wtorek, 31 stycznia 2012

Zakaz nocnej sprzedaży alkoholu

Radni Szczecina przyjęli zaproponowane przez PO stanowisko, w którym postulują, by w mieście do 2015 r. wprowadzić zakaz nocnej sprzedaży alkoholu. Apelują też do parlamentarzystów o podjęcie inicjatywy, która pozwoli gminom na wprowadzenie takiego zakazu. W myśl przyjętego stanowiska postuluje się, aby do roku 2015 Szczecin stał się miastem, gdzie w godzinach nocnych nie sprzedaje się alkoholu z wyłączeniem restauracji, pubów i klubów nocnych. Stanie się to możliwe tylko wtedy, gdy nastąpią odpowiednie zmiany w polskim prawe. W stanowisku skierowano apel do parlamentarzystów o rozpoczęcie prac w celu wprowadzenie zmian w prawie – głosi komunikat szczecińskiego Urzędu Miasta, przekazany PAP.

O dziwo, wielu słuchaczy Radia Zachód, które właśnie słucham popiera ten postulat. Niestety niewolnicza mentalność ubrana w szaty "troski o bliźnich" wciąż żyje w wielu z nas. Ja proponuję pójść dalej z tą totalistyczną mentalnością radnych: zakazać sprzedaży noży po 22, chodzenia spać po 2 w nocy i picia alkoholu po 22.Wszystko dla dobra obywatela zdefiniowanego przez urzędników.

Zasady Kaina, zasady Abla

Kain był starszym synem Adama i Ewy i pracował przy roślinach. Abel miał pracować przy zwierzętach. Kain był rolnikiem. Abel farmerem. Po niejakim czasie Kain złożył Panu ofiarę z plonów rolnych. Abel również złożył Bogu ofiarę jednak tu mamy powiedziane, że złożył ją z pierworodnych swojej trzody.

Abel postąpił według Bożych zasad. Przyprowadził czyste, najlepsze zwierzę. Przyszedł ze świadomością: „Wyznaję, że z powodu moich grzechów zasługuję na śmierć. Jednak Bóg łaskawie zgodził się przyjąć tą zastępczą ofiarę. Jemu niech będzie chwała i dziękczynienie”. Abel wyznał w ten sposób, że jest grzesznikiem, który zawierzył Bogu i złożył mu to co najlepsze, najcenniejsze. Kain zapewne wiedział od swoich rodziców jak należy zbliżać się do Boga, ale przyniósł warzywa. Można powiedzieć, że dostarczył łapówkę. Może był zbyt dumny by wymienić plony swojej roli na owcę Abla. Nie widział potrzeby wyznania grzechów ani złożenia ofiary zastępczej. Kain nie zabił zwierzęcia. Przyszedł do Boga wedle własnych zasad. Bóg oczywiście przyjmował ofiary z pokarmów jak poucza nas 3 Mj 19:24 jednak nigdy nie przychodziła ona jako pierwsza (J. Jordan). Aby człowiek mógł przyjść do Boga z plonami, w owocami własnych rąk – zawsze najpierw musiał się do Niego zbliżyć z ofiarą krwawą. Chodziło o to, że w ST ofiary ze zwierząt były obrazem, cieniem ewangelii. Zapowiadały prawdziwą ofiarę Golgoty, ale i wskazywały na to, że człowiek nie jest w stanie zbliżyć się do Boga poprzez własne zasługi, uczynki, jałmużny, religie – cokolwiek zechce przynieść Bogu jako własną ofiarę. Zawsze pierwsza musiała być złożona ofiara krwawa z najlepszego jagnięcia, która symbolizowała ofiarę Chrystusa, doskonałego, niewinnego Baranka.

Dopiero na podstawach tej ofiary człowiek mógł przynieść Bogu jako wyraz wdzięczności i dziękczynienia ofiarę z pokarmów. Kain zrobił odwrotnie. Przyszedł do Boga na swój sposób. Dlatego możemy go nazwać ojcem fałszywej religii. Wierzący Abel pokazuje nam, że nasza religijność ma być ukierunkowana przez Słowo. Nasza religijność ma wyrażać posłuszeństwo, nie zaś naszą twórczość (Prz. Sal. 16:26).

Zatem sam początek biblijnej historii pokazuje, że Bóg może być właściwie uczczony poprzez posłuszną wiarę. Życie wiarą zaczyna się ofiarą za grzech. Zaczyna się od zauważenia, że potrzebujemy przebaczenia. Jeśli bez tej świadomości chcemy przyjść do Boga, to przychodzimy do Niego na zasadach Kaina, a nie Abla. Kain sądził, że Bóg przyjmie jego ofiarę ze względu na niego. Był pierwszym twórcą ludzkich religii, które polegają na tym samym: człowiek przynosi Bogu różne rzeczy, oczekując, że zyskają one upodobanie w oczach Bożych: uczynki, pielgrzymki, mantry, medytacje. Pismo mówi: pierwsza musi być ofiara krwawa. Najpierw powinniśmy uwierzyć, że została ona złożona na krzyżu i wyłącznie na tej podstawie Bóg nas akceptuje. Jeśli chcemy ominąć krzyż – nasze starania są daremne. Są Kainową twórczością.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Doda jest katoliczką

Doda jest katoliczką.

Jest nią w tym samym sensie co Judasz był uczniem Jezusa. Był nim co do statusu, pozycji, choć jego serce było daleko od Pana. Podobnie z Dodą i każdą inną osobą ochrzczoną w kościele żyjącą w niemoralny sposób.

Musimy traktować poważnie przymierzowe zobowiązania i to co dzieje się w chrzcie. Mówienie, że Doda nie jest katoliczką jest stwierdzeniem, że jej chrzest nie był chrztem lub, że nic jej nie złączyło z KK podczas tego sakramentu. Od tamtej pory kościół jej nie ekskomunikował. Jest więc jak cudzołożna żona, która pozostaje w małżeństwie. Złamała przymierze i jego zobowiązania, ale nie nastąpił rozwód. Do tego czasu pozostaje niewierną żoną. I tak powinna być traktowana. Jak żona. Jak niewłaściwie postępująca (niepraktykująca) katoliczka.

Żyjemy w dziwnych czasach lekceważenia formalnych, publicznych więzi na rzecz "odczuwania" i "duchowej przynależności". "Wiem, że jestem mężem. Jednak jestem nim tylko na papierze. Sercem jestem przy innej kobiecie i do niej należę", "Nie jestem mężem, ale czuję jakbym nim był ponieważ ją kocham. Uważam więc, że mam prawo korzystać z przywilejów męża", "Wiem, że on jest na liście członków naszego zboru, ale od 2 lat nie przychodzi na nabożeństwa. Właściwie nie jest jednym z nas", "Nie jestem ochrzczony i nie mam członkostwa w żadnej wspólnocie. Ale duchowo czuję się jednym z nich". 

W każdym w powyższych przypadków mamy do czynienia ze zlekceważeniem widzialnej rzeczywistości, widzialnych znaków przynależności na rzecz "platońskiego" sposobu myślenia. 

Każdy kościół powinien traktować poważnie własne deklaracje dotyczące treści wiary i moralności. Jeśli ich nie egzekwuje, powinien przynajmniej poważnie traktować własne działania (lub ich brak), które skutkują pewnymi konsekwencjami. Jeśli udziela ślubu - powinien traktować poślubionych sobie ludzi jak małżeństwo. Jeśli chrzci (i nie orzekł o ekskomunice) - powinien traktować daną osobę jak członka kościoła. Brak publicznego orzeczenia w danej sprawie (np. dyscyplinarnej) jest decyzją o pozostawianiu status quo.

Zaznaczam, że nie poruszam kwestii zbawienia, wieczności lecz członkostwa w kościele. O tym zaś kto może być określany mianem katolika, baptysty, zielonoświątkowca, reformowanego decyduje oficjalna przynależność do danego kościoła.

Niekiedy słyszymy stwierdzenie, że ktoś poprzez swoje decyzje, sposób życia, poglądy "sam się ekskomunikował" ze wspólnoty kościoła protestanckiego lub katolickiego. To oczywiście absurdalne założenie ponieważ:

- wówczas nikt nie wiedziałby kto tak naprawdę jest we wspólnocie kościoła. Sami duszpasterze nie wiedzieliby kogo mają w owczarni, a kogo już nie. Nikt tego nie mógłby wiedzieć ponieważ nie istnieje żadna instancja odwoławcza, żaden standard,  fax z nieba, do których możemy się udać ze swoimi przypuszczeniami i je zweryfikować. Tymczasem biblijne listy apostolskie zakładają, że ich adresaci są znani i są to konkretne osoby (niektóre ap. Paweł wymienia imiennie). Każdy kościół był w stanie zweryfikować kto znajduje się w jego szeregach i kto jest adresatem np. listów Pawłowych.

- "samowykluczenie" oznacza możliwość "samoprzywrócenia". Zakłada więc, że to każdy chrześcijanin ma moc samostanowienia o swoim statusie we wspólnocie wiernych,

- wg Pisma Św. żaden chrześcijanin nie posiada autorytetu "związywania i niezwiązywania". Został on dany kościołowi. Jeśli więc jego przywódcy "nie rozwiązali" członkostwa któregoś z wiernych, to wciąż nim pozostaje. I taki sposób powinien być traktowany,

- nikt nie może sam nadać sobie członkostwa, ani samemu niezależnie od reprezentantów kościoła orzec, że już nim nie jest. Nikt nie może samemu nadać sobie statusu męża czy żony i samemu go sobie odebrać przez "samo-rozwód".

Doda jest katoliczką. Bill Clinton jest baptystą. George W. Bush jest metodystą. Jarosław Kaczyński jest katolikiem. Ja jestem reformowanym. Nie wierzycie? Sprawdźcie w poszczególnych parafiach i zborach.

niedziela, 29 stycznia 2012

Obietnica dla porywacza Magdy

Dziś słynny showman "detektyw Rutkowski" zwariował. Nie pierwszy raz. Obiecał porywaczowi 6-miesięcznej Magdusi z Sosnowca wolność (jakby to od niego zależało) oraz 20 tys. złotych za oddanie dziecka rodzicom. Nawet jeśli to podpucha, brzmi bardzo motywująco dla innych.

W normalnym kraju i w normalnej Europie można by było obiecać porywaczowi karę śmierci. Być może to uchroniłoby ją i inne dzieci. "Kto porwie człowieka, to czy go sprzedał, czy też znaleziono go jeszcze w jego ręku, poniesie śmierć". - Ks. Wyjścia 21:16.

Wbieganie do modlitwy

"Wbiegamy w Bożą obecność, wypowiadamy jednym tchem prośby, podrywamy się z kolan i podchodzimy. Gdy ktoś zapyta nas godzinę później, o co się modliliśmy, często nie umiemy sobie przypomnieć. Jeżeli wkładamy tak mało serca w nasze modlitwy, nie powinniśmy oczekiwać, że Bóg włoży więcej serca w odpowiedxzi na nie".

R. A. Torrey, Jak się modlić, Horn, Świętochłowice 1999, s. 32.

Poznaj siebie

"Poznanie siebie to przede wszystkim poznanie swoich braków. To mierzenie siebie podług Prawdy, a nie odwrotnie".

Flannery O'Connor

Cierpiący Bóg

"Nigdy nie byłbym w stanie uwierzyć w Boga gdyby nie krzyż. (...) W świecie, w którym cierpienie jest realne, nie da się czcić Boga, który nie byłby na cierpienie podatny".

John Stott, Krzyż Chrystusa, wyd. Credo, Katowice 2002, s. 422.

sobota, 28 stycznia 2012

Bóg czasami klika na "statystyki"

Kryzys uwidacznia stan wiary. Czasami wchodzę na bloga sprawdzając statystyki, liczbę wejść dziennych, miesięcznych, najczęściej czytane artykuły itp. Kryzys w naszym życiu jest takim kliknięciem Pana Boga na „statystyki” w naszym życiu. Pokazuje on przede wszystkim nam stan naszej wiary i stopień zaufania Bogu. Jeśli wiara jest silna i nie poruszana różnymi podmuchami trudnych sytuacji, przeciwności, sekularstycznego sposobu myślenia - Bóg przeprowadza nas dalej, na wyższy etap dojrzałości.

Jeśli nasza wiara uwidacznia się tylko wtedy gdy jesteśmy na świetle dziennym, poza "ciemną doliną" – coś jest nie tak. Wówczas opieramy ją na sentymentalnych uniesieniach, a nie pewnych fundamentach, które są trwałe nawet mimo ciemnych jaskiń, podmuchów wiatru.

Kiedy coś nam zagraża - gdzie skręcamy? Z powrotem do swojej ciemni? Do naszego wnętrza? Z dala od Boga? Czy właśnie do Niego? Jak jest z nami? Kiedy pojawia się na horyzoncie jastrząb  - piskląt nie trzeba uczyć jak powinny biec pod skrzydła kwoki. Wiedzą co robić. Co pokazują nasze "statystyki"?

Kompozycje Dawida pośród narodów

Wysławiać cię będę, Panie, wśród ludów, będę grał tobie wśród narodów, - Psalm 57:10

Żyjemy w zupełnie innym czasie i części świata niż Dawid. Co jednak robimy w naszych kościołach? Chwalimy Pana razem z Dawidem! Używamy podczas nabożeństw jego kompozycji, jego pieśni. Jesteśmy owocem wiary Dawida. Jesteśmy wypełnieniem jego wezwań aby chwałę Bogu oddawały narody i wszelkie stworzenie.

