Odgrywanie roli rozjemców jest stawianiem siebie w roli kolejnego... eksperta, który prawdziwie poznał i wydał werdykt, że w zasadzie to wszystko jedno w co wierzymy.
4. Podkreślam to o czym tutaj rozmawiamy: nie jest to spotkanie grupy terapeutycznej, której celem jest podzielenie się emocjami jak się czujemy po wysłuchaniu argumentacji drugiej strony. Rozmawiamy nt. o wiele poważniejszych spraw, które dotykają wręcz naszej wieczności. To nie jest dyskusja nt. wyboru owocu, który nam lepiej smakuje. To dyskusja nt. tego co jest prawdą, co daje życie, zbawienie. Jeśli mówisz, że "czujesz się źle" to właśnie dlatego, że w moich słowach słyszysz iż ja obiektywnie twierdzę, że jabłka są lepsze od gruszek podczas gdy ty widzisz wiele dobrych walorów w gruszkach. Nie o tym jednak mówimy. Mówimy o prawdziwości lub fałszywości pewnych światopoglądów: o tym czy jedząc muchomory można przeżyć czy nie. I w tym kontekście pytanie: co widzisz dobrego w muchomorach? - jest zupełnie nie na miejscu. Pewne rzeczy owszem są dobre: ich wygląd, fakt występowania w ładnych bajkach, kolorowy kapelusz itp. Chcemy jednak rozmawiać o tym czy zjadając muchomora można przeżyć. Jeśli oburza cię moja ocena: nie można, to chętnie wysłucham twojej. Nie znajdujemy się dziś na wycieczce by rozmawiać o tym które kolory dachówek bardziej nam się podobają. Rozmawiamy o trwałości fundamentów budynków.
5. Fakt, że coś powoduje u kogoś "wewnętrzny opór", porusza emocje może przynieść bardzo dobre korzyści. To co mówisz nie jest niczym niezwykłym ponieważ głoszeniu ewangelii i Królestwa Bożego przez Jezusa i apostołów nie tylko towarzyszył "wewnętrzny opór", ale nawet zewnętrzny opór połączony z przemocą. Nie dzieje się tu nic niezwykłego. Nawet jestem wdzięczny za kulturę dyskusji. Niekiedy kryzys prowadzi do dobrych rezultatów i pamiętam, że mojemu nawróceniu do Jezusa również towarzyszyło poczucie pewnego konfliktu między moimi dotychczasowymi wartościami, a zasadami Bożego Królestwa. Wierzę więc, że twój "wewnętrzny opór" może przynieść dobre owoce i trwałe zmiany w twoim życiu.
wtorek, 7 lutego 2012
Konkurencyjna opowieść od samego początku
"Przez wiarę poznajemy, że światy zostały ukształtowane słowem Boga, tak iż to, co widzialne, nie powstało ze świata zjawisk". - List do Hebrajczyków 11:3
Przez wiarę poznajemy, że świat nie powstał w wyniku zjawisk. Autor Listu do Hebrajczyków opisując listę bohaterów wiary rozpoczyna od stworzenia czyli od miejsca, od którego niewierzący przedstawiają konkurencyjną opowieść (co nie powinno nas dziwić). Wiara zaczyna się od rozpoznania, że służymy Stwórcy wszystkiego i zauważenia, że świat nie powstał ze świata zjawisk lecz został powołany do istnienia wszechmocnym Słowem Boga.
Wszelkie chrześcijańskie kompromisy z ewolucjonizmem są ni mniej ni więcej jak atakiem na wiarę. Są osłabianiem wiary chrześcijan i zaufania wobec Słowa. Jest to tyle niebezpieczne, że tego typu teorie pochodzą również z wnętrza kościoła, co powoduje, że wielu chrześcijan otwiera się na nie. Przeprowadzając jednak atak na pierwsze opowiadanie Pisma Św. atakujemy kolejne historie, które z niego wynikają.
