Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NT - Ew. Jana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NT - Ew. Jana. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 lipca 2020

Nie bądź bez wiary, lecz wierz

Apostoł Tomasz często jest nazywany niewiernym Tomaszem. Osobiście wolę go nazywać wiernym i poszukującym Tomaszem. Jest w nim coś, co da się lubić.

Jego wiara doznała uszczerbku, gdy nie przebywał wraz z uczniami w pierwszy dzień po Szabacie i nie spotkał zmartwychwstałego Jezusa. Skutkiem było zwątpienie, gdy Jezus ukazał się uczniom tydzień później, w kolejny Dzień Pański (Jn 20:24-26).

Jednak nie poprzestał na zwątpieniu. Nie utożsamiłby się ze współczesnym agnostykiem i sceptykiem. Tomasz miał wątpliwości, ale nie służyły one *walce z prawdą*. Służyły *poszukiwaniu prawdy*. I ostatecznie otrzymuje odpowiedź, której pragnie i dochodzi do wiary, która jest wiarą, za którą może oddać życie.

Każdy, kto zmaga się z wątpliwościami, w historii Tomasza znajdzie otuchę. Bóg cię nie potępia, gdy słabniesz i pytasz: "Panie, czy to Ty? Gdzie jesteś, Boże?". Jezus mówi: "Daj tu rękę, włóż w mój bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz" (Jn 20:27).

Słyszysz?

Owszem, szukaj, pytaj, LECZ nie pozostawaj w swoim zwątpieniu, lecz wierz. Przyjdź do Kościoła. Przyjdź do Stołu Pańskiego. Przyjdź do głoszonego Słowa Bożego. Tak jakby Jezus i nam mówił: Wątpisz? Słabniesz? Upadasz? Przyjdź do mnie - chcę się z tobą spotkać. Nadstaw uszy - chcę byś posłuchał. Daj oczy - chcę, byś zobaczył. Daj usta - chcę, byś posmakował chleba i wina. Abyś na końcu ustami wyznał: "Pan mój i Bóg mój" (Jn 20:28).

A wówczas będziesz błogosławiony, bo choć nie widzisz Jezusa fizycznymi oczami, to ujrzałeś go oczami wiary.

środa, 4 marca 2020

Bóg, który wielbi

Pismo Święte naucza, że Ojciec uwielbia Syna: 

"Odrzekł Jezus: Jeżeli Ja siebie chwalę, chwała moja niczym jest. Mnie uwielbia Ojciec mój, o którym mówicie, że jest Bogiem waszym" (Ew. Jana 8:54). 

"A teraz Ty mnie uwielbij, Ojcze, u siebie samego tą chwałą, którą miałem u ciebie, zanim świat powstał" (Ew. Jana 17:5). 

Pismo Święte naucza, że Syn uwielbia Ojca: 

„To powiedział Jezus, a podniósłszy oczy swoje ku niebu, rzekł: Ojcze! Nadeszła godzina; uwielbij Syna swego, aby Syn uwielbił ciebie" (Ew. Jana 17:1). 

„Ja cię uwielbiłem na ziemi; dokonałem dzieła, które mi zleciłeś, abym je wykonał” (Ew. Jana 17:4). 

Pismo Święte naucza, że Duch uwielbia Syna: 

„Lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę, bo nie sam od siebie mówić będzie, lecz cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i to, co ma przyjść, wam oznajmi. On mnie uwielbi, gdyż z mego weźmie i wam oznajmi” (Ew. Jana 16:13-14). 

Syn uwielbia Ojca. Ojciec uwielbia Syna. Duch uwielbia Ojca i Syna. Zarówno Ojciec, jak i Syn szanują Ducha. Każde bluźnierstwo może zostać wybaczone prócz bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętemu. Zatem trzy Osoby Trójcy Święte poszukują wzajemnej chwały i czci. 

Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo właśnie takiego Boga. Istniejemy, by wielbić Boga, poszukiwać Jego chwały i cieszyć się Nim na wieki. Dlaczego? Ponieważ robi to Bóg. Kiedy chrześcijanin czci Boga - robi coś, co sam Bóg czyni od wieczności. Dlatego uwielbienie Boga to uczestnictwo w trynitarnej społeczności. Kiedy chrześcijanin kłania się Ojcu i chwali Jego imię, to nie tylko znajduje się blisko Boga dzięki dziełu Syna, w mocy Ducha. Mówimy również, że przebywa wówczas w specjalnej społeczności z Trójcą i odzwierciedla w swoim własnym działaniu coś podobnego do relacji, którą Trzy Boskie Osoby cieszą się od wieczności. 

Dla kontrastu, np. w islamie kiedy człowiek poszukuje Bożej chwały, robi coś całkowicie przeciwnego do tego, co sam kiedykolwiek robił Allah. Allah nigdy nie pokłoniłby się przed nikim innym. Allah nie czci nikogo, nie uwielbia nikogo. Kiedy muzułmanin kłania się Allahowi, to w tym momencie czyni coś, co jest najbardziej niepodobne do natury i istoty jego boga. Paradoks zaś polega na tym, że dla niego jest to chwila, w której oczekuje, że będzie najbliżej boga. 

Tymczasem bóg islamu, świadków Jehowy, faryzeuszy, unitarian, antytrynitarnych grup jest... sam. Nikogo nie czci i nikogo nie uwielbia. Kiedy więc człowiek czci jednoosobowe bóstwo – wówczas staje się najmniej podobny do obiektu swojej czci. Ich bóg bowiem nigdy tego nie czyni wobec kogokolwiek.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Czy liczby mają rację?

Pan Jezus powiedział, że jedną z cech fałszywych proroków jest dobra opinia u tych, którzy sprzeciwiają się Bogu. Fałszywi prorocy mają dużo lajków od zwolenników niemoralności.

"Biada wam, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówić będą; tak samo bowiem czynili fałszywym prorokom ojcowie ich." (Ew. Łukasza 6:26)

Kiedy Pan Jezus nakarmił ludzi dokonując cudu rozmnożenia chleba i ryb, jaka była reakcja ludzi? 

"Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat" (Jn 6:14).

Co zrobił Jezus? Usunął się na górę (Jn 6:23). Oznajmił: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec" (Jn 6:26-27).

Jezus dał im do zrozumienia: Jest was wielu, ale przyszliście jeść chleb. Hm, Panie Jezu, nie przesadzasz? Może i przyszli po chleb, ale to jest OK! Dlaczego nie możesz być bardziej zadowolony? Pan Jezus odpowiadając daje im do zrozumienia, że nakarmić chlebem jest stosunkowo łatwo, jednak za chwilę zaczął mówić o przyjęciu chleba życia, którym jest On sam:

"Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata" (Jn 6:49-51).

Reakcja uczniów i nakarmionych chlebem?

"A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" (Jn 6:60).

"Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło" (Jn 6:66).

Poszli szukać innego kościoła. Nie mogę się, Jezusie, zgodzić na taką mowę. Ona uderza w moją wrażliwość. Ona uderza w moje paradygmaty. Ona uderza w moją wizję mesjasza. Kiedy dziś mówimy o Jezusie objawionym w Biblii – niektórzy spośród uczniów odchodzą. I bynajmniej nie chodzi mi o niewierzących. Mówię o ludziach w kościele, uczniach. Dlaczego odchodzą? Ponieważ Jezus, którego wyznają jest idolem, bożkiem. Jest bardziej ideą, niż rzeczywistym Jezusem objawionym w Piśmie Świętym. 

Idea Jezusa nie jest tym samym, co Jezus. Jezus objawił siebie w Słowie przez Ducha. Ludzie zaś pragną własną ideę Jezusa. Pomyślcie o współczesnych ogłoszeniach:

Jeśli Twoja wiara zakorzeniona jest w Bogu, w tym kim On jest i kim Ty jesteś w Nim, odniesiesz zwycięstwo w każdej sytuacji. Rozmiar burzy nie zmienia rozmiaru Boga. On, jak dobry Tata zawsze cię ochroni i odwróci kierunek nawet najsilniejszego sztormu.