W naszych uszach wezwanie narodów do uwielbienia Boga brzmi abstrakcyjnie, jak metafora. Głównym powodem jest oczywiście brak wiary. Patrząc na świat często nie wierzymy, że jest możliwe, aby wszystkie narody śpiewały pieśni chwały Bogu. Czy kiedy Dawid będąc w jaskini pisał te słowa było to bardziej prawdopodobne? Jednak wzywał Boga w obliczu narodów. Widział Bożą chwałę pośród wszystkich narodów oczami wiary. Czy my ją widzimy?

piątek, 27 stycznia 2012

Chrześcijańska i niechrześcijańska hipokryzja

Zdaniem wielu ludzi "kościół jest pełen hipokrytów." Często jest to prawdą. Z pewnością niektórzy ludzie w kościele są obłudnikami. Wyznają wiarę w każdą niedzielę, łamią ze sobą chleb podczas komunii i jednocześnie pogardzają tymi, którzy w niej uczestniczą.

Niektórzy z nich po pewnym czasie stwierdzają, że chcą przestać być hipokrytami, nie chcą dłużej udawać i decydują się na odejście z kościoła. To jednak niczego nie zmienia. Przestali być religijnymi hipokrytami stając się zlaicyzowanymi hipokrytami.

Wielu niechrześcijan odrzuca chrześcijaństwo powołując się na skandaliczne życie różnych chrześcijan. Kiedy wyznawcy Chrystusa żyją tak, jakby On nie istniał, uznawani są za obłudników. Kiedy plotkują, cudzołożą lub postępują nieprzystojnie, pokazują, że tak naprawdę nie wierzą w to, co wyznają swoimi ustami – że Bóg jest ich Sędzią. Obłudny chrześcijanin wyznaje, że Sędzia jest na sali, ale zachowuje sie tak, jakby go tam nie było.

Jednak jak zauważa Douglas Jones w książce "Dlaczego i co?" niechrześcijanin bywa jeszcze bardziej obłudny. Z przekonaniem twierdzi, że nie ma ani sędziego, ani sadu, ani prawa, a mimo to zachowuje się, jakby podlegał sadowi. Niechrześcijanin twierdzi, że nie ma Sędziego ani Prawa Sędziego a jednak domaga się sprawiedliwego zadośćuczynienia krzywdom; domaga się, byśmy argumentowali według określonych zasad. Ustami przeczą istnieniu Sędziego, ale swoim postępowaniem potwierdzają Jego istnienie. Nie żyją odważnie w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Np. niechrześcijanin, zwolennik ewolucyjnej mitologii, wierzący w bezosobowy kosmos składający się z moralnie neutralnej materii wciąż odwołuje się do praw człowieka, wartości życia i uniwersalnych zasad rozumowania i tolerancji. Czysta hipokryzja!

Usprawiedliwieniem naszej hipokryzji w żadnym razie nie może być hipokryzja innych. Ap. Paweł naucza, że hipokryzja Żydów nie jest usprawiedliwniem dla pogan. Hipokryzja innych chrześcijan nie daje nikomu uzasadnionej wymówki by sam trwał w hipokryzji. Obłuda najbardziej znanego telewangelisty, papieży, pastorów, biskupów nigdy nie jest uzasadnieniem niewiary.

czwartek, 26 stycznia 2012

Trudne pytania do katolickiej strony dialogu

Niniejszy wpis jest odpowiedzią na artykuł „Ekumenizm silnych tożsamości” autorstwa redaktora naczelnego portalu fronda.pl Tomasza Terlikowskiego będący jego refleksją nad obchodami corocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Redaktor Terlikowski słusznie zauważa, że trudno jest mówić o partnerskim dialogu unikając trudnych rozmów. Zadaje pytania polskim luteranom o ich podejście do bratnich parafii z Zachodu, które udzielają ślubów osobom tej samej płci oraz ordynują na biskupów osoby obnoszące się ze swoją homoseksualną skłonnością. Oczekuje odpowiedzi od przedstawicieli Starokatolickiego Kościoła Mariawitów na temat wprowadzonych tam w latach 20. święceń kapłańskich i biskupich kobiet.

Ekumeniczny dialog powinien wymagać uczciwości oraz jednoznacznego określenia w pewnych kwestiach. Całkowicie łączę się z uwagami przedstawicieli Kościoła Katolickiego wobec trudności w osiąganiu ekumenicznego porozumienia z liberalnymi wyznaniami protestanckimi (akceptacja aborcji na życzenie, homoseksualizmu, eutanazji...).

Osobiście poszedłbym dalej: trudno mi nie tylko mówić tu o dialogu, ale i określaniu tego typu wspólnot mianem „protestanckich”. Jest to bowiem poważne odstępstwo zarówno od Pisma Świętego jak i tego za czym stała reformacja. Postulaty i przekonania kościołów wyrosłych na jej fundamencie można znaleźć w XVI i XVII wiecznych wyznaniach wiary, które jednoznacznie sprzeciwiają się religijnemu, moralnemu liberalizmowi oraz relatywizmowi.

Jednocześnie tak jak daleko jest mi do „chorób” liberalnego (a także fundamentalistycznego i legalistycznego) protestantyzmu, tak samo obce jest mi bagatelizowanie pewnych postaw i nauk konserwatywnego katolicyzmu. Chciałbym więc zachować konwencję „trudnych pytań” red. Terlikowskiego i zadać je przedstawicielom najliczniejszego w Polsce wyznania.

Po pierwsze: czy fakt przechowywania fragmentu wątroby, śledziony, nerek i dwóch ampułek krwi pobranych z ciała ks. Jerzego Popiełuszki, które znajdowały się w przez 26 lat w słoiku z formaliną w zapieczętowanej skrzynce w kaplicy Sióstr Misjonarek w Białymstoku – mieści się w rzymskokatolickiej ortodoksji? Czy fakt ogłoszenia możliwości ich nabycia oraz „wysyłki” części ciała zamordowanego kapłana do poszczególnych parafii jest powszechnie akceptowaną praktyką przez przywódców i wiernych tego kościoła?

Po drugie: warto zadać pytanie o stosunek wiernych kościoła katolickiego wobec tzw. kultu maryjnego. I nie chodzi wcale o zbywanie nas – konserwatywnych protestantów – słowami o „prośbach wstawienniczych” wobec Maryji, rozmowie z nią niczym z siostrą w wierze, zapewnianiu, że jest szczególnie błogosławiona spośród wszystkich kobiet. Dobrze wiemy, że nie o to chodzi. Chciałbym zapytać o cechy, które przypisywane są matce naszego Pana w publikacjach oficjalnie akceptowanych przez kościół (a więc zgodne z nauką kościoła i podawane do nauczania). Podam kilka przykładów z książki „Traktaty o Prawdziwym Nabożeństwie do Najświętszej Maryji Panny” autorstwa Św. Ludwika Maria Grignion de Montfort (Poznań, 24.12.1947.) Nihil obstat: Ks. Dr. Kazimierz Karłoski. Reimprimatur: Wikariusza Generalnego Ks. Marlewski:


(Bóg) „Uczynił Ją Szafarką wszystkiego, co posiada tak, jak Ona jedna wszystkie rozdziela dary i łaski, dając komu chce, ile chce, jak chce i kiedy chce”.


„Gdy więc czytamy w pismach św. Bernarda, Bernadyna, Bonawentury i innych świętych, że zarówno w niebie jak i na ziemi wszystko, nawet sam Bóg, podlega Najświętszej Maryji Pannie, to chcą przez to powiedzieć, że władza i moc, której Pan Bóg raczył jej udzielić, jest tak wielka, że zdaje się, jakoby posiadała tę samą władzę co Pan Bóg”,

„Nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy jest do zbawienia konieczne, oraz że brak czci i miłości dla Niej jest niezawodnym znakiem potępienia”,


„Prawdziwe nabożeństwo – klęknąć pewną ilość razy lub pokłonić się Jej... by otrzymać przez Nią od Boga przebaczenie grzechów, które popełniamy w ciągu dnia”,


„Bóg Ojciec tylko przez Nią dał i daje Syna Swego, tylko przez Nią tworzy sobie dzieci i udziela łask”,


„Panie, nie patrz na grzechy moje, lecz niech Twe oczy obaczą we mnie tylko cnoty i zasługi Maryi”,


„Lecz kiedy ofiarujemy Mu cośkolwiek przez czyste i dziewicze ręce Jego ukochanej Matki, wtedy dotykamy (jeśli wolno powiedzieć) Jego słabej strony”.


Przypomnę, że nie mówimy tu o kościelnych „patologiach” lub doktrynalnych nadużyciach, lecz oficjalnie zatwierdzonej przez kościół pozycji, a więc elemencie jego nauki.

Po trzecie: trudno nie zadać także pytania o obojętność kościoła wobec seksualnej niemoralności kapłanów (rozwiązłość, nieślubne dzieci, homoseksualizm). Oczywiście ktoś powie, że nie jest to rzecz akceptowana i nie może być przytaczana jako zarzut wobec kościoła lecz wobec jego niektórych przedstawicieli (no a poza tym „któż z nas jest bez grzechu...”). Prawda jest zgoła inna. O podejściu poszczególnych kościołów do jakichkolwiek kwestii nie świadczą ich słowa lecz czyny. Gdybym swojemu dziecku, które z premedytacją uderzyło mamę pokiwał palcem ze słowami: „Tak się nie robi, idź do innego pokoju” - zamanifestowałbym w ten sposób postawę akceptacji jego czynu. W podobny sposób kościół kiwając z dezaprobatą palcem w stronę rozwiązłych duchownych i przenosząc ich do innej parafii ze słowami „tak nie wolno” w rzeczywistości manifestuje postawę akceptacji, zaś w najlepszym wypadku obojętności. Za taką reakcją stoi czytelny komunikat: „Kapłan nie może być znany w parafii jako osoba rozwiązła lub seksualnie niemoralna. Dlatego należy go przenieść w inne miejsce powołania”. Jednak stwierdzenie, że osobą duchowną nie może być osoba podejmująca seksualne współżycie z gosposią lub innym mężczyzną jest najzwyczajniej nieprawdą. Jak widać – może. I wszyscy to widzą.

Pytanie więc brzmi: dlaczego taka osoba nie tylko może, ale i powinna (wg teologii KK) pozostać na urzędzie mimo iż nie spełnia jego kryteriów i warunków? Dlaczego kościół akceptuje niemoralnych duchownych pozostawiając ich na sprawowanej funkcji mimo oczywistej i publicznej sprzeczności z nauczaniem 1 Listu do Tymoteusza 3:1-10 oraz Listu do Tytusa 1:5-9, które wyraźnie mówią o kryteriach zarządzających kościołem.


Różnica między tzw. liberalnymi „protestantami”, a katolickimi konserwatystami w podejściu do seksualnej niemoralności duchownych jest więc taka, że ci pierwsi zaakceptowali w publiczny sposób to, co Kościół Katolicki akceptuje milcząc lub zatajając. Różnica tkwi w formie akceptacji niniejszych zachowań. Pierwszą cechuje brak skrępowania, drugą subtelność.

Podsumowując, całkowicie zgodziłbym się z Red. Terlikowskim, że droga ekumenizmu i dialogu nie powinna unikać „mocnych pytań, poklepywania się i udawania, że w istocie różnice między nami są nieistotne”. Powyższe przykłady akceptowanych w kościele postaw i nauk ukazują, że twarde, trudne pytania są nie do uniknięcia. Mówiąc o szczerej debacie warto uczciwie dostrzec pewne problemy zamiast je zbywać z pełnym samozadowolenia stwierdzeniem: „A u was Murzynów biją".

środa, 25 stycznia 2012

Niewola wolnomyślicieli

(...) Wolnomyśliciele też czasem myślą, choć wolno im to idzie (...), zdają się trwale przykuci do ciężkiej kuli u nogi, jaką jest materialistyczna koncepcja uniwersum. Wolnomyślicielowi nie wolno kwestionować materialistycznej koncepcji uniwersum. Wolnomyślicielowi nie wolno kwestionować materialistycznego monizmu. Nie wolno mu, na przykład, wierzyć w cuda. (...) My, katolicy, mamy więcej wolności, bo trudno by znaleźć fakt naukowy, którego nie dałoby się jakość dopasować do naszego światopoglądu, podczas gdy materialista nijak nie zdoła umieścić w swoim światopoglądzie nawet maleńkiego i całkiem niepozornego cudu.(...)

G.K. Chesterton, Dla sprawy

wtorek, 24 stycznia 2012

Ludzkie czy Boże narzędzia jedności Kościoła?

Jaka jedność?

Trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Jedność jest oczywiście czymś, o co jako chrześcijanie, w świetle słów Pisma Świętego, powinniśmy zabiegać. Jednak tak jak powinno nam zależeć na budowaniu i pielęgnowaniu biblijnej jedności (a więc jedności „w prawdzie”, nie zaś „we wspólnych strukturach”) tak powinniśmy do niej dążyć w sposób zgodny z Pismem Świętym.

Problemem wielu współczesnych działań ekumenicznych jest cielesność środków, które są używane. Szczególnie w trakcie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan często mówi się o jedności kościoła, organizuje się symboliczne spotkania, nabożeństwa, konferencje, które w najlepszym wypadkach służą jako „spełnienie chrześcijańskiego obowiązku” lub dyspensa od własnego kościoła do przekroczenia progu innego. Plusem Tygodnia jest to, że w drugiej połowie stycznia wielu katolików dowiaduje się, że protestanci wcale nie mają obrazu Matki Boskiej pod progiem swojego kościoła i wierzą w Trójcę Świętą, zaś protestanci dowiadują się, że poza ich kościołem również są... chrześcijanie!

Niestety bardzo często używając słów o „jedności”, „ekumenii” wcale nie jesteśmy zainteresowani jej budowaniem na fundamentach, o których mówi Pismo Święte. W rzeczywistości Chrystusowe wezwanie do jedności używane jest jako narzędzie realizacji partykularnych celów własnego kościoła (np. podniesienie jego prestiżu lub zwiększenie liczby wiernych) lub osobistych ambicji niektórych duchownych.