Wiara chrześcijańska rozpoczyna się więc od początkowych rozdziałów Biblii. To jej początek i pierwszy test. Jeśli tu upadamy, upadniemy w wielu trudniejszych miejscach. Jeśli tu nasza wiara nie jest w stanie iść za Pismem to nie zajdzie ona daleko. Jeśli tu pójdziemy na kompromis to pójdziemy na kompromis w kolejnych miejscach jeśli tylko usłyszymy argumenty ubrane w garnitury filozofii, nauki, społecznej opinii... Tylko, że wówczas nie będziemy mogli mówić o wierze opisanej w Liście do Hebrajczyków11. Nie możemy zacząć wierzyć Bogu od drugiej części Jego opowieści. Już na samym początku Pisma Świętego Bóg opowiada nam historię abyśmy Jemu ufali.
Przez wiarę poznajemy, że świat nie powstał w wyniku zjawisk. Autor Listu do Hebrajczyków opisując listę bohaterów wiary rozpoczyna od stworzenia czyli od miejsca, od którego niewierzący przedstawiają konkurencyjną opowieść (co nie powinno nas dziwić). Wiara zaczyna się od rozpoznania, że służymy Stwórcy wszystkiego i zauważenia, że świat nie powstał ze świata zjawisk lecz został powołany do istnienia wszechmocnym Słowem Boga.
Wszelkie chrześcijańskie kompromisy z ewolucjonizmem są ni mniej ni więcej jak atakiem na wiarę. Są osłabianiem wiary chrześcijan i zaufania wobec Słowa. Jest to tyle niebezpieczne, że tego typu teorie pochodzą również z wnętrza kościoła, co powoduje, że wielu chrześcijan otwiera się na nie. Przeprowadzając jednak atak na pierwsze opowiadanie Pisma Św. atakujemy kolejne historie, które z niego wynikają.
Wiara chrześcijańska rozpoczyna się więc od początkowych rozdziałów Biblii. To jej początek i pierwszy test. Jeśli tu upadamy, upadniemy w wielu trudniejszych miejscach. Jeśli tu nasza wiara nie jest w stanie iść za Pismem to nie zajdzie ona daleko. Jeśli tu pójdziemy na kompromis to pójdziemy na kompromis w kolejnych miejscach jeśli tylko usłyszymy argumenty ubrane w garnitury filozofii, nauki, społecznej opinii... Tylko, że wówczas nie będziemy mogli mówić o wierze opisanej w Liście do Hebrajczyków11. Nie możemy zacząć wierzyć Bogu od drugiej części Jego opowieści. Już na samym początku Pisma Świętego Bóg opowiada nam historię abyśmy Jemu ufali.
poniedziałek, 6 lutego 2012
Budda czy Chrystus? - to już dziś!
Dziś kolejne spotkanie w ramach Światopoglądy wokół nas.
TEMAT: "Budda czy Chrystus?"
GDZIE: „Fikcja - Księgarnia Café”
al. Grunwaldzka 99/101 (Antresola nad Restauracją Newska), blisko Dworca PKP Gdańsk Wrzeszcz
KIEDY: 06 lutego (poniedziałek), godzina 19:00
Celem spotkań jest zachęcenie do kształtowania kultury dyskusji, szerzenie postawy poszanowania dla przekonań rozmówców oraz inspiracja do światopoglądowych, religijnych poszukiwań.
Zamawiamy kawę, herbatę i ... rozmawiamy!
TEMAT: "Budda czy Chrystus?"
GDZIE: „Fikcja - Księgarnia Café”
al. Grunwaldzka 99/101 (Antresola nad Restauracją Newska), blisko Dworca PKP Gdańsk Wrzeszcz
KIEDY: 06 lutego (poniedziałek), godzina 19:00
Celem spotkań jest zachęcenie do kształtowania kultury dyskusji, szerzenie postawy poszanowania dla przekonań rozmówców oraz inspiracja do światopoglądowych, religijnych poszukiwań.
Zamawiamy kawę, herbatę i ... rozmawiamy!