Jaki jest w tym problem? W tym, że ludziom na pewno się to spodoba i zupełnie nie ma znaczenia, że jest to... kłamstwo. Nie zawsze Bóg odwraca kierunek sztormu. Czasami jak Jezus – prowadzi nas w środek burzy.

"Przyjdź do Boga, a On da ci nową wizję dla twojego życia." Znamy to, prawda? Jezus nie przyszedł, by dać nam nową wizję życia. Przyszedł, aby dać nam przebaczenie grzechów, uratować nas od piekła i dać nowe życie w obfitości. Nie przychodź do Jezusa jeśli chcesz nowej wizji życia, lepszego wizerunku samego siebie, samoakceptacji. Przyjdź do Jezusa jeśli widzisz swoją niedolę, grzech. Przyjdź z winą i wstydem, a On cię przyjmie, oczyści dzięki zastępczej ofierze i da życie wieczne przez wiarę w Jego imię. Przyjdź do Jezusa jeśli chcesz pocałunku łaski, a nie pocałunku akceptacji wobec tego, jak żyjesz.

Nie powinniśmy mamić ludzi pięknymi słowami o samorealizacji, gdzie Bóg owszem jest obecny i jest ważny, jednak często jest ważny tak jak witamina "C" jest ważna dla rozwoju i zdrowia. Ona, owszem, jest ważna, lecz nie stoi w centrum. 

Pomyślcie o innych słowach, które usłyszałem: "Ręce Jezusa przybite są do krzyża na wieki. Czy jesteś gotów dać mu swoje?" Tak, piękne, że zaraz się rozpłynę. Mniejsza z tym, że jest to inny Jezus i inna ewangelia. Ale przecież tak poetycko brzmi, chwyta za serce i... działa!

Pamiętamy historię o wskrzeszeniu Łazarza. Jezus udał się tam po czterech dniach, by objawić Bożą chwałę na martwym przyjacielu. Przy grobie był tłum ludzi. Lecz po wskrzeszeniu Łazarza mamy zadziwiającą reakcję niektórych świadków, którzy konspirowali, by go (oraz Łazarza) zabić (Jn 11:53; 12:10). Nie ustanowimy prawdy licząc głosy. Jej fundamentem jest Boże Słowo, a nie tłum słuchaczy. 

piątek, 9 sierpnia 2019

Dobra i zła nowina

Mamy piękne zdanie Pana Jezusa w Ewangelii wg św. Jana mówiące o tym, jak dostąpić zbawienia: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny (Jn 3:36). Często można je znaleźć w broszurkach ewangelizacyjnych i usłyszeć podczas poselstwa zachęcającego do wiary w Jezusa. 

Na tym jednak ono się nie kończy. Koniec tego zdania jest następujący: „… kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim”. 

Nie możemy wiernie głosić chrześcijańskiej Ewangelii, pomijając prawdę, że gniew Boży faktycznie ciąży nad człowiekiem. Kiedy współczesny człowiek wzrusza ramionami i mówi: „Po co mi zbawienie?” - odpowiedź Apostoła Pawła z Listu do Rzymian 1:18 oraz 2:5-8  jest następująca: „Potrzebujesz zbawienia dlatego, że gniew Boży jest nad tobą. Złamałeś prawo Boże". 

Dobra Nowina jest odpowiedzią na złą. Zła oznajmia: grzech oddalił cię od Boga. Spoczywa na tobie Jego gniew. Dobra odpowiada: Bóg posłał Swojego Syna. Boży gniew spoczął na Nim, gdy wisiał na krzyżu, abyśmy dostąpili pojednania z Ojcem. Przez wiarę w Jezusa Chrystusa.

sobota, 26 stycznia 2019

Nowoczesny odpowiednik umywania sobie nawzajem stóp

David Jackman, Listy Jana Apostoła

"Miłość, która jest dowodem prawdziwej relacji z Bogiem, to miłość przejawiająca się w czynach dla dobra innych, gotowa złożyć ofiarę z samej siebie. Aby zrozumieć tę miłość musimy najpierw zrozumieć serce samego Boga. (...) Kościół chrześcijański powinien być wspólnotą miłości, odróżniającą się od wszelkich innych kręgów i środowisk stworzonych przez człowieka. Miłość między chrześcijanami ma odzwierciedlać miłość Bożą. Ma być integralną czescią świadectwa o prawdziwości  Ewangelii i miłości Pana, składanego przez Kosciół w świecie. Boga nikt nigdy nie widział (Jn 1.18). Jan natomiast mówi o miłości między chrześcijanami. Niech skłoni nas to do refleksji, jak istotną powierzono nam odpowiedzialność. Jeśli Kościół jest ciałem Chrystusa na ziemi, musi odzwierciedlać Jego charakter w wewnętrznych relacjach i wszelkich aspektach życia. 

Nadprzyrodzona miłość Boga do nas, grzeszników, często stawała sie bardziej wiarygodna, gdy niewierzący widzieli jej odbicie w postępowaniu wierzących. Dr Francis Schaeffer słusznie opisał tę miłość jako "ostateczną apologetykę", gdyż sam Pan powiedział: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie (Jn 13.35). 

Chrystus już nie jest z nami fizycznie w tym świecie, ale jeśli ludzie pragną Go poznać, powinno być to możliwe w społecznościach. Powinni ujrzeć Go w miłości, jaką my, chrześcijanie, darzymy siebie nawzajem. I znowu, nie oznacza to jedynie mistyki czarownych słów, ale praktyczne codzienne czyny - nowoczesny odpowiednik umywania sobie nawzajem stóp (Jn 13.14-17)."

wtorek, 27 listopada 2018

Wątpię, aby uwierzyć


SZCZERE PRAGNIENIE WIARY

Kiedy czytam historię niedowiarka Tomasza (Jn 20.25-29), potrafię wydobyć z siebie sympatię wobec niego i jego dylematów. Nie widać z nim zacietrzewienia w zwątpieniu, niewierze. Tomasz ewidentnie chce uwierzyć, ale jednocześnie nie chce, by jego wiara była powierzchowna, zabobonnna, oparta na tkliwych życzeniach, a nie faktach. Jeśli mam uwierzyć, w kogoś, za kim mam pójść, chciałbym być w tym utwierdzony. Nie chcę pobieżnego wyznania. Chcę stanąć na pewnym i mocnym fundamencie! Taki był Tomasz.

Zwykle negatywnie odnosimy się do jego zwątpienia, ale nie zapominajmy, że nie było ono zwątpieniem dogmatycznym, buntowniczym, rebelią zatwardziałego sceptyka. Była to wątpliwość, która niczego bardziej nie pragnie niż tego, by zniknąć!

W tym sensie, Tomasz może być stawiany jako przykład dla współczesnych sceptyków.  Pan Jezus znał dylematy jego wiary, dlatego 
nie pognał go gdzie pieprz rośnie, kiedy Tomasz chciał dotknąć ran. Kiedy faryzeusze pytali o znak, nasz Pan odpowiedział, że dla nich nie będzie innego prócz znaku Jonasza. Kiedy Tomasz pyta o dowód – Pan mówi – włóż rękę w bok. Dlaczego? Ponieważ wiedział, że pytania faryzeuszy o dowód to pytania niewiary. Były to grzeszne pytania: "Pokaż nam jaką mocą to czynisz. Wskaż na dowód, że jesteś tym, za którego się podajesz." W pewnych sytuacjach są to grzeszne pytania i nie powinniśmy dołączać do tych, którzy je zadają.

Pytania i poszukiwania Tomasza były szczere. Dlatego Pan Jezus potraktował jego wątpliwości w sposób dużo głębszy aniżeli czyni to wielu współczesnych sceptyków oraz wierzących. Wezwał go, aby nie godził się na zwątpienie ("wierz!"), lecz jednocześnie odpowiedział na jego prośbę o przedstawienie dowodów.