Przykładowo Kościół Rzymskokatolicki jest zainteresowany „oswajaniem” innych wyznań, którym w rzeczywistości odmawia miana bycia „kościołem” (poza Prawosławnym) i wchłonięcie ich pod wspólne struktury z biskupem Rzymu na ich czele. Nie jestem przeciwny przekonywaniu innych do własnych racji. Jednak wówczas nie mówmy o partnerstwie lecz o misji. W podobny sposób nt. „jedności” wypowiadają się przedstawiciele niektórych kościołów protestanckich, które dzięki „Tygodniowi Modlitw o Jedność Chrześcijan” mają wspaniałą okazję do „ewangelizacji” przedstawicieli innych kościołów. Radością napawa mnie fakt, że ktoś jeszcze wierzy, iż to nie konfesyjna przynależność do takiego czy innego kościoła gwarantuje komukolwiek zbawienie, jednak nie mówmy, że ewangelizacja nienawróconych członków takiego czy innego kościoła jest realizacją nakazu Pańskiego dotyczącego budowaniu jedności między Jego uczniami. Może więc nazywajmy ten czas „Tygodniem Ewangelizacji” lub „Tygodniem Połowów” jeśli rzeczywiście nie chodzi nam o budowanie w uczciwy sposób jedności z uczestnikami „Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan”.


Biblijne narzędzia

Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do tego by szukać biblijnej jedności w biblijny sposób, za pomocą Bożych środków. Są nimi Słowo i Sakramenty.

Po pierwsze: mamy poddawać się nauczaniu Pisma, szukać zrozumienia i mądrości innych, wyostrzać się w dyskusjach z Biblią w ręku, szukać porozumienia i zgody w kwestiach doktrynalnych – jakkolwiek trudne i niemożliwe może nam się to wydawać. Próbujmy. Kiedy ostatnio widzieliście debatujących ze sobą na teologiczne kwestie „ekumenistów”? Bez szczerych rozmów z Pismem w ręku i modlitwą trudno mówić o dialogu, porozumieniu i dochodzeniu do czegokolwiek.

Po drugie: Pismo mówi, że do znaków jedności kościoła wg Efezjan 4:5 należy chrzest, zaś 1 Kor 10:17 mówi o jednym chlebie wyrażającym jedność tych, którzy go łamią i spożywają. Innymi słowy: nierozpoznawanie ważności trynitarnego chrztu innych kościołów jest komunikowaniem im oraz jego członkom: nie jesteście częścią Ciała Chrystusa – co jest stwierdzeniem, powiedzmy to wprost, buńczucznym, sekciarskim i schizmatycznym. Niedopuszczanie do Stołu Pańskiego ochrzczonych członków innego kościoła jest komunikowaniem im: nie jesteście częścią Ciała Chrystusa. Kiedy więc myślimy o dążeniu do jedności lub manifestowaniu jej w biblijny sposób powinniśmy usunąć płot zbudowany wokół Stołu Pańskiego, a odgradzający go od innych Braci oraz uznać, że chrzest jest... chrztem i miał on miejsce nawet jeśli ktoś użył mniejszej ilości wody polewając nią dużo mniejsze osoby.

Jak często w dyskusjach o jedności kościoła pojawia się temat znaków i pieczęci owej jedności czyli Chrztu i Komunii zamiast poklepywania po plecach, realizacji partykularnych celów, rozpiski o wspólnych nabożeństwach? Chcesz zamanifestować przekonanie, że przedstawiciele innych kościołów nie są wg ciebie chrześcijanami? Usuń Stół Pański z nabożeństwa ekumenicznego i nie zapraszaj ich do Komunii w swoim kościele. Czyny mówią więcej niż słowa.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Niewiara mówi, że jedno z imion miłości brzmi "Rozpusta"

(5) Przebywam wśród lwów, które chciwie pożerają ludzi, Zęby ich są jak włócznie i strzały, A język ich jak miecz ostry. (6) Wznieś się nad niebiosa, o Boże, Niech będzie nad całą ziemią chwała twoja! (7) Zastawili sidła na kroki moje, Ugięli duszę moją, wykopali przede mną dół: Wpadli do niego. - Psalm 57:5-7

Dawid przyrównuje swoich wrogów do lwów. Nie zaprzecza realności niebezpieczeństwa. Nie mówi: to tylko pryszcz. To nie jest realne zagrożenie. Ma świadomość jak ostry jest miecz goniącego go Saula, jak pełni nienawiści są jego przeciwnicy.

Nie chodzi o to byśmy zaczęli żyć w odrealnionym świecie. Chodzi o to, że życie w realnym świecie oznacza rozpoznanie realnych niebezpieczeństw, ale szukanie nadziei w Bogu. Niewiara zaprzecza niebezpieczeństwom. Niewiara mówi, że widok nagości atrakcyjnej kobiety jest bezpieczny dla  mężczyzny, że służbowy lub wakacyjny flirt jest bezpieczny dla wierzącej kobiety, a jednym z imion miłości jest... "Rozpusta". Niewiara dodaje również, że w czasie trudów Bóg jest daleki i nieobecny.

Gdy pisklę widzi jastrzębia nie myśli: on nie jest groźny. Raczej udaje się pod skrzydła kwoki, szuka schronienia. Reakcja ludzi na jastrzębie pokazuje czy są pisklakami udającymi się pod opiekuńcze skrzydła Boga czy myszami, które uciekają w popłochu i panice do ciemnych dziur.

Co robisz gdy tracisz pracę? Co robisz gdy dziecko zachowuje się inaczej niż powinno? Co robisz gdy ktoś powie ci przykre słowo? Poruszasz się nerwowo jak mysz widząca jastrzębia czy też niczym dziecko szukasz mocnego ramienia i pociechy Ojca w niebie?

Nikt nie wygrał? To o co w tym chodzi?

"Peleryny i miecze, kamuflaż, chusty na szyję i sześciostrzałowce - to są uniformy chłopięctwa. Mali chłopcy pragną widzieć, że są silni, niebezpieczni, że są kimś, z kim trzeba się liczyć. Ilu rodziców na próżno próbowało zabraniać małemu Timmy'emu bawić się pistoletami? Dajcie spokój. Jeśli nie kupicie mu broni, zrobi ją sobie z czegokolwiek, co będzie miał pod ręką. Moi chłopcy przeżuwają grzanki i z nich lepią pistolety przy kuchennym stole. Każdy patyk albo ułamana gałąż jest dzidą, albo lepiej bazooką. Bez względu na to, co mówią współcześni pedagodzy, nie jest to zaburzenie psyuchiczne wszczepione przez serwującą przemoc telewizję albo brak równoragi chemicznej. Agresja jest częścią męskiego przenaczenia, jesteśmy do niej "podłączeni stałym łączem". Twierdząc, że mężczyzna został stworzony na obraz Boga, postarajmy się także nie zapominać , że "Pan wojownikiem, Pan jest imię Jego" (Wj 15:3).

Małe dziewczynki nie wymyślają zabaw, w których trup się kładzie się gęsto, a rozlew krewi jest konieczny dla uciechy. Wymysłem kobiet nie jest na przykład hokej. Ani boks. Chłopiec musi coś atakować - i tak samo mężczyzna, nawet jeśli jest to tylko mała piłka golfowa. Chce ją wbić do przyszłego królestwa. Z drugiej strony, moi chłopcy nie chodzą na herbatki. Nie dzwonią do przyjaciół, by porozmawiać o swoich związkach. Nudzą ich gry, w których nie ma elementu ryzyka, współzawodnictwa albo rozlewu krwi. Gry zespołowe oparte na "wzajemnej zależności" są dla nich zupełnym nonensem. "Nikt nie zginął?" - pytają  niedowierzająco. "Nikt nie wygrał? To o co w tym chodzi?" Powszechny charakter takiej postawy powinien nas przekonać, że "chłopiec wojownikiem, chłopiec jest imię jego". A to, co robią nie jest tylko groteską. Kiedy chłopcy bawią się w wojnę, ćwiczą role do o wiele poważniejszego dramatu. Pewnego dnia być może przyda ci się taki chłopiec do obrony".


John Eldridge, Dzikie serce. wyd. W Drodze, Poznań 2003, s.22-23.

sobota, 21 stycznia 2012

Przepis na dobrą zabawę dla chłopców

"Przepis na dobrą zabawę dla chłopców jest bardzo prosty: do każdej aktywności dodaj element ryzyka, dołóż niewielkie odkrycie, połącz z odrobiną zniszczenia i możesz nazwać się zwycięzcą. Najlepszy przykład to przepis, jaki mają na jazdę na nartach. Jak najprędzej dostać się na szczyt najdłużej trasy. Skierować deski prosto w dół zbocza i zjeżdżać, im szybciej, tym lepiej. To nie kończy się z wiekiem, tylko poprzeczka wędruje wyżej".

John Eldredge, Dzikie serce

Uwielbienie dla Boga zaczyna się w jaskini

(1) Przewodnikowi chóru. Na nutę: "Nie zatracaj..." Miktam Dawida, gdy uciekał przed Saulem do jaskini. (2) Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się nade mną, Bo tobie zaufała dusza moja I w cieniu twych skrzydeł chcę się schronić, Aż przeminie nieszczęście! (3) Wołam do Boga Najwyższego, do Boga, Który do końca doprowadzi sprawę moją. (4) On ześle pomoc z nieba i wybawi mnie, Gdy lży mnie gnębiciel. Psalm 57:1-4

Pierwszy werset Psalmu nakreśla jego kontekst i okres jego powstania. Został napisany w czasie gdy Dawid uciekał goniącym go Saulem (1 Sam. 24:1-22), a więc podczas prób, przez które Dawid przechodził przed objęciem tronu. Psalm 57 on wołaniem wiary w ciężkim czasie, ale i wielką zachętą, którą Bóg kieruje do nas podczas naszych trudów i przeciwieństw.


Uwielbienie i modlitwa Dawida zaczyna się w jaskini. Bóg chce abyśmy wzrastali pośrodku naszych testów i prób. Chce abyśmy ku Niemu kierowali naszą radość i uwielbienie przed ich zakończeniem. Dawid w obliczu dyszącego chęcią mordu Saula szukał pomocy z góry. Nie uciekał się do socjotechnik i metod pozytywnego myślenia by poczuć się lepiej. Szukał pomocy i nadziei u Boga.

Ap. Paweł w Liście do Efezjan zachęca nas abyśmy za wszystko zawsze dziękowali Bogu i Ojcu w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Ef 5:19). Chwalimy Boga za światło słoneczne kiedy jest noc, za Jego pomoc kiedy nadal jesteśmy w jaskini. Chwalimy Boga za wyzwolenie z grzechów, kiedy jesteśmy nadal w biegu. Chwalimy Boga za obietnicę zmartwychwstania, zanim doświadczamy śmierci. To właśnie oznacza życie i umieranie w wierze. Już teraz pośród okresu łez, cierpienia, śmierci oczami wiary widzimy tymczasowość trudów, ale wieczną chwałę. Dlatego mimo iż nadal biegniemy, potykamy się – to wielbimy Boga i dziękujemy Mu.

Chwała i cześć dla Boga nie powinny być zbudowane na fundamencie uczuć i sentymentów, ale są budowane na skale zaufania i wiary.

piątek, 20 stycznia 2012

Widzieliście Tożsamość Borne'a?

Widzieliście Tożsamość lub Ultimatum Borne'a z Mattem Damonem? Kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film kilka lat temu końcowa piosenka chodziła mi po głowie przez wiele dni. Zastanawiałem się kto jest wykonawcą tamtego utworu. Dodam, że jest to kawałek totalny. Zatem słuchawki na uszy i... jedziemy.

Jak udowodnić istnienie Boga? Dowiesz się w poniedziałek

Zapraszamy na kolejne spotkanie dyskusyjne z cyklu „Światopoglądy wokół nas” pt.


JAK UDOWODNIĆ ISTNIENIE BOGA?

GDZIE: „Fikcja - Księgarnia Café”
al. Grunwaldzka 99/101 (Antresola nad Restauracją Newska), blisko Dworca PKP Gdańsk Wrzeszcz

KIEDY: 23 STYCZNIA (poniedziałek), godzina 19:00

Celem spotkań jest zachęcenie do kształtowania kultury dyskusji, szerzenie postawy poszanowania dla przekonań rozmówców oraz inspiracja do światopoglądowych, religijnych poszukiwań.

Zamawiamy kawę, herbatę i ... rozmawiamy!

czwartek, 19 stycznia 2012

Za co cenię inne kościoły?

„Ochrzczona”, wyznaniowa pycha
Wyznaniowa, „ochrzczona” pycha jest grzechem, który grozi każdemu chrześcijaninowi. Polega ona na samowywyższeniu własnej denominacji, wyznania, braku zainteresowania, a nawet pogardą wobec innych nurtów chrześcijaństwa, jego historią, tak jakby prawda przyszła „wraz z nami” zaś zakres znaczeniowy pojęcia „kościół” zamknął się w naszym nurcie. Ochrzczona, wyznaniowa pycha mówi, że Ciało Chrystusa ogranicza się do naszego wyznania lub denominacji w miarę zbliżonych teologicznie do naszej. Pełnia środków zbawienia jest w naszym wyznaniu, nie zaś w Kościele Powszechnym.

Tymczasem Biblia zachęca nas do tego abyśmy nie tylko nie pogardzali Braćmi i Siostrami, ale także abyśmy uczyli się od siebie nawzajem w duchu miłości i pokory. Kiedy spoglądamy na służbę innych chrześcijan, kościołów, które pod pewnymi względami są silne czy jedyną rzeczą, na którą nas stać jest krytyka ich wypaczeń i błędów? Czy potrafimy dostrzec również mocne i dobre strony innych, które możemy, a nawet powinniśmy docenić? Czy w innych nurtach chrześcijaństwa dostrzegamy rzeczy, których chcemy się nauczyć? Kiedy ostatnio usłyszeliście komplement, słowa uznania w ustach baptysty wobec katolików, z ust katolików wobec reformowanych, reformowanych wobec zielonoświątkowców, zielonoświątkowców wobec luteran, luteran wobec baptystów itd.? Jak często pojawiają się one w naszych ustach?