Na szczęście są fajni liderzy młodzieżowi
Jedną ze współczesnych złych tendencji w kościele jest to iż sądzimy, że historie biblijne są do opowiadania dla dzieci, zaś doktryny są do nauczania dorosłych. Prawda jest jednak taka, że cała Biblia jest dla wszystkich chrześcijan. Niestety dzieci rzadko kiedy uczy się doktryn, zaś dorośli chrześcijanie nie znają biblijnych historii.
Skutek jest taki, że mamy dzieci, które znają Abrahama, ale nie bardzo wiedzą czym jest przymierze, znają Mojżesza, ale nie wiedzą czy jest Prawo Boże, znają Dawida, ale nie wiedzą czym jest nabożeństwo. Drugim skutkiem są dorośli będący teologicznymi analfabetami. Czego więc mają uczyć swoje dzieci? Na szczęście są jeszcze fajni liderzy młodzieżowi, którzy zrobią fajną konferencję, obóz lub Sylwestra.
Skutek jest taki, że mamy dzieci, które znają Abrahama, ale nie bardzo wiedzą czym jest przymierze, znają Mojżesza, ale nie wiedzą czy jest Prawo Boże, znają Dawida, ale nie wiedzą czym jest nabożeństwo. Drugim skutkiem są dorośli będący teologicznymi analfabetami. Czego więc mają uczyć swoje dzieci? Na szczęście są jeszcze fajni liderzy młodzieżowi, którzy zrobią fajną konferencję, obóz lub Sylwestra.
sobota, 4 lutego 2012
Wschód i zachód
Kiedy w Biblii ktoś wędruje w kierunku wschodnim – często oznacza to oddalanie od Boga. Podążanie na zachód oznacza wędrówkę w kierunku Boga.
Jak zauważa Greg Uttinger, Raj znajdował się na zachodzie. Można było się do niego dostać tylko idąc na zachód. Kiedy Adam i Ewa zostali wygnani z Ogrodu, udali się na wschód (1Mj. 3:24). Odejście na wschód było znakiem banicji. Kiedy Kain został skazany na banicję, poszedł jeszcze dalej w tym kierunku (4:16). Do Namiotu Zgromadzenia, a później Świątyni można było wejść tylko przez małą bramę we wschodniej ścianie, trzeba było więc iść w kierunku zachodnim. W ten sposób udział w nabożeństwie oznaczał powrót do Raju. Tak były budowane kościoły: z wejściem w kierunku wschodnim. Ziemia Obiecana znajdowała się na zachodnich krańcach świata, gdyż poza nią było już tylko morze. Izrael wszedł do Kanaanu, przekraczając Jordan ze wschodu na zachód. Podobnie wygnańcy z Izraela powracali z niewoli na wschodzie. Szli z niewoli na zachód. Ezechiel widział, jak chwała Boża wstępuje do Świątyni przez wschodnią bramę (Ez. 43:1-5).
Gdy czytamy Ew. Mateusza, dowiadujemy się, że mędrcy przybyli ze wschodu. Oczywiście, Mateusz mógł dokładnie wskazać ich kraj pochodzenia, ale nie uczynił tego, bo uważał, że podając wschodni kierunek, przekaże więcej informacji.
Ma to przełożenie na kształtowanie się cywilizacji zachodniej i wschodniej, chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego, które różnią się pod wieloma względami (w myśleniu i praktyce). Zainteresowanych odsyłam do artykułu "Wschód i Zachód" .