Potem rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. (Jana 20.27)

Pan Jezus nie potępia poszukującej wiary, lecz dodaje: nie bądź bez wiary, lecz wierz! Nie stwierdza: odejdź ze swoimi wątpliwościami i żyj według własnego sumienia. Poszukiwania Tomasza były autentyczne, dlatego otrzymał dowód, aby uwierzył. W innym miejscu czytamy o mężczyźnie, który wyznał Jezusowi, że jest pełen zwątpienia (Mk 9.24) i powiedział: "Pomóż niedowiarstwu memu". W odpowiedzi na jego szczere wyznanie, Pan Jezus błogosławił mu uzdrawiając jego syna. Bez względu na to, czy ktoś uważa siebie za człowieka wierzącego, czy za sceptyka historia Tomasza uczy, aby każdy podszedł do swoich wątpliwości z taką samą szczerością. Można bowiem wątpić jak szatan: czy naprawdę Bóg powiedział? Jednak można wątpić jak Tomasz. Owszem, miał wątpliwości, ale chciał uwierzyć. Chciał wierzyć w prawdę. Chciał wierzyć, że spotkał prawdziwego Chrystusa. 

WSPÓŁCZESNY SCEPTYK

W przeciwieństwie do Apostoła, współczesny sceptyk i agnostyk sprzeciwiają się jakimkolwiek dążeniom do prawdy, wiary i pewności. Oczywiście wszystko okraszone jest pozorami pokory i otwartości. Twierdzenie, że prawda jest dużo obszerniejsza niż ktokolwiek z nas jest w stanie pojąć rzeczywiście może być przejawem pokory. Jeśli jednak posłużymy się tym twierdzeniem, by podważyć wszelkie próby rozsądzenia prawdy, to stalibyśmy się arogantami. I tego typu arogancja, prowadziła (i wciąż prowadzi) do nietolerancji i przemocy. Ktoś zauważył, że XX wiek zrodził jeden z największych i najbardziej niepokojących paradoksów ludzkości: największej nietolerancji i przemocy dopuszczali się ci, którzy wierzyli, że to religia jest źródłem nietolerancji i przemocy. Jak jednak można być pewnym, że żadna religia nie ma wglądu w całą prawdę, o ile samemu nie posiada się przekonania o pełniejszej, wyczerpującej wiedzy na temat duchowej i materialnej rzeczywistości?

Tomasz był człowiekiem, który szuka prawdy, a nie podważa wszystko, co jest uznane za prawdę. Co więcej, był człowiekiem wierzącym, który nie chce wierzyć ślepo! Jak każdy wierzący miał wątpliwości, ale były one tymczasowe. Współczesny relatywista pokiwałby mu palcem:
- Nie możesz, Tomaszu, być pewien, że to Pan i Bóg nawet gdy dotknąłeś jego ran! Porzuciłeś nas: obóz wątpiących, sceptyków, niedowiarków! Odpowiedź Tomasza zapewne brzmiałaby: Nie ma i nie było żadnych nas. Nigdy nie byłem w waszym obozie. 

Tomasz nie był relatywistą, który wątpiąc chciał podważyć pewność uczniów i tożsamość Pana Jezusa. Socjolog Peter Berger napisał kiedyś: "Absolutny relatywizm jest możliwy jedynie wtedy, jeśli jego zwolennicy wyłączą się z reguł, które narzucają wszystkim innym". Kiedy relatywista zacznie bronić swoich założeń, okaże się, że zaczyna je traktować jako prawdy absolutne. Odrzuca możliwość poznania jedynie w wydaniu innych. Sam jest bardzo przekonany o uniwersalności swoich osądów. Tym samym przestał być relatywistą.

Hm, no tak, ale ty pastorze wierzysz, bo akurat urodziłeś się w chrześcijańskiej kulturze i żyjesz w kraju, gdzie chrześcijaństwo jest powszechne. Jednak gdybyś urodził się w rodzinie ateistycznej czy buddyjskiej, to za prawdę uważałbyś coś innego. 

Zarzut o tym, że ktoś wierzy, ponieważ poddał się okolicznościom swojego środowiska można odwrócić i zastosować wobec osoby, która go wygłasza. Alvin Platinga trafnie zauważył: „Przypuśćmy, że prawdą jest, że gdybym urodził się w Maroku, w rodzinie muzułmańskiej, a nie w Michigan, w rodzinie chrześcijańskiej, moje wierzenia, byłyby zupełnie inne. Jednak ta sama prawda dotyczy pluralisty... Gdyby pluralista urodził się w Maroku, prawdopodobnie nie byłby pluralistą. Czy to znaczy, że wierzenia pluralisty zostały wzbudzone w nim w wyniku mało wiarygodnego procesu rozwoju wierzeń?"

DOKĄD IDZIESZ Z WĄTPLIWOŚCIAMI?

W Tomaszu jest coś, co da się lubić. Wiara nie jest dla niego rzeczą łatwą. Pokazuje, że nie jest to kwestia wygody i łatwych odpowiedzi. Był człowiekiem, który, aby uwierzyć musiał podjąć wysiłek zadawania pytań i działania. Jego wątpliwości nie służyły walce z prawdą. Służyły poszukiwaniu prawdy. Dlatego dochodzi do wiary i posłuszeństwa w najwyższym stopniu. Wiara, która szuka upewnienia, jest lepsza od każdego gładkiego wyznania.

Kiedy zmagamy się z pytaniami wiary, ze słabością i zwątpieniem, to w historii poszukującego Tomasza znajdziemy otuchę. Pan nie potępia słabości i zwątpienia. Pytanie jedynie brzmi: dokąd się z nimi udajesz? Do Chrystusa, czy od Chrystusa? Pan mówi: Daj tu rękę, włóż w bok mój i nie bądź bez wiary, ale wierz. Daj rękę - chcę ci dać chleb i wino. Daj uszy – chcę byś posłuchał. Daj oczy - chcę byś zobaczył, przeczytał. Daj usta - chcę, byś posmakował. Chrystus chce dać ci to wszystko, abyś dłużej nie był bez wiary, lecz wierzył. Niech twoja podróż zakończy się wyznaniem: Pan mój i Bóg mój! A będziesz błogosławiony, bo choć nie widzisz Jezusa fizycznymi oczami, to ujrzysz Go oczami wiary.

Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. (Ew. Jana 20.29)

Inspirację i część z powyższych rozważań zaczerpnąłem z książki Fabrice Hadjadj pt. "Zmartwychwstanie - instrukcja obsługi"

----------------

PS. Na koniec prywata :) Jeśli szukasz prezentu na Mikołajki i Święta - polecam nasze nowe, zafoliowane planszówki: TUTAJ

poniedziałek, 19 marca 2018

Mocny Pasterz



"Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną. I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca" . (Ew. Jana 10.27-29) 

Według powyższych słów Pana Jezusa każda z owiec jest bezpieczna nie dlatego, że trzyma się mocno Pasterza, lecz dlatego, że Pasterz trzyma ją mocno przy sobie. Pytanie o to, czy owca może odpaść od Pasterza to nie jest pytanie o możliwości owcy, lecz o możliwości Pasterza. 

Ewangelia Jana nie stawia przed nami pytania: "Czy owca może odejść od Pasterza?", lecz "Czy Pasterz może utracić jakąkolwiek ze swoich owiec?" Biorąc pod uwagę to, Kto jest naszym Pasterzem, odpowiedź jest oczywista! 