Jeśli chcemy wzrastać ku dojrzałości powinniśmy nie tylko unikać wypaczeń, ale zwracać uwagę na dobre cechy, pozytywy innych chrześcijan. Niestety wielu z nas nie ma pojęcia co cechuje inne wyznania i czego moglibyśmy się od nich nauczyć. Często manifestujemy postawę wyrażającą myślenie, że nasza własna denominacja jest chroniona szczelną barierą i drutami wysokiego napięcia odgradzającymi nas od innych. „Chcecie się od nas uczyć? Proszę bardzo. Jednak czy „z Nazaretu” może być coś dobrego? Czy coś dobrego można znaleźć w Wittenberdze, Genewie, Nowej Anglii, Rhode Island czy Plymouth? Oczywiście! Wystarczy, że wyjrzymy poza nasze podwórko. Za oknem też jest świat! Wyjrzyjmy przez nie!

Silne strony innych
Rozpocznę od siebie. Jestem reformowanym protestantem z powodu głęboko biblijnego zrozumienia teologii reformowanej czym jest przymierze, co to znaczy, że Chrystus jest Panem historii i całej rzeczywistości, a Jego Słowo autorytetem w każdej sferze naszego życia włączając w to formę i wygląd nabożeństwa, rodzinę, kompetencje i zadania państwa, edukację, kulturę itd. To właśnie tradycji reformowanej podkreślającej jedność i autorytet całej Biblii protestancki świat zawdzięcza najwspanialszych teologów i komentatorów biblijnych. Jestem jednak świadom ograniczeń i niedoskonałości nurtu, w którym wzrastam i służę, dlatego wyrażam wdzięczność za bogactwo teologicznej i liturgicznej myśli, wiele duchowych, intelektualnych inspiracji, głęboko chrześcijańskie postępowanie moich Braci i Sióstr z innych kościołów.

Jestem wdzięczny za piękno muzyki w kościołach luterańskich, od których możemy się uczyć nie tylko głębokich, biblijnych, wartościowych treści, ale i piękna wykonania. Śpiewniki luterańskie pełne są przepięknych, wspaniałych hymnów, które prowadzą kościół ku dojrzałości pod tym względem. Bóg stworzył nas do tego abyśmy tworzyli nie tylko użyteczne, ale i ładne, estetyczne rzeczy. Luterańska architektura, liturgia, śpiew zawsze akceptowały ten aspekt ludzkiej twórczości jako służby dla Boga. To kościół luterański w czasach reformacji zainicjował (po wielu wiekach) i rozwinął zrozumienie nabożeństwa jako dialogu Boga z Jego Ludem. Dialogu, w którym wierni nie są jedynie obserwatorami lecz aktywnymi, gorliwymi, głośnymi uczestnikami nabożeństwa.

Kościół Prawosławny zawsze kładł nacisk na symbolikę i bogactwo tradycji. Jako protestanci często zubożamy się o te rzeczy, nie dostrzegając w formach, gestach, liturgii głęboko biblijnego znaczenia. Patrystyczna spuścizna kościoła jest dla wielu z nas praktycznie nieznana i sądzę, że wielu z nas przydałyby się lekcje nt. historii kościoła oraz symboliki u prawosławnych teologów. Niewiele w języku polskim jest lepszych książek nt. symboliki nabożeństwa, liturgii, sakramentów niż „Za życie świata” autorstwa prawosławnego teologa Aleksandra Schmemanna.

Baptyści od zawsze kładli nacisk na ewangelizację. Wiele światowych misji to inicjatywy i projekty kościołów baptystycznych. Czymś niezmiernie istotnym jest akcent teologii baptystów i kościołów ewangelicznych na znaczenie osobistej wiary, nawrócenia człowieka oraz jego zbawienie. Baptyzm podkreśla indywidualną odpowiedź oraz odpowiedzialność każdego człowieka przed Bogiem. Nie kościół i przynależność do niego czyni człowieka prawdziwym chrześcijaninem, lecz osobista więź z Chrystusem. Łaską zbawieni jesteśmy przez wiarę, nie z uczynków. Jest ono darem, nie zapłatą. To przesłanie wiele rejonów świata może zawdzięczać baptystycznym misjonarzom i ewangelistom.

Kościół Katolicki powinien zawstydzać inne kościoły jeśli chodzi o zaangażowanie społeczne i dobroczynność, niesienie pomocy potrzebującym. Sierocińce, szpitale, służba miłosierdzia to coś czego jako protestanci powinniśmy się uczyć od przedstawicieli największego w Polsce wyznania. Kościół Katolicki przypomina nam, że bohaterowie wiary to przede wszystkim ci, którzy swoje życie zdobili czynami godnymi naśladowania. Wielu protestantów mówi o konieczności dobrych uczynków jako owocach żywej wiary. Katolicy często wskazują na ich przykłady wśród własnych przedstawicieli, którzy przypominają, że wiara bez uczynków jest martwa.

Metodyści pokazują, że wiara nie jest dostępna wyłącznie dla możnych i mądrych w oczach tego świata. Może być szczera, prosta i ufna. Chrześcijaństwo jest wiarą serca, nie zaś samych form. Nie jesteśmy zbawieni przez znajomość greki, łaciny i hebrajskiego, ani nawet poprzez poprawną teologię. Życie wiarą to życie blisko bliźniego. Metodyści byli i są tego wspaniałym świadectwem.

Od naszych Braci i Sióstr z Kościoła Zielonoświątkowego (oraz charyzmatycznych) uczmy się entuzjazmu. Bóg dał nam o wiele więcej instrumentów niż organy. Zielonoświątkowcy nam o tym przypominają. Podobnie jak to, że zaangażowanie chrześcijanina w przebieg nabożeństwa powinno być pełne entuzjazmu płynącego z rozgrzanego dla Chrystusa serca. To właśnie zielonoświątkowcy wskazują, że powinniśmy być jak lampka podłączona do gniazdka elektrycznego, a nie latarka, która gaśnie w momencie zużycia baterii. Duch Święty działa nie tylko w momencie naszego nawrócenia, lecz każdego dnia. Nie gaśmy Go.

Źdźbło w progu innego kościoła
To tylko niektóre przykłady cech, praktyk poszczególnych kościołów, które osobiście uważam za cenne i godne naśladowania. Oczywiście jestem świadom wielu teologicznych i praktycznych problemów w każdym z nich. Daleki jestem od ich bagatelizowania. Biblia jednak zachęca nas byśmy byli względem siebie wyrozumiali, łaskawi i rozmawiali ze sobą w duchu miłości Chrystusowej. Nie chodzi oczywiście o przemilczanie spraw trudnych, drażliwych. Te również powinny być podejmowane. Czy jednak mamy w sobie miłość wobec Kościoła Powszechnego, innych Braci i Sióstr, która pozwala nam widzieć coś więcej niż źdźbło w progu innego kościoła? Z tym pytaniem pozostawię każdego z was, drodzy Czytelnicy.

środa, 18 stycznia 2012

Użyteczność i sens życia

"Jeśli ktoś odrzuca istnienie Boga i życie po śmierci jako zbyt wątpliwe (...) musi odpowiedzieć sobie, jaką użyteczność ma życie. Jeśli śmierć jest końcem wszystkiego, jeśli nie muszę dążyć ku dobremu ani bać się złego, to muszę zapytać siebie, po co tu jestem i jak powinienem zachować się w tych okolicznościach. Odpowiedź jest oczywista, lecz tak nieprzyjemna, że większość nie che się z nią zmierzyć. Nic nie nadaje życiu znaczenia,a (zatem) życie nie ma sensu".

Somerset Maugham, The Summing Up

wtorek, 17 stycznia 2012

Patrząc na harmonię widzieć chaos

Poniższy obrazek bardzo dobrze ilustruje różnicę między chrześcijańskim, a ateistycznym światopoglądem. W oczach ateisty pokazuje on wartość chaosu. Porządek jest nudny i zbyt schematyczny. Świat zaś w swojej naturze jest nieuporządkowany, a przez to fascynujący, nieobliczalny, piękny! To widzi ateista spoglądając na rzeczywistość.

Przyjrzyjcie się jednak obrazkom z lewej strony. Co one wyrażają? Oczywiście harmonię i porządek! Jednocześnie piękno i różnorodność w Bożym świecie.


Tutaj powiększony obrazek.

1. Gałązka świerku wciąż jest gałązką świerku (a nie mieszaniną kasztanów, żołędzi, igiełek i liści) mającą określony kształt, kolor, zapach. Wszystko jest harmonijnie i misternie ułożone. Mówi nam ona do jakiego drzewa należy. Jej kształt jest konkretny i misterny.

2. Zupa znajduje się w talerzu, nie zaś poza nim. Musi się w nim znajdować jeśli nasz żołądek ma mieć z niej pożytek. Nie może przekroczyć przestrzeni zrysowanej przez kształt talerza. Co więcej - aby była smaczna w jej skład muszą wchodzić określone produkty, zmieszane w odpowiednich proporcjach itp. Nie ma w tym żadnego chaosu, przypadkowości. Co więcej - ktoś ją musi ugotować i przelać na talerz. Chaos nie położy warzyw na deskę i nie wrzuci ich do garnka.

3. Sałatka owocowa - jak wyżej. Z tym, że nawet kropki (w tych samych kolorach) na misce są ułożone w odpowiednich proporcjach, odległości. Fascynujący "chaos" i "brak uporządkowania"!

4. Auta na parkingu. Wciąż są to auta, nie zaś samoloty lub tramwaje. Ktoś je skonstruował. Wciąż zajmują odpowiednie miejsca parkingowe, które o dziwo, są prostokątami o tych samych wymiarach. Nie stoją na środku jezdni. Wszystko ma tutaj swoje miejsce, cel i przeznaczenie.

5. Pole biwakowe. Nie musimy być specjalnie bystrzy by wiedzieć, że namiotu nie rozkłada się na murawie piłkarskiej choć również jest porośnięta trawą. Przestrzeń pola i jego przeznaczenie wyznacza nam miejsce, w którym możesz się rozłożyć na leżaku, kocu, rozłożyć namiot lub parasol. Wszystko ma swoje miejsce w Bożym świecie. Do czego innego służy pole biwakowe, do czego innego boisko szkolne, do czego innego trawnik miejski. Chcesz być "wolny", "nieskrępowany", popraktykować trochę "chaosu" swoim życiem? Spróbuj się rozbić z namiotem na murawie Camp Nou w Barcelonie.

6. Napis na płocie. Litery ułożone w określony sposób coś komunikują. Nie możemy ich przestawić gdyż wówczas nie zakomunikują intencji autora. Jeśli z liter w stwierdzeniu "jestem Polakiem" zrobisz "chaos" - nie zakomunikujesz w ten sposób czegokolwiek. Z liter na tablicy nie możemy zabrać ani jednej kreski lub dostawić dwóch dodatkowych gdyż wówczas stracą swe znaczenie. Znaki pisane w określonej kolejności są wyrazem uporządkowania. Wyrażają konkretne komunikaty.

7. Gwiazdy i planety. Każda z nich ma swoje miejsce. Ich ruchy to cykliczne "drogi". Wystarczy spojrzeć na ruch tej, na której my żyjemy. Po nocy zawsze nastaje poranek, a po zimie wiosna. Pomyślmy o jej odpowiedniej odległości od słońca. Chaos? Przypadek? Spróbuj coś "pomajstrować" w tej kwestii  :)

Podsumowując, niniejszy obrazek i podpis pod nim bardzo dobrze ilustrują, że sednem różnicy między chrześcijaninem, a ateistą nie jest dysputa nad faktami. Patrzymy te same fakty: rozgwieżdżone niebo, gałązki świerków, płatki róż, zółte brzuszki sikorek, barszcz na talerzu, poruszające się auta, dłonie ludzi. A jednak widzimy COŚ INNEGO. Oczy ateisty widzą chaos, przypadkowość, nieład... Oczy chrześcijanina widzą porządek, różnorodność, harmonię i piękno Bożego stworzenia. Różnica nie polega na tym co uznajemy za fakty. Różnica polega na ich interpretacji!

Zastanawiam się jednak jakie okulary trzeba nosić by w obrazkach po lewej stronie widzieć CHAOS. :)

Przykłady współczesnego zastosowania Prawa Bożego

Przestępczość jest wielkim problemem zachodniej cywilizacji. Można nawet powiedzieć, że jest większym problemem w nowoczesnych demokracjach niż w krajach o innych ustrojach sprawowania władzy w przeszłości. Nowoczesne demokracje mają instytucje penitencjarne lub system więzienny. Ponieważ demokracje hołdują wolności osobistej, myślą więc, że najbardziej rozsądną karą jaką mogą zadać jest pozbawienie tej wolności. Takie spojrzenie na przestępczość i karanie oparte jest na uczynieniu człowieka (nie zaś Bożego Słowa) centrum zainteresowania.

Jednak Biblia nie zna takiej idei. Podstawą biblijnego karania jest Prawo Boże. Państwo zaś nie ma narzucać swojej “sprawiedliwości”, ale sprawiedliwość “z góry” (od Boga). To oznacza, że sprawiedliwa odpłata wg Biblii jest lekarstwem na przestępczość. Oznacza to zapłatę za krzywdę wobec osoby, która poniosła szkodę.

Jeśli coś ukradniemy, powinniśmy to zwrócić w czwórnasób (2Mj. 22:1). Jeśli kogoś umyślnie skrzywdzimy, powinniśmy zapłacić tym samym na własną szkodę (2Mj. 21:25). Jeśli ktoś podstawia fałszywych świadków, powinniśmy uczynić wobec niego tak, jak ta osoba zamierzała uczynić wobec tego, przeciwko komu zeznawała (5Mj. 19:16-21). Jeśli kogoś zamordujemy, musimy oddać swoje życie (1Mj. 9:5-6). Widać więc wyraźnie jaką Biblia daje odpowiedź na problem przestępczości.