Jak zauważa Greg Uttinger, Raj znajdował się na zachodzie. Można było się do niego dostać tylko idąc na zachód. Kiedy Adam i Ewa zostali wygnani z Ogrodu, udali się na wschód (1Mj. 3:24). Odejście na wschód było znakiem banicji. Kiedy Kain został skazany na banicję, poszedł jeszcze dalej w tym kierunku (4:16). Do Namiotu Zgromadzenia, a później Świątyni można było wejść tylko przez małą bramę we wschodniej ścianie, trzeba było więc iść w kierunku zachodnim. W ten sposób udział w nabożeństwie oznaczał powrót do Raju. Tak były budowane kościoły: z wejściem w kierunku wschodnim. Ziemia Obiecana znajdowała się na zachodnich krańcach świata, gdyż poza nią było już tylko morze. Izrael wszedł do Kanaanu, przekraczając Jordan ze wschodu na zachód. Podobnie wygnańcy z Izraela powracali z niewoli na wschodzie. Szli z niewoli na zachód. Ezechiel widział, jak chwała Boża wstępuje do Świątyni przez wschodnią bramę (Ez. 43:1-5).
Gdy czytamy Ew. Mateusza, dowiadujemy się, że mędrcy przybyli ze wschodu. Oczywiście, Mateusz mógł dokładnie wskazać ich kraj pochodzenia, ale nie uczynił tego, bo uważał, że podając wschodni kierunek, przekaże więcej informacji.
Ma to przełożenie na kształtowanie się cywilizacji zachodniej i wschodniej, chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego, które różnią się pod wieloma względami (w myśleniu i praktyce). Zainteresowanych odsyłam do artykułu "Wschód i Zachód" .
czwartek, 2 lutego 2012
Ufff :)
Ksiądz do młodej dziewczyny:
- Dokąd się wybierasz moja córko?
- Do Genewy.
- O mój Boże, do Genewy?! Cóż chcesz tam robić?
- Pracować w nocnym lokalu jako striptizerka i w ogóle.
- Oj, to dobrze, bo już myślałem, że chcesz przejść na kalwinizm.
- Dokąd się wybierasz moja córko?
- Do Genewy.
- O mój Boże, do Genewy?! Cóż chcesz tam robić?
- Pracować w nocnym lokalu jako striptizerka i w ogóle.
- Oj, to dobrze, bo już myślałem, że chcesz przejść na kalwinizm.
Jak uczyć historii?
W nauczaniu historii w szkołach publicznych nie mówi się zbyt wiele o takich rzeczach, które już wtedy istniały: moralność, niemoralność, zło, dobro, opowiedzenie się za Bogiem, przeciwko Bogu, bałwochwalstwo, czczenie fałszywych bóstw itp. Szkoły oczywiście chcą być „neutralne” światopoglądowo, religijnie więc pomijają bardzo istotną część opisu historii co czyni je mało neutralnymi ponieważ zło i dobro, prawdę i fałsz, prawdziwego Boga i fałszywych bogów stawia na tej samej płaszczyźnie traktując powyższe kwestie w relatywistyczny sposób jako nierozstrzygalne. To oczywiście wyraz konkretnego światopoglądu.
Większość z nas była uczona historii na zasadzie, że coś po prostu miało miejsce. Nikt jednak nie wartościował Zeusa, Posejdona, Allaha, Jahwe, Sziwy, Neptuna – jako prawdziwych bądź fałszywych bogów. Wszystko to było i jest przedstawiane jako elementy kultury i wierzeń ludów na danym obszarze, w określonym czasie. Dlatego nie dziwmy się, że współcześni ludzie uczeni w ten sposób - myślą w ten sposób.
Grecy czcili następujących bogów... Kropka. Czy było to dobre? Złe? Czym ci bogowie się różnili, a co mieli wspólnego z Trójjedynym Bogiem Biblii? Nieważne. Po prostu tak było i nie oceniajmy tego. Ich kultura. Okazuje się jednak, że pod pewnymi względami szkoły wartościują: np. wyraża się jednoznaczny sprzeciw przeciwko rasizmowi, fundamentalizmowi islamskiemu, kreacjonizmowi.... Pamiętacie zapewne jaką opcję polityczną polskie szkoły zajmowały przed referendum dotyczącym członkostwa Polski w Unii Europejskiej. To wszystko było i jest jednoznaczną oceną, wartościowaniem.Gdy jednak pytamy o etyczną stronę postępowania starożytnych Rzymian, Greków, wojen - słyszymy: nie oceniajmy, każdy naród postrzega przeszłość inaczej.