Soli Deo Gloria!

wtorek, 28 listopada 2017

Maria na weselu

Maria - matka naszego Pana jest niesamowita. Gdy zabrakło wina podczas wesela w Kanie Galilejskiej, to właśnie ona, a nie wujek Heniek zauważyła: "Wina nie mają" (Jn 2.3) sugerując Jezusowi, aby zadbał o uzupełnienie braków.  

wtorek, 25 lipca 2017

Różnica między martwym, a żywym Łazarzem

"Panie! Już cuchnie, bo już jest czwarty dzień w grobie". - Ew. Jana 11.39b

"A poza tym, bracia, prosimy was i napominamy w Panu Jezusie, abyście stosownie do otrzymanego od nas pouczenia, jak macie postępować i podobać się Bogu, jak zresztą postępujecie, abyście tym bardziej obfitowali".- 1 List do Tesaloniczan 4.1

Kiedy wysławiamy Boga za Jego łaskę względem nas, to nie mówimy jednocześnie, że Bóg nienawidzi tego, co robimy. Łaska zbawia nas od grzechu, piekła i Bożego gniewu. Łaska powołuje nas do wolności i dobrych uczynków. Jednak nie zapominajmy, że gospodarz rozlicza każdego ze swoich sług z talentów, które im powierzył i ocenia ich dzieło (Mt 25.14nn). Bóg spogląda na owoce, które mu przynosisz i mówi: to jest dobre! Lubię to! Lub: nie lubię tego! 

Jako kalwiniści często mówimy: łaska, łaska, tylko łaska! Mówienie, że jest w nas coś, co Bogu się podoba?! Nic takiego nie istnieje. Łaska, łaska, sola gratia! Mówiąc jednak w ten sposób musimy uważać, byśmy nie oddzielali tego, co Bóg złączył: łaskę od przejawów jej obecności w postaci owoców: życia, które podoba się Bogu. Owszem, nasze nowe narodzenie to przywrócenie do życia trupa, to rozświetlenie ciemności, wyprowadzenie z niewoli grzechu ku wolności Bożych dzieci. Nie mamy niczego poza własnym grzechem, co moglibyśmy Bogu przynieść jako zasługę. Kiedy jednak mówimy o przejawach nowego życia, o człowieku zbawionym z łaski, to istnieje wyraźna różnica pomiędzy cuchnącym ciałem Łazarza złożonym w grobie, a Łazarzem po wyjściu z niego. Każdy był w stanie dostrzec różnicę między Łazarzem martwym, a żywym. 

Apostoł Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan 4.1 mówi, aby wierzący prowadzili życie, które podoba się Bogu. Bogu podoba się, gdy odrzucasz pokusę i dążysz do świętości. Bogu podobało się życie Abrahama, Hioba, Daniela. Nie oznacza to zbawienia z uczynków. Oznacza ocenę uczynków po otrzymanym zbawieniu, które jest z wiary. Istnieje różnica pomiędzy dobrymi uczynkami, a zasługami. Bóg oczekuje tych pierwszych, ale nie jako korzeni, lecz jako owoców na gałęziach. Jednocześnie wie, że nie jesteś w stanie posiąść drugich. 

Nasze codzienne bitwy o świętość mają znaczenie. To nie jest tak, że możemy zasłaniać swoją chrześcijańską bylejakość ofiarą Jezusa. "Bo wiesz – sam z siebie jestem brudnym robakiem. Jakże mogę coś Bogu dać? Cała moja nadzieja w Panu, w łasce". Brzmi pobożnie, prawda? Jednak wówczas Bóg odpowiada: sprawdzam. Polegasz na łasce, więc jak wygląda twoje życie? Jak wygląda twoja przyjaźń z grzechem? Z którym z nich jeszcze nie zerwałeś znajomości? Z którym nadal się przyjaźnisz? Którego nie zamierzasz przedstawić małżonkowi, kościołowi? Komu składasz w ofierze swoje ciało? W służbie Chrystusowi czy w służbie grzechu?

Łaska naucza nas, abyśmy wyrzekli się bezbożności i światowych pożądliwości (Tyt 2.11-12). Łaska naucza nas jak mamy postępować i podobać się Bogu. 

Czy twoje życie podoba się Bogu? Nie pytam: czy zasłużyłeś na zbawienie? Wiesz, że nie. Pytam: czy łaska prowadzi cię do uświęcenia? Czy wydajesz owoce ciała czy ducha? Czy twoje życie ukazuje, że zostałeś objęty łaską, czy zaledwie ją musnąłeś?

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

W obronie tłumu z Niedzieli Palmowej

Często słyszę opinię, że wydarzenia, które wspominamy podczas Niedzieli Palmowej są przykładem niestałości wiary i opinii ludzkiej. Tłum wołający "Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela!" rzekomo prędko zmienił zdanie i kilka dni później opuścił swojego króla krzycząc: "Ukrzyżuj go!" 

Myślę, że istnieją dobre powody, aby kwestionować to założenie. Nic w tekście nie sugeruje, że skład tłumu z Niedzieli Palmowej i tłumu wołającego Ukrzyżuj! - był w większości taki sam lub że ukrzyżowanie Jezusa było wynikiem tego, że nagle ich przekonania się zmieniły. Wręcz przeciwnie. Wszystko, co prowadziło do śmierci Jezusa dzieje się w ukryciu przed rzeszą witającą króla wjeżdżającego na osiołku. Wydaje się, że Jerozolima była podzielona w opinii nt. tożsamości Jezusa na tych, którzy Jemu ufali i na tych, którzy byli Mu przeciwni. W dużym mieście łatwo o tłumy i stronnictwa. W dużym mieście łatwo o Klub Krytyki Politycznej, Frondy, Republikanów, Stowarzyszenie Koliber, Młodych Socjalistów itd. 

 W Wielkim Tygodniu mamy dwa tłumy, nie zaś jeden o chwiejnych przekonaniach. Jeden woła Hossana - gdy Jezus wjeżdża do Jeruzalem. Drugi woła: Ukrzyżuj go! Pierwszy tłum przyjął Jezusa jako króla, drugi jako zdrajcę i bluźniercę. Nic nie wskazuje na to, że pochwały i radość pierwszego tłumu nie były szczere. Ewangelie przedstawiają nam atmosferę prawdziwego święta, autentycznej wiary, radości i kiedy celebrujemy Niedzielę Palmową, to nie wchodzimy w rolę obłudnych uczestników wjazdu Jezusa do Jerozolimy, którzy raz wołają Hosanna, a chwilę potem Ukrzyżuj go! 

Dowodem tego, że rzesza chwalących Chrystusa podczas wjazdu do Jerozolimy nie domagała się pięć dni później Jego śmierci jest fakt, że wszystko, co prowadziło do ukrzyżowania Jezusa działo się w nocy. Jezus został zdradzony w nocy, aresztowany w nocy, osądzony podczas sekretnego procesu tej samej nocy w jawnej sprzeczności z żydowskim Prawem. Kiedy zaś stanął przed Piłatem było po nocnej rozprawie i stało się to wczesnym rankiem (Jn 18.28-29). Cała sprawa była wielką niesprawiedliwością wykonywaną w pośpiechu. Wszystko chciano załatwić po kryjomu, właśnie po to, by nie narazić się na sprzeciw tłumu Niedzieli Palmowej. Przywódcy żydowscy zwyczajnie bali się ludu. 

„A uczeni w Piśmie i arcykapłani chcieli go dostać w swoje ręce w tej właśnie godzinie, lecz bali się ludu.” – Łk 20.19 

„A Jezus, odpowiadając, rzekł im: Zapytam i ja was o jedną rzecz; jeśli mi na nią odpowiecie, i Ja wam powiem, jaką mocą to czynię: Skąd był chrzest Jana? Z nieba czy z ludzi? A oni rozważali to sami w sobie, mówiąc: Jeśli powiemy, że z nieba, rzeknie nam: Czemu więc nie uwierzyliście mu? Jeśli zaś powiemy: Z ludzi, boimy się ludu, albowiem wszyscy mają Jana za proroka." – Mt 21.24-26 

Reakcja ludzi była dla nich ważna. Cały ten pośpiech, sekretny anty-proces w nocy wynikał ze strachu przed tłumem widzącym w Jezusie króla. 