Ta sama prawda odnosi się do polityki. Wszyscy politycy powinni kierować się Bożym Prawem jeśli chcą właściwie sprawować rządy. To oczywiście nie znaczy, że zawód polityka jest przeznaczony tylko dla chrześcijan. Politycy jednak powinni opierać się na Biblii. Morderstwo, gwałty i kradzieże są złe ponieważ Biblia tak mówi. Nie możemy polegać na tym co ludzie myślą o tym jakie powinno być prawo, bez względu na to, kim oni będą (prezydent, naukowiec...). Powinniśmy polegać na tym co Bóg mówi w swoim Słowie.

Jeszcze przykład z ekonomii. Biblia mówi, że człowiek nie powinien kraść. Powinien być wolny do przedsiębiorczych, uczciwych działań (Mt. 25:14-30). To znaczy, że Biblia, jako podstawę działań ekonomicznych popiera to, co my nazywamy “wolnym rynkiem”. Powinniśmy troszczyć się o biednych i starszych, wspierać edukację i sztukę, ale to powinno być czynione przez prywatne jednostki i instytucje, a nie przez rząd, czy państwo. Naród, który jest posłuszny Bożym zasadom, który nie kradnie, uczciwie płaci podatki - będzie błogosławiony przez Boga materialnie. Jeśli spojrzymy na najbogatsze narody na świecie, to zobaczymy, że są (lub były) posłuszne Bożemu Prawu w tej dziedzinie. Narody, które odwracają się od Boga (np. w dziedzinie ekonomii), będą przez Niego sądzone. Jeśli państwo będzie chciało zabrać dla siebie większość bogactwa obywateli, to zniszczy naród. Nie można poprawiać Bożego Słowa.

Przykład właściwej postawy mamy w Apostole Pawle, który cytując jedno z 613 przepisów Prawa: „Młócącemu wołowi nie zawiązuj pyska” (5Mj.25:4, 1Kor. 9:9, 1Tm. 5:18) wyciąga z niego ogólną zasadę: „Tego kto pracuje nie wolno pozbawiać możliwości korzystania z owoców jego pracy”, i odnosi ją do zwiastujących Boże Słowo. Apostoł zakładał, że mądrość Bożego przykazania znajduje zastosowanie i zachowuje aktualność również w czasach nowotestamentowych. Uczmy się czynić podobnie.

To są tylko niektóre dziedziny, w których starałem się pokazać, że Boże Słowo musi rządzić współczesnym życiem. Jeśli Bóg jest Stwórcą, a Biblia jest Jego Słowem, powinniśmy się jej poddać we wszystkich dziedzinach naszego życia, we wszystkim co robimy i co posiadamy.

Oczywiście musimy być świadomi trudności jakie wiążą się ze znalezieniem współczesnego zastosowania poszczególnych praw, chociażby w naszym kraju. Niemniej jednak tym, co powinno nas chrześcijan wyróżniać, jest szukanie sprawiedliwych rozwiązań w Bożym Słowie, a nie wedle własnego "widzimisię". Niewłaściwe użycie Prawa przez legalistów lub szczerze oddanych Bogu chrześcijan oraz błędy popełniane przez nich, nie powinny sprawiać, że będziemy w całości je odrzucać. Byłby to przejaw naszego lenistwa, wygodnictwa i konformizmu.

To właśnie dzięki Prawu Bożemu możemy wiedzieć co jest sprawiedliwe, a co nie. Co jest dobre i słuszne w wymiarze społecznym, jakie są zadania i kompetencje rodziny, kościoła i państwa. Ignorując Prawo, pozostaniemy sami z własnymi pomysłami, wizjami i pragmatycznym podejściem do życia. Tylko czym takie podejście różni się od podejścia niechrześcijan? Nie trzeba daleko szukać. Niechęć wielu chrześcijan do zainteresowania polityką, kulturą, sztuką, filozofią wynika z braku wiary w to, że żyjemy w Bożym świecie i, że w związku z tym nasz Bóg ma coś na ten temat do powiedzenia. Dlatego nie dziwmy się, że znaczący wpływ na nasz kraj mają ludzie niewierzący. Jeśli chrześcijanie odwrócą się od standardów objawionych w Bożym Prawie wówczas ich głos będzie jeszcze jednym głosem odizolowanej mniejszości.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Genialne!

2:1

Aby powiększyć kliknij na obrazek.

Bóg nie jest hurtownikiem, a pastor sprzedawcą

Przychodząc do Wieczerzy Pańskiej być może jesteśmy kuszeni by myśleć o Bogu jako o hurtowniku, zaś o pastorze jako o sprzedawcy Jego wyrobów. Może niekiedy myślimy, że otrzymujemy je niejako z drugiej ręki. Sprzedawca zaopatruje się w hurtowni, a następnie przynosi produkty klientom.

To jednak niewłaściwe spojrzenie na Wieczerzę Pańską. Bóg nie jest od nas zdystansowany. Wieczerza Pańska to realna społeczność z Nim. Otrzymujemy chleb i wino z Jego rąk. Bóg nie znajduje się na końcu łańcuszka, przez który przekazuje nam swoje dary.

Kiedy uczestniczymy w tym sakramencie z wiarą mamy udział w błogosławieństwach Chrystusa. Chrystus jest obecny pośród nas w komunii i nie jest ona czymś co robimy z dala od Jego obecności. Jednak przystępując do Wieczerzy niekiedy tą obecność czujemy, niekiedy nie. Pomyślmy o tym w ten sposób: kiedy czujesz Jego obecność – jest to świadectwem Jego miłości wobec ciebie. Kiedy jej nie odczuwasz lecz mimo tego trwasz przy Chrystusie jest to świadectwo twojej miłości wobec Niego. To wyraz pragnienia bycia bliżej Jezusa.

Świadectwo Pisma jest takie, że każda komunia spożywana w kościele bez względu na stan naszych uczuć jest społecznością Ciała Chrystusowego, jest społecznością z Chrystusem. To obiektywy fakt ponieważ w taki sposób mówi Boże Słowo. Bóg jednak niekiedy  przerywa nasz pokój w sercu nie dlatego, że On ten pokój zrywa i odrzuca nas, ale po to abyśmy docenili jak wielkim darem jest doświadczenie pokoju z Nim.
Lato zazwyczaj potrafimy docenić gdy przychodzi zima. Potrafimy docenić doświadczenie pokoju z Bogiem wtedy gdy tego pokoju nam niekiedy brak.

niedziela, 15 stycznia 2012

Nie rysuj żyraf z krótkimi szyjami

"Anarchizm wzywa nas, abyśmy wszyscy stali się śmiałymi twórcami i nie dbali o prawa czy ograniczenia. Twórczość nieuchronnie wiąże się z ograniczeniami; to rama sprawia, że obraz jest obrazem. Jeśli chcesz narysować żyrafę, musisz narysować jej długą szyję. Jeśli, jako śmiały twórca, uważasz że twoja wolność pozwala ci narysować żyrafę z krótką szyją, to tak naprawdę twoja wolność nie pozwala ci narysować żyrafy. Z chwilą wkroczenia w świat faktów, wkraczamy w świat ograniczeń". (G. K. Chesterton, Ortodoksja, s. 65.)

Wielu ludzi w świecie szuka tego rodzaju wolności. Wolności od ograniczeń, które wiążą się z życiem w realnym świecie. Jednak szukając tego rodzaju wolności - pozbawiają się możliwości poprawnego opisu świata, w którym żyją. Świat faktów nie pozwala nam na wolność do opisywania rzeczywistości wedle naszych pragnień lub w dowolny sposób. Zgadzając się, że nie możemy narysować żyrafy z krótką szyją - przyznajemy, że:
- świat jest uporządkowany
- poprawny opis żyrafy (opis faktów) ma znaczenie i sens
- nasz umysł jest w stanie poprawnie opisać rzeczywistość znajdującą się poza nim
- relatywizm jest fałszywym światopoglądem



Sposób na gnijące korzenie

"Mamy codziennie wyznawać swoje grzechy w imieniu Jezusa i w ten sposób zyskać przebaczenie przez Jego oczyszczającą krew (1 Jana 1-2). Musimy prosić innych o przebaczenie, gdziekolwiek i kiedykolwiek to możliwe (Mt 5:23nn). Mamy się również upewnić, czy jesteśmy gotowi przebaczyć tym, którzy nas zranili. To sposób na powstrzymywanie rosnącego i gnijącego "gorzkiego korzenia" (Hbr 12:15), który może zniszczyć nas i nasze relacje z innymi i z Bogiem".

Douglas Kelly, Skoro Bóg wie, to po co się modlić? Biblioteka Reformacji w Polsce, Wrocław 2008, s.83.

sobota, 14 stycznia 2012

Krótko o współczesnych "proroctwach"

1. Czasami w dyskusjach na temat zasadności lub bezzasadności występowania dzisiaj proroctw wysuwany jest argument: "Skoro Biblia mówi o fałszywych prorokach występujących w naszych czasach, więc muszą też istnieć prawdziwi prorocy." Tymczasem jest to niewłaściwa implikacja. To, że są dzisiaj fałszywi mesjasze, nie oznacza, że gdzieś po ziemi chodzi ten prawdziwy. Ostatecznie nasz argument za lub przeciw istnieniu w dzisiejszych czasach prawdziwego mesjasza, jak i prawdziwych proroków musi się opierać na Bożym Słowie. Czy istnienie fałszywych proroków w czasach 400 lat milczenia w historii biblijnej powinno powodować myślenie, że na pewno byli gdzieś prawdziwi?

2. Niekiedy słyszymy pytanie: Czy Bóg może przemawiać przez proroków w dzisiejszych czasach? Tymczasem pytanie wierzącego nie powinno brzmieć "Czy Bóg coś może?" Gdyż każdy chrześcijanin wierzy, że Bóg może uczynić wszystko co jest zgodne z Jego naturą. Pytanie brzmi: "Czy Bóg przemawia przez proroków w dzisiejszych czasach?" Tak samo jak odpowiedź na pytanie "czy Bóg może dziś przemieniać wodę w wino jak w Kanie Galilejskiej?" brzmi: oczywiście że tak! Czy On to czyni na dzisiejszych weselach? Nie. Możliwość nie zakłada istnienia czegoś. Czy Bóg mógł przemawiać przez proroków w okresie 400 lat milczenia "między" Starym a Nowym Testamentem? Mógł. Czy przemawiał? Nie.

3. Nierzadko jako dowód za istnieniem proroctw w dzisiejszych czasach wysuwany jest argument: "Słyszałem jak ktoś przepowiedział co się stanie w przyszłości, i rzeczywiście to stało się. Nie mógł to być przypadek, gdyż nie sposób było przewidzieć tego wydarzenia." Tymczasem możliwość spełnienia się tych zapowiedzi nie jest dowodem ich boskiego pochodzenia: "Jeśliby powstał pośród ciebie prorok, albo ten, kto ma sny, i zapowiedziałby ci ten znak albo cud i potem nastąpiłby ten znak albo cud o którym ci powiedział, i namawiałby cię: Pójdźmy za innymi bogami, których nie znasz, i służmy im, to nie usłuchasz słów tego proroka, ani tego, kto ma sny, gdyż to Pan, wasz Bóg wystawia was na próbę, aby poznać, czy miłujecie Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej" (5 Mojżeszowa 13:2-4). "W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie" (Mat 7:22-23). Czym innym jest zaistnienie pewnego faktu (o ile on rzeczywiście miał miejsce), a czym innym jego interpretacja (jakie miał źródło, cel, jak go zdefiniować, komu i dlaczego zależy na jego uwiarygodnieniu przez odwołanie do Boga itp.). Nie bądźmy naiwni. Bądźmy wierzący. Wierzący w objawione, pewne i spisane Słowo.

Spóźnianie

Gdy na czymś nam zależy, np. by zdążyć na pociąg na 10 rano, to godzinę pobudki i plan naszego poranka planujemy tak, by na tą 10 zdążyć. Nie wiem czy zdarzyło nam się więcej niż raz w życiu spóźnić się na pociąg z naszej winy. Raczej nie. Dlaczego? Bo zależy nam by konkretnie o tej godzinie pojechać. Kiedy ostatni raz spóźniliśmy się na początek filmu na który wybieraliśmy się do kina? Raczej rzadko to się zdarza, ponieważ zależy nam na obejrzeniu całego filmu.

Kiedy ostatni raz spóźniliśmy się na nabożeństwo? Innymi słowy: Kiedy ostatnio spóźniliśmy się na spotkanie Boga z Jego Ludem? I może nawet nie tyle kiedy (bo czasami nie zawsze jest to zależne od Ciebie), ale jak często zdarza nam się spóźniać na spotkanie z Panem Bogiem? Iz 26:8-9 - czy tęsknimy za spotkaniem z Bogiem? Czy mamy gorliwość i miłość do Domu Bożego którym jest kościół, Lud Boży? Czy dbamy o to, że co jak co, ale kiedy Lud Boży gromadzi się wokół Boga, to myślimy: Ja (z rodziną) nie chcę przyjść po tym, kiedy już Bóg do mnie przemówił przez jakiś fragment czytany na początku, a mnie nie było. Nie chcę przyjść po tym jak wyznaliśmy mu grzechy, chóralnie oddaliśmy mu chwałę w pieśniach i w modlitwie, ale chcę uczestniczyć w tym. Czy mamy świadomość, że to co dzieje się na nabożeństwie, to nie tylko suche punkty programu, które możemy pominąć, bo nie są ważne (może z wyjątkiem kazania), ale spotkanie z żywym Bogiem?

piątek, 13 stycznia 2012

Lament nad stanem rodziny

"Wielu ubolewa nad stanem nowoczesnej rodziny. Konserwatyści wspominają przeszłe czasy, kiedy rodzina wciąż zajmowała poczesne miejsce. Jesteśmy świadkami rosnącej liczby rozwodów, braku wspólnych posiłków, dzieci wychowywanych bez ojców, wieczorów spędzanych przed telewizorem zamiast na pogawędce, rodziny z dwoma pensjami i żadnym dzieckiem, powszechnej aborcji, związków homoseksualnych itp. Wobec tego wszystkiego nie dziwi nas podnoszony lament. Współczesność przyzwyczaiła nas do płaczu, który towarzyszy rozpadowi. Może jednak problemem nie jest rozpad nowoczesnej rodziny, ale nowoczesna rodzina jako taka.