Weźmy przykładową starożytną historię biblijną: o Kainie i Ablu. Jezus wierzył w jej historyczność. Odwoływał się do niej. Jeśli pastor, rodzic, nauczyciel, ktokolwiek z nas chciałby przekazać prawdy o świecie z tej lekcji historii to nie tylko opowiemy jak wyglądała religia Kaina, a jak Abla, kto był starszym bratem, możemy dyskutować jakie dokładnie pokarmy przyniósł Kain, jakie zwierzęta hodował Abel, jak rozpalali ogień itp. Powinno nas jednak przede wszystkim interesować to dlaczego Kain był zagniewany, dlaczego zabił młodszego Abla i jak powinniśmy ocenić jego czyn.
Podobnie gdy opowiadamy o religii Greków, Rzymian, podbojach Napoleona, potopie szwedzkim interesuje nas nie tylko wygląd broni, naczyń i strojów żołnierzy, ale moralna strona tych wydarzeń, a tej nie ocenimy w oderwaniu od biblijnych definicji dobra i zła. Czy było to dobre czy złe? Dlaczego? I tym powinniśmy być bardzo zainteresowani poznając historię. Oczywiście inaczej do tego podejdzie sekularysta, inaczej chrześcijanin co powinno utwierdzić nas w przekonaniu, że to gdzie, od kogo uczymy się historii jest bardzo ważne. Jakie fakty ktoś podkreśla, na co zwraca uwagę, co pomija, kogo i jak ocenia itp. To wszystko należy do poznawania historii.
Większość z nas była uczona historii na zasadzie, że coś po prostu miało miejsce. Nikt jednak nie wartościował Zeusa, Posejdona, Allaha, Jahwe, Sziwy, Neptuna – jako prawdziwych bądź fałszywych bogów. Wszystko to było i jest przedstawiane jako elementy kultury i wierzeń ludów na danym obszarze, w określonym czasie. Dlatego nie dziwmy się, że współcześni ludzie uczeni w ten sposób - myślą w ten sposób.
Grecy czcili następujących bogów... Kropka. Czy było to dobre? Złe? Czym ci bogowie się różnili, a co mieli wspólnego z Trójjedynym Bogiem Biblii? Nieważne. Po prostu tak było i nie oceniajmy tego. Ich kultura. Okazuje się jednak, że pod pewnymi względami szkoły wartościują: np. wyraża się jednoznaczny sprzeciw przeciwko rasizmowi, fundamentalizmowi islamskiemu, kreacjonizmowi.... Pamiętacie zapewne jaką opcję polityczną polskie szkoły zajmowały przed referendum dotyczącym członkostwa Polski w Unii Europejskiej. To wszystko było i jest jednoznaczną oceną, wartościowaniem.Gdy jednak pytamy o etyczną stronę postępowania starożytnych Rzymian, Greków, wojen - słyszymy: nie oceniajmy, każdy naród postrzega przeszłość inaczej.
Weźmy przykładową starożytną historię biblijną: o Kainie i Ablu. Jezus wierzył w jej historyczność. Odwoływał się do niej. Jeśli pastor, rodzic, nauczyciel, ktokolwiek z nas chciałby przekazać prawdy o świecie z tej lekcji historii to nie tylko opowiemy jak wyglądała religia Kaina, a jak Abla, kto był starszym bratem, możemy dyskutować jakie dokładnie pokarmy przyniósł Kain, jakie zwierzęta hodował Abel, jak rozpalali ogień itp. Powinno nas jednak przede wszystkim interesować to dlaczego Kain był zagniewany, dlaczego zabił młodszego Abla i jak powinniśmy ocenić jego czyn.