Zatem tłum Niedzieli Palmowej wołający "Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela!" to nie jest tłum wołający kilka dni później "Ukrzyżuj go!" Żaden tekst Pisma Świętego na to nie wskazuje. Wręcz przeciwnie. Wszystko, co prowadziło do śmierci Jezusa dzieje się w ukryciu przed rzeszą witającą króla wjeżdżającego na osiołku. Nie wspominamy wjazdu Jezusa do Jerozolimy, by podkreślać niestałość ludzkiej wiary, która woła "Hosanna", a chwilę później: "Strać tego, a wypuść nam Barabasza". Łączymy się raczej w radości ze świętującymi, którzy są obrazem tłumu zbawionych w niebie odzianych w białe szaty i z palmami w rękach: 

„Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach. I wołali głosem donośnym, mówiąc: Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie, i u Baranka”. - Obj 7.9-10. 

Chwalący Chrystusa tłum w Jerozolimie to nasi bracia i siostry w wierze. Bóg przypomina nam za ich przykładem, że niezrozumienie Bożych dróg jest mniejszym problemem aniżeli milczenie. Niedziela Palmowa to dzień radości, który, owszem, stoi w cieniu krzyża, ale jednocześnie jest przedsmakiem przyszłej radości w Królestwie Bożym. Jest również obrazem naszego doświadczenia, w którym jest miejsce na prawdziwą radość nawet jeśli wiemy, że cień przyjdzie, a niebo się zachmurzy. Ta radość jednak wciąż ma sens, bo przypomina o chwale wiecznej radości, która nadejdzie, kiedy Król powróci.

czwartek, 3 grudnia 2015

Nic bez Jezusa

"Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie." (Ew. Jana 15.5)
Bez Jezusa nie możemy nic uczynić. Bez Jezusa nie możesz kochać żony jak powinieneś, nie możesz szanować męża jak powinnaś. Bez Jezusa nie możesz poradzić sobie z pornografią, alkoholizmem, wybuchami gniewu, depresją, zranieniami, poczuciem winy. Bez Jezusa nie jesteś w stanie przebaczyć i kochać trudnych ludzi obok ciebie. Bez Jezusa nie możesz wiedzieć po co tu jesteś, co cię czeka po śmierci, poprawnie opisać świata i żyć w nim spełnionym życiem.
Tylko trwając w Nim możesz wydać wiele owocu.

sobota, 2 sierpnia 2014

Tomasz i nabożeństwo

"A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sabacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana. (...)  A Tomasz, jeden z dwunastu, zwany Bliźniakiem, nie był z nimi, gdy przyszedł Jezus". - Ew. Jana 20.19-20.24.

Gdy zmartwychwstały Chrystus przyszedł do uczniów pierwszego dnia po Sabacie, nie było z nimi Tomasza. Nie wiemy dlatego go nie było, jednak możemy powiedzieć, że wiara Tomasz ucierpiała. Pocieszenie, które było udziałem reszty uczniów nie należało do niego. Mówiąc współczesnym językiem powiedzielibyśmy, że zaniedbał nabożeństwo, w rezultacie jego wiara poniosła szkodę.

"A Tomasz, jeden z dwunastu, zwany Bliźniakiem, nie był z nimi, gdy przyszedł Jezus. Powiedzieli mu tedy inni uczniowie: Widzieliśmy Pana. On zaś im rzekł: Jeśli nie ujrzę na rękach jego znaku gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę." -  Ew. Jana 20.24-25.

Tomasz nie otrzymał błogosławieństwa, gdy Chrystus ukazał się uczniom. Nie radował się Jego bliskością i obecnością. Kiedy opuszczamy miejsce niedzielnego zgromadzenia uczniów Jezusa, jesteśmy jak Tomasz. Nasza wiara kuleje, powątpiewamy, nie słyszymy błogosławieństwa, absolucji, nie otrzymujemy Chleba i Wina od Chrystusa i pouczenia z Jego Słowa. Dopiero spotkanie z Chrystusem w gronie Kościoła przynosi nam zachętę i pociechę. Dlatego uczestnictwo w nabożeństwie w Dzień Pański jest przywilejem, ale i Bożym nakazem. Każdy tydzień rozpoczynamy od spotkania ze zmartwychwstałym Panem przy Jego Stole, aby nabrać sił na cały tydzień i żyć ewangelią w miejscach naszych powołań. 

Wiara Tomasz ucierpiała z powodu jego nieobecności pośród zgromadzonych uczniów. Jednak została odnowiona... tydzień później.  

"A po ośmiu dniach znowu byli w domu uczniowie jego i Tomasz z nimi. I przyszedł Jezus, gdy drzwi były zamknięte, i stanął pośród nich, i rzekł: Pokój wam! Potem rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. Odpowiedział Tomasz i rzekł mu: Pan mój i Bóg mój. Rzekł mu Jezus: Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli." - Ew. Jana 20. 26-29

Chrystus ukazał się ponownie uczniom tydzień później, a więc w kolejny pierwszy dzień po Sabacie, w kolejną Niedzielę. Ponownie miało to miejsce, gdy byli zgromadzeni. Znów przychodzi z błogosławieństwem pokoju. I ukazuje swoje rany Tomaszowi, by ten mógł Go rozpoznać i uwierzyć. 

To dzieje się na każdym nabożeństwie. Chrystus przychodzi do nas ze słowami: "Pokój wam". My zaś go rozpoznajemy i wyznajemy: Pan mój i Bóg mój! W oglądaniu Chrystusa nie chodzi więc o podziw, współczucie, zachwyt, lecz o wiarę. "A nie bądź bez wiary, lecz wierz". To właśnie oznacza pusty grób. Przyjdź, zobacz, dotknij, posmakuj, posłuchaj świadectwa. I nie bądź bez wiary, lecz wierz. 

Tomasz w odpowiedzi na spotkanie z Chrystusem w gronie uczniów wyznaje Go jako Boga. Zauważmy, że nasz Pan go nie poprawia. Tomasz ma rację: Chrystus jest Bogiem (Jn 20.28). To również nasze wyznanie: Pan mój i Bóg mój. Przychodzimy do Chrystusa jako do potężnego wielkiego Boga.

W końcu mamy obietnicę naszego Pana: Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Mówił o nas. Nie widziałem pustego grobu. Nie widziałem kamienia. Nie rozmawiałem ze strażnikami. To jednak nie problem. Spotkałem Chrystusa na swojej drodze. Powiedział mi poprzez Apostołów, co się wtedy wydarzyło i jakie to miało znaczenie.

Prawosławny teolog Aleksander Schmemann napisał:  „Gdy zmartwychwstały Pan pokazał się na drodze do Emaus dwom swoim uczniom, odczuli oni wielką radość i "pałanie serca". I radości tej doznali wcale nie dlatego, iżby objawiona im została jakaś inna nauka, ale dlatego, że ujrzeli Pana”.


Dlaczego wierzymy? Czy dlatego, że mamy tonę pism z dziedziny archeologii, które nam mówią, że grób naprawdę był pusty? Czy dlatego, że przeczytaliśmy w pozabiblijnych źródłach, że świadectwo Pisma Świętego warto brać poważnie pod uwagę? Nie. Wierzymy ponieważ spotkaliśmy w naszym życiu zmartwychwstałego Pana. Chrześcijaństwo to doświadczenie spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem. I to doświadczenie nie jest zarezerwowane wyłącznie do dnia naszego nawrócenia. Doświadczamy Go każdego dnia. W szczególny sposób dzieje się to w pierwszy dzień tygodnia, Niedzielę, gdy gromadzimy się w Jego imieniu jako Kościół.

wtorek, 17 czerwca 2014

Grób Jezusa jako nowa Arka Przymierza

Kiedy Maria Magdalena 
pierwszego dnia po Szabacie przyszła do grobu Chrystusa  jej oczom ukazał się zaskakujący widok:

"(...) i ujrzała dwóch aniołów w bieli siedzących, jednego u głowy, a drugiego u nóg, gdzie leżało ciało Jezusa" (Ew. Jana 20:12).