Zbyt często zapominamy, że w świecie, w którym spotykamy zarówno dobro, jak i zło, czasowniki przechodnie nie zawsze oznaczają cnotę. Nie wystarczy powiedzieć, że człowiek kocha – chcemy wiedzieć, co kocha. Jeśli ktoś jest tolerancyjny, to nie sposób stwierdzić, czy to dobrze, czy źle, dopóki nie dowiemy się, co toleruje. To samo dotyczy słowa „konserwować”. Dlatego z tego, że ktoś nazywa się konserwatystą, nie wynika jeszcze, co chce „konserwować”. Na własne oczy widzieliśmy twardogłowych komunistów próbujących utrwalić Związek Radziecki, fanatycznych muzułmanów dążących do zachowania tradycyjnych zwyczajów islamskich i amerykańskich prawicowców konserwujących bogate dziedzictwo „Ozzie i Harriet”. Samo słowo „konserwatywny” niewiele mówi.

Obecnie dużo osób zatroskanych przyszłością nowoczesnej rodziny okazuje zainteresowanie zachowaniem i utrwaleniem modelu rodziny zgodnie z tym, co widzieliśmy zanim ujrzeliśmy plajtę eksperymentu społecznego opartego na nowożytnej filozofii. Innymi słowy, nie chcemy wypić piwa, które naważyliśmy, a które sprawia, że czujemy się nieprzyjemnie w obecnej sytuacji".

Douglas Wilson

czwartek, 12 stycznia 2012

Wsparcie

Bloga prowadzę od grudnia 2007 roku. Z sygnałów, które do mnie docierają, dla wielu czytelników stał się on źródłem zachęty, duchowej, teologicznej inspiracji, poszukiwań. Serdecznie dziękuję za każdy sygnał świadczący o tym, że regularnie wchodzicie na tą stronę, a moje pisanie tutaj ma sens i pomaga wam spoglądać na życie, świat, Biblię oczami wiary w szerszy niż dotychczas sposób.

Nauczanie poprzez blog jest częścią mojej służby, przywileju siania ziaren ewangelii, szerzenia Bożego Królestwa w czasach i w świecie, który bardzo często jest nieprzyjazny chrześcijaństwu, szczególnie w wydaniu historycznego, konserwatywnego protestantyzmu.

Drogi Czytelniku, jeśli wpisy na moim blogu uważasz za ciekawe oraz inspirujące, możesz pomóc w jego rozwoju poprzez dowolną ofiarę. Dla mnie będzie to bardzo wymierna i pomocna forma docenienia tego co robię, a twój dar wielką zachętą bez względu na to czy zdecydujesz się na regularne czy jednorazowe wsparcie.

Pismo Święte mówi: "(...) kto sieje obficie, obficie też żąć będzie. Każdy, tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje. A władny jest Bóg udzielić wam obficie wszelkiej łaski, abyście, mając zawsze wszystkiego pod dostatkiem, mogli hojnie łożyć na wszelką dobrą sprawę, jak napisano: Szczodrze rozdaje, udziela ubogim, Sprawiedliwość jego trwa na wieki". - 2 Koryntian 9:6-9.

Jeśli uznasz, że finansowe wsparcie mojej służby na tym blogu (i poza nim) jest godne tego by "łożyć na wszelką dobrą sprawę" możesz wpłacić dowolną kwotę na poniższe konto:

Paweł Bartosik
Gdańsk
Nr konta: 07 2340 0009 1040 4010 0002 2312
(z dopiskiem "ofiara na służbę pastora Pawła Bartosika").

Za wszelkie ofiary serdecznie dziękuję. 

Dlaczego prowadzę blog?

Pierwszy wpis na mym blogu "Żyjąc wiarą w REALNYM świecie" zamieściłem 19 grudnia 2007 roku. Dlaczego go prowadzę? Cóż, powodów jest kilka. 

1. „Napełnianie” nauką Chrystusa
„A gdy ich przywiedli, stawili ich przed Radą Najwyższą. I zapytał ich arcykapłan, (28) mówiąc: Nakazaliśmy wam surowo, abyście w tym imieniu nie uczyli, a oto napełniliście nauką waszą Jerozolimę (…)”.- Dz. Ap. 5:27

Biblia naucza, że członkowie Rady Najwyższej byli zaniepokojeni z powodu napełnienia Jerozolimy nauką apostołów. Nowy Testament naucza, że Boża prawda powinna do nas docierać na wszelkie sposoby, zarówno w formie mówionej, jak i pisanej (1 Jn 5:13). Sam Bóg postanowił by Jego Słowo dotarło do nas w taki sposób.

Blog jest jedną z form, poprzez którą dzielę się spojrzeniem na świat oczami chrześcijanina, protestanta. Niektóre wpisy są wyjaśnianiem natchnionego tekstu, inne opisem jego zastosowania w naszej codzienności lub komentarzem rzeczywistości z biblijnej perspektywy. Apostoł Paweł polecił Tymoteuszowi: „Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny” (2 Tm 4:2). Blog jest jednym z powszechnych obecnie narzędzi, dzięki którym Słowo Boże może docierać do czytelników w przystępny sposób za pomocą współczesnych, nowoczesnych technologii.

2. Pisanie inspiruje i rozwija
Jedną z biblijnych powinności i kryterium powołania duszpasterskiego jest chęć uczenia się. W moim przypadku odbywa się to na wiele sposobów: czytanie książek, artykułów, dyskusje, słuchanie kazań i wykładów, odwiedzanie blogów innych autorów, inspirujących portali... Prowadzenie bloga motywuje by robić to regularnie i w sposób przemyślany dobierać lektury, odwiedzane strony. Blog rozwija mnie jako pastora, autora tekstów i pobudza do czytania, słuchania, poszukiwań, poszerzania horyzontów. Motywuje również do samodyscypliny aby wpisy były zarówno ciekawe, jak i regularne.

3. Blog to drzwi
Blog to drzwi. Dzięki niemu mam możliwość służenia osobom z naszego kościoła, ale i docierania do czytelników znajdujących się poza nim. Jest to okazja do wpływania nie tylko na chrześcijan poprzez zachętę do określonego spojrzenia na Biblię, teologię, kulturę, świat, ale i możliwość dzielenia się Dobrą Nowiną. Technologia to Boży dar, dzięki któremu ewangelia może docierać do domów tych, którzy czują opory wobec przekroczenia progu kościoła. Przy okazji jest bardzo oszczędną formą publikowania  :)

4. Archiwum i czytelnia
Blog jest naturalną okazją do przelewania, ale i utrwalania myśli. Dla mnie stanowi on cenne archiwum moich (lub cudzych) refleksji (cytaty). Jest miejscem, do którego mogę odesłać czytelników, adresatów maili poruszających w dyskusjach kwestie, na które już się wypowiadałem. Wiem, że niektórzy czytelnicy z chęcią przeglądają archiwalne wpisy na interesujące ich tematy. Przy okazji mogę w ten sposób odsyłać do pewnych stron, książek, muzyki lub filmów, które uważam za cenne. W tym miejscu te rzeczy mogę zarekomendować kilkuset osobom dziennie zamiast tylko znajomym.

5. Okazja do interakcji
Dzięki prowadzeniu bloga mam możliwość słyszenia opinii “drugiej strony”, a więc czytelników – tych podzielających moje spojrzenie, jak i polemizujących. Pastor powinien być dostępny dla ludzi: zarówno w interakcji bezpośredniej, jak i poprzez wychodzenie naprzeciw pytaniom i wyzwaniom tych, którzy szukają, niekiedy rzucają wyzwania. Blog to okazja do interakcji, sprawdzenia jakie tematy cieszą się zainteresowaniem czytelników, jakie są ich opinie, komentarze, problemy, pytania. Duży „ruch” pod tym względem zachęca mnie do pisania i utwierdza w przekonaniu, że nie piszę „w próżnię”. Niektórych czytelników miałem okazję poznać „na żywo” w mniej lub bardziej zaskakujących okolicznościach, co jest dla mnie dodatkowym źródłem zachęty.

6. Aby dać się trochę poznać
Większość wpisów jest dzieleniem się moimi przemyśleniami na różne tematy. Nauczanie, modlitwa, ewangelizacja, duszpasterstwo należą do moich głównych zadań i powołań. Blog jednak zawiera ten szczególny aspekt, że daje mi możliwość przedstawienia czytelnikom siebie od innej strony niż tylko jako nauczyciel w kościele.

W tym miejscu dzielę się również radościami płynącymi z bycia mężem, ojcem, tym co robię jako wokalista i gitarzysta zespołu Krótka Piłka, jaką muzykę, filmy i książki lubię, co mnie ostatnio rozbawiło lub zafascynowało. 

Blog to okazja abyś choć w małym stopniu poznał mnie jako osobę, a nie jedynie „wirtualny głos” w przestrzeni internetowej. Jest to cenna rzecz nie dlatego, że jestem kimś szczególnym lecz dlatego, że bycie pastorem w kościele to coś więcej niż słowa i nauczanie. To również prowadzenie pewnego sposobu życia, który powinien być ilustracją pastorskiego nauczania. Blog to więc małe okno do dzielenia się z tobą Drogi Czytelniku bardziej osobistymi sprawami, radościami, fascynacjami, odkryciami ponieważ życie wiarą w REALNYM świecie jest... fascynujące! Mam nadzieję, że dla ciebie również!

Wyprzedzony

"Dobrowolnie przyznaję się do wszystkich idiotycznych ambicji końca dziewiętnastego wieku. Próbowałem, jak wielu innych poważnych, małych chłopców, wyprzedzić epokę. Tak jak oni próbowałem choć o dziesięć minut wyprzedzić prawdę. A na na koniec odkryłem, że to ona wyprzedziła mnie o osiemnaście stuleci".

G.K. Chesterton, Ortodoksja, Fronda, Warszawa 2007, s.14.

środa, 11 stycznia 2012

Jaś stał się Janem, nie Arturem

Kiedy czytamy początek Ewangelii Łukasza widzimy, że historie Elżbiety, Zachariasza (rodziców Jana Chrzciciela), Symeona i Anny są ze sobą splecione, związane. Co jest łączy? Osoby bohaterów tych historii! Elżbieta, Zachariasz, Symeon i Anna są starymi ludźmi. Dlaczego Bóg na ostatniego proroków Starego Testamentu czyli Jana Chrzciciela wybrał starych ludzi, zaś na rodziców Mesjasza młodych? Dlaczego Symeon i Anna widząc małego Jezusa są u schyłku swego życia i świadczą o Nim? Ten fakt jest bardzo znaczący.

Sam ewangelista Łukasz stwierdza w 16 rozdziale: "Do czasów Jana był zakon i prorocy, od tego czasu jest zwiastowane Królestwo Boże Prawo (...)" (Łk 16:16). Od momentu przyjścia na świat Chrystusa głosimy nadejście Królestwa Bożego. Z wcieleniem Bożego Syna łączy się przejście z ery Starego Przymierza, ery proroków i Mojżesza do nowej ery - Nowego Przymierza. Stary pobożny Symeon błogosławiący Jezusa to znak i świadectwo ciągłości Starego i Nowego Przymierza. Niczym biegacz w sztafecie przekazuje pałeczkę kolejnemu biegaczowi. Stwierdza: "Mogę odejść bowiem widziałem światłość. Widziałem tego, którego zapowiadał Mojżesz, prorocy i Psalmy". 

Osoby, które w Ew. Łukasza 2 reprezentują erę Starego Przymierza (Zachariasz, Elżbieta, Symeon, Anna) zbliżają się do dnia śmierci. Odchodzą tak jak odchodzi era prawa i proroków. Kiedy Łukasz opisuje Symeona biorącego na ręce małego Jezusa pokazuje w ten sposób, że nie ma konfliktu między tą erą, a erą Mesjasza. Pokazuje nam najbardziej reprezentatywnych dla Starego Przymierza, pobożnych ludzi żyjących w czasie narodzin Jezusa oraz osobę, której przyjście na świat powoli inaugurowało erę nastania Nowego Przymierza. Elżbieta, Zachariasz, Symeon i Anna nie są źli, rozczarowani z powodu przyjścia Mesjasza (tak jak Herod czy uczeni w Piśmie), nie są zazdrośni z powodu światła przyniesionego poganom. Łukasz swoim opisem ilustruje prawdę, że Stare i Nowe Przymierze podały sobie ręce.