Podobnie gdy opowiadamy o religii Greków, Rzymian, podbojach Napoleona, potopie szwedzkim interesuje nas nie tylko wygląd broni, naczyń i strojów żołnierzy, ale moralna strona tych wydarzeń, a tej nie ocenimy w oderwaniu od biblijnych definicji dobra i zła. Czy było to dobre czy złe? Dlaczego? I tym powinniśmy być bardzo zainteresowani poznając historię. Oczywiście inaczej do tego podejdzie sekularysta, inaczej chrześcijanin co powinno utwierdzić nas w przekonaniu, że to gdzie, od kogo uczymy się historii jest bardzo ważne. Jakie fakty ktoś podkreśla, na co zwraca uwagę, co pomija, kogo i jak ocenia itp. To wszystko należy do poznawania historii.
środa, 1 lutego 2012
Biblia nie jest książką pacyfistyczną
Kain jest pierwszym mordercą. Potęgi jego zbrodni dodaje fakt, że zabija własnego brata. Nie jest to jednak pierwszy przelew krwi w Biblii. Owszem krew Abla, jest pierwszą ludzką przelaną krwią jednak już wcześniej Bóg zabija zwierzęta aby dać Adamowi i Ewie zwierzęce skóry po wygnaniu z Ogrodu Eden. Wcześniej również Abel zabija zwierzę by złożyć je w ofierze.
Zatem pierwsze rozdziały Biblii mają kilka odniesień do uśmiercania i nie zawsze jest to uśmiercanie złe, grzeszne (np. zapowiedź zniszczenia łba węża przez potomka Ewy). W pewnym kontekście (określonym przez Boga) zabijanie jest dobre i uzasadnione, zaś zaniechanie zabijana jest grzeszne. Abel miał ślady krwi zwierzęcia na rękach, ale był niewinny. Kain nie chciał mieć rąk we krwi i stał się winny. Zabrudził jednak potem ręce krwią, ale osoby, której nie wolno mu było skrzywdzić.
Wszystko więc zależy od tego: kto, kogo i kiedy uśmierca. Dlatego nie możemy sformułować niekiedy bezrefleksyjnej i ogólnej zasady, że nigdy, nikogo, w żadnych okolicznościach nie można zabijać. Pismo Święte najzwyczajniej tego nie naucza. Są sytuacje gdy nie tylko można, ale i należy zabić jeśli człowiek chce być posłuszni Bożym przykazaniom np. wojna obronna, kara śmierci wymierzona zabójcom. Biblia nie jest księgą pacyfistyczną. Ani wegetariańską.
Każdy z nas powinien uśmiercać w sobie grzeszne nawyki, złe pożądanie, zawiść, lenistwo, gniew, pychę. Zatem... do boju!
Zatem pierwsze rozdziały Biblii mają kilka odniesień do uśmiercania i nie zawsze jest to uśmiercanie złe, grzeszne (np. zapowiedź zniszczenia łba węża przez potomka Ewy). W pewnym kontekście (określonym przez Boga) zabijanie jest dobre i uzasadnione, zaś zaniechanie zabijana jest grzeszne. Abel miał ślady krwi zwierzęcia na rękach, ale był niewinny. Kain nie chciał mieć rąk we krwi i stał się winny. Zabrudził jednak potem ręce krwią, ale osoby, której nie wolno mu było skrzywdzić.
Wszystko więc zależy od tego: kto, kogo i kiedy uśmierca. Dlatego nie możemy sformułować niekiedy bezrefleksyjnej i ogólnej zasady, że nigdy, nikogo, w żadnych okolicznościach nie można zabijać. Pismo Święte najzwyczajniej tego nie naucza. Są sytuacje gdy nie tylko można, ale i należy zabić jeśli człowiek chce być posłuszni Bożym przykazaniom np. wojna obronna, kara śmierci wymierzona zabójcom. Biblia nie jest księgą pacyfistyczną. Ani wegetariańską.
Każdy z nas powinien uśmiercać w sobie grzeszne nawyki, złe pożądanie, zawiść, lenistwo, gniew, pychę. Zatem... do boju!
Krótka historyjka o nienarodzonych bliźniakach
W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią....
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później.
Autor nieznany
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią....
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później.
Autor nieznany
Subskrybuj:
Posty (Atom)