Ewangelista jest skrupulatny w opisie zmartwychwstania: podaje nie tylko ilość aniołów, ale również ich lokalizację oraz pozycję. Siedzieli po przeciwnych stronach grobu. Jakie to powinno nasunąć nam skojarzenie? Gdzie w Starym Testamencie znajdujemy dwóch aniołów siedzących naprzeciwko siebie, na dwóch krańcach? 

Oczywiście na wieku Arki Przymierza. Na jej krańcach znajdowały się dwa cheruby.   

"Zrobił też dwa cheruby z litego złota, na obu krawędziach wieka. Jednego cheruba na krawędzi z jednej strony, a drugiego cheruba na krawędzi z drugiej strony; razem z wiekiem połączone zrobił cheruby na obu jego krawędziach. Cheruby miały skrzydła rozpostarte do góry. Okrywały one swymi skrzydłami wieko, a ich twarze zwrócone były ku sobie; twarze cherubów zwrócone były ku wieku" (Księga Wyjścia 37:7-9).

Nad wiekiem grobu również mamy dwóch aniołów naprzeciwko siebie. Każdy po przeciwnej stronie. Wydźwięk i znaczenie tej sceny są więc bardzo istotne. Ewangelista Jan wskazuje nam na środek, epicentrum obecności Boga żywego. Oto Jezus jest Jahwe, który objawia swoją obecność znak wieka Arki. 

Jest jednak znacząca różnica. Aniołowie mówią do kobiet przy grobie: "Nie ma go tu". Oznacza to, że obecność Boga nie jest już utożsamiona z jednym miejscem, z wiekiem Arki Przymierza, która znajdowała się w Miejscu Najświętszym w Świątyni. 

Chrystus, Bóg w ciele, uosobienie Bożej obecności w świecie odszedł do świata, który jest Bożym ogrodem (Jn 19:41; 20:15). Żyjemy w Jego obecności. On jest obecny w naszym życiu każdego dnia, w każdym miejscu. Nie ma obecnie "ziemi świętej", w której Bóg w szczególny sposób manifestuje swoją obecność. Cała ziemia jest święta, ponieważ Jezus udał się do świata i posyła swoich uczniów na świat (Mt 28:18-20). Jezus w szczególny sposób przychodzi do nas ilekroć, niczym uczniowie w Ewangeliach, gromadzimy się w pierwszy dzień tygodnia. Jest obecny pośród nas w swoim Słowie, przy Stole Pańskim jako hojny i łaskawy gospodarz, który wszystko przygotował. Obecnie dzięki Chrystusowi każdy z wierzących w Niego ma dostęp do Miejsca Najświętszego, do Boga w niebie, który jest naszym dobrym Ojcem.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Umieranie czyni życie sensownym

(20) A byli niektórzy Grecy wśród tych, którzy pielgrzymowali do Jerozolimy, aby się modlić w święto. (21) Ci tedy podeszli do Filipa, który był z Betsaidy w Galilei, z prośbą, mówiąc: Panie, chcemy Jezusa widzieć. (22) Poszedł Filip i powiedział Andrzejowi, Andrzej zaś i Filip powiedzieli Jezusowi. (23) A Jezus odpowiedział im, mówiąc: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. (24) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. (25) Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. (26) Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój. - Ew. Jana 12.20-26.

Chrystus naucza, że stoimy przed wyborem dwóch stylów życia. Albo będziemy żyli jak ziarno pszeniczne, które obumrze i wyda obfity owoc, albo pozostaniemy ziarnem, które nie obumrze i pozostanie pojedynczym ziarnem. Bycie pojedynczym, nie obumierającym ziarnem jest stylem życia, który Jezus przyszedł skonfrontować. Chrystus przyszedł nie tylko umrzeć za świat, ale i odwrócić jego cały system wartości i sposób życia.

Podejście świata do życia jest oparte na nieumieraniu. Korzeń bezbożności mówi: nie puszczaj, nie poddawaj niczego, bierz co możesz. Gdy ta postawa dojrzewa, prowadzi do prosto piekła. Korzeń pobożności mówi natomiast, że droga do owocowania, do obfitego plonu wiedzie poprzez obumieranie. Jezus przyszedł abyśmy mieli życie w obfitości (Jn 10:10). Któż chciałby stronić od obfitego życia? Okazuje się, że całkiem wielu, kiedy odkryją, że pełnia tego obfitego życia znajduje się po drugiej stronie śmierci. Albert King śpiewał, że wszyscy chcą do nieba, ale nikt nie chce umrzeć. Oczywiście nie chodzi o to, by teraz chrześcijanie masowo chcieli być przybijani do krzyża jak Chrystus (choć takie nadużycia dziś mają miejsce w niektórych miejscach Ameryki łacińskiej). Chodzi raczej o to, czy żyjąc tu i teraz chcemy być pszenicznym ziarnem, które obumrze, aby wydać obfity owoc.

Różnica tkwi więc w podejściu zarówno do śmierci, jak i do życia. Człowiek niewierzący myśli o śmierci i twierdzi: tam dalej nie ma nic. Chce trzymać się życia za wszelką cenę, bo to wszystko co wg niego mamy, wszystko, co nam pozostało. Po śmierci nie ma nic, a w najlepszym przypadku wielka niepewność. Nie chcemy więc oswajać się z myślami o śmierci, bo ona oznacza koniec. Człowiek wierzący odpowiada: Śmierć to tylko tunel. Przejście do innego świata. Czy będzie lepszy zależy od tego, czy udaliśmy się z wiarą do Chrystusa, by rozwiązać problem grzechu; czy zostały one zmazane Jego krwią?

Jednak nie mówimy tylko o różnicy w podejściu do umierania tego jednego dnia, kiedy odejdziemy z tego świata. Mówimy o dwóch sposobach życia na ziemi. Pan Jezus powiedział, że nasze życie ma cechować umieranie. W jaki sposób ma się to odbywać? Poprzez dźwiganie naszego krzyża i ofiarną służbę dla innych na wzór służby Chrystusa (Łk 9.23). Umierać z Jezusem to nie organizować marsz biczowania w Filipinach. To wstępowanie w Jego ślady ilekroć się budzimy i wstajemy z łóżka. 

Chrystus nie tylko uczynił nasze umieranie sensownym. Uczynił sensownym również nasze życie. Jego wyciągnięte na krzyżu ramiona to zaproszenie dla nas, tak jakby mówił: Teraz wasza kolej.  To wasza droga. Tam gdzie ja jestem, nie traficie pozostając w miejscu i starając się żyć dobrze. Musicie uwierzyć we mnie. A uwierzyć we mnie oznacza iść za mną, wstępować w moje ślady.

Droga do chwały wiedzie więc poprzez krzyż. Nie ma drogi na skróty. Oznacza to, że mamy naśladować Chrystusa nie tylko w tym, co czynił czasu do wjazdu na oślęciu do Jerozolimy. Karmił głodnych, jadał z celnikami i grzesznikami, uzdrawiał chorych, dlatego również i my mamy akceptować i nieść ulgę bliźnim. Ale Wielki Tydzień, umieranie - to nie dla nas... Jest jednak inaczej. Nic nie upodabnia nas do Chrystusa tak bardzo, jak codzienne umieranie dla siebie, dla grzechu, dla życia na własnym tronie.

Śmierć Chrystusa była owocująca, jak ziarno, które obumarło i wydało owoc. Dlatego nasze codzienne życie powinno być owocujące. Co czyni nas prawdziwymi chrześcijanami. Liturgia? Mili ludzie? Sakralna muzyka? Dobra kawa po nabożeństwie? Te rzeczy, choć ważne i cenne, same w sobie nie posiadają mocy. Tylko spotkanie z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusem zmienia człowieka. Zmienia nas moc krzyża. 