Rozpoznanie tego faktu ma ogromne skutki dla budowania teologicznych przekonań i zrozumienia na czym polega "nowość" Nowego Przymierza. Biblia nie maluje przed nami przepaści i konfliktu między Starym, a Nowym Przymierzem. Pokazuje raczej pewną ciągłość, dojrzewanie, wypełnienie, lepsze światło. Pokazuje przejście młodego chłopca w dojrzałego mężczyznę. Jaś stał się Janem, nie zaś Arturem! Kościół to nowy Izrael, a pisma Starego Testamentu to pisma chrześcijańskie! Ma to kolosalne skutki w dyskusjach nt. nabożeństwa, tego czym jest kościół i zarządzania nim, chrztu i komunii dzieci, ofiarności i dziesięciny, eschatologii, Dnia Pańskiego, wychowania chrześcijańskiego, pieśni w kościele itp. Zmiany, ale i ciągłość, kontynuacja. To odpowiedź na dwie skrajności obecne we współczesnym kościele:
- brak jakiejkolwiek łączności między Starym, a Nowym Testamentem, tak jakby Jezus założył nową religię, a historia chrześcijaństwa rozpoczynała się od Ew. Mateusza, a nie od Księgi Rodzaju
-brak jakichkolwiek zmian, tak jakby przyjście Jezusa nic nie wniosło jeśli chodzi o pełniejsze zrozumienie Starego Testamentu i "cieni" zapowiadających rzeczywistość Nowego Przymierza

Zatem chrześcijaństwo nie odrzuca starotestamentowego judaizmu. Ewangelista Łukasz potwierdza, że chrześcijaństwo jest kontynuacją wiary proroków. Ta kontynuacja ma miejsce w Świątyni gdy Symeon bierze na ręce obrzezanego wg Prawa Jezusa, nie zaś w siedzibach kapłanów, faryzeuszy.

wtorek, 10 stycznia 2012

Głupiec nie potrafi przyjąć napomnienia

Początek mądrości jest taki: nabywaj mądrości, i za wszystko, co masz, nabywaj rozumu! - Przypowieści Salomona 4:7

W jakimkolwiek kontekście się znajdujesz - upewnij się co do jednej rzeczy: czy nabywasz mądrości. Szukaj okazji do jej nabywania. Cechą mądrości jest że jest ona pojętna. Człowiek mądry jest skory do słuchania, uczenia się. Głupiec mówi: Nie rajcuje mnie to. Jakie ma znaczenie jaka jest interpretacja tego czy tamtego fragmentu Biblii? Ważne by przyfasolić komuś, kto uważa inaczej. 

Taki człowiek jest najczęściej niezdolny do przyjęcia pouczenia, napomnienia. Jedną z największych różnic między mądrym, a głupcem w Przypowieści jest gotowość do przyjmowania instrukcji. Głupiec potrzebuje być napominany w wielu sytuacjach, ale nie chce napomnienia. Sądzi, że napomnienie odbiera mu jego chwałę, którą sam sobie nadał. Napomnienie pomniejsza jego rzekomą wielkość i nieskazitelność. Jest głupcem.

Mądry potrzebuje napomnienia w o wiele mniejszym stopniu, ale wita je z zadowoleniem, jako łaskę.
"Kto mądry, niech słucha i pomnaża naukę, a rozumny niech zdobywa wskazówki" (Prz 1:5)
"Człowiek mądrego serca przyjmuje przykazania, lecz gadatliwy głupiec upadnie" (Prz 10:8)

Mądrego można rozpoznać poprzez to w jaki sposób reaguje na korektę dotyczącą jego decyzji i postępowania. Wskaż mądremu na Boże Słowo i powiedz, że w czymś uchybia. Mądry wyciągnie wnioski i posłucha wskazówki. Głupiec będzie szukał kontrargumentów. Doda, że są różne punkty widzenia, a wielu ludzi robi tak i siak. Innymi słowy zasłoni się, przyjmie postawę defensywną. On wszak wie lepiej niż Bóg. Doda, że życie go nauczyło, że jest inaczej. Nie po to chodzi do kościoła by słuchać pouczeń. Chce raczej zapewnienia, że Bóg mu błogosławi i ma wolność w tym co robi. Głupiec powie: jestem wolny! Jezus mi błogosławi! Jest w stanie bez otwierania Pisma Św. przed dłuższy czas, bez modlitwy powiedzieć: Pan jest mi bliski! Czuję Jego bliskość!

Piekło - studium biblijne

1. Istnieje egzystencja po śmierci?
Ps 55:16 – żywcem zstąpią do krainy umarłych
Jan 5:28-29 – usłyszą głos Jego
Łk 16:19-31 – będąc w piekle podniósł oczy
1 Piotra 3:18-19 – zwiastował duchom w więzieniu
1 Piotra 4:6 – umarłym była głoszona ewangelia
2 Piotra 2:4 – strącił aniołów do otchłani
Judy 6 – aniołów trzyma w ciemnicy na sąd

2. Piekło jako miejsce cierpienia po śmierci. Jest to kara i przejaw sprawiedliwości Bożej (unicestwienie nią nie jest).
Mt 5:22 – ogień piekielny
Mt 18:8-9 – ogień wieczny
Mt 25:41 – zgotowany diabłu i aniołom
Mt 25:46 – męki wieczne
Mk 9:43-48 – ogień nieugaszony
Obj 14:9-11 – męczony w ogniu i siarce
Łk 16:19-31 – męki cierpię w płomieniu
Łk 12:4-5 - bójcie się tego
Mt 10:28 - bójcie się tego

3. Jest to stan wieczny i nieodwracalny
Łk 16:19-31 – kara dla bogacza
2 Tes 1:6-8 – zatracenie wieczne
Judy 1:11-13 – na wieki
Obj 19:2-3 – na wieki wieków
Obj 20:10 – męczeni we dnie i w nocy
Mk 14:21 – lepiej by mu było aby się nie narodził

4. Kto trafi do piekła?
Mt 23:33 – obłudnicy
2 Piotra 2:4-9 – niesprawiedliwi
Judy 7 – wszetecznicy
Łk 10:15-16 – ci, którzy odrzucają Jezusa
Obj 21:8 – bałwochwalcy, kłamcy
2 Tes 1:8 – odrzucający Boga, nieposłuszni

5. Czy istnieje czyściec?
2 Sm 12:15-23 – Dawid nie modlił się za zmarłe dziecko
Mt 7:13-14 – Jezus nauczał o dwóch drogach
Hbr 9:11-14 / Hbr 9:24-28/ 10:10-17 – czyściec zaprzecza doskonałości, skuteczności i wystarczalności ofiary Chrystusa
Jn 3:36 – kto wierzy ma żywot, kto nie słucha – nie ujrzy żywota
Ps 49:8-10 – Boga nie można przekupić

No i co powiesz?

Aby powiększyć kliknij na obrazek.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Czy człowiek jest jak puszka Coca Coli?

Niekiedy można usłyszeć opinię, że to nie Boże objawienie lecz ludzki mózg jest źródłem poznania świata. Niestety rzadko kiedy zwolennicy tego poglądu wskazują na to który mózg posiada właściwość poprawnego poznania. Jeden z moich rozmówców broniąc wiarygodności nauki, która bada ludzki mózg stwierdził, że "zaczęto zaglądać do mózgu, aby zobaczyć, co się w jego wnętrzu dzieje, kiedy jest zakochany, wściekły, zakłopotany, kłamiący, szczery, itd."

Nie kwestionuję wartości badań nad pracą mózgu jednak jeśli wszystko chcielibyśmy sprowadzić do procesów w nim zachodzących, odrzucając wiarę w metafizykę, niematerialną rzeczywistość, Boga objawionego w swoim Słowie (Biblii) wówczas powinniśmy sobie odpowiedzieć na proste pytania: na jakiej podstawie możemy wartościować procesy, które w poszczególnych mózgach znajdują naukowcy? Dlaczego proces wywołujący "kłamliwość" jest etycznie gorszy od procesu wywołującego "szczerość"? Kto ustala kryterium oceny? Skąd założenie, że powinniśmy je oceniać? Nigdy nie słyszałem by naukowcy badając reakcje zachodzące w wyniku potrząsania i otworzenia puszki coli określali je w kategoriach moralnych. Gdyby to jednak zrobili - powinniśmy głęboko się zastanowić nad ich kompetencjami :)

Oczywiście nawet materialistyczny ateista, który wierzy, że człowieka można opisać wyłącznie za pomocą pierwiastków i wzorów chemicznych wartościuje te rzeczy (inaczej się nie da w Bożym świecie). Jednak wciąż nie słyszymy o przyczynach oraz kryteriach wedle których to robi. Jest to zupełnie niekompatybilne z jego założeniami.

Na lekcji chemii po wykonanym eksperymencie nigdy nie usłyszałem od mojego nauczyciela: "ten wybuch był bardzo etyczny", "to połączenie substancji jest sprawiedliwe", "to spalanie jest niemoralne". I całe szczęście. Tymczasem materialistyczny ateista nieustannie używa takich określeń wobec procesów chemicznych dokonujących się w ciele człowieka (włączając w to pracę mózgu, ruchy kończyn itp.)! Wielokroć porzuca swoje założenie, że człowiek jest tylko materią oraz substancją i staje na "chrześcijańskiej podłodze" zakładając, że jednak nie jesteśmy jak potrząśnięta i otworzona puszka coli. Uważa bowiem, że jednak należy oceniać w kategoriach moralnych ruchy kończyn, sprzężenia w krtani, powodujące wydobywanie się dźwięków, wyładowania atomów w czaszce... Sam to robi każdego dnia.

sobota, 7 stycznia 2012

Ewolucja czy stworzenie? - dyskusja w Gdańsku (pn 09.01.2012)


Zapraszam na kolejną dyskusję z cyklu : "Światopoglądy wokół nas"

GDZIE: „Fikcja - Księgarnia Café” al. Grunwaldzka 99/101 (Antresola nad Restauracją Newska), blisko Dworca PKP Gdańsk Wrzeszcz

KIEDY: 9 stycznia 2012 (poniedziałek), godzina 19:00

TEMAT: Ewolucja czy stworzenie?

W kontekście burzliwych światopoglądowych oraz ideologicznych debat w przestrzeni publicznej coraz mniej osób żywi przekonanie o możliwości prowadzenia życzliwej i rzeczowej dyskusji przy założeniu ideowych, religijnych różnic.

Celem spotkań jest zachęcenie do kształtowania kultury dyskusji, szerzenie postawy poszanowania dla przekonań rozmówców oraz inspiracja do światopoglądowych, religijnych poszukiwań.

Zamawiamy kawę, herbatę i ... rozmawiamy! Czekamy na Ciebie!

Wiara widzi więcej

(29) Teraz puszczasz sługę swego, Panie, według słowa swego w pokoju, (30) gdyż oczy moje widziały zbawienie twoje, (31) które przygotowałeś przed obliczem wszystkich ludów: (32) Światłość, która oświeci pogan, i chwałę ludu twego izraelskiego. - Ew. Łukasza 2:29-32

Stary Symeon biorąc na ręce małego Jezusa widział coś więcej niż małego, bezbronnego bobasa. Wyznał, że jego oczy widziały "zbawienie twoje". Biblijna wiara spogląda poza to co widzą oczy. Nie zaprzecza temu co człowiek widzi, ale dostrzega więcej niż oczy. Wiara prowadzi do poznania i zrozumienia bowiem nawrócenie łączy się faktem iż Bóg zdejmuje z naszych oczu zasłonę i otwiera nasze uszy. Leczy naszą ślepotę, głuchotę oraz zatwardziałość serc (Dz. Ap. 26:17).

W Piśmie Świętym mamy wiele przykładów spoglądania wiarą poza to co widzą oczy. W Ewangelii Jana 1:42 Jezus patrząc na Piotra dostrzegał Skałę, Opokę kościoła i tak go nazwał. Nasz Pan w swojej hańbiącej śmierci na krzyżu dostrzegał wywyższenie (Jn 12:32) i zwycięstwo (Jn 16:33).


Wiara dostrzega triumf w rzeczach, które światu jawią się jako klęska. Bóg zmieniał i zmienia świat poprzez wierną resztkę. W dodatku prześladowaną i rozproszoną. Kiedy kościół wydaje się być w odwrocie, a krew męczenników jest przelewana z powodu ich wiary Chrystusa Bóg czyni z niej posiew zwycięstwa i wiary przyszłych pokoleń.

Wiara widzi znaczenie i sens w rzeczach, które dla świata są niewiele znaczącym, pustym mozołem: w zmienianiu pieluch, w strofowaniu dzieci, pracy w zakładzie produkcyjnym, w lekcji historii... Postrzega pracę jako powołanie i służbę, nie zaś jedynie niechciany sposób (8-12 godzin "wyciętych" z dnia) na pokrycie czynszu.

Wiara dostrzega w nabożeństwie odnowienie więzi, przymierza z Chrystusem, w Wieczerzy Pańskiej społeczność z Nim przy Stole i duchowe umocnienie, zaś w czytaniu Biblii spotkanie z Bogiem przy Jego Słowie. Gdzie spogląda twoja wiara? Czy ją posiadasz? Czy chciałbyś posiąść?

"Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara". - 1 List Jana 5:4

piątek, 6 stycznia 2012

środa, 4 stycznia 2012

Nabożeństwo z katechezą i obiadem

W najbliższą niedzielę, jak co miesiąc po nabożeństwie będziemy mieli wspólny obiad oraz katechezę dla dorosłych oraz dla dzieci. Serdecznie wszystkich zapraszam! Każdy jest mile widziany.

Początek nabożeństwa  godzina 10:00. ul. Grobla IV/8 budynek Szkoły Podstawowej nr 50 na gdańskiej starówce.

"Owczy pęd" vs. zawiść czyli o finałach WOŚP

"Owczy pęd"


Działalność Jurka Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy budzi w naszym kraju zazwyczaj dwojakie, skrajne
reakcje: bezkrytyczną euforię lub radykalny sprzeciw. Pierwszą grupę reprezentuje w zasadzie duża część biorących udział w finałach, drugą zaś głównie gorliwi przedstawiciele środowisk prawicowych oraz Kościoła Rzymskokatolickiego. 

Jak zazwyczaj w takich sytuacjach powinniśmy zachować zdrowy, biblijny balans. Chrześcijaństwo nie jest bowiem religią ekstremów, zaś Biblia zachęca nas do rozwagi. Nie chodzi oczywiście o bezstronność, która najczęściej oznacza postawę: Skoro ja nie mam poglądów i nie obchodzi mnie to, to ty również zamilknij. G.K. Chesterton powiedział: "Bezstronność jest wyniosłą nazwą obojętności, która z kolei stanowi eleganckie określenie ignorancji". Nie, nie powinniśmy być (jak sami mówimy) "ponad" podziałami, gdyż często wiąże się z tym pogarda dla obojga stron dialogu lub konfliktu. Jeśli bowiem nie zamierzamy się wypowiadać, dlaczego jednak informujemy o tym cały świat? 

No dobrze. Przejdźmy do rzeczy. Gdybyśmy mogli coś zarzucić zwolennikom orkiestrowej zbiórki (co obecnie nie jest zbyt rozsądnym wizerunkowo posunięciem), to swego rodzaju „owczy pęd”, który nie pozwala na chwilę zastanowienia i refleksję. 

Jeśli jesteś osobą, która wspiera działalność WOŚP, pozwól, że zadam ci przy tej okazji kilka pytań:
- jeśli masz pragnienie niesienia pomocy bliźniemu czy rozeznałeś się w potrzebach tych, którzy są blisko ciebie, a cierpią głód, choroby, niedostatek?
- czy jest to akurat ta akcja, którą spośród wielu innych świadomie uznałeś za najodpowiedniejszą dla twoich pieniędzy?
- jakimi motywacjami się kierujesz: ubogiej wdowy czy bogacza z ewangelicznej historii? Może jeszcze innymi? 
- czy zainteresowałeś się jaki procent z ofiarowanych przeze ciebie pieniędzy (jakimkolwiek instytucjom charytatywnym) wędruje na deklarowany cel akcji, ile zaś na koszta administracyjne, reklamowe, obsługę itp.? Czy ma to dla ciebie znaczenie?
- czy ufasz osobom, organizacji, której powierzasz swoje pieniądze? 

- na ile istotny dla ciebie jest światopogląd promowany przez organizacje, które wspierasz? (Caritas, WOŚP, Jedzenie zamiast bomb,  itp.). Czy utożsamiasz się nim?

Osobiście nie mam nic przeciwko wspieraniu charytatywnych działań WOŚP. Pod wieloma względami można okazać wielką wdzięczność za jej działalność. Osobiście znam osoby, które dzięki sprzętom kupionym podczas styczniowych akcji odzyskały zdrowie. Biorąc te wszystkie czynniki pod uwagę, powinniśmy pamiętać, że Biblia zachęca nas do tego, aby nasza ofiarność była połączona z rozwagą. 


Dwa rodzaje dawania

Istnieją dwa sposoby w jaki możemy coś ofiarować i pomagać: 
Po pierwsze: jako wyraz uniżenia, gdy bardziej niż na rozgłosie i odwzajemnianiu zależy nam na służbie wobec bliźniego. Ten rodzaj obdarowania mamy w opisie ubogiej wdowy lub mędrców, którzy przywieźli Chrystusowi kosztowne dary w geście uniżenia, a nie budowania własnego wizerunku.
Po drugie: jako wyraz naszego autorytetu nad obdarowanym. Wówczas lubimy mieć względem obdarowanych pewne oczekiwania i żądania, bądź też staramy się podkreślać dzięki komu inni mają ciepły posiłek, odzież, meble i respirator.

Boże Słowo naucza, że jeśli komuś coś ofiarujemy, to nie powinniśmy tego robić po to, by wzmocnić lub wywalczyć nasz autorytet nad obdarowanym. Z taką postawą niekiedy zapraszamy kogoś do restauracji; z taką postawą częstokroć państwo "zapewnia" obywatelom "dobra". Z taką postawą wielu sponsorów WOŚP angażuje się w zbiórkową akcję: "Tylko nie zapomnijcie w mediach poinformować, od kogo są te pieniądze i komu dzieciaki zawdzięczają sprzęt do ratowania życia!".

Od kilku lat nie oglądam finałów WOŚP w telewizji ponieważ w wydaniu medialnym stały się kilkugodzinnymi blokami reklamowymi okraszonymi muzyką i fajerwerkami. 

To wszystko dla dzieciaków! Teraz jednak 45 sekund dla mnie! Dokładnie wam opowiem komu macie być wdzięczni: produkty której firmy warto kupować, który burmistrz jest wrażliwym na potrzeby ludzkie gospodarzem itp

Dlaczego się czepiacie? Dali więcej, więc więcej mają prawo oczekiwać. Na tym oparty jest orkiestrowy biznes i komercyjny sukces WOŚP. 

Zawiść 

Przeciwieństwem często bezrefleksyjnego „owczego pędu” jest postawa, którą można scharakteryzować w następujący sposób: niewiele robię, ale bardzo chcę i wiele zrobię aby ciebie zniechęcić. Często łączy się to z zawiścią. Jej integralną częścią jest nie tyle chorobliwe pragnienie czegoś, co nie należy do nas (to byłaby zazdrość), ile domaganie się tego aby inni daną rzecz utracili. 

Czyli: 1. Właściwie to ja chcę to mieć! 2. Chcę, by on tego nie miał! Zawiść to smutek z powodu powodzenia innych osób. To smutek z powodu tego, że trawa sąsiada jest bardziej zielona, że jego salon jest większy o 10 metrów, że ludzie dziękują Owsiakowi za jego aktywność, a Orkiestra naprawdę pomaga ludziom, jest za to chwalona, a jej pracownicy mają utrzymanie z części zebranych pieniędzy za włożoną pracę. 

List do Rzymian 12:15 mówi abyśmy cieszyli się z cieszącymi i płakali z płaczącymi. Zawiść to odwraca. Mówi: Smuć się, gdy inni się radują. Ciesz się gdy inni płaczą. Zawistnik uważa, że jeśli dobrą rzeczą zajmuje się ktoś trzymający odmienny sztandar, to należy innych powstrzymywać od uczestnictwa w tego rodzaju pomocy. 

Niestety zawistnikami bywają również chrześcijanie. Powód jest oczywiście ideologiczny. Jest nim sprzeciw wobec czegoś, co moglibyśmy (uogólniając) nazwać „światopoglądem WOŚP i Jurka Owsiaka”. Wielu wciąż pamięta polityczne, niewybredne hasła, które dyrygent Orkiestry wykrzykiwał z woodstockowej sceny kilka lat temu. Zresztą nie trzeba wiele szukać, by obnażyć ideologiczny i polityczny profil samej Orkiestry. Wystarczy nie tylko posłuchać „kazań” Jurka, ale i spojrzeć na nazwiska zapraszanych na Akademię Sztuk Przepięknych gości, którą podczas Przystanku Woodstock prowadził daleki od politycznej neutralności Zbigniew Hołdys. Jeśli do tego dodamy bezpłatną dystrybucję prezerwatyw wśród uczestników festiwalu, czy też stoiska organizacji proaborcyjnej, to mamy obraz ukierunkowanego ideowo wydarzenia, na którym chrześcijańscy wykonawcy lub ewangeliści są raczej egzotycznymi gośćmi niż kimś kto wpasowuje się w woodstockowe idee.

Dla środowisk katolickich jest to główny powód bojkotowania finałów WOŚP, zachęcania do wspierania Caritasu i innych akcji charytatywnych organizowanych przez Kościół. Z jednej strony zrozumiałe – jeśli myślimy o zaangażowaniu we własne podwórko i wspieraniu akcji „swoich”. Z drugiej strony mimo wszystko nie zrozumiałe – ponieważ wspieranie „swoich” nie wyklucza niesienia pomocy dla bliźnich poprzez środki i narzędzia ludzi o innych przekonaniach. 

- Czy WOŚP pomaga ludziom? 
- Bez wątpienia! 
- Czy sprzęt WOŚP uratował życie i zdrowie wielu ludzi? 
- Bez dwóch zdań! 
- Czy środki zbierane podczas finału WOŚP wędrują na sprzęt do klinik aborcyjnych i do wykonywania eutanazji? 
- Nie.
- Czy Jurek Owsiak opowiadając się za prawem do aborcji i eutanazji przy jednoczesnym zbieraniu środków służących ratowaniu życia wcześniaków, niemowląt i osób starszych jest nielogiczny, niekonsekwentny, a nawet obłudny?
- Cóż, tak sądzę.
- Czy osoby nielogiczne, niekonsekwentne, a nawet obłudne są w stanie pomagać ludziom i ratować ich życie?
- Tak sądzę.
- Czy należy im się z tego tytułu wynagrodzenie?
- Nie jest to problem, jeśli są transparentni i informują ofiarodawców o przeznaczeniu środków. Każdy lekarz, dentysta, mechanik za pomoc i dobro niesione bliźniemu również otrzymuje wynagrodzenie. "Godzien jest robotnik zapłaty swojej".

Owszem, wielu „orkiestrantów” nie zna osobiście Chrystusa i nie pomagają bliźnim z miłości do Niego. Niektórzy są wręcz bardzo zadeklarowanymi antychrześcijanami. Wielu pomagającym można zarzucić niekonsekwencję, obłudę, robienie z pomocy człowiekowi autoreklamy firm i usług zamiast niesienia bezinteresownej pomocy. To może razić. Jednak niech nie zniechęca do zajmowania odpowiedniej postawy przez nas. Cieszmy się z cieszącymi. Szczególnie jeśli powodem tej radości jest kolejna cyferka dodana do sumy orkiestrowej zbiórki. Denerwuje cię to? Chyba masz problem. 


Wszystko albo nic?

Gdybym widział na ulicy leżącego człowieka, reanimowanego przed przedstawiciela Greenpeace proszącego mnie o reakcję, to moja odpowiedź nie będzie zależna od analizy jego motywacji („może robi to dla promocji Greenpeace?”) lub jego światopoglądu („nie mogę się w to włączyć, gdyż ta pomoc nie wynika z wiary w Boga").

Działania Orkiestry są najgłośniej krytykowane w Kościele Rzymskokatolickim. Powód jest dość czytelny. Kościół podchodzi do własnych orzeczeń (np. w kwestii etyki) w bardzo rygorystyczny, absolutystyczny i kazuistyczny sposób, co często w praktyce oznacza postępowanie wedle zasady: wszystko albo nic. Jeśli Twoja pomoc nie jest w 100% bezinteresowna, jeśli nie wynika z Twojej wiary w Boga, jeśli nie jest to aktywność Kościoła, jeśli nie jest to sto procent tego, jak wyobrażam sobie charytatywną zbiórkę itp. – to twoją „pomoc” obejdę szerokim łukiem. Szczególnie jeśli jesteś lewicowym ideologiem. 


Przypomina to pogląd wedle którego przeciwnik zabijania nienarodzonych dzieci nie zagłosuje w referendum znoszącym 80% zabiegów aborcyjnych ponieważ... wciąż pozostanie te 20% uśmiercanych dzieci. On zaś chce ocalić przecież 100% i ani pół procenta mniej nie zważając na biblijne pouczenie na temat metody "krok po kroku" (Wj 23:27-30). Nie przyjdzie mu na myśl to, że dziś możemy wziąć to, co możemy, a jutro powalczymy o resztę. On chce wszystko już teraz.

Tymczasem metoda: wszystko albo nic nie tylko, że nie jest biblijna, lecz najczęściej oznacza... nic. Warto się tego nauczyć, kiedy ktoś prosi nas o pomoc dla bliźniego, nawet jeśli woli oglądać red. Lisa niż red. Pospieszalskiego. 


Nie dziwię się negatywnym opiniom na temat Orkiestry w wydaniu prawicowych publicystów i polityków. W wielu miejscach trudno odmówić im racji. Mają pełne prawo do publicznego pisania i mówienia o rażących, ich zdaniem, aspektach działalności WOŚP - skoro jest to akcja publiczna. W wielu miejscach nie można im także odmówić... zawiści. Jednak podejście chrześcijan powinno być inne. Osobiście jestem wdzięczny za owoce działalności WOŚP, mimo problemów, które opisałem wcześniej. Chrześcijańskie świadectwo zawiera bowiem w sobie również takie elementy jak życzliwe klepnięcie kogoś w ramię w geście uznania, ze słowami: "Dobra robota! Naprawdę doceniam to, co robisz!". Z naszych ust powinny częściej padać tego typu słowa nie tylko wobec naszych światopoglądowych sprzymierzeńców. Dziś my skorzystaliśmy z twojej zachęty i przyszliśmy z wdzięcznością oraz radością na twoje podwórko, bo utożsamiamy się z celem twojej akcji (niekoniecznie z metodami i twoim światopoglądem). Może w przyszłości ty, zachęcony naszym przykładem, odwiedzisz w przyszłości nas. Tak postępował Chrystus z grzesznikami: chcę zjeść obiad z grzesznikami w ich domu. Tak, w tym domu, który jest pogardzany przez religijny establishment. To właśnie tam chcę okazać im miłość i akceptację.  

Pomagajmy z głową 

Jako chrześcijanie jesteśmy powołani, by nieść pomoc i ulgę bliźnim. Finał WOŚP jest jednym z dobrych narzędzi ku temu. Oczywiście nie jedynym. Warto to wziąć pod uwagę. Pomoc zwykle wiąże się z pewnym wysiłkiem i wyrzeczeniem. Dlatego warto niekiedy rozejrzeć się wokół siebie, poznać potrzeby i możliwości jej niesienia. Może się bowiem okazać, że chcemy ratować świat, przeoczając biedę, nędzę i chorobę tego, który jest całkiem blisko. Zatem z głową, rozsądnie, ochotnie łóżmy na dobrą sprawę, dla dobra człowieka, który jak wiadomo jest kimś więcej niż wyewoluowanym skupiskiem atomów napędzanych procesami chemicznymi w czaszce. Dlatego warto zabiegać i walczyć o ludzkie życie. A to, czy akurat dorzucimy się do zbiórki WOŚP, czy innej akcji charytatywnej niech każdy z nas zdecyduje za siebie i z rozsądkiem. Nie czekajmy na podpowiedź telewizora.