Czy widząc krzyż widzimy w nim siebie? Nie tylko w znaczeniu kary, którą Syn Boży poniósł za nasze grzechy. Czy widzimy w nim drogę życia dla nas? Czy chcemy obumrzeć jak ziarno, aby zacząć nowe życie i wydać owoc. Czy nasze życie na wzór krzyża zmienia innych? Powinno, jeśli idziemy tą drogą. Jeśli zaś postanawiamy pozostawać pojedynczym ziarnem, które nie chce obumrzeć, to nie ma żadnej mocy. Życie dla siebie nie zmienia nikogo, nie przyciąga nikogo. Nieowocujący chrześcijanin to oksymoron. 

Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania - Rzymian 6.5.

wtorek, 24 września 2013

Na Facebooku nie rozmawiasz z ikonkami

"A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sabacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana. I znowu rzekł do nich Jezus: Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam". - Ew. Jana 20:19-21

Jezus po swoim zmartwychwstaniu przyszedł do strwożonych uczniów ze słowami pokoju. Uczynił to nie bez przyczyny pierwszego dnia po Sabacie (Jn 20:19), który jest dniem Jego szczególnej obecności pośród zgromadzonych uczniów. Przyszedł do tych, którzy wcześniej uciekli, przestraszyli się i zostawili Go samego. I kiedy im się ukazuje, nie wypomina niechlubnej przeszłości: No, ładnie. Tu jesteście, gagatki! No i coście zrobili? Byłem sam, potrzebowałem was, a was nie było! Teraz mi nie uciekniecie! Zawiedliście mnie. Jakże mogę was używać po tym wszystkim? 

Nie. Mówi: Pokój Wam! I co więcej: Posyłam was. Tak, wiem, że upadliście, że byliście strachliwi. Ale to właśnie was wybrałem, by moje imię było opowiadane w świecie. Posyłam was tak samo, jak Ojciec posłał mnie. 

Żadnych słów o zawodzie. Żadnego wypominania, wspominania złej przeszłości. Mamy słowa o pokoju i posłaniu na świat po najcięższym doświadczeniu jakie przeszedł. To samo czyni wobec nas kiedy przychodzimy do Jego obecności na Nabożeństwie. Rozpoczynamy je trynitarną formułą oraz słowami błogosławieństwa i pokoju od Chrystusa: "Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa", na co wspólnie odpowiadamy: "Nasza pomoc jest w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię". 

Tak powinno być z nami. Kiedy przychodzimy do naszych braci i sióstr, powinniśmy nieść im błogosławieństwo. Zawiodłeś się na kimś miesiąc temu? Przyjdź i powitaj go serdecznie, bez wypominania. Nie pielęgnuj w sobie poczucia zranienia. Jezus tego nie robił. Ani razu po śmierci nie odniósł się do przeszłości, która została zmazana Jego krwią. Kiedy widzisz, że twój brat zgrzeszył, idź i napomnij go, ale bez względu na to, w jaki sposób przyjmie napomnienie, niech nie wpływa na twój charakter, wdzięczność i miłość do niego. 

To coś, czego wciąż musimy się uczyć. Kiedy mamy udać się do ludzi: w pracy, w Kościele, z rodziną, musimy przygotowywać naszego ducha na spotkanie z nimi; na postawę bycia nosicielami pokoju i światła chrystusowego. Nie mówię o chowaniu głowy w piasek, ale o sile przebaczania, wznoszenia się ponad osobiste docinki, brak czyjejś wrażliwości, raniące żarty.

To dotyczy spotkań na żywo, ale i "spotkań" w sieci. Niekiedy w blogowych lub facebookowych komentarzach spotykam się z personalnymi atakami. Ilekroć przychodzi pokusa (której niekiedy ulegam), by odpowiedzieć w tym samym tonie, muszę pouczać samego siebie: Panie, kiedy głoszę Twoje Słowo, to udaję się do ludzi, uczynionych na Twój obraz. Pomóż mi być wśród nich świadectwem wierności Twojemu Słowu, odwagi, ale i szacunku do nich. Bez względu na to, czy podchodzą do naszego stoiska ewangelizacyjnego, czy spotykamy się w domach, w Kościele, czy przed komputerowym monitorem. Ci ostatni może są daleko ode mnie, ale to nie są jedynie facebookowe, gmailowe ikonki, które automatycznie generują odpowiedzi. Muszę ich traktować jak bliźnich. 

To znów, wymaga modlitwy i przygotowania serca. Musimy bowiem pamiętać, że kiedy rozmawiamy z ludźmi, komunikujemy się z kimś uczynionym na Boży obraz. To dotyczy nie tylko naszych reakcji wobec błędów lub grzechów współmałżonków, dzieci, osób z Kościoła, współpracowników, ale np. tych, którzy proszą nas o pieniądze na ulicy, konsultantów telefonicznych, osób roznoszących reklamy do naszych skrzynek, pukających do drzwi świadków Jehowy... Chcesz odmówić, zwrócić uwagę? Zrób to jak chrześcijanin, nie jak poirytowany klient supermarketu z powodu działania jednej kasy.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Ewangelia św. Jana na temat Ojca

Chrześcijanie, którzy znają Ojca powinni starać się Go naśladować, postępować jak On. Jeśli myślimy o byciu dobrymi ojcami, o naśladowaniu Ojca w niebie zróbmy następującą rzecz. Otwórzmy Biblie na Ewangelii św. Jana i zanotujmy sobie z niej wszystkie wersety, które mówią o Bogu Ojcu. Oto kilka stwierdzeń na temat Ojca. Odnieśmy je do ojcowskiego powołania w naszych rodzinach:

-         Syn objawia chwalę Ojca – Jn 1:14
-         Syn jest żarliwy i zabiega o chwałę Ojca – Jn 2:16-17
-         Ojciec objawia siebie poprzez słowa Syna – Jn 3:34
-         Ojciec szuka prawdziwych czcicieli – Jn 4:23-24
-         Ojciec działa – Jn 5:17
-         Ojciec ufa Synowi i i powierza mu zadania – Jn 5:18-23
-         Ojciec szuka chwały dla Syna – Jn 5:18-23
-         Ojciec jest dawcą życia – Jn 5:26
-         Ojciec jest dawcą chleba z Nieba, dał mannę na pustyni, tak jak dał Jezusa, prawdziwy chleb życia – Jn 6:32
-         Ojciec pociąga ludzi ku Synowi aby mieli życie – Jn 6:44
-         Ojciec poucza tych, których pociąga ku Sobie – Jn 6:44-46
-         Ojciec towarzyszy Synowi i nie pozostawia go samego – Jn 8:27-29
-         Ojciec chroni tych, których dał Synowi – Jn 10:28-32
-         Ojciec i Syn zamieszkują się wzajemnie – Jn 10:38
-         Ojciec słucha Syna i wysłuchuje Syna – Jn 11:41
-         Ojciec jest gotów uczcić każdego kto służy Synowi i czci Syna - 12:25-26
-         Ojciec posyła Pocieszyciela i Pomocnika do uczniów Chrystusa – Jn 14:16-17
-         Ojciec jest większy niż Syn – 14:28-31
-         Ojciec jest wywyższony poprzez wierzących wydających owoce – 15:8-9
-         Ojciec wysłuchuje modlitw przynoszonych w imieniu Jezusa – 15:15-16
-         Nienawidzić Syna oznacza nienawidzić Ojca – 15:23-24
-         Ojciec i Syn dzielą się wszystkim wzajemnie – 16:15
-         Bóg Ojciec jest w Biblii hojnym dawcą - Jn 3:34-36.
-         Syn jest wyrazem hojności Ojca – 3:16, 18:11.
-         Ojciec także daje Ducha 14:16-17.
-         Ojciec daje Siebie – Jn 14:22-24.

Niekiedy myślimy o Ojcu jako srogim Bogu, zaś o Jezusie jako o kimś, kto przyszedł srogiego Ojca udobruchać. To zupełne niezrozumienie Nowego Testamentu. Biblia mówi, że Syn jest najpełniejszym objawieniem charakteru, miłości o woli Ojca. Patrząc na Jezusa możemy widzieć jaki jest Ojciec, tak jak nasze dzieci wiele mówią o nas. Pod wieloma względa bowiem odbiciem naszych postaw i charakteru. 

czwartek, 17 maja 2012

Jezus, Starowicz, Darwin, Szczuka, Korczak, Montessori

"Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie". - Ew. Jana 15:5

Kiedy Biblia naucza, że jest Jezus jest "Panem" oznacza to, że każda dziedzina życia (a nie jednie ta tzw. "religijna") powinna zostać poddana pod Jego panowanie.  Mówimy bowiem o Jezusie Chrystusie będącym w centrum naszego życia, a nie jedynie naszej religii. Bez Chrystusa dosłownie nic nie możemy uczynić, jak naucza powyższy werset. W jakiejkolwiek dziedzinie, nie tylko w kwestii zbawienia. Warto abyśmy co jakiś czas przypominali sobie o tym i badali samych siebie czy czasami nie traktujemy Pana Jezusa jak Rzymianie czy Grecy traktowali swoich bogów:

Neptun – bóg wód i deszczu
Saturn – bóg rolnictwa i zasiewów
Bachus – bóg płodnych sił przyrody oraz wina
Fortuna – bogini kierująca ludzkimi losami
Wenus – bogini miłości

W naszym życiu to może czasami wygląda tak:

Lew Starowicz – autorytet nt. seksualności człowieka
Karol Darwin – autorytet w dziedzinie nauk przyrodniczych 
Kazimiera Szczuka, Bartosz Arłukowicz - specjaliści w dziedzinie równości
Pan Jezus – autorytet w dziedzinie zbawienia i duchowego spełnienia człowieka, specjalista od przynoszenia dobrego samopoczucia milionom ludzi
Maria Montessori, Janusz Korczak, Super Niania – autorytet nt. edukacji i wychowania

wtorek, 15 maja 2012

Owocujące i zeschnięte latorośle

(1) Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winogrodnikiem. (2) Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc. - Ew. Jana 15:1-2 

 O kim nasz Pan mówił nauczając o odciętych gałązkach? Po pierwsze o Żydach, którzy Go odrzucili w wyniku czego stali się nieowocującymi gałązkami. Po drugie miał na myśli chrześcijan, którzy dołączyli do kościoła, stali się częścią krzewu winnego, ale nie wydawali owoców. Stali się bezużyteczni.

To obraz tego jak wygląda kościół. Poprzez chrzest stajemy się częścią krzewu winnego. Chrzest łączy nas z Chrystusem. Jesteśmy wszczepieni, przyobleczeni w Niego: (27) Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. – Galacjan 3:27.

Jesteśmy złączeni z Chrystusem w przymierzu. Jednak zauważmy, że bycie częścią krzewu winnego jeszcze nie oznacza owocowania, nie oznacza bycia w nim na trwałe. Co jest warunkiem trwania w krzewie winnym? Użyteczność. Owocowanie. Nie po prostu bycie. Wielu chrześcijan mówi, że ich chrześcijaństwo polega na byciu w kościele. Jednak bycie to za mało. Jezus mówi tu o jakości bycia. Jak wygląda nasza obecność w kościele? Jakim rodzajem latorośli jesteśmy? Jakie są nasze owoce? Czy jesteśmy owocującą latoroślą czy usychającą, po prostu będącą? Ten fragment pokazuje nam, że życie ucznia Jezusa jest życiem dynamicznym. Owocowanie oznacza rozwój, służbę. Niestety do kościoła przynosimy niekiedy nawyki z systemu, w którym się wychowywaliśmy lub z dzieciństwa: ktoś coś nam da, a wspólnota to miejsce brania.

Latorośle, które nie wydają owoców na pewno znajdą wiele wyjaśnień dlaczego tego nie robią: bo obok siebie mają latorośle, które również nie owocują, bo winogrodnik nie pielęgnuje ich jak należy. Zawsze jednak, o dziwo, zależy im by to owoce innych były bardzo okazałe, nie ich własne. To co w konsekwencji łączy wszystkie nieowocujące latorośle to fakt, że... winogrodnik je odcina. Będą mogły ze sobą porozmawiać jaki to winogrodnik jest okrutny, a inne owocujące latorośle zaślepione.

Winogrodnik reaguje. To powinna być dla nas zachęta i ostrzeżenie. Zachęta ponieważ Pismo mówi, że nasz trud nie jest daremny w Panu i Bóg widzi nasze owoce. Ostrzeżenie ponieważ nie wydając owoców możemy się wtopić w owocujące latorośle jednak winogrodnik oglądając krzew winny z pewnością zauważy i oceni każdą latorośl. Zauważmy, że robi to sam winogrodnik. W słowach Jezusa nie ma ani jednej wzmianki o tym, że jedna latorośl odcina inną. Nie bądźmy szybcy w osądzaniu innych latorośli. Pomyśl raczej jakim rodzajem latorośli jesteś Ty, Drogi Czytelniku.

sobota, 3 lipca 2010

Czciciele, nie ideolodzy

Wg słów Jezusa z Ew. Jana 4, które wypowiedział podczas rozmowy z Samarytanką, Bóg szuka takich, którzy "będą mu oddawali cześć w duchu i w prawdzie" (Jn 4:23).

Ojciec w Niebie szuka nie tyle mędrców, poprawnych teologów, choć i to jest dobre. Przede wszystkim Bóg szuka czcicieli - tych, którzy będą oddawali Jemu cześć w duchu i w prawdzie.
Powyższe słowa wypowiada w kontekście stwierdzenia, że kult nie będzie odbywał się w jednym miejscu – świątyni w Jeruzalemie, która zostanie zburzona. Duch jednoczy prawdziwych czcicieli bez względu na miejsce, zaś kult powinien odbywać się w prawdzie.

Dla Jezusa jest to bardzo ważna sprawa. Kult w prawdzie to kult oddawany w oparciu o Boże Słowo. Chrześcijanin nigdy nie powinien mieć więc postawy: "wszystko jedno jak, byle szczerze, z powerem, ładnie, byle w określonym porządku i ładnie wyglądającym kościele (najlepiej starym)".

Wg Pismo powyższe rzeczy mogą być dobre, ale na pewno nie są wystarczające. To Bóg określa właściwy sposób oddawania Jemu czci. Co więcej - sam Jezus mówi, że Ojciec szuka takich czcicieli.

To o czym piszę w rzeczywistości jest jedną z najbardziej charakterystycznych różnic m-dzy chrześcijaninem a niechrześcijaninem. Nie chodzi tu o sferę poglądów. Jeśli chrześcijaństwo ograniczymy do poprawnych poglądów to uczynimy z niego zwykłą ideologię. Chrześcijaństwo jednak nie jest ideologią. Jest sposobem odpowiedniego postępowania, które powinno wynikać z poprawnej teologii. Zatem różnica m-dzy chrześcijaninem, a niechrześcijaninem najpełniej objawia się w takich rzeczach jak:Kursywa
- Gdzie i w jaki sposób spędzasz ndz poranek?
- Czy przychodzisz przed Boże oblicze w społeczności Bożej rodziny (kościoła) - by słuchać Jego Słowa i zasiadać z Chrystusem przy Stole Pańskim otrzymując z Jego rąk chleb i wino?
- Jaka jest twoja odpowiedź na udzielane Ci Słowo i sakramenty?
- Gdzie w tym czasie znajdują się twoje dzieci?

Te wszystkie rzeczy mówią nam więcej o naszym sercu, umyśle niż ideologia. Możesz mieć w 90% poprawną teologię, ale jeśli nie jesteś zaangażowany (nie mylić z "obecny") w ndz nabożeństwo to wcale nie znasz Boga lepiej niż 5 letnie dziecko które modli się słowami Ojcze Nasz i próbuje śpiewać co 2 słowo w pieśniach.

Jezus wyraźnie powiedział jakich ludzi szuka Ojciec - przede wszystkim czcicieli. Uczmy się jak nimi